Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 10)

Był ranek. Czębira spała przy wygasłym ognisku. Obudziły ją jakieś odgłosy. Zauważyła, że grupa uzbrojonych mężczyzn się jej przygląda. Jeden z nich przytrzymywał jej konia, więc odpadła szybka ucieczka konno. Prawie niedostrzeżenie wzięła w rękę kamień, udając, ze nadal śpi. Nagle rzuciła kamieniem w głowę jednemu z nich, a drugiemu podcięła nogi. Jeden się złapał za głowę a drugi runął na ziemię. Młoda kobieta natychmiast rzuciła się do ucieczki. Nie ubiegła daleko, gdy dostała strzałą w nogę. Upadła. Wyciągnęła strzałę i chciała uciekać dalej, ale została pochwycona. Mężczyźni przeszukali ją, sprawdzając czy nie ukrywa przy sobie jakichś kosztowności. Ściągnięto jej z palca pierścień Samona.

- Do Siwego z nią – jeden z nich wydał polecenie. Przerzuconą ją na konia i ruszyli do swojej kryjówki. Dotarli na dużą leśną polane, na której stały trzy chaty. Przed jedną z nich wyszedł mężczyzna z siwymi włosami i siwą brodą.

- Coście tu przywieźli? – spytał się. Był przywódcą zbójców. Wszyscy mówili na niego Siwy, nikt nie znał jego imienia.

- Znaleźliśmy tą dziewkę.

- Znaleźliście coś przy niej?

- Tylko ten pierścień. Poza tym nic ciekawego. Jakieś zioła, owoce, warzywa.

- Pokaż ten pierścień.

Siwy przypatrzył się uważnie pierścieniowi.

- Ładny – powiedział. – Zabieram go. Przyda mi się. Ma ktoś inne zdanie?

Nikt nie zaprotestował.

- Siwy, zatrzymajmy dziewkę. Przyda nam się wieczorami. Jest urodziwa – zaproponował ktoś.

- Dobrze. Tym razem się lepiej sprawowaliście. Będzie można się z nią zabawić. A co do tamtej dziewczyny, to już wiem jak na niej zarobić.

Podszedł do Czębiry.

- Jak masz na imię? – spytał się.

- Pieprz się! – odpowiedziała mu.

- Ładne imię – stwierdził. – O, chyba jest ranna w nogę.

- Dostała strzałą w nogę – ktoś wyjaśnił.

- To niedobrze – rzekł Siwy. – Trzeba ją opatrzyć. Jeszcze się dostanie się jakieś zakażenie i umrze. Z trupa nie będziemy mieć wiele pożytku. W każdym razie ja nie jestem nekrofilem.

Zanieśli Czębirę do obszernej chaty, składającej się z trzech izb i położyli ją na łożu.

- Zna się ktoś na opatrywaniu ran? – spytał się Siwy, przyglądając się badawczo swoim kamratom.

- Ja się znam. Sama sobie opatrzę ranę – rzekła dziewczyna.

Siwy pokiwał głową i powiedział:

- No dobrze. Weź te swoje zioła i opatrz się – podał jej sakwę z ziołami.

Czębira wyciągnęła zioła.

- Muszę mieć dostęp do kociołka, by sporządzić z nich lekarstwo.

- Tam jest, na palenisku – wskazał ręką.

Dziewczyna chwyciła stojącą w pobliżu miotłę, by się na czymś podtrzymać i podreptała z ziołami do kociołka. Nalała do niego wody i rozpaliła ogień w palenisku.

- Przyda nam się medyk – stwierdził Siwy.

- Szefie, a co z tamtą małą? – spytał się ktoś.

- A kto by chciał kupić dziewczynkę? Po co komuś? Na szczęście potrafię myśleć i za siebie i za was. Zarobimy – wyjaśnił Siwy. – Za Lipowem mieszka czarownica. Sporządza specyfiki z różnych rzeczy. Z ludzkich organów też. Gadałem z nią. Powiedziała, że nikogo nie zabija i żywa dziewczynka jej się ni przyda. Interesują ją tylko wisielce. Ale stara jest wybredna. To zrobimy to tak. Pokroimy małą, wyjmiemy jej narządy i każdy oddzielnie sprzedamy wiedźmie z zyskiem. Powiemy, że to z wisielca. Zostawmy tutaj dziewkę. Niech się leczy. Kulawa nie ucieknie nam. Niech nikt nie waży się jej tknąć. Ja mam pierwszeństwo. Dopiero jak się nią nabawię, to będziecie mogli sobie ją wziąć.

- Będę potrzebowała płótno, by zabandażować nogę i spinkę, by spiąć płótno – oznajmiła.

- Dobrze, znajdziemy coś – powiedział. – A teraz chodźmy naradzić się. Bez świadka.

Zbóje wyszli z chałupy. Czębira ugotowała wodę. Wsypała do kubka część startych ziół i zalała wrzątkiem. Do pozostałej gorącej wody w kociołku powrzucała jakieś zioła i sporządziła wywar, który wtarła sobie w ranę. Następnie wypiła zawartość kubka. Potem zaczęła przyrządzać inny wywar. Do chałupy wszedł zbójnik.

- Masz tu płótno i spinkę. Masz też coś do jedzenia. Najedz się, byś miała siłę na wieczorne harce.

Złoczyńca wyszedł. Czębira najadła się i skończyła przyrządzać wywar. Odgięła bolec od spinki i namoczyła go w wywarze. Wbiła spinkę w swoją tunikę. Spakowała zioła do sakwy i spojrzała na okno wychodzące w stronę lasu. Zastanawiała się, czy da radę uciec z kulawą nogą. Do chałupy weszło dwóch zbójców.

- Kulawa, wiesz, że dawno nie miałem kobiety? Zabawimy się – rzekł jeden z nich i zwrócił się do swojego kamrata:

- Przytrzymaj ją z tyłu.

Dziewczyna została przytrzymana i zakneblowano jej usta.

- To żebyś nie krzyczała. Siwy nie musi się o wszystkim dowiedzieć. Palantowi zamarzyło się pierwszeństwo – wyjaśnił jeden z nich i podwinął jej suknię. Czębirze udało się odczepić spinkę i dziabnęła zbója w rękę.

- Ty dziwko! – krzyknął i złapał się za rękę. Dziabnęła też zbója, który ją przytrzymywał z tyłu. Ten zdążył jeszcze wyrwać spinkę i ukłuć ją Czębirę. Bandyci opadli na podłogę dotknięci paraliżem. Dziewczyna też poczuła paraliż. Położyła się sama na podłodze, nie chcąc na nią opaść. Niedługo już nie mogła poruszać swym ciałem. Słyszała ciche wulgaryzmy wydobywające się ust zbójów. Wiedziała, że po godzinie paraliż minie. Bała się, by ktoś przez tą godzinę nie wszedł do chałupy. Bała się też, że zbóje mogą odzyskać za godzinę sprawność przed nią. Obawiała się, czy się nie udusi, bo była zakneblowana. Próbowała sięgnąć ręką po sakwę. Nie mogła ruszyć ręka.

Wtem usłyszała, że drzwi sąsiedniej izby się otwierają i zobaczyła rudą i piegowatą dziewczynkę, która uważnie rozglądała się po izbie, ciekawa, co też się wydarzyło. Wyglądała dziwnie znajomo. Czyżby to nie była córka Żywii? Żywia też była ruda. Powiadali, że ma pochodzenia celtyckie.

- Czębira! – krzyknęła Tomira i podbiegła do młodej kobiety. Zdjęła jej knebel.

- Przynieś sakwę – wyszeptała Czębira.

Dziewczynka rozejrzała się, ujrzała sakwę, przyniosła ją i otworzyła.

- Co ci jest? – zaniepokoiła się.

- Poszukaj w sakwie buteleczki.

Tomira poszperała w sakwie.

- Czy ta? – spytała się wyciągając buteleczkę.

- Utwórz ją i nalej mi powoli do ust.

Szklane butelki na ziemiach Słowian były rzadkością. Samon miał u siebie trochę takich butelek, z czego skorzystała Czębira. Dziewczynka otworzyła buteleczkę i powoli nalała zawartość w usta Czębiry. Ta z trudem przełykała płyn. Jednocześnie czuła, że paraliż zaczyna jej mijać.

- Co tutaj robisz, daleko od Witczyna? – spytała się. – Gdzie jest Żywia?

- Mamusię i tatusia zabili żołnierze. Mnie i brata też chcieli zabić.

Tomira zaczęła płakać. Czębira była zaskoczona. Żywia i Niegrod nie żyli. Ją też zaczął dopadać z tego powodu smutek. Pomału próbowała się podnieść. Dziewczynka pomogła jej wstać. Kobieta przytuliła Tomirę.

- Chowałam się przed żołnierzami – kontynuowała dziewczynka. – Jeden z nich odnalazł mojego brata. Mnie znaleźli ci tutaj. To zbóje?

- Tak, to zbóje. Nie mamy dużo czasu, musimy uciec.

- Co ci jest w nogę?

- Jestem ranna. Ale dam radę.

Czębira załadowała sakwę potrzebnymi rzeczami. Przypięła sobie pas i zatkała za nim nóż. Przewiesiła na ramię łuk i kołczan pełen strzał. Podeszła do okna, od strony lasu. Rozejrzała się, czy ktoś się nie kręci i zaczęła przełazić przez okno. Syknęła z bólu.

- Pomogę ci – rzekła dziewczynka i pomogła jej wydostać się z chaty.

- Oprzyj się na mnie i daj mi sakwę. Ja ją poniosę– zaproponował Tomira, gdy były już na zewnątrz. Dziewczynka zaprowadziła kulejącą Czębirę w gąszcz leśny. Zaczęły się oddalać od siedziby zbójów.

- Dlaczego rodzice zostali zabici? – spytała się Czębira.

- Cała wieś złożyła się na wykup. Bo chcieliśmy wykupić cię. Jechaliśmy do Mikulczic, do ciebie. Po drodze żołnierze zabili rodziców a kosztowności zabrali. Musimy odnaleźć mojego brata. Tylko on mi został.

- Odnajdę go, obiecuję ci. Tymczasem musze cię najpierw odprowadzić do Witczyna. Ciocia Szabora się tobą zaopiekuje. A ja ruszę na poszukiwanie brata. Może Radomił wróci z wojny, to wyruszymy razem. Nie pamiętam jak masz na imię.

- Tomira. A mój brat to Niestek.

- A tak, już sobie przypominam. Spróbuję nie zapomnieć.

- Nie szkodzi. Jak zapomnisz, to znów ci przypomnę.

Czębira była załamana śmiercią Żywii, ale nie chciała tego okazywać wobec Tomiry. Prawie codziennie widywała się w Witczynie z jej mamą. Często rozmawiały. Teraz nie mogła pogodzić się z tym, że już Żywii więcej nie zobaczy. Obiecała sobie, że jej dzieci bezpiecznie doprowadzi do Witczyna. Przynajmniej Tomirę, bo podejrzewała, że skoro jej brat został pochwycony, to zapewne już nie żyje. Ale i tak zamierzała najpierw to sprawdzić i sprowadzić do wioski jego lub jego ciało. Czekało ją niełatwe zadanie. Droga do Witczyna była daleka. Przytrzymała mocniej Tomirę za rękę, jakby nie chciała jej zgubić. I tak szły powoli przed siebie, przytrzymując się.

 

Godzinę później zbójcy przeczesywali okoliczny teren.

- Nie mogły daleko uciec. To tylko mała dziewczynka i kulawa dziewka. Zaraz je znajdziemy – mówił Siwy. – I lepiej dla was, by się znalazły. Tak bardzo się nastawiłem na wieczór z tą dziewką. Jak się nie odnajdzie, to ty, Dziki, będziesz musiał sobie tyłek czymś wysmarować. Zastąpisz ją.

- Szefie, szef chyba żartuje? – przeraził się Dziki.

- Siwy nigdy nie żartuje. Tak głupio dałeś się jej podejść. Musisz ponieść konsekwencje.

Próbowali natrafić na ślady uciekinierek, ale jakoś im to nie szło. Minęła godzina, mieli coraz mniej nadziei na powodzenie pościgu. Minęła następna godzina, Siwy był coraz bardziej poirytowany.

- Lubię świeże leśne powietrze, ale nie lubię się włóczyć w kółko, bez sensu, jak debil – rzekł herszt. – Wracam do chaty. A wy macie je znaleźć.

Opuścił swoich towarzyszy i ruszył w stronę zbójeckiej kryjówki.

- Wiesz, czym się najlepiej posmarować? – spytał się ktoś Dzikiego.

- Odczep się! – odburknął mu Dziki. – Znajdź sobie inny temat do rozmów.

Usłyszeli czyjeś pospieszne kroki w ich kierunku. To biegł Siwy.

- Wyciągnijcie broń! Szybko! – krzyknął.

Zbóje nie wiedzieli o co chodzi, ale szybko wydobyli miecze i topory. Gdy herszt zdołał do nich dobiec sprintem, wyłonili się jeźdźcy.

- Poddajcie się! Nie macie szans! – krzyknął Mściwój. Żołnierze otoczyli zbójców.

- Musisz mieć posrane w głowie, jak myślisz, że wygrasz z Siwym! – krzyknął Siwy.

- Mściwoju, to Siwy. Słyszałem o nim. Nie będzie nam łatwo – rzekł jeden z jeźdźców do Mściwoja.

- I dobrze gadasz. Chociaż jeden z was ma trochę oleju w głowie – stwierdził herszt.

Mściwój namyślał się, co najlepiej zrobić. Na pewno nie chciał odpuścić zbójcom.

- Zrobimy to tak. Staniemy do walki miedzy sobą. Jeden na jednego – zaproponował. – Jeśli wygram, poddajecie się. Jeśli przegram, oddalimy się i już więcej nie będziemy was ścigać. I jak?

- Po co właściwie chcesz nasz dopaść?

- Samon nie toleruje zbójectwa na drogach. Dobre czasy dla takich jak ty już się kończą. Pieprzeni zbóje.

- A ty kim jesteś? Na imię masz Mściwój? Dobrze słyszałem? Trafiła do nas dziewczynka. Opowiedziała jak zamordowałeś jej rodziców. To kim ty jesteś, jak nie zbójem? Moralista się znalazł.

- Jak wyglądała ta dziewczynka? Taka ruda i piegowata? Był z nią rudy chłopak? – zainteresował się Mściwój.

- Właśnie ta dziewczynka. Była sama.

- To dodatkowo, jak wygram, wezmę i tę dziewczynkę.

- Już jej nie ma. Właśnie jej szukam. Ale ja też mam warunek. Dziewczynka mówiła coś o dwóch mieszkach ze złotymi monetami. Jak wygram, to dodatkowo oddajesz mi te pieniądze.

- Zgoda. Stańmy do walki. Każ twoim ludziom się cofnąć.

- A ty swoim też.

Żołnierze i zbóje poodsuwali się w daleko od siebie. Pośrodku nich został Siwy i Mściwój. Dowódca żołnierzy zszedł z konia i dobył miecza. Zaatakował zbója, lecz ten zręcznie odparował atak. Mściwój już wiedział, że ma godnego sobie przeciwnika. Ale jeszcze się nie zdarzyło, by z kimś przegrał. Wiedział, że wcześniej czy później i tak wygra. Napierał na herszta, próbując wybadać jego styl walki i znaleźć jego słabe punkty. W końcu udało mu się powalić przeciwnika na ziemię. Siwy sypnął piachem Mściwojowi w oczy, równocześnie kopiąc go w nogi. Żołnierz cofnął się i przetarł sobie oczy. Herszt stanął do walki. Uśmiechnął się i teraz to on zaczął napierać. Miał szybkie i silne uderzenia, jakby chciał zmęczyć przeciwnika. Jednak jeden cios wymierzył niezbyt dokładnie, przez to Mściwój wytrącił mu miecz. Dowódca żołnierzy przystawił swój miecz do gardła zbójnika.

- To już koniec walki, Siwy – oznajmił. Ten przełknął ślinę i odparł:

- Wygrałeś.

- A teraz każ swoim kumplom rzucić broń.

- Rzućcie broń! Poddajemy się – rzucił rozkaz herszt.

Zbóje posłuchali jego i się rozbroili.

- Prowadź nas do swojej kryjówki. Muszę was wszystkich wyłapać. Zobaczę też, co tam trzymacie u siebie w skrzyniach – oznajmił zwycięzca.

Bandyci maszerowali za swym hersztem, pilnowani przez konnych. Zauważyli, że Siwy kieruje się w innym kierunku, niż kryjówka, jednak nie zdradzili tego po sobie. W końcu, w pewnym momencie ich herszt rzucił się biegiem przed siebie. Pozostali zbóje również wyrwali do przodu. Żołnierze natychmiast ruszyli w pościg.

- Stójcie! Zatrzymajcie się! – krzyknął Mściwój, widząc, że dwa konie wpadły w bagno. Jeźdźcy zlecieli z nich i zaczęli się również topić. Zanim wojowie zatrzymali się, to jeszcze trzeci żołnierz zdążył wjechać w bagno. Zbóje coraz bardziej oddalali się, wiedząc którędy biec, by nie utonąć. Dwóch bandytów zostało zastrzelonych z łuku, reszcie udało się uciec. Mściwój rozejrzał się. Akurat te bagno nie przypominało na pierwszy rzut oka mokradeł, dlatego dali się tak łatwo oszukać.

- Ratujcie nas! Nie mogę się wydostać! – krzyknął jeden z tonących. Dowódca zeskoczył z konia i ostrożnie zbliżył się do najbliższego woja, którego wciągało grzęzawisko. Wziął kija, pochylił się i podał koniec tonącemu. Ten chwycił się kija.

- Nie dam rady cię wyciągnąć – stwierdził Mściwój i puścił kij. – Nie będę się narażał, bo sam utonę. Trudno, musicie się pogodzić ze śmiercią. Dziś nie jest wasz szczęśliwy dzień. Nie pomagajcie im, bo się sami potopicie.

Te ostatnie zdanie było skierowane do wojów, którzy patrzyli z przerażaniem jak ich towarzysze i konie coraz bardziej zapadają się w grząskiej topieli.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 13.04.2020
    Dzielna Czębira, zioła nie mają dla niej tajemnic. Potrafi obronić się przed niebezpieczeństwem. Realia dróg bardzo niebezpieczne dla podróżnych i nie znających leśnych terenów, w dzikich odstępach nie ma litości dla towarzyszy.
    Popraw literówki:
    - " Nie dam radę cię wyciągnąć" - nie dam rady....
    - "Mściwój wytracił mu miecz" - wytrącił.....
    - "wezmę i tą dziewczynkę." - tę dziewczynkę.
    Pozdrowienia!
  • Jerzy Sowiński 14.04.2020
    Literówki staram się poprawiać na bieżąco. Zdarza mi się jednak jakieś przeoczyć. Dziękuję za pomoc, te już są poprawione.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania