Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 6)

Zebranie okupu trwało tydzień. Izbor musiał objeżdżać podległe mu miejscowości. Zebrano okup. Skrzynie z okupem trafiły na wóz. Radomił wyruszył w powrotną drogę. Podróż powrotna, wozem z wypełnionym skrzyniami, trwała jeszcze dłużej, niż przyjazd do Serbów. W końcu dojechał do Samona. Zastanawiał się, co on planuje. Armia już tyle czasu zgrupowana była w jednym miejscu. Trzeba było zadać sobie dużo wysiłku, by utrzymać dyscyplinę, nie mówiąc o sporych wydatkach. Książę jednak jakoś sobie z tym radził. Jego doborowy oddział przyboczny wszędzie budził strach i respekt. Radomił przekazał wóz. Następnego dnia Samon wezwał go do swojego namiotu.

- Okup się zgadza. Wóz już jest załadowany beczkami miodu. Zawieziesz je do Izbora – poinstruował Radomiła.

- Z tego co wiem, to umowa była inna. Miałeś przekazać Serbom ich dzieci, nie miód.

- Wiem. Obiecałem ci, że odwieziesz im dzieci. Ciała tych dzieci są w beczkach z miodem. Miód konserwuje, ciała podczas podróży nie powinny się rozłożyć. Równo dziesięć beczek. Miałeś odwieźć dzieci, to je odwieziesz. Ja dotrzymuję słowa.

- Draniu, czemu zabiłeś tych chłopców? – Radomił czuł, że narasta w nim gniew.

- Zmarło im się. Wszystkie dzieci zmarły naraz. Cóż za przypadek.

- To oddaj im okup.

- Okup za dzieci, taka była umowa. W umowie nie było słowa, czy te dzieci miały być żywe czy martwe. Odwieź im dzieci. Tym razem sam, bez obstawy, bo nie ma na wozie nic cennego do pilnowania.

- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Sam odwieź im te ciała. W dupie mam ciebie i twoje księstwo.

- Uważaj co mówisz. Jestem księciem.

- Jesteś przydupasem Awarów, w dodatku mordercą. Jak chcesz, to możesz mnie też zabić, bo właśnie cię opuszczam. Jak pojadę z beczkami do Serbów, to też nie wrócę żywy. Wiesz dobrze, co oni mi zrobią.

- Spokojnie Radomił, rób co chcesz. Nie mam zamiaru cie zatrzymywać na siłę. Chcę, byś sam zrozumiał, że twoje miejsce jest tutaj, wśród rodaków. Przemyśl to i wróć. A co do beczek, to są twoje. Nie obchodzi mnie co z nimi zrobisz. Sam zdecyduj, co zrobić z tymi ciałami. Zrób z nimi co chcesz i nie drążmy już tematu, bo mam na głowie inne ważniejsze sprawy.

- Nigdy ci tego nie zapomnę! – krzyknął Radomił i wyszedł z namiotu. Podszedł do wozu, na którym stało dziesięć beczek. Patrzył na wóz i zastanawiał się, co ma zrobić. Postanowił w końcu, że ciała trzeba zwrócić rodzicom. Nie mógł zwrócić żywych dzieci, to chociaż zwróci im ciała, by mogły być godnie pochowane. Mógł się zwrócić do swoich bliskich o pomoc, chętnie by zabrali się z nim, ale nie chciał ich narażać. Pożegnał się z ojcem, bratem i bliskimi, mówiąc im, że musi coś załatwić dla Samona i odjechał wozem na północ.

 

Niestek i Tomira szli w kierunku wioski.

- Mówiłam, że szerszenia nie łapie się ręką – powiedziała dziewczynka. Jej brat masował prawą, spuchniętą rękę. Nie jęczał, próbował pokazać, jaki jest twardy, jednak z oczu mu kapały łzy.

- Łapie się, łapie. Trzeba wiedzieć jak. Następnym razem ci pokażę.

- Jakbyś umiał, to by cię nie dziabnął.

- Bo tym razem trafiłem na cwanego szerszenia. Następny na pewno będzie głupszy.

- Widzisz, nie potrafisz rozróżnić mądrego od głupiego szerszenia.

- Potrafię, mądry jest trochę bardziej żółty, niż głupi. Teraz nie miałem czasu się przypatrzeć.

Zjawili się we wiosce. Udali się do chaty Czębiry. Żona Radomiła przez wiele lat uczyła się zielarstwa u Damroki. Została wioskową zielarką, chociaż w świętym gaju też się pojawiała. Akurat wychodziła z chałupy, gdy nadeszły dzieci.

- Czębira pomóż – rzekła Tomira. – Niestka użądlił szerszeń.

Młoda kobieta znała każde dziecko w wiosce z widzenia, odpowiadała na powitanie, ale jakoś nie zapamiętała wszystkich imion.

- Pokaż rękę – rzekła do chłopca. Przypatrzyła się opuchliźnie, następnie zaprosiła dzieci do chaty. Zaczęła sporządzać maść.

- Szybko się zagoi? – dopytywała się dziewczynka. – Jak mama się dowie, że Niestek chwycił szerszenia, to będzie się na niego gniewała.

- Mądry jesteś? Czemu próbowałeś złapać szerszenia? – spytała się Czębira Niestka.

- Bo chciałem go oswoić. Jakby się ze mną zaprzyjaźnił to by mnie bronił.

- Szerszenia nie da się oswoić. Z góry już ci to mówię. A teraz połóż rękę na stole.

Chłopiec położył rękę. Czębira delikatnie wyciągnęła żądło, nasmarowała bolące miejsce i obwiązała rękę płóciennym paskiem.

- Dziękujemy – podziękowała dziewczynka. Wyciągnęła z mieszka trzy chrabąszcze i położyła je na stole.

- Udało mi się złapać te żuczki. Masz je, jako zapłatę. Może ci się do jakiegoś wywaru przydadzą – rzekła. Dzieci wyszły z chaty a Czębira wyniosła chrabąszcze na trawę.

Chciała się udać do świętego gaju, gdy zauważyła, że w wiosce pojawił się Samon ze swoją ochroną. Mieszkańcy Witczyna bardzo się zdziwili, że książę osobiście się do nich pofatygował. Ludzie powychodzili z chat, zrobiło się zbiegowisko. Samon podjechał konno do żony Radomiła. Zszedł z wierzchowca.

- Dobry dzień, Czębiro. Przyjechałem tu dla ciebie - rzekł do zdziwionej kobiety. Uśmiechnął się , wyciągnął mieszek i wręczył go dziewczynie.

- To dla ciebie - rzekł. Czębira zajrzała do środka. Ujrzała pełno złotych cesarskich solidów. Warte spory majątek.

- Tak bezpodstawnie? Za nic? - spytała się, rozmyślając w czym tkwi haczyk.

- To jeszcze nie wszystkie prezenty. Zostaniesz moją żoną. Będziesz księżną tego kraju. Resztę podarków otrzymasz w mojej siedzibie.

- Ojej, ale zaszczycona jestem. Tyle bogactwa dla mnie, po to, żebyś miał okazję mnie poruchać od czasu do czasu. No, no – pokiwała głową.

Samon spoważniał i zrobił się czerwony na twarzy. Gapie byli zdziwieni bezpośrednią odzywką Czębiry.

- Mówię poważnie. Chcę byś została moją żoną - powtórzył swoją ofertę.

- Bezczelny jesteś. Wiesz, że mam już męża.

- To pora sobie wymienić na nowego. Zresztą, jest wojna. Kto wie czy Radomił z niej wróci cały i zdrowy?

- Jak jesteś księciem, to ci już wszystko wolno? Jesteś chamem i prostakiem, opakowanym w drogie szaty. Poszukaj sobie gdzieś żony, która będzie na twoim poziome intelektualnym. Zabieraj sobie te błyskotki. Nie kupisz mnie.

Samon stał i milczał. Zastanawiał się, co zrobić z takim afrontem. W końcu rzekł:

- Dobrze, zabieram podarek, skoro go nie potrzebujesz. Ciebie też zabieram. Za darmo. Nie chcesz być moją żoną, to będziesz moją nałożnicą.

Dał znać wojom, by pojmali Czębirę. Ta wyciągnęła sztylet i rzuciła się na Samona. Została powstrzymana przez wojów. Wyrwano jej broń. Zaczęła się wyrywać. Próbowała też kopnąć Samona.

- Lubię takie narowiste - uśmiechnął się książę.

Ludzie zaczęli go błagać by nie zabierał im Czębiry.

- Panie, zostaw nam zielarkę. Kto teraz będzie nas leczył? - prosili go.

- Słyszałem, że mieszka tu na bagnach jakaś wiedźma. Ona też może was leczyć - odparł. - Nie chcę, byście byli za bardzo stratni brakiem zielarki. Weźcie sobie ten mieszek z monetami, jako zadośćuczynienie.

Mieszkańcom nie spodobało się to, że Samon zabiera Czębirę. Chętnie by ją odbili, tylko że najwaleczniejsi mężczyźni zostali powołani do armii a wiosce pozostały praktycznie kobiety, dzieci i starcy. Książę wybrał czterech wojów. Kazał im zawieść żonę Radomiła do Mikulczic i jej tam pilnować, by nie uciekła. Sam natomiast, z pozostałymi wojami, wrócił do swojej armii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania