Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 4)

Samon dojechał do Mikulczic. Był już tam wcześniej trzy razy, znał ten gród. Mieszkańcy ucieszyli się z przyjazdu karawany kupieckiej. Mogli sobie pozwolić na większe zakupy, bo do grodu zjechali się przedstawiciele różnych rodów, więc trochę zarobili na zakwaterowaniu i wyżywieniu gości. Przy takiej ilości klientów interes szedł Samonowi bardzo dobrze. Niedługo w Mikulczicach pojawił się też kagan Awarów z dużą obstawą. Kagan Onogunduri dokonał najwięcej zakupów. Kupiec aż zacierał ręce z radości.

Rozpoczęły się obrady. Trwały trzy dni i wyglądało na to, że stanęło na impasie. Samona bardzo interesowało, na jaki temat były te obrady. Podpytywał się innych, lecz niewiele się dowiedział. Przeważnie mówiono mu, że prawdopodobnie kagan chce wyruszyć z podległymi mu Słowianami na Serbów. Kupiec żałował, że nie wziął większą ilość wozów, najlepiej wypełnionymi bronią i zbroją. Zarobiłby wtedy o wiele więcej. Gdy zbliża się wojna, to broń dobrze się sprzedaje. Ale i tak nieźle zarobił. Wiedział, że jak wróci do Królestwa Franków, to jego status społeczny podskoczy do góry. Zapowiadało się wygodniejsze życie.

Po trzech dniach bezowocnych obrad kagan wezwał Samona do siebie. Frank był tym zaskoczony. Może kagan chce zaproponować mu kontrakt handlowy? Wtedy następnym razem, być może, będzie musiał udać się z karawaną nad Balaton. Samon udał się do namiotu kagana z nadzieją na zyskowny kontrakt. Został wprowadzony do namiotu. Natychmiast się nisko pokłonił.

- Witaj Samonie - przywitał go Onogunduri. - Zapewne jesteś ciekawy, po co cię tutaj wezwałem?

- Czcigodny kaganie, ciekawi mnie to skąd tak dobrze znasz słowiański.

- Jak ma się poddanych Słowian, to trzeba znać i słowiański. Ja nie znam frankijskiego ani łaciny, ty nie znasz awarskiego, więc porozmawiamy sobie po słowiańsku.

- Po frankińsku mówię, w łacinie czytam i piszę. Wielmożny kaganie miałeś rację, jestem ciekaw, po co mnie wezwałeś.

- Będę się streszczał. Ruszam na Konstantynopol. Jestem już na tyle potężny, ze mogę sobie pozwolić zdobyć stolicę Cesarstwa. Razem ze Słowianami południowymi. A kto wie, może i Persowie dołączą. A tutejsi Słowianie północni są niepewni. Niby się przede mną łaszą, ale wiem, że nagle mogą mi skoczyć do gardła. Gdybym nie zaoferował pomoc w obronie przed Serbami i Chorwatami, to już dawno by się zbuntowali. By ich przekonać do siebie, to dam im własne państwo. Będzie to podległe mi lenno, ale dam im dużo swobody. Nie mogę jednak znaleźć odpowiedniego księcia dla tego kraju. Każdy ród uważa, że on jest najważniejszy i nie przystoi jak inny ród będzie nim rządził. Pokłócili się miedzy sobą.

- Podejrzewam Panie, że nie masz jeszcze kandydata i chcesz zapewne bym się zorientował, kogo najlepiej wybrać? To byłoby bardzo mądre. Rozejrzę się i będę wiedział, kto będzie najodpowiedniejszy.

- Nie. Ja już mam kandydata. Nie musisz mi go szukać. To ty będziesz tym księciem.

- E, co? Ale ja nie jestem Słowianinem. Nawet nie jestem stąd. Zresztą, jestem zwykłym kupcem a nie przywódcą rodu.

- Właśnie. Nie jesteś Słowianinem. Nie ufam Słowianom. Ty jesteś germańskim Frankiem.

- Gwoli ścisłości, mam pochodzenie celtyckie - przerwał mu Samon.

- Nieważne. Jesteś obcy, więc żaden ród słowiański nie zostanie wywyższony. Znasz słowiański, znasz Słowian, nieraz tutaj bywałeś. Jesteś wykształcony. Umiesz czytać i pisać, nie to, co tutejsi, analfabeci. Tak więc, to ty będziesz księciem Słowian.

- Czcigodny kaganie, nie wiem co powiedzieć.

- Dostaniesz Morawy i Bohemię. Dam ci doborowy oddział, składający się ze Słowian panońskich, jako straż przyboczną. Przyda ci się w utrzymaniu porządku. Dostaniesz też sporo pieniędzy na zarządzanie lennem. Acha, jesteś na tyle inteligentny, że wiesz, co się stanie, gdybyś próbował mnie zdradzić.

Samon klęknął przed kaganem.

- Mój Panie, gdzież bym śmiał. Przecież tyle tobie zawdzięczam.

- Trzymam cię za słowo. Pamiętaj, jesteś tu obcy. Tylko dzięki mnie masz gwarancję w utrzymaniu się na książęcym stołku.

- Nie musisz mi tego przypominać, wielmożny kaganie. Zdaje sobie z tego sprawę.

- To dobrze. A teraz pomyślimy nad tym, jak najlepiej cię zaprezentować. Jeszcze dziś staniesz się księciem.

 

Zima w marcu 621 zwodziła. Niby chciała odejść, już pakowała się na drogę, ale wciąż się guzdrała, jakby nie miała czasu pozabierać śniegu i chłodu. Ludzie czekali na nową porę roku, ale zima jakoś nie chciała wiośnie ustąpić miejsca. 21 marca, gdy dzień zrównał się z nocą, jak co roku rozpoczęły się Jare Gody. Dla Słowian zaczynał się wtedy nowy rok. Z rana, nad jezioro udał się korowód mieszkańców Witczyna. Przy odgłosach instrumentów i grzechotek niesiono kukłę Marzanny, bogini zimy i śmierci. Ludzie zatrzymali się przy jeziorze.

- Pora by Marzanna odwaliła kitę, bo za długo trwała ta zima - rzekł Dziwisław. - Teraz jak się podsmaży i utopi, to może wiosna się pojawi.

- A czemu ta kukła z twarzy jest podobna do mnie? - spytał się Biezdar przypatrując się kukle.

- A gdzie tam. Nie widzę podobieństwa. Ta kukła ma bardzo inteligentny wyraz twarzy. Wygląda na mądrą i oczytaną. Wcale jest do ciebie niepodobna.

- Te, Dziwisław, a chcesz wlecieć do wody zamiast Marzanny? - poirytował się Biezdar. - Bardzo zabawne.

Marzanna została podpalona i ludzie patrzyli jak płonie. Następnie nadpalona kukła została wrzucona do jeziora. Gdy utonęła, ludzie wrócili do wioski. Trzeba było przygotować się do uczty. Wśród potraw nie mogło brakować pomalowanych jajek, symbolu życia, zdrowia i płodności.

Radomił rąbał przed chałupą drewno. Poczuł ze ktoś smaga go po tyłku. Odwrócił się i zobaczył zadowoloną Czębirę z witką w ręku.

- Śmigus - wyjaśniła. Zwyczaj smagania witką, czyli Śmigus, był obchodzony w Jare Święto i miał przynosić zdrowie, siłę i oczyszczenie. Młodzieniec odłożył siekierę i zaczął gonić swoją żonę, która z piskiem uciekła do chałupy. Tam dopadł ją, wyrwał witkę i podwinął suknię. Zaczął dawać razy na gołą pupę. Czębira krzyczała, a gdy skończył, uśmiechnęła się i rzekła:

- Co tak słabo? Chcesz bym przez ten rok była chorowita?

Radomił odrzucił witkę.

- Może to dokończymy w inny sposób - rzekł spoglądając na jej nagie pośladki. Ściągnął spodnie i położył Czębirę na łożu. Nie dane im było długo się pokochać, bo niedługo usłyszeli jak ludzie wołają:

- Wici! Wici! Będzie wojna!

Radomił założył spodnie i wyszedł na zewnątrz ciekawy, co to za wojna.

- Z kim walczymy? - spytał się posłańca, który przybył z pękiem łoziny.

- Książę Samon zwołuje pospolite ruszenie. Trzeba się bronić przed Serbami - odparł przyjezdny.

- Najwyższy czas - zauważył Przemęt. - Ostatnio Kninin mało co nie został jeszcze raz spalony. Dobrze, że tym razem to była niewielka grupka Serbów. Przechodzą sobie na Bałkany przez nasz kraj zachowując się gorzej od Awarów.

- Damy radę? – u Dziebora pojawiły się wątpliwości. - Serbowie są bardzo bitni.

- Książę Samon. Tfu, jaki z niego książę? - splunął Biezdar. - Dla mnie wciąż to kupiec. Mam nadzieję, że Samon przeorganizował jakoś militarnie te ziemie. Na pewno może też liczyć na wsparcie od Awarów. Miłoborze, mój synu, wreszcie będziesz miał okazje dokonać bohaterskich czynów.

- Ty go lepiej pilnuj, by nie bohaterzył za bardzo – Mojmira spojrzała uważnie na swego męża. - Nie chcę byśmy stracili naszego syna.

Czębira wyszła z chałupy, podeszła do swego męża i przytuliła się do niego.

- Obiecaj, że nie będziesz szukał śmierci na polu bitwy - rzekła a w jej oku pojawiła się łza. - Chcę byś wrócił do mnie cały i zdrowy.

- To wojna. A na wojnie nigdy nic nie wiadomo - odpowiedział. - Bardzo cię kocham. Jak tylko ta wojna się skończy, od razu wrócę do ciebie.

- Będę się codziennie modliła w świętym gaju do Peruna, by cię wspierał w boju i nie dał ci zginąć.

Stali tak wtuleni w siebie a potem wrócili do chałupy. Wciąż trwały Jare Gody, ale nastrój w to święto był już inny niż rankiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania