Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 11)

Radomił w ukryciu przyglądał się, jak w oddali przejeżdża grupa wojów. Gdy jeźdźcy oddalili się, rzekł do Samona:

- Jednak cię szukają. Nie czekają grzecznie w grodzie.

- Dziwi cię to?

- Nie, nie dziwi mnie. Dlatego jeszcze cię nie wypuszczę. Jak mnie odnajdą, to sam nie będę miał szans. Na razie jesteś moją gwarancją nietykalności. Wypuszczę cię, gdy będę miał pewność, że jesteśmy daleko od pościgu.

Wsiedli na konia i ruszyli w dalszą podróż.

- Ciekawi mnie, jakbyś sobie poradził rządzić jakimś krajem – rzekł książę.

- Nie chcę rządzić. Nie mam takiego przyrostu ambicji.

- Właśnie widzę, że nie chciałbyś być władcą. I dobrze, bo nie nadajesz się. Żyjesz chyba w jakimś wyidealizowanym świecie, gdzie istniej same dobro i sprawiedliwość. Nie chciałbyś sobie moralnie pobrudzić rączek. Zgadza się, Radomił? Zostałbyś królem, to zaraz twoje królestwo byłoby rozszarpane. Nic by z niego nie zostało. Bo nie znasz się na polityce.

- Twoje zbrodnie nazywasz polityką?

- By utrzymać kraj, musi ktoś od czasu do czasu ginąć. Nie ma ani księcia ani króla ani cesarza, który by nie miał poplamionych rąk krwią. Nie wolno dopuścić, by wrogowie niszczyli kraj. Trzeba ich eliminować legalnie, z wyroku władcy. Albo nielegalnie, skryto, gdy nie ma formalnego powodu by ich skazać. Niewinnych ludzi też należy poświęcić, gdy wymaga tego dobro kraju. Ha, tracą wtedy swe życie dla dobra ojczyzny, dla dobra innych, dlatego ich śmierć nie jest nadaremna. Gdy masz problemy ze swoimi poddanymi, wtedy dobrze jest pozabijać trochę ludzi i winę zrzucić na wroga. Czym więcej i bardziej okrutnie, to tym gniew ludzi będzie większy. Wtedy wszyscy zjednoczą się pod moim przywództwem. Wodzu prowadź nas na wroga, by pomścić naszych. Wtedy jestem ich opatrznością, czyż to nie piękne?

- Jeśli to prawda, to nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym władcą. Mam ich głęboko w poważaniu – odparł Radomił. – Szczególnie ciebie. Dałem słowo, że ciebie wypuszczę, to wypuszczę. A ty dasz słowo, że nie będziesz mnie ani Czębiry ścigał w Witczynie?

- Mogę dać słowo. Skąd jednak będziesz wiedział, że je dotrzymam? Możesz mnie teraz zarżnąć, jednak jak to zrobisz, to moi ludzie będą się mścić na Witczynie.

- Dałem słowo, że ciebie wypuszczę. Nic ci nie zrobię. Nie jestem taki jak ty.

- To dobrze. Szkoda byłoby, by pierwsze słowiańskie państwo straciło swego księcia.

- Państwo? Awarowie ustawili tutaj swoją prowincję, nazwali ją księstwo, a ty w rzeczywistości jesteś ich nadzorcą podatkowym, ściągającym z tych ziem haracz dla kazana.

- Coś w tym jest. Ale nie myśl, że to będzie trwać wieczność. Zobaczysz, że będę jeszcze równy kazanowi.

Radomił kluczył, starając się, by go nie wykryto. Morawy były wtedy pokryte rozległymi puszczami, co ułatwiało mu zadanie. Pod wieczór dojechał do opuszczonej kamiennej wieży. Przy budowli stał wóz bez konia. Nieopodal jakiś chłopiec układał stos patyków. Radomił podjechał do chłopca.

- Co tutaj robisz sam, bez rodziców? Niedługo się ściemni – spytał się.

- Ciała rodziców leżą na wozie. Muszę je spalić zanim się rozłożą – odparł smutno chłopiec nie przyglądając się zbytnio podróżnym, bo był zajęty ustawianiem stosu.

- Co się stało? Pomarli nagle? Pomogę ci spalić ciała.

- Nie trzeba. To moi rodzice. To ja ich pogrzebię a nie obcy ludzie.

Radomił zszedł z konia i podszedł do wozu. Ciała zaczynały się pomału rozkładać, ale rozpoznał, do kogo należały.

- Niestek, nie poznajesz mnie? Bardzo dobrze znałem twoich rodziców – podszedł do chłopca. Ten odwrócił się.

- Radomił! – krzyknął i podbiegł. Młodzieniec przytulił go. Niestek się rozpłakał.

- Na Peruna, kto zabił Niegroda i Żywię? – spytał się Radomił nie kryjąc oburzenia.

- Żołnierze Samona. Najpierw zabili tatę, potem mamę. Mnie też chcieli zabić i Tomirę.

- Żołnierze Samona – rzekł Radomił w kierunku księcia. Ten jakoś zszedł z konia, pomimo, że wciąż miał związane ręce od tyłu. Podszedł do chłopca.

- Nie wiesz kto nimi dowodził? – spytał się.

- Mściwój.

- Czemu to zrobił? Miał przecież oczyszczać drogę ze zbójców a nie z cywili.

- Znasz go? – zdziwił się Niestek. – Rodzice wieźli dwa mieszki z monetami dla Samona, na wykup. Dlatego zginęli.

- Co za sukinsyn – wycedził książę przez zęby.

- Taki sam sukinsyn jak ty – rzekł mu Radomił. – Pomogę małemu z tym stosem pogrzebowym. Te patyczki są za słabe. Potrzeba tu solidnego drewna. Ty jesteś już wolny, możesz wracać do Mikulczic.

Rozwiązał ręce Samonowi.

- Pomogę wam z tym pogrzebem. Nie zostawiaj mnie tutaj samego bez broni. Jeszcze coś mnie po drodze napadnie. Odprowadź mnie do jakiejś najbliższej wioski, dobrze? – powiedział książę.

- Kto to jest? – spytał się Niestek.

- Samon – odpowiedział mu Radomił.

- Akurat. Powiesz mi, kim on jest naprawdę? – chłopczyk nie dawał za wygraną.

- To jest naprawdę Samon, książę tych ziem. To jego żołnierze zabili ci rodziców.

Niestek przypatrzył się dobrze księciu a następnie splunął na niego.

- Rozumiem twój gniew, ale wiedz, że nie wydałem takiego rozkazu. Jak spotkam Mściwoja, to się z nim policzę.

Radomił i Samon ułożyli solidny stos i położyli na nim ciała. Młodzieniec podpalił go. Patrzyli w milczeniu na płonące ciała. Radomił znalazł jakiś gliniany garnek w chatce, która był przy wieży. Gdy stos się dopalił, to pozgarniał do naczynia prochy ze stosu. Postanowił pochować rodziców Niestka w Witczynie. Kwadrans później, gdy zaczęło się ściemniać, trójka osób siedziała przy ognisku i spożywała kolację.

- Wiesz co, Radomił? – rzekł Samon – Porwałeś mnie, groziłeś mi nożem. Mnie, władcę tej krainy. Ale jesteśmy kwita. Możesz się zaszyć na swoim zadupiu, w Witczynie, razem z Czębirą. Nie będę was tam niepokoił. Ale nie pokazuj się w Mikulczicach. Jak cię jeszcze raz zobaczę, to nie będę już taki łaskawy. A ty, mały, jak chcesz, to udaj się ze mną do Mikulczic. Zaopiekuję się tam tobą, sieroto, będziesz mógł nawet kiedyś zrobić karierę na moim dworze.

- Nigdzie nie jadę – odparł chłopczyk. – Muszę odszukać moją siostrę. Ktoś musi się nią zaopiekować.

- Prawda, przecież masz siostrę. Co z nią? – przypomniał sobie Radomił.

- Gdzieś się ukrywa. Jeszcze jej nie znalazłem.

- Razem ją poszukamy, gdy tylko odstawimy Samona do jakiejś wioski. A gdy ją odnajdziemy, to zamieszkacie u mnie. Ja się wami zaopiekuję. Oczywiście, jeśli zechcesz.

Niestek popatrzył na Radomiła, zastanowił się, po czym pokiwał głową na tak.

- Nie martw się, odnajdę twoją siostrę – pocieszył go młodzieniec. Popatrzył w górę na gwiazdy. Zobaczył wspólną gwiazdę, jego i Czębiry. „Błagam, chroń ją. Niech bezpiecznie przybędzie do Witczyna” – rzekł w myśli. Godzinę później wszyscy zasnęli przy ognisku.

 

Tego samego wieczora Czębira siedziała przy ognisku z Tomirą. Jadły smażonego nad ogniskiem dzikiego królika.

- Zające już jadłam. Królika jeszcze nie – przyznała się dziewczynka. – Nie wiedziałam, że umiesz polować.

- Ty też się możesz nauczyć.

- Nie. Nie będę zabijała zwierząt.

- Czasami trzeba polować, by coś zjeść, by przeżyć. Będziesz kiedyś musiała się nauczyć polować. Ale niedobrze jest, gdy ktoś poluje dla przyjemności zabijania i niepotrzebnie zabija zwierzęta.

- Chyba nie dam się przekonać. Nie będę polowała.

- Weź z tej strony mięso. Jest bardziej smaczniejsze.

Dziewczynka delektowała się królikiem i przygryzała marchewkę. Spojrzała na ranną nogę Czębiry.

- Czy trudno ci było upolować królika? Masz zranioną nogę.

- Potrafię sporządzać specyfiki, które bardzo szybko goją rany. Już mogę prawie normalnie chodzić. Dlatego mogłam się skradać przy polowaniu. Rankiem noga powinna być już zagojona.

- Czębira, nie wiesz gdzie są teraz moi rodzice?

- Nie żyją. Sama mi to powiedziałaś.

- Wiem. Ale mi chodzi, gdzie oni są teraz po śmierci?

- Odlecieli do Wyraju. Jak człowiek się rodzi to przylatuje bocian z Wyraju i przynosi mu duszę. Jak człowiek umiera, to ptaki zabierają duszę z powrotem do Wyraju. Niektórym duszom nie udaje tam odlecieć i stają się demonami. Jak ktoś utonie, to jego dusza przeistacza się w utopca. Ale nie martw się. Twoi rodzice na pewno polecieli do Wyraju.

- Daleko jest ten Wyraj?

- Bardzo daleko. Za wielkim morzem. To tam odlatują ptaki jesienią i z niego przylatują wiosną.

- Czębira, jak znajdziemy brata, to pójdźmy do Wyraju. Zaprowadzisz mnie? Pójdę tam i odbiorę mamę i tatę. Przyprowadzę ich do domu.

Młoda kobieta spojrzała na dziewczynkę. Wiedziała, jaj ciężko było pogodzić się małej z utratą rodziców. Popatrzyła na chwilę na iskry tańczące nad ogniskiem i odpowiedziała:

- To bardzo daleko. Tak daleko, ze żadnemu człowiekowi nie uda się tam nigdy dojść. Tylko ptaki mogą tam dolecieć. Wiem, jak bardzo tęsknisz za rodzicami. Ja jak straciłam swoich, to wtedy świat mi się zawalił. Myślisz, że ja swoich nie chciałabym przyprowadzić z Wyraju? Jakby się to dało, to dawno bym to zrobiła.

Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko po jej policzkach spływały krople łez. Czębira ją przytuliła i pogłaskała po głowie.

- Wiesz, codziennie mi się śnią rodzice. Widzę jak są zabijani. Chcę im pomóc, ale nie mogę nic zrobić – zwierzyła się Tomira.

- Mi też kiedyś śnił się pożar, w którym giną moi rodzice. To z czasem mija, szczególnie jak trafisz na dobrych ludzi. Mi pomogli. Zostałam kapłanką. Potem zainteresowałam się zielarstwem. Już nie musisz się martwic o twoich rodziców. Są w Wyraju i nic im tam już więcej nie grozi. Jest im tam bardzo dobrze. Już ich nikt więcej nie skrzywdzi. A twoja mama, pomimo że jest w Wyraju, jest też wciąż przy tobie i wciąż się tobą opiekuje, mimo że jej nie widzisz.

- Jest przy mnie?

- Jest w promieniach Słońca, ogrzewa cię. Jest w wietrze, muska cię powiewem wiatru. Jest w chmurach, zwilża twoje dłonie kroplami deszczu. Cały czas jest przy tobie. Bo cały czas cię kocha, pomimo że odeszła.

- Czębira, zostaniesz moją mamą? Będę miała dwie mamy. Zawsze byłaś dla mnie bardzo dobra. Zawsze mnie leczyłaś, gdy coś mi się stało.

- Naprawdę chciałabyś, bym została twoją mamą?

- Jeśli ktoś jeszcze miałby zostać moją mamą, to tylko ty.

- Będę mamą dla was obu. Dla Niestka też, jeśli się zgodzi.

- Dziękuję – Tomira pocałowała Czębirę. – Będę cię kochała, będziemy wszyscy razem i będziemy szczęśliwi. Tęsknie za bratem. Obiecaj, że go odszukasz.

- Obiecuję. Od teraz jesteście dla mnie moimi dziećmi.

- A co powie Radomił?

Czębira uśmiechnęła się.

- Wiem jak z nim porozmawiać. Zresztą, myślę, że on was lubi.

Gdy nastała pora snu, dziewczynka spytała się:

- Mamusiu, przytulisz mnie jak będę spała?

- Jasne.

Czębira przytuliła Tomirę i zaczęła jej cicho śpiewać kołysankę. Dziewczynka zasnęła wtulona. Kobieta popatrzyła na jej gwiazdę. „Widzisz, jestem już mamą” – powiedziała jej w myślach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania