Opowieści pradawne. Rozdział 3: Ponad życie (cz. 3)

Minął dzień. Niestek i Tomira spacerowali po lesie i zbierali kwiaty. Dziewczynka była zachwycona widokiem leśnych kwiatów i przelatujących obok motyli. Jednak równocześnie coś ją trapiło.

- Chyba powinniśmy wrócić. Mama będzie niezadowolona, że byliśmy w lesie – stwierdziła.

Niestek wiedział, że jak rodzice połapią się, że był z siostrą w lesie, to mogą nawet dostać jakąś karę. Popatrzył na swoje uzbierane kwiaty.

- Niedługo wrócimy. Musimy jeszcze trochę dozbierać. Zobaczysz, Czębira ucieszy się z naszej niespodzianki– uspokoił siostrę.

- Ja uzbierałam najładniejsze kwiaty, bo nasze mamy na to zasługują. W tej ręce mam kwiaty dla Czębiry a w tej, na grób Żywii. A ty jak zwykle zbierasz byle jakie. Po co ci ten badyl?

- Nie podoba ci się? Przecież ładnie wygląda. Skąd wiesz, że twoje kwiaty są ładniejsze?

- Bo dziewczynki bardziej się znają na kwiatach.

- Szczególnie takie przemądrzałe jak ty.

Tomira uznała, że posiada już wystarczającą ilość roślinek. Przestała zbierać.

– Czy dla Radomiła też uzbieramy kwiaty? – spytała.

- Radomił bardziej by się ucieszył z kufla miodu.

- Jak się robi miód pitny? Może byśmy mu taki zrobili?

Niestek zaczął się zastanawiać, jak powstaje miód pitny. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

- Nie wiem. – odrzekł. - Chyba się wybiera miód z barci i miesza się z wodą, by można było go pić. Tak mi się wydaje.

Jego siostra skrzywiła się.

- E, wypiłbyś coś takiego? – spytała.

- Tfu. Już wolę zwykły miód polany na chleb. Pycha. Dobrze, że całe życie będę dzieckiem. Bo jakbym był dorosły, to musiałbym taki rozwodniony miód pić.

- Ja też nie chcę być dorosła. Bo nie dostawałbym już łakoci. Dorośli chyba nie jedzą łakoci?

Chłopiec nie odpowiedział, tylko nakazał jej ręką milczenie i wskazał jej najbliższe krzaki. Tomira od razu się w nich ukryła. Niestek schował się przy niej.

- Ktoś się zbliża. Grupa ludzi – szepnął.

Dziewczynka zaczęła nasłuchiwać. Po niedługim czasie usłyszała prowadzone w oddali rozmowy. Odczekali w ukryciu, aż nieznajomi przeszli nieopodal.

- Ko to był? – szepnęła.

- Nie wiem. Trzeba się upewnić.

- A jak są niedobrzy? Boję się.

Niestek nie czuł strachu, tylko opanowała go ciekawość. Koniecznie chciał się dowiedzieć, co to za ludzie i co tutaj robią. Próbował uspokoić siostrę:

- Nie bój się. Musisz tylko iść bardzo cichutko, by nas nie usłyszeli. Chodź.

Dziewczynka nie miała ochoty na śledzenie obcych. Jednak nie chciała, by jej brat samotnie wyruszył dalej. Zaczęli ostrożnie skradać się za nieznajomymi. Podeszli na tyle, że widać było twarze mężczyzn.

Na twarzy Tomiry pojawiło się przerażenie.

- Znam ich – szepnęła. – To Siwy i jego ludzie. Zbóje, którzy mnie porwali.

Chłopiec poczuł ekscytację, że po raz pierwszy w życiu może na własne oczy zobaczyć prawdziwych rozbójników.

- Nigdy jeszcze nie widziałem zbójców. To tak wyglądają? – rzekł. - Wiesz, co zawsze robią zbóje? Knują.

- Co knują?

- Knują jak wyrządzić komuś krzywdę. Trzeba iść za nimi i podsłuchać, co knują.

Tomira była jednak sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Chciałaby już jak najszybciej wrócić do domu.

- Nie wiem co mama na to powie – powiedziała.

- Mama zrobiłaby to samo, chodźmy. Ale cichutko.

 

Niesiebor rozglądał się w Witczynie za Gosławą. Gdzieś ona zniknęła. Nie mógł jej odnaleźć i coraz bardziej się niepokoił. Wiedział, w jakim stanie psychicznym była ostatnio i obawiał się, że będzie chciała coś głupiego sobie zrobić. Oby nie było za późno. Gdy tak jej szukał, podszedł do niego jeden z mieszkańców Witczyna, który wcześniej udał się do lasu po chrust.

- Niesieborze. Mam dla ciebie wiadomość. Od tej dziewczyny, co zamieszkała u was. Jak ona ma na imię? Nieważne. Kazała ci coś przekazać.

Niesiebor spojrzał w oczy swojego rozmówcy.

- Mów – rzekł, przeczuwając, że nie będzie to miła wiadomość.

- Spotkałem ją w lesie. Powiedziała, że odchodzi od ciebie i idzie w świat. Kazała ciebie pożegnać. Powiedziała, że musi tak zrobić, bo inaczej przez nią zginą ludzie a ona nie chce do tego dopuścić. I powiedziała, żebyś się nie martwił o nią. Ja bym się jednak o nią martwił. Poszła sama w las, w dodatku będąc w ciąży. Jeszcze się jej coś po drodze stanie.

Młodzieniec nie mógł sobie darować, że nie upilnował Gosławy. Oczywiście, nie miał zamiaru jej samej zostawić. Spytał:

- Pamiętasz, w którym kierunku poszła? Zaprowadzisz mnie tam?

Rozmówca pokiwał głową na tak i rzekł:

- Owszem.

- Poczekaj tu na mnie.

Niesiebor pobiegł po pomoc. Puszcza była ogromna, samemu trudno byłoby coś zdziałać, w tej sytuacji. Wrócił razem ze Zdamirem, Miłoborem, Radomiłem i Uściwojem.

– Nie daruję sobie, jakby coś jej się stało – rzekł. - Ruszamy. Nie ma chwili do stracenia.

Poszli pośpiesznie, do miejsca, gdzie ostatnim razem była widziana Gosława.

- Tam poszła – wskazał zbieracz chrustu.

- Dziękuję ci bardzo – podziękował Niesiebor. – Panowie, najlepiej jakbyśmy się teraz rozdzielili. Przeczeszemy las. W ten sposób mamy większa szansę, że się odnajdzie. Wiedzieli, że takie rozwiązanie ma sens. Mieszkaniec wrócił do wioski a pozostali mężczyźni rozeszli się. Każdy wybrał inną część lasu.

Niesiebor próbował natrafić na jakieś ślady Gosławy. Bezskutecznie. Jego głowę zaprzątały czarne myśli. Bał się o dziewczynę, bo wiedział, że w puszczy różne rzeczy mogą się przydarzyć. Pełno tu było dzikich zwierząt i różnorakich stworów. Minęła godzina. Młodzieniec przeszukał już sporą część gęstego lasu, bez skutku. Usłyszał, że ktoś biegnie w jego kierunku.

- Niesiebor! Niesiebor! – krzyczał Niestek. Za chłopcem biegła Tomira.

- Siwy porwał Gosławę – poinformował, gdy dobiegł do Niesiebora. – Ratuj ją!

Ten wyrwał się z marazmu. Popatrzył zdumiony na dzieci.

- Gdzie się włóczycie? Wiecie ze tu może być niebezpiecznie? Jaki Siwy?

- Siwy to zbój. Przywódca bandy – objaśnił Niestek.

Ta wiadomość zmroziła Niesieborowi krew w żyłach. Z drugiej strony czuł ulgę, że w końcu dowiedział się, jaka jest sytuacja. Trzeba było niezwłocznie działać.

- Ile jest tych zbójów? – spytał.

Niestek pokazał mu swoje palce u rąk.

- Tyle – odpowiedział. – Tomira, pokaż swoje palce. I tyle, co ma Tomira. I jeszcze tyle, co mam u nóg.

- Z trzydziestu. Gdzie ich widzieliście?

- Wiesz gdzie jest Wilczy Jar? Przy Sokolich Skałkach. Tam urządzili swoje obozowisko.

Młodzieniec chciałby uścisnąć dzieci, tak bardzo mu pomogły, jednak nie pochwalał tego, że poszły same do lasu. Rzekł do nich:

- Wiem gdzie to jest. Bardzo mi pomogliście. Nawet nie wiecie jak bardzo. A teraz zmykajcie szybko do Czębiry. Na pewno się o was niepokoi.

Dzieciaki pobiegły w stronę Witczyna. Nie wiedziały, czy Niesiebor sam sobie poradzi. Postanowiły w wiosce poinformować wszystkich o tym, co stało się Gosławie. Kwadrans później ujrzały Radomiła.

- Tato, tato! – krzyknął Niestek. – Zbóje porwały Gosławę!

Radomił szybko podbiegł do dzieci.

- Dzieciaki, co tu robicie w lesie? Czy wam pozwoliłem?

- Ale myśmy chcieli wyśledzić zbójców. Dla dobra wszystkich – usprawiedliwiał się chłopiec.

- Bo zbóje knują i są podli – dodała Tomira.

- Bogowie, aż strach pomyśleć, gdyby takie zbóje was złapali – przeraził się Radomił.

- Nie złapali, bo byliśmy bardzo cichutko, jak myszki – wyjaśniła dziewczynka.

Radomił sam już nie wiedział, co ma zrobić, by w końcu dzieciaki stały się posłuszne i nie wykradały się nigdy do lasu. Jakich argumentów miał użyć, by trafiły do głów? Pomyślał też o Gosławie. Z tego, co się teraz dowiedział, zrozumiał, że potrzebna jest jej szybka pomoc.

- Jacy to zbóje? – spytał.

- Kiedyś porwali mnie i Czębirę a teraz Gosławę. Trzeba jej pomóc – rzekła Tomira.

Dla Radomiła bezpieczeństwo dzieci było jednak na pierwszym miejscu.

- Wracamy do Witczyna – oznajmił. – Odprowadzę was. Nie będziecie same wracać przez las. Mama na pewno z wami poważnie porozmawia. A potem ja, jak wrócę z lasu. Bo najpierw będę musiał uwolnić Gosławę. Idziemy.

Złapał dzieci za ręce i odprowadził je bezpiecznie do domu.

 

Zbóje siedzieli przy ognisku w Wilczym Jarze. Obozowisko składało się z kilku dużych szałasów. Pobliskie skałki łagodziły wiatr w tym miejscu. Do tego odludzia mało kto się zapuszczał.

- Siwy, długo tutaj będziemy? – spytał się Dziki, obgryzając pieczeń z sarny. Siwy pociągnął z kufla większego łyka piwa i rzekł:

- Aż się uspokoi. Widziałeś ile wojów się tam kręci? Samonowi musi bardzo zależeć, by mnie dopaść. A skoro mu bardzo zależy, to muszę być kimś bardzo ważnym. Widzisz Dziki, ty się nigdy nie dorobisz takiej pozycji w świecie zbójeckim jak ja. Kiedyś będą o mnie w kronikach pisać, co nie Cichy?

- Ech – odpowiedział Cichy wzruszając ramionami.

- Cichy jak zwykle nic nie mówi – stwierdził Siwy. – Pokręcimy się tutaj po okolicy, sprawdzimy, co tutaj jest ciekawego, pograbimy. Ciekawe czy kmiotkowie są tutaj bogaci? Ciekawe na ile się wzbogacimy?

Dziki popił trochę piwa ze swojego kufla, po czym spytał:

- Siwy, a co z dziewczyną?

- Sam nie wiem. Może jak będą tędy przejeżdżać handlarze niewolników, to ją sprzedamy.

Dziki zastanowił się, czy to był dobry pomysł.

- To może poczekajmy z tym – doradził. - Jak urodzi dziecko to będą dwie osoby do sprzedania, dostaniemy podwójnie.

Herszt uśmiechnął się.

- Ty masz łeb, Dziki. A może jednak zajdziesz daleko, kto wie. Dzisiaj wieczorem spróbuję, jak to jest z ciężarną. Bom jeszcze nie próbował. Pamiętajcie, że mam pierwszeństwo. Niech nikt jej nie tknie. Poczekajcie aż mi się znudzi. Przyprowadźcie ją teraz do ogniska.

Zbóje przyprowadzili Gosławę. Dziewczyna była przerażona. Nie wiedziała czego się spodziewać po tych bandytach.

- Ej, dziewko. Zatańcz i zaśpiewaj coś. Rozbaw nas, bo coś nudno się zrobiło – rozkazał Siwy.

Patrzyła na ziemię. Nie odzywała się. Bała się ale nie miała zamiaru nikogo rozbawiać.

- Co, śpiewać nie umiesz? Ale zatańczyć na pewno umiesz – roześmiał się Siwy i rzucił kamieniem w jej stopę. Gosława odskoczyła.

- Widzisz, potrafisz skakać. No potańcz, potańcz. Chłopaki, zaśpiewajcie coś wesołego.

Rozległ się śmiech rozbawionych zbójów. Nikt nie zauważył, że w Wilczym Jarze pojawił się nagle Niesiebor. Jego oczy były pełne gniewu i nienawiści.

- Chodź tu do mnie, potańczymy razem – rzekł do Siwego, dobywając miecza.

- A on skąd tutaj się wziął? Jak wy pilnujecie obozowiska? – zdziwił się Siwy. – Brać go!

Młodzieniec został otoczony przez dziesięciu zbójów. Dobiegł do jednego z nich i przebił go mieczem, zanim ten zdążył się zasłonić. Na Niesiebora rzuciło się trzech zbójów naraz. Jeden z nich pożegnał się z życiem a dwóch odskoczyło. Siwy już wiedział, że ma przed sobą trudnego przeciwnika. Trzeba było coś zrobić, bo może stracić więcej ludzi. Pchnął Gosławę na ziemię, aż krzyknęła z bólu, następnie wziął grubego kija i zbliżył się do niej.

- Słuchaj, chcesz by ona zaraz poroniła bachora? Obiję jej brzuch, jeśli się nie poddasz.

Niesiebor wciąż był otoczony. Wiedział, że może długo walczyć i niestraszne były dla niego te zbóje. Wiedział też, że zanim się przebije przez kordon, to Siwy zdąży skrzywdzić Gosławę. A tego by sobie nigdy nie podarował. Krzyknął:

- Poddam się, ale pod warunkiem, że puścisz ją wolno. Będzie mogła się oddalić. Przyrzekasz?

Siwy przez chwilę się namyślił. Uznał, że to korzystna propozycja.

- Masz moje słowo – przyrzekł.

Niesiebor rzucił miecz na ziemię i został zaraz pojmany. Zbóje związali mu ręce. Gosława czuła jak jej serce zamarło.

- Puść go wolno. Zrobię, co zechcesz, ale wypuść go – błagała, chwytając Siwego za nogę. Ten odepchnął ją. Patrzył z zawziętym wyrazem twarzy na poległych kamratów i na swojego jeńca.

- No to powiesimy go – rozkazał. – Zabił dwóch moich ludzi, należy mu się. O, widzicie to drzewko? Idealnie się nadaje na wisielca. Tam go powieście. A później trzeba będzie się zająć pogrzebem naszych poległych.

- Puść ją, obiecałeś – przypomniał Niesiebor.

- Siwy zawsze dotrzymuje słowa – odparł herszt. – Wypuszczę ją, ale jutro. Dzisiaj się jeszcze z nią zabawię. Chłopaki, w co się dzisiaj z nią zabawić? Może w gwałcinki?

Siwemu wrócił dobry humor. Podszedł do Niesiebora i delikatnie poklepał go po policzku.

- Nie zabijajcie go! Błagam! – płakała Gosława. Niedawno poznała jedyną osobę w swoim życiu, która szczerze i bezinteresownie próbowała jej pomóc i zaopiekować się nią. A teraz musiała patrzyć na to jak go zabijają. I nie może nic z tym zrobić. Próbowała podbiec do Niesiebora, ale ją przytrzymano. Podprowadzono młodzieńca do drzewa i założono mu pętlę na szyję. Siwy podszedł do skazańca.

- Nie martw się. I tak kiedyś musiałbyś umrzeć – rzekł. – A kto wie czy nie męczyłbyś się, na starość, tygodniami na łożu śmierci? A tak to sobie teraz tutaj elegancko zadyndasz.

Zbóje roześmiali się. Wszyscy byli wpatrzeni w Niesiebora i nie mogli się już doczekać egzekucji. Nie zauważyli, że ktoś pomógł wstać Gosławie i zasłonił ją swoim ciałem.

- Powalczymy? – zaproponował Zdamir. Bandyci spojrzeli na niego i zaraz rzucili się z mieczami.

- Będziesz miał towarzystwo na gałęzi – rzekł Siwy do Niesiebora. Popatrzył na potyczkę. Zdamir z uśmiechem na twarzy wywijał lekko mieczem, jakby od niechcenia, a zbóje padali martwi na ziemię. Herszt patrzył na to z niedowierzaniem. Wydawało mu się to niewiarygodne, by jedna osoba z taką łatwością i szybkością powalała jego ludzi. Pomyślał, że ten ktoś nie może być człowiekiem, to demon. Gdy poległo osiemnastu, pozostała dziesiątka zbójów rzuciła się do ucieczki. Nikt już nie chciał zaryzykować starcia ze Zdamirem. Ten podszedł do swojego druha i go uwolnił. Gosława podbiegła do Niesiebora i rzuciła mu się na szyję.

- Czemu to zrobiłeś? Przecież mogli cię zabić? Kto ci kazał mnie ratować? – rzekła, przytulając się.

Młodzieniec poczuł radość, czując przy sobie przytulającą się do niego dziewczynę. Ale większą radość sprawiło mu to, gdy widział, jak bardzo ona martwi się o niego. Że tak jej na nim zależało.

- Przecież ci mówiłem, że zaopiekuję się tobą. Czy chcesz tego, czy nie – rzekł, a na jego twarzy zagościł uśmiech.

- A mi kto podziękuje? – spytał się Zdamir.

Gosława podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Ten wytarł miecz z krwi o koszulę jednego z trupów i schował go do pochwy.

- Szkoda, że tak szybko pouciekali. Siwego to bym zostawił żywego – powiedział. – Dostałby taki łomot, że by pożałował, że kiedykolwiek wszedł na zbójecką drogę. To wracamy do wioski. Trupami zajmie się zwierzyna.

Udali się we trójkę w drogę powrotną. Niesiebor chciał coś wyznać, jednak nie wiedział jak odpowiednio to powiedzieć. W końcu przełamał się psychicznie i rzekł:

- Gosława, ostatnio dużo myślałem i uważam, że to jednak nie jest dobry pomysł, byś sobie szukała męża.

- Szukałeś mi męża a teraz chcesz bym została starą panną? – zdziwiła się.

- Bo myślę, że najlepiej będzie, jak bym to ja się z tobą ożenił. Nikt by cię tak nie kochał bardziej niż ja.

- Zaraz, zaraz, zabujałeś się w Gosławie? – ucieszył się Zdamir.

- Zdamir, nie wtrącaj się. Ciebie ta rozmowa nie dotyczy – odparł mu Niesiebor.

Gosława zastanawiała się, co Niesiebor dokładnie miał na myśli z tym ożenkiem. Musiała się dopytać:

- Rozumiem, że pokochasz mnie dopiero jak za ciebie wyjdę? Bo tak wypada by mąż kochał żonę? By ludzie widzieli, jakie kochające jest z nas małżeństwo?

- Ech, Gosława, co ty wiesz- speszył się. Zatrzymał się i chwycił dziewczynę za rękę.

- Gosława, kochasz mnie? Bo ja cię bardzo – rzekł patrząc jej w oczy. Gosława zastanawiała się, co odpowiedzieć. Nic nie powiedziała, tylko przytuliła się do Niesiebora i pocałowała go w usta. To był długi pocałunek.

- To znaczy że chcesz za mnie wyjść? – spytał się nieśmiało.

- A jak głupku myślisz? – rzekł Zdamir.

Niesiebor wziął Gosławę na ręce i zaczął ją całować.

- Kochana moja! Najdroższa! – Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.

- Puść mnie! Jeszcze coś stanie się dziecku! – powiedziała w końcu.

Postawił ją na ziemi, po czym pogłaskał i pocałował jej brzuch.

- Zobaczysz, będę dla naszej córeczki najlepszym ojcem na świecie – obiecał.

- Trzymam cię za słowo – uśmiechnęła się.

- Na wujka Zdamira też będzie mogła polegać - wtrącił się Zdamir.

I tak w radosnym nastroju dotarli w końcu do Witczyna.

Następnego dnia z rana padało. Gdy deszczowe chmury oddaliły się w kierunku Kninina, wyjrzało Słońce i wysuszyło rosę. Miłobor odespał wczorajsze łażenie po lesie. Cieszył się, że Gosławę udało się w końcu znaleźć. Był nieco zdziwiony, że jego brat oznajmił, że się żeni z Gosławą. Wcześniej nie podejrzewał, że Niesiebor coś do niej czuje. W sumie uznał, że to nawet dobrze, że się pobiorą. Tym bardziej, że w Bukowicach wreszcie się od niego odczepią.

Ale nie tym sobie teraz zawracał głowę. Poszedł nad jezioro, w to samo miejsce, w którym widział wcześniej kąpiącą się rusałkę. Usiadł nad brzegiem i zaczął się rozglądać. Nigdzie jej nie wypatrzył. Siedział z nadzieją, że może jednak ją ujrzy po jakimś czasie.

Zawsze od małego słyszał, by się trzymał z daleko od rusałek, topielców i wodników. Rodzice uczulili go, by nie zbliżał się do jeziora zanim nastanie Noc Kupały. Tej rusałki jednak się nie bał. Siedział tak i rozmyślał o niej. W końcu uznał, że jednak traci czas i trzeba wracać do domu. Wtedy usłyszał kroki za sobą. Obejrzał się za siebie. Zobaczył ją.

- Lubisz tańczyć? – spytała się i zaczęła pląsać. Była ubrana tylko w lekką, zwiewną sukienkę. Miłoborowi serce mocniej zabiło. Mało nie podskoczył z radości. Rzekł wpatrzony w nią:

- Lubię tańczyć. Czasami tańczę jak jest wesele. Ale pląsanie to nie dla mnie.

Przestała tańczyć i usiadła obok Miłobora.

- Ładnie tu, nieprawdaż? – spytała. – Mieszkam w tym jeziorze od urodzenia i nie chciałabym nigdzie indziej mieszkać.

Dopiero teraz zauważył urodę tego miejsca.

- Przyszedłem tutaj by ci podziękować – rzekł.

- Już mi podziękowałeś. Nie pamiętasz?

Czuł, że musi w końcu dowiedzieć się o czymś, co ostatnio go bardzo zaintrygowało:

- Słuchaj, zastanawia mnie, czemu mnie uratowałaś.

Widać było, że była zdziwiona tym pytaniem.

- Bo cię utopce dopadły. Czemu cię to zastanawia?

- No wiesz, ty też miałaś okazję mnie utopić, jak te utopce, a nie zrobiłaś tego.

- Czemu miałabym cię topić? – zdziwiła się.

- Bo rusałki topią ludzi.

To, co usłyszała, zabolało ją. Nie sądziła, że tak o niej myślał.

- Nigdy nikogo nie zabiłam. Kto ci takich bzdur naopowiadał?

- Wszyscy to mówią.

- Ludzie wygadują o nas różne rzeczy. Nie znają nas. Ja i moje siostry nie zabijamy ludzi. Szkoda, że ty też tak o mnie myślisz.

Posmutniała. Miłoborowi zaczął żałować, że w taki sposób sformułował swe pytanie. Nie chciał jej zranić.

- Widzisz, jeśli to prawda, to całe życie byłem okłamywany na temat rusałek. I to od najbliższych mi osób. Przepraszam, nie chciałem cię urazić. Uratowałaś mi życie a ja się tak odwdzięczam.

Milczała jakiś czas. W końcu się spytała:

- Będziesz tu jeszcze przychodził nad jezioro? Będzie mi miło.

Nie musiała go do tego zachęcać. Od razu odpowiedział:

- No tak, będę. Możemy się codziennie spotykać i pogadać sobie.

- To dobrze. Nauczyłam się języka ludzkiego i nie miałam jeszcze okazji z nikim pogadać. Moje siostry nie znają waszego języka. Ale ja jestem wszystkiego ciekawa, nauczyłam się.

- Nie boisz się utopców w tym jeziorze?

- Nie. To utopce się nas boją.

Pomyślał, że to dlatego wtedy utopce tak szybko uciekły. Spojrzał na taflę wody. Spytał:

- A nie marzniesz w tym jeziorze? Jeszcze nie ma lata.

- Nie czuję zimna, nawet zimą. Nie przeszkadza mi też wilgoć. Mogę oddychać pod wodą. Co cię jeszcze interesuje?

- To dlatego nie jest ci zimno w takiej cieniutkiej sukience – spojrzał na jej odzienie.

- Lubię tylko lekkie i zwiewne suknie. Nigdy nie założyłabym coś cięższego. Niewygodnie byłoby w tym pływać. Nosić taką grubą tunikę, to też niewygodne. Nie lubię też butów, nie są mi potrzebne. Jak już, to nosze lekkie sandały. Czasem jestem tak ubrana, jak teraz, czasem nie mam nic na sobie. My rusałki nie wstydzimy się nagości, tak jak ludzie. Dla nas to naturalne. Chcesz popływać?

Uśmiechnął się. Nigdy się nie kąpał przed Nocą Kupały.

- O nie, nie namówisz mnie. O tej porze roku szybko bym się zaziębił. Nie jestem rusałką.

Wstała i pociągnęła go za rękę.

- Nie marudź, chodź popływamy – namawiała go.

- No dobrze, ale trochę.

Miłobor rozebrał się do naga, bo majtek wtedy jeszcze nie znano. Rusałka chwyciła jego dłoń i wbiegli do wody.

- Ale zimnica! – krzyknął, gdy jego stopy znalazły się w wodzie. Roześmiała się i pochlapała go wodą.

- Zgłupiałaś? – rzekł zaskoczony i zrewanżował się ochlapując ją. – Widzisz, jakie to przyjemne, pochlapać kogoś lodowatą wodą?

- A przyjemne.

Rusałka jeszcze raz ochlapała Miłobora. Wybiegł z wody.

- Brr, dość tych przyjemności – stwierdził.

Zaczął się ubierać. Kątem oka popatrzył na mokrą suknię rusałki, przylegającą do jej ciała i podkreślającą jej kształty.

- Chętnie się z tobą wykąpię, ale latem – stwierdził. – A może ty byś przeszłą się ze mną do wioski. Witczyn jest tuż niedaleko.

Westchnęła. Widać było, że nie miała ochoty na to.

- Osady ludzkie nie są dla rusałek. Tu jestem bezpieczna. Siostry zawsze mnie przestrzegały, bym nie oddalała się od jeziora, bo to może się źle dla mnie skończyć. W przeciwieństwie do rusałek, ludzie są okrutni. Ty taki nie jesteś. Ale sama widziałam, jak cię gonili wtedy z pałkami.

- Witczyn to nie Bukowice. Sama się kiedyś przekonasz. Tam mieszkają dobrzy ludzie. Dobrze, że Słońce przygrzewa, to szybciej wyschnę.

Nagle usłyszał jakieś odgłosy. Rozejrzał się i zobaczył grupę uzbrojonych mieszkańców Bukowic z Biezujem na czele. Zmierzali w kierunku Witczyna. Domyślał się, w jakim celu oni wędrują.

- Oj, muszę szybko lecieć. Przyjdę jutro – rzekł.

Machnął tylko ręką na pożegnanie i szybko pobiegł w kierunku wioski. Znalazł się w swoim domu.

- Zaraz będziemy mieś gości. Z Bukowa – zakomunikował swemu ojcu.

Biezdar i Niesiebor uznali, że trzeba szybko działać. Chwycili za broń i pobiegli do Zdamira, po wsparcie. Gdy mieszkańcy Bukowic dochodzili do wioski, mieszkańcy Witczyna już na nich czekali przed wioską. Biezuj zatrzymał się. Wypatrzył w tłumie Biezdara.

- Córkę mi porwali a ty ją ukrywasz – rzekł do niego. – Tyle dni ją szukałem, zanim nie dowiedziałem się, że jest u ciebie. Oddawaj ją.

- A jak ona nie zechce? – spytał się Zdamir.

- To jest Zdamir, syn Przemęta – wyszeptał do Biezuja jego syn. – Dopóki Zdamir żyje, to nie mamy co marzyć, że uda nam się wygrać. Trzeba będzie działać dyplomatycznie, a nie militarnie.

Biezuj i tak wcześniej już postanowił, że lepiej postawić na dyplomację. Nie chciał rozlewu krwi.

- Biezdar, twój syn zhańbił mi córkę a ty ją więzisz. Jesteś bez honoru i okrywasz hańbą twój ród – powiedział.

- Ona nie jest więziona. Jest moim drogim gościem. Poza tym mój syn się z nią ożeni –odpowiedział Biezdar.

Biezujowi na wiadomość o ślubie ulżyło na duszy.

- Miłobor jednak się zdecydował? – chciał się upewnić.

- To nie Miłobor się będzie żenił, tylko Niesiebor.

- Aha. Ale to też twój syn, może być.

- Kocham Gosławę a ona mnie – rzekł Niesiebor. – Będzie ślub z miłości a nie z przymusu.

- W takim razie nie ma już problemu – poinformował Biezuj. – Zgadzam się. Synu, niech cię uściskam.

Ojciec Gosławy podszedł do Niesiebora z otwartymi ramionami. Ten walnął go pięścią w twarz, aż Biezuj upadł na ziemię zamroczony. Wypluł zęba i wytarł krew z ust.

- Chyba się domyślasz, za co to było – rzekł Niesiebor. – Domyślasz się, czy mam ci przypomnieć publicznie, przy wszystkich tutaj obecnych?

- Nie musimy teraz o tym gadać- wycedził Biezuj patrząc z nienawiścią na Niesiebora. Wszyscy obecni byli bardzo zaskoczeni. Nie wiedzieli, o co poszło.

- No, to już wszystko sobie chyba wyjaśniliśmy – zauważył Biezdar. – W takim razie to koniec wojny, możemy się rozejść w spokoju.

I tak ludzie porozchodzili się. Po drodze chcieli się dowiedzieć, co było powodem tego zdarzenia, lecz ani Niesiebor, ani Biezuj, nie chcieli tego nikomu zdradzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 24.04.2020
    Zrobiło się romansowo, co lubię. Kilka poprawek:
    A teraz musiał patrzyć na to jak go zabijają. I nie może nic z tym zrobić. Próbowała podbiec do Niesiebora ale ją przytrzymano.
    A teraz musiała patrzyć na to jak go zabijają. I nie może nic z tym zrobić. Próbowała podbiec do Niesiebora, ale ją przytrzymano. - ją i przecinek przed ale

    rzekł, a na jego twarzy zagościł uśmiech. - przecinek po rzekł
    Nikt by cię tak nie kochał, niż ja Nikt by cię tak nie kochał jak ja albo bardziej niż ja.

    ze - że - kilka razy
    Jeśli a wprowadza zdanie, to stawiamy przecinek.
    Pozdrowienia!
  • Jerzy Sowiński 24.04.2020
    Poprawiłem. W drugiej części nie było nowego romansu, to teraz są nawet dwa.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania