Opowieści pradawne. Rozdział 3: Ponad życie (cz. 1)

Była druga połowa kwietnia roku 622 n.e. Samon dotrzymał obietnicy i nie niepokoił Radomiła i Czębiry. Po wojnie z Serbami nastał spokój. Gdyby nie podatki, które Samon ściągał od swoich poddanych, to można by rzec, że zapanowały dobre i sielskie czasy.

Miłobor pomagał ojcu w gospodarstwie. Jednak nie cieszyło go spokojne życie na wsi. W głębi duszy nawet żałował, że wojna się skończyła. Czuł, że los przeznaczył go do innych spraw, niż uprawa roli. Pewnego dnia, podczas rodzinnego obiadu rzekł do swego ojca:

- Postanowiłem udać się na służbę do Samona. Będę służył swojemu krajowi. A przy okazji dokonam trochę bohaterskich czynów i będą o mnie śpiewać ballady.

Biezdar, który już chciał nabrać łyżką trochę kaszy, zatrzymał łyżkę w powietrzu i łypnął okiem na swego syna.

- A w gospodarstwie kto mi pomoże? – spytał.

- Nie przesadzaj. Jest jeszcze Niesiebor i Nieradka.

- A jak oni też pójdą w świat?

- Co się czepiasz syna? – spytała się Mojmira. – Nie masz rąk? Jak nie będzie dzieci to sam sobie poradzisz. Jak Miłobor chce służyć w wojsku, to niech jedzie.

Biezdar nie lubił, jak podważa się jego racje w dyskusji, ale nie dał tego poznać swojej żonie.

- A co właściwie chcesz robić w wojsku? – zapytał się syna.

- Będę chronił Morawy przed wrogiem, głupie pytanie – odpowiedział Miłobor.

Jego ojciec postanowił użyć innych argumentów. Postanowił przybliżyć trochę realia wojny. Spytał więc:

- A umiesz już gwałcić i rabować?

- Co? A czemu miałbym to robić? – Miłobor był zaskoczony tym pytaniem.

- No, jak wojsko posuwa się po terenie wroga, to zawsze palone są wioski, pleni się gwałt i rabunek. A jak ty sobie wyobrażałeś wojnę? Każdy wojak gwałci i rabuje. A jak ty nie potrafisz, to będą się z ciebie śmiali. Że taka niemota z ciebie, co nawet nie potrafi porządnie gwałcić i rabować.

Młodzieniec trochę inaczej wyobrażał swoją służbę u boku księcia. Nieco się zmieszał.

- Naprawdę muszę to robić? To może tylko troszeczkę pogwałcę, by być w porządku wobec kamratów.

- Troszeczkę? To będziesz pośmiewiskiem. Nie będziesz miał w ogóle autorytetu. Co zrobiłeś taką minę? Radzę ci najpierw poćwiczyć rabowanie i gwałcenie.

- Jak mam poćwiczyć?

- Za wioską jest manekin, do którego ćwiczymy strzelanie z łuku. Poćwicz na nim gwałcenie a potem rabowanie.

Niesiebor i Nieradka popatrzyli na siebie znacząco i zaczęli się śmiać. Mojmirze nie było do śmiechu.

- Co ty za głupoty chłopakowi opowiadasz? – rzekła, po czym pokiwała głową z niesmakiem.

- Coś w tym jednak jest, mamo – odparł Miłobor. – Tata dobrze mówi. Pójdę poćwiczyć.

- Tylko uważaj, by ci drzazgi nie powchodziły – dał dobrą radę Biezdar.

Po obiedzie Miłobor podszedł do manekina. Popatrzył na niego i zastanawiał sie, jak by się wziąć za wykonanie ćwiczeń. Przemoc na wojnie go jednak przerażała. Nie chciał nikogo krzywdzić. Pomyślał, że poprosi księcia, by go posyłał tylko na wojny, w których obowiązują czyste i honorowe zasady. W których nie ma niesprawiedliwości, przemocy i gwałtów. Może książę go wysłucha? Zrobiło mu się lżej na duszy. Wrócił do domu.

 

Następnego ranka niespokojny Biezdar czegoś szukał w obejściu i okolicy. W końcu obudził Miłobora.

- Wstawaj! Jak chcesz dokonać jakiegoś chwalebnego czynu, to teraz będziesz miał okazję – rzekł potrząsając lekko synem. – Znajdź złodzieja.

- Co? Jakiego złodzieja? – spytał się zaspany Miłobor. Chętnie by jeszcze pospał. Jaki wredny ten złodziej. Nie dość, że kradnie, to jeszcze przez niego nie można się wyspać.

Biezdar podał synowi koszulę i buty, po czym wyjaśnił:

- Nieradka zauważyła, że dwóch prosiaczków nie ma. Ktoś je ukradł. Dowiedz się kto i przynieś prosiaki. Niestek i Tomira czasami się z nimi bawiły. Jak dzieciaki dowiedzą się, że ktoś ukradł ich ulubione zwierzaczki, to będą zawiedzione. Znajdź świnki, zanim ktoś je zeżre.

- No dobre (zieeew), zajmę się tym. Ale najpierw coś przegryzę.

Po śniadaniu Miłobor udał się na poszukiwanie świnek. Nie wiedział jak się wziąć do tego zadania, ale od czegoś trzeba było zacząć śledztwo. Rozejrzał się po Witczynie, zastanawiając się, w której chałupie schowane są prosiaczki. A może to był ktoś obcy? Postanowił udać się na bagna, do Damroki. Może coś doradzi. Co dwie głowy, to nie jedna.

Opuścił wioskę. Przechodząc obok jeziora zauważył kąpiącą się nagą dziewczynę. Podszedł trochę bliżej. Pierwszy raz ją widział. Stał tak zapatrzony w nią, aż nagle zdał sobie sprawę, że nie wypada tak podglądać. Zafascynowany jej wyglądem nie mógł jednak oderwać od niej wzroku. Dziewczyna zauważyła Miłobora i zasłoniła się rękami. Zawstydzony Miłobor odwrócił się i odszedł. Jego myśli skupiały się teraz na tej dziewczynie, zamiast na ukradzionych świnkach. Czym bardziej się oddalał, tym większa nachodziła go chęć, by zawrócić się i zagadać do niej. Jednak postanowił się na razie skupić na znalezieniu złodzieja. Może jeszcze będzie miał okazję spotkać ponownie tą nieznajomą.

Dotarł do chatki Damroki. Zapukał i wszedł do środka.

- Dobry dzień Damroko. Możecie coś mi poradzić? – przywitał się.

Zielarka była zajęta krojeniem kapusty. Spojrzała na młodzieńca i spytała się:

- Z czym przychodzisz do mnie, Miłobor? Czy po eliksir miłosny? Bo młodzi o to się mnie przeważnie pytają.

- A masz taki eliksir?

- Potrafię go przyrządzić. Ale nikomu jeszcze nie sprzedałam i nie sprzedam. Miłość powinna być prawdziwa a nie wymuszona jakimiś eliksirami.

- Ja w innej sprawie.

- Szkoda.

Dla Miłobora było to nielogiczne. Zielarka nie chciała nikomu sprzedać taki specyfik i było jej jednocześnie przykro z tego powodu. Rzekł:

- Szkoda ci, że nie pytam o eliksir? Przecież i tak byś mi go nie sprzedała.

- Szkoda mi, że nie pytasz o eliksir. To by znaczyło, że chcesz się wreszcie ustatkować. Tyle lat minęło a ty jeszcze nie masz żony.

- Ach, wystarczy mi, że rodzice mnie o to zadręczają. Chociaż ty dałabyś mi spokój.

- Dobrze rodzice ci radzą. Należy ich posłuchać.

Młodzieniec nie chciał przedłużać tego wątku.

- Damroko, ukradli nam świnki. Nie znasz sposobu bym odnalazł złodzieja?

Zielarka odłożyła nóż i namyśliła się. Popatrzyła na różne specyfiki stojące na półkach.

- Sprzedam ci coś. Ale musisz trochę poczekać, aż to sporządzę. Będziesz musiał wrócić do chlewika i to wypić. Wyostrzą ci się na tyle zmysły, że będziesz zwracał uwagę nawet na najmniejsze ślady. Po śladach wytropisz złodzieja. A teraz usiądź i poczekaj. Przyrządzę napój. A przy okazji pogadamy sobie o miejscowych dziewczynach. Może coś ci doradzę.

Miłobor roześmiał się.

- Wiesz co, Damroko? – rzekł. – A może porozmawiamy o jakimś chłopie dla ciebie? Ty też jesteś samotna. Może zamieszkałabyś z jakimś czarodziejem na tych bagnach?

Zielarka też się zaśmiała i machnęła ręką. Sporządziła napój i sprzedała go. Miłobor podziękował i wrócił do Witczyna. Po drodze nie spotkał już nieznajomej dziewczyny.

Gdy znalazł się w wiosce, to zaczepiła go Czębira. Miała zatroskany wyraz twarzy.

- Miłobor, nie widziałeś gdzieś moich dzieci?

- Dzisiaj jeszcze nie.

- Jak je znajdziesz, to przyprowadź je do mnie. Nie można na chwilę ich spuścić z oczu. Martwię się o nie.

- Dobrze, jakbym gdzieś ich spotkał, to je przyprowadzę – obiecał.

Miłobor zaczynał się domyślać, kto mógłby być złodziejem tych świnek. Udał się do chlewika i wypił napój.

 

Niestek i Tomira stali na leśnej polanie. Wokół nich wesoło pląsały dwa czarne prosięta. Przez całe średniowiecze świnie były czarne. Dopiero w XVIII wieku świnie stały się różowe, z wyodrębnionych albinosów. Wtedy tak się ludziom spodobały różowe świnie, że wyparły one niemal całkowicie czarne. W VII wieku świnie były jeszcze czarne. Tomira uklękła i podrapała jednego prosiaczka za uchem.

- Naprawdę musimy je tutaj zostawić? – spytała się.

- Przecież wujek Biezdar je zeżre. Prędzej czy później. Chrumek i Chrumcia zamieszkają w lesie i będą tutaj bezpieczne. Będziemy do nich przychodzić i się z nimi bawić.

Dziewczynka jednak wciąż obawiała się o los pozostawionych sobie samych zwierzaczków.

- A jak coś je tutaj zeżre? – niepokoiła się.

- Dlatego muszą wyrobić w sobie zdolność przetrwania w lesie.

- Może już ją sobie wyrobiły?

- Jeszcze za krótko były w dziczy. Musimy zaczekać do południa. Do tego czasu na pewno sobie wyrobią.

- Oj, to długo. Ja już jestem głodna.

Chłopiec nie chciał, by wracali teraz do domu coś zjeść. Wyszedł więc z propozycją:

- Znajdę ci coś do jedzenia.

- Na poziomki i jagody jest jeszcze za wcześnie.

Niestek wyciągnął suszone ryby z sakiewki. Wtedy jeszcze kieszenie w ubraniach nie były znane. U pasa noszono sakiewki.

- Chcesz okonia czy płotkę? – spytał.

Tomira popatrzyła na ryby. Obie wyglądały na smakowite.

- Chcę tą! Albo nie, wezmę tą.

Usiedli na trawie i zaczęli jeść suszone ryby. Niestek usłyszał coś, jakieś skradanie. Rozejrzał się. Nagle wstał, chwycił Tomirę za rękę i pociągnął ją.

- Bierzmy świnki i na drzewo, szybko! – rozkazał. Tomira nie wiedziała o co chodzi, ale zawsze szybko spełniała polecenia Niestka. Wzięli po jednej śwince i szybko podbiegli do najbliższego drzewa. Niestek pomógł podsadzić Tomirę, a następnie próbował jej podać Chrumcię. Dzieci były jednak za małe, by siedzieć na drzewie razem z prosiętami. Na polanę zaczęły wychodzić wilki. Sytuacja zaczęła się komplikować. Trzeba było coś szybko wymyślić.

- Siedź na drzewie! Ja będę bronił świnek – rzekł Niestek.

Wiedział, że pozostanie na ziemi jest niebezpieczne, jednak nie chciał opuścić prosięta w potrzebie. Wziął do ręki leżącego nieopodal drzewa grubego kija. Zaczął krzyczeć i wywijać nim groźnie. Wilki zostały zaskoczone zachowaniem Niestka. Zaczęły otaczać drzewo, by zaatakować z różnych stron. Nie chodziło im o chłopca, chciały tylko jego przegonić. Natomiast świnki wydawały im się smakowitym kąskiem. Samiec alfa zaczął warczeć i powoli zbliżał się do Niestek by go przestraszyć. Chłopak był już bardzo wystraszony, jednak nie rzucił się do ucieczki. Dalej machał kijem, zastanawiając się, w co najpierw walnąć wilka, gdy ten przystąpi do ataku.

- Niestek, uciekaj na drzewo! – krzyczała przestraszona Tomira.

Niestek postanowił jednak bronić świnek do upadłego. Wtedy nagle świsnęła strzała, która wylądowała w karku wilka. Wilk zaskomlał i odskoczył. Z krzaków wybiegł Miłobor wymachując mieczem. Wilki rzuciły się do ucieczki.

- Czy jesteście normalni? Las to nie miejsce dla was – nakrzyczał na dzieci młodzieniec, po czym podszedł do drzewa i pomógł Tomirze zejść na dół. Niestek odrzucił kija i podbiegł do swojego wybawcy.

- Miłobor, nie zabieraj świnek – poprosił.

- Świnie nie mogą mieszkać w lesie – odpowiedział Miłobor. - To nie dziki. Zresztą widzieliście, czym to się może dla nich skończyć. Zabieram je do chlewika.

Tomira złapała go za rękę.

- Wujek Biezdar je zje. Nie chcę by były zabite – poprosiła grzecznie.

- Nie lubisz jeść wieprzowiny? – zdziwił się młodzieniec.

- Jak Chrumek i Chrumcia zostaną zabite, to już nigdy nie zjem wieprzowiny – odparła.

Miłobor wiedział, że dzieci chciałyby zatrzymać prosiaczki w lesie, daleko od apetytu Biezdara. Wiedział też, że to nie ma sensu. Postanowił więc:

- Wracamy do wioski. Czębira od rana się o was martwi. Chcecie żeby przez was płakała?

Miłobor wziął świnki pod pachy. I tak szedł przez las a dzieci za nim, ze smutnymi minkami. W końcu doszli do domu Czębiry.

- Oto twoje dzieci – powiedział do niej Miłobor. Kobieta podbiegła do Niestka i Tomiry i przytuliła je.

- Tak bardzo się o was martwiłam? Chcecie by mi serce pękło z bólu? – rzekła.

- Mamusiu musieliśmy, przepraszam – tłumaczył się Niestek. – Musieliśmy ratować Chrumka i Chrumcię.

- By wujek Biezdar je nie zabił – dodała jego siostra.

- Trzeba było mi najpierw powiedzieć – powiedziała Czębira. - Obiecajcie mi jedno. Że następnym razem jak coś wam przyjdzie głupiego do głowy, to najpierw mnie się spytajcie co robić. I nie oddalajcie się już nigdy same. Jak mi to przyrzekniecie, to odkupię dla was świnki od wujka Biezdara.

- Przyrzekamy – oznajmił Niestek.

Po jego minie widać było, że jest to dla niego duże poświęcenie. Natomiast dziewczynka podskoczyła z radości.

- Chrumek i Chrumcia będą nasze. Ojej – ucieszyła się.

Czębira wstała i podeszła do Miłobora. Przytuliła go na chwilę i rzekła:

- Bardzo ci dziękuje.

Młodzieniec był dumny z siebie, że udało mu się w czymś pomóc. Uśmiechnął się i rzekł:

- Drobiazg. Chodźmy do ojca. Może zgodzi się odsprzedać ci te świnie.

Udali się we czwórkę do Biezdara. Ten, gdy dowiedział się o co chodzi, oddał Chrumka i Chrumcię za darmo. Radości dzieci nie było końca.

 

Witczyn znajdował się nieopodal dużego jeziora. Po drugiej stronie wody znajdowała się inna wioska, Bukowice. Następnego dnia Miłobor udał się tam. Tak się zdarzyło, że bardzo dawno nie był w tej wiosce i nie kojarzył wszystkich mieszkańców. Miał nadzieję odszukać dziewczynę, która kąpała się w jeziorze. Być może mieszkała w Bukowicach.

Gdy znalazł się w tej wiosce, to zaczął się rozglądać. Mieszkańcy przyglądali się przybyszowi. Ciekawiło ich skąd on jest i czemu się rozgląda.

- Dobre rano! Co was do nas sprowadza? – spytał się jeden z nich, około pięćdziesiątki

- Dobre rano! Jestem z Witczyna. Dawno mnie tu nie było. Jestem ciekawy czy coś ostatnio się zmieniło. Czy to te same Bukowice, co dawniej, gdy byłem tu ostatnio.

- Nic się nie zmieniło. Wioska jak wioska. Chyba kiedyś ciebie widziałem. Jak masz na imię? Czyim synem jesteś?

- Na imię mam Miłobor. Jestem synem Biezdara.

Rozmówca nagle się rozpromienił.

- O, Biezdara. To najbogatszy gospodarz w okolicy. Tyle krów i świń to nie posiada nikt w najbliższych wsiach. Dopiero w Knininie są bogatsi od niego. No, no, z jakiej rodziny pochodzisz. Ja mam na imię Biezuj. Jesteś taki młody, to możesz nie mieć jeszcze żony.

Młodzieńca zdziwiło to, że rozmówca pyta go o to, czy ma żonę. Czyżby miał jakieś plany wobec niego?

- Ano nie mam – odpowiedział.

Mieszkaniec uśmiechnął się i wskazał ręką na jedną z chałup.

- Chodź ze mną. Kogoś ci pokażę – zaproponował.

- Bawisz się w swata, Biezuju?

- A czemu nie. Chodź na chwilę, co ci szkodzi.

Miłobor zgodził się. A może okaże się, że to będzie ta dziewczyna, znad jeziora. Nie zaszkodzi sprawdzić. Udał się do domu Biezuja. Po obszernym budynku było widać, ze Biezuj też do biednych nie należy.

- Gosława! Możesz przyjść na chwilę? – krzyknął Biezuj. Do izby przyszła dziewczyna z widoczną ciążą.

- To jest moja córka Gosława – pochwalił się Biezuj. – A to jest… Miłobor? Dobrze mówię? Miłobor. Syn Biezdara z Witczyna.

Gosława ukłoniła się. Widać jednak było, że nie była w dobrym nastroju. Na gościa popatrzyła z dezaprobatą.

- Miło mi cie poznać Gosławo – przywitał się Miłobor.

Spojrzał na gospodarza i zastanowił się, jak delikatnie zadać pytanie. W końcu rzekł:

– Biezuj, czy będzie nietaktem, gdy spytam się o ojca dziecka?

- O to nie musisz się martwić. Jego już nie ma. Już nie istnieje. No cóż moje dzieci, bardzo bym był rad, gdybyście trochę porozmawiali i poznali się trochę. Nic nie sugeruję, nic nie naciskam.

Młodzieniec uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Wiem do czego zmierzasz, Biezuj. Chciałbyś, bym poślubił kogoś, kogo jeszcze przed chwilą na oczy nie widziałem?

Widać było, że Gosława też była tym zaskoczona.

- Tato, już wcześniej rozmawialiśmy na ten temat. A ty wciąż swoje – rzekła.

Biezuj nieco się zmieszał.

- Czy ja coś wspomniałem o ślubie? Dziś jest ładny dzień, w sam raz na pogaduszki. Co wam szkodzi poznać się i na chwilę pogadać. Tylko tyle. Wyjdę sprawdzić, czy sieci rybackie nie są gdzieś porozrywane. A wy sobie przez ten czas możecie tutaj swobodnie porozmawiać. Dobrze? Tylko na chwilkę chcę porozmawiać na osobności z Gosławą. Poczekaj Miłobor.

Biezuj i Gosława wyszli z chałupy. Miłoborowi zdawało się, że spierają się ze sobą. Jakiś czas to trwało. W końcu dziewczyna wróciła do izby.

- Wygląda na to, ze tata próbuje nas wyswatać – uśmiechnął się Miłobor.

Gosława podeszła do Miłobora i ściągnęła z siebie suknię. Pod spodem nic nie miała, była naga. Miłobor bardzo się zdziwił jej zachowaniem. Popatrzył na nią, szczególnie na jej zaokrąglony brzuch.

- Ładnie wyglądasz, ale nie po to tu przyszedłem – rzekł speszony. – Na pewno znajdziesz jeszcze sobie kogoś, kto cię pokocha, bo jesteś bardzo atrakcyjna. Zachowaj swą intymność dla kogoś innego.

Gosława przytuliła się do Miłobora i próbowała mu ściągnąć koszulę.

- Wybacz, ale na mnie czas. Pogadamy innym razem – oznajmił.

Nagle otworzyły się drzwi i do izby wszedł oburzony Biezuj a za nim inni mieszkańcy Bukowa.

- Co ty robisz? Hańbisz moją córkę? – krzyknął. – Jak ci nie wstyd? Pohańbiłeś moją córkę i mój ród. Mam tutaj świadków. Takiej zniewagi nie puszcza się płazem.

Dziewczyna szybko zakryła się. Miłobor tak był zaskoczony tą nagłą sytuacją, że z początku nie wiedział, co odpowiedzieć. W końcu rzekł:

- Tak to sobie wymyśliłeś, Biezuj?

Ten zacisnął pięści.

- Nie wywiniesz się. Cała wieś widziała, ze mi córkę zbałamuciłeś – odpowiedział. – Okryłeś moją rodzinę hańbą. Jeśli masz choć odrobinę honoru w sobie, to powinieneś pojąć Gosławę za żonę.

- A jak nie?

- Synkowie moi, widzieliście co on zrobił z waszą siostrą? Popilnujcie go a ja przejdę się do Biezdara. Zobaczymy co twój ojciec powie.

Gosława wybiegła z izby. Bracia Gosławy i ich koledzy pochwycili Miłobora i pilnowali, by nie opuścił izby. Młodzieniec był rozgniewany, że tak bezczelnie z nim postępują. Jednak sam był bezsilny wobec tylu pilnujących go osób. Delegacja mieszkańców Bukowa, z Biezujem na czele udała się do Biezdara. Po kilku godzinach byli z powrotem.

- Synu mój, coś ty nawyczyniał? – spytał się Biezdar wchodząc do izby. – Naszą rodzinę też okryłeś hańbą.

Miłobor podniósł wzrok na swego rodzica.

- Ociec im uwierzył? – spytał się.

Zanim Biezdar odpowiedział, uprzedził go Biezuj:

- Wszyscy widzieli jak było. Mam dużo świadków. Nakryliśmy ich na gorącym uczynku.

Ojciec młodzieńca pomyślał chwilę, podrapał się po głowie i uradził:

- Jak było, tak było. Krzywdy trzeba naprawić, nie warto żyć z sąsiadami w nienawiści. Musi zapanować zgoda. Powinieneś wziąć ślub. Nie ma innego wyjścia.

- Słuchaj co ci ojciec mówi. Mądrze gada – dodał Biezuj.

- Już ja dopilnuję, by odbył się ślub – obiecał Biezdar. – Gosława będzie moją synową.

Ojciec Gosławy przyjacielsko poklepał Biezdara po plecach.

- No, to trzeba będzie wyprawić ślub i przyszykować weselisko – ucieszył się. – Miłobor, jesteś wolny. Przyjdź do nas jutro. Trzeba będzie uzgodnić szczegóły wesela.

Miłobor ze swoim ojcem wrócili do Witczyna. Nie odzywali się do siebie. Obaj na swój sposób przeżywali nową sytuację. Jednak, gdy znaleźli się w domu, Miłobor odezwał się:

- Aleś mnie ojciec załatwił.

- A po coś ty tam łaził i obłapiał córkę Biezuja? Narobiłeś sobie kłopotu. Chcesz teraz wojny z Bukowicami? Chcesz by mnie teraz wszyscy palcami wytykali? Zresztą, już dawno nadszedł czas byś się ożenił i ustatkował. A Gosława jest niczego sobie.

- Ojciec, co ty pieprzysz? – oburzył się Niesiebor, który przysłuchiwał się rozmowie. – Miłobora wrobili w ślub, bo jakiś chłop zrobił córce Biezuja dzieciaka a potem ją zostawił, a ty zachowujesz się jak gdyby nic się nie stało. Zamiast stanąć po stronie swojego syna.

- Widzę co się dzieje – wycedził przez zęby Biezdar. – Miłobor dał się głupio wrobić. Jak głupi, to niech poniesie konsekwencje. Jego wina, czy nie jego, nieważne. Teraz na nas spadła hańba. Nie pozwolę, by moja reputacja teraz spadła. I to przez głupi wyczyn Miłobora. Będzie ślub i koniec.

Niesiebor jednak wciąż nie mógł pogodzić się z tym, jak jego brat został potraktowany.

- Ja swojego brata tak nie zostawię. Choćbym musiał z całymi Bukowicami walczyć – oznajmił.

- Odpuść sobie, bracie – rzekł Miłobor. – To ode mnie się zaczęło i ja to zakończę. Dziękuję, że mnie popierasz ale poradzę z tym sobie sam.

- Jak chcesz, ale pamiętaj, zawsze masz we mnie sprzymierzeńca – zapewnił go brat.

- Kochasz ją? – spytała się Miłobora Nieradka.

- Nie. Jeśli miałbym wybierać, to moje serce należałoby do innej.

- Masz już kogoś? – ucieszyła się.

- Nie. Właściwie to jeszcze nie.

- Ale coś czuję, któraś ci się podoba. Znam ją? – dopytywała.

- Nie znasz jej. A właściwie to nikogo nie mam.

- Miłobor zakochany – roześmiała się Nieradka.

- Siostro, wiesz co ci powiem, skoro jesteś taka ciekawska? Ech, albo nic ci nie powiem. Nie da się z tobą normalnie gadać – odparł zmieszany Miłobor, machnął ręką i wyszedł z izby.

- Zakochany? Skąd wiesz? – dopytywał się Niesiebor.

- Zakochany, zakochany – odparła radośnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 19.04.2020
    Kłopoty jak w każdej epoce. Rodzina uknuła intrygę aby wydać dziewczynę w ciąży, a on kocha inną. Nawet nie wie, kim jest.
    Obraz wojny jak z romansu rycerskiego nie ma nic wspólnego z realiami. Naiwny chłopak myśli, że będzie wybierał sam sobie zadania. Samon ma w sobie więcej z kunktatora niż rycerza.
    Drobne literówki do korekty
    wosku - wojsku
    świnki - świnek
    ze Gosława - że..
    Serdecznie pozdrawiam!
  • Jerzy Sowiński 20.04.2020
    Nigdy nie wiem, czemu od razu nie udaje mi się wykryć wszystkich literówek. Jakiś złośliwy chochlik przykrywa je swoim ogonkiem.
    W tym rozdziale dam się wykazać rodzinie Biezdara, natomiast Radomir i Czębira zeszli na drugi plan.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania