Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 12)

Mieszkaniec Lipowa, Bygost, dorabiał sobie kiedyś, jako najemnik w Królestwie Franków. Spodobało mu się to, że u Franków były gospody, gdzie można było zjeść a czasami i przespać się. Postanowił coś takiego wybudować u siebie, w Lipowie. Ludzie, gdy to usłyszeli, pukali się w głowę. Po co coś takiego budować na Morawach a w szczególności w Lipowie, odludnej wsi. Wybudowanie gospody dużo kosztuje a interes marny. Bygost zainwestował cały swój zarobiony żołd i wojenne łupy w wybudowanie gospody. Zaangażował całą swoją rodzinę w prowadzenie interesu. Dużo na tym nie zarabiał, bo mieszkańcy Lipowa jedli u siebie w domach, podróżnych prawie wcale nie było. Głównie przychodziło się do gospody napić się alkoholu. Ale nie przejmował się tym, prowadzenie gospody było dla niego hobby. Zdarzały się czasami dni, w których miał trochę gości, jak teraz, wtedy był bardzo zadowolony.

Przez Lipowo przechodziła Czębira, trzymając Tomirę za rękę. Cieszyła się, że w końcu dotarły do jakiejś miejscowości, gdzie będą mogły przespać się gdzieś na sianie, zamiast na twardej ziemi. Dziewczynka rzadko opuszczała rodzinny Witczyn, więc z zaciekawieniem oglądała mijające chaty. Tym bardziej, że ta wieś była większa a chaty okazalsze. Szczególnie jej wzrok przykuły piękne krzewy ozdobne, które widziała po raz pierwszy w życiu. Wciąż martwiła się o swego brata, jednak przy swej nowej mamie czuła się bardziej spokojna. Ufała jej i wierzyła, że Czębira odnajdzie Niestka.

Przechodziły obok karczmy. Wydostające się z budynku zapachy zachęcały do wstąpienia do środka. Jednak Czębira nie miała przy sobie nic cennego, więc nie zachodziła do gospody. Postanowiła trochę poleczyć mieszkańców Lipowa, w zamian za jedzenie. Teraz musiał dbać nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o swoją adoptowaną córkę. Mijały już karczmę, gdy zauważył je jakiś żołnierz.

- Panienko, widzę ze przychodzisz z daleka i na pewno jesteś głodna. Przyłącz się do nas. Najesz się – zaproponował patrząc lubieżnie na Czębirę.

Ta jednak bez słowa go minęła. Chwycił ją za rękę.

- No chodź. Serdecznie zapraszam – ponowił nachalnie zaproszenie.

Kobieta próbowała się uwolnić od niego. Tomira przeraziła się i mocniej zacisnęła swoją dłoń, trzymając się mamy. Z budynku wyszedł drugi żołnierz. Uśmiechnął się na widok Czębiry, następnie siłą odciągnął dziewczynkę od kobiety, która próbowała mu w tym przeszkodzić.

- Poczekaj tu na mamusię. Zabaw się czymś – odepchnął Tomirę.

Żołnierze zawlekli, próbującą wyrwać się im Czębirę, do gospody.

- Zobaczcie, jaka ślicznotka do nas zawitała – rzekł woj do swoich kompanów siedzących przy stole. Dało się słyszeć gwizdy uznania i okrzyki zadowolenia.

Tomira nie chciała się pogodzić z utratą mamy. Nie chciała też zostawić jej samej w potrzebie. Była przerażona, jednak postanowiła wejść do karczmy. Tymczasem Czębira podniosła kielich z miodem i chlusnęła nim na żołnierza, który ją przytrzymywał. Pozostali wojacy zaczęli się śmiać.

- Zobacz Mściwój, nasza zguba się znalazła – jeden z żołnierzy wskazał na Tomirę, która pojawiła się w drzwiach gospody.

Mściwój wstał od stołu, podszedł do dziewczynki i ją chwycił.

- Zaopiekujemy się małą. Za dużo wie, by sobie sama swobodnie chodziła – powiedział do Czębiry. – Zresztą jest biedną sierotką. Ktoś zabił jej rodziców. Biedactwo. Wujek Mściwój się nią zajmie.

- Zostawcie ją! Pożałujecie, wy skurwysyny! – krzyknęła Czębira.

Wybuchł w niej wściekły gniew. To, że ją upokorzono, to jeszcze jakoś mogła znieść. Ale za nic nie mogła pozwolić, by jej córce stało się coś złego. Udało jej się wyswobodzić i wyciągnęła nóż. Jej krzyk przyciągnął uwagę innych gości siedzących po przeciwnej stronie sali. Ktoś wstał od stołu i krzyknął:

- Zostawcie ją albo się wkurwię!

Żołnierze zdziwili się, że jakiś prosty wieśniak im wygraża.

- Spadaj kmiocie. Idź gnojówkę mieszać. Ty chyba nie wiesz, kim jesteśmy – objaśnił mu jeden z żołnierzy.

Na mężczyźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Od stołu wstał drugi z gości gospody i spojrzał na wojów. Następnie dał uspokajający znak ręką, dla reszty jego współbiesiadników, by nie wstawali od stołu.

- My sobie poradzimy z nimi we dwójkę. Wy sobie posiedźcie i spokojnie pojedźcie – poinformował swoich towarzyszy.

Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął swój miecz. Spojrzał na stojącego obok mężczyznę. Ten także dobył miecza, lecz miał zawzięty wyraz twarzy.

- Dobra, sami tego chcieli. Zarżnąć ich – wydał rozkaz Mściwój.

Czterech żołnierzy wyciągnęło swoje miecze i podeszli do grożących im przybyszom. To, co się zaraz wydarzyło, zaskoczyło wszystkich wojaków. Mściwój patrzył, jak po kilku pociągnięciach mieczem przez zaledwie dwóch gości, cała jego czwórka żołnierzy ginie. Trzech stracił na bagnach, teraz czterech w gospodzie. Pozostało mu tylko czterech żołnierzy. Ta cała sytuacja wydawała mu się nierealna.

- Kim wy jesteście? – spytał zszokowany Mściwój, wciąż przytrzymując dziewczynkę.

- To Zdamir i Niesiebor – wyjaśniła mu Czębira. – A dzisiaj jest ostatni dzień twego życia. Parszywego życia.

Dowódca żołnierzy odepchnął do niej Tomirę i sam uciekł z gospody. Widział, ze grunt palił mu się pod nogami i pragnął jak najszybciej stąd czmychnąć. Wskoczył na konia i co sił pognał przed siebie, byle jak najdalej. Pozostali wojacy, widząc ucieczkę swojego dowódcy, nie próbowali walczyć.

- Zostawcie nas. Nie chcemy z wami walczyć – powiedział jeden, z czterech pozostałych żołnierzy. – Dajcie nam odejść.

Zdamir popatrzył na nich, pomyślał chwilę i opuścił swój miecz.

- Dobra, odejdźcie sobie – rzekł wspaniałomyślnie.

Wojacy pochowali swą broń i opuścili gospodę z opuszczonymi głowami. Było im żal swoich poległych towarzyszy, a przede wszystkim głupio, że trafili na lepszych od siebie.

Zdamir nie próbował ukryć radości, że Czębira odnalazła się. Podszedł do niej i serdecznie ją uściskał.

– Czębira, właśnie po ciebie wyruszyliśmy, by cię zabrać od Samona, a ty tutaj. Co za niespodzianka.

Niesiebor, Miłobor i Uściwoj też chętnie ją przywitali.

- Przyjechaliście po mnie? – dziewczyna wciąż nie mogła uwierzyć, że jej znajomi są teraz przy niej. Było jej miło, na wieść, że nie tylko jej mąż, wyruszył na ratunek. Dotarło teraz do niej, że nie było go tutaj. Chciał się o niego spytać, ale Zdamir uprzedził jej pytanie:

- Po Radomiła też przybyliśmy. Samon najpierw porwał ciebie a potem aresztował Radomiła. Nie widziałaś go w Mikulczicach?

- Bogowie, za co go pojmał? – zmartwiła się nagle. Nie wiedziała dotąd, gdzie może znajdować się jej mąż. Nie sądziła, ze może znajdować się w takim niebezpieczeństwie.

- A kto to wie. Jak się o tym dowiedzieliśmy, o was, to wyruszyliśmy na ratunek. Uratujemy go, choćbyśmy mieli z całą armią Samona walczyć. Ale musimy się śpieszyć, póki nie jest jeszcze za późno.

Myśli Tomiry zajęte były innymi sprawami, niż radość ze spotkania znajomych twarzy. Mściwój przywołał jej wspomnienie niedawnej zbrodni.

- To ci żołnierze zabili moich rodziców! – krzyknęła spoglądając na Czębirę.

- O czym ona gada? – zdziwił się Zdamir. Przypatrzył się dziewczynce. Zdał sobie sprawę, że ją zna.

- Czy ty nie jesteś czasem córką Niegroda i Żywii? Oni nie żyją? Ożeż kurwa! – krzyknął Zdamir i wybiegł z mieczem z gospody. Za nim wybiegli Niesiebor, Miłobor i Uściwoj. Wzrastał w nich gniew, na wieść o śmierci ich sąsiadów.

- A wy dokąd, z koni! – zagrodził drogę żołnierzom, którzy chcieli już odjeżdżać.

- Puściłeś nas wolno – przypomniał mu jeden z żołnierzy.

- Ale nie puszczę wolno morderców Niegroda i Żywii. Zsiadać z koni i oddawać broń.

Na wojów padł blady strach. Miłobor i Uściwoj wypięli łuki. Z gospody wybiegła Czębira i ona również napięła swój łuk.

- Oni nie chybią – powiedział Zdamir, odwracając na chwilę głowę w stronę łuczników. Po jego zawziętym wyrazie twarzy było widać, że za chwilę może zaatakować. Żołnierze pozsiadali z koni i odrzucili swoją broń. Wokół zaczęli się gromadzić mieszkańcy Lipowa. Zaintrygowała ich wcześniejsza potyczka w karczmie. Taka sytuacja była dla nich niecodzienna.

- Z takimi nie ma co się patyczkować. Oskórujemy ich. Tępym nożem – rzekł Niesiebor, podchodząc do żołnierzy i spoglądając im w twarz.

- Wypełnialiśmy tylko rozkazy. Nie chcieliśmy ich zabijać. To Mściwój nam kazał. Litości – błagał jeden z żołnierzy.

- A to tak. Wypełnialiście tylko rozkazy? – spytał się Zdamir, po czym pokiwał głową. – Wiec pretensję miejcie tylko do mnie. Bo oni będą wypełniać tylko moje rozkazy. Nie oskórujemy was. Tylko was powiesimy. Na oczach całej wioski.

- Chcesz ich tylko powiesić? Za to, co zrobili? – zirytował się Niesiebor. Odwrócił głowę w stronę Zdamira, jakby chciał dojrzeć wyjaśnienie.

- Zdamir ma rację. Zasługują na karę śmierci, ale nie na znęcanie się – rzekła Czębira. Zastanawiała się czy Niesiebor chciałby serio spełnić swoja propozycje, czy tylko wypsnęło mu się to pod wpływem emocji.

- Darujcie nam życie. Błagam – prosił ze łzami jeden z żołnierzy.

- Dopiero teraz płaczesz? – spytała się dziewczyna. – A jak zabiliście Żywię i jej męża i chcieliście zabić też ich dzieci, to się śmiałeś?

Wojak nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Racja. Oni wyjechali z monetami – przypomniał sobie Zdamir. – Gdzie się podziały kosztowności, co je zrabowaliście?

- Powiemy, ale jak darujesz nam życie – rzekł jeden z wojów. Zastanawiał się, jak silna jest jego karta przetargowa.

- Gdzie mogą być pieniądze? Niech zgadnę – odpowiedział mu Zdamir udając zastanawianie się.

Spojrzał na osiodłane konie żołnierzy i podszedł do nich. Zaczął przeszukiwać bagaże. Potem przeszukał trupy i jeńców. Nazbierał się jeden mieszek złotych monet.

- Gdzie reszta. Wiem, że były dwa mieszki? – spytał.

Ponieważ żołnierze milczeli, wyciągnął nóż i zaczął go ostrzyc.

- Mściwój najwięcej sobie zgarnął. Właśnie odjechał z łupem – wyjaśnił jeden z żołnierzy, spoglądając na ostrzenie noża.

Zdamir zaczął żałować, że nie powstrzymał Mściwoja przed ucieczką. Nie chodziło mu o pieniądze, ale o to, że to dowódca był głównym pomysłodawcą zbrodni.

- Odnajdziemy go. Choćby się schował w tyłku żmija – oznajmił. – Nie chce mi się budować szubienic. Powiesimy ich na drzewach. A potem ruszamy na pomoc Radomiłowi.

- Jadę z wami. Nie zostawię męża w potrzebie, choćbym miała zginąć w walce – rzekła Czębira. Jednak coś ją tknęło. Popatrzyła na Tomirę i zaczęła walczyć ze swymi myślami. Teraz nie była już sama, miała się kim opiekować. Kucnęła przy dziewczynce i objęła ją.

- Nie będę narażała córki. Jednak pojadę z nią do Witczyna. Potem poszukam jej brata. Ale obiecajcie mi, że przywieziecie Radomiła całego i zdrowego.

- A po co tutaj jesteśmy? Sie wie – uspokoił ją Niesiebor.

- Twojej córki? – zdziwił się Zdamir. Patrzył jak dziewczynka czule przytula się do Czębiry.

- Teraz ja będę się nią opiekować – kobieta pocałowała Tomirę w policzek..

- To ładnie z twojej strony – Zdamir pokiwał głową z uznaniem.

- Jakbyś jednak chciała, to wujek Biezdar i ciocia Mojmira też mogą się tobą zaopiekować. Na pewno się zgodzą – Niesiebor polecił Tomirze swoich rodziców.

- A wujek Przemęt i ciocia Godzimira to gorzej by się tobą zaopiekowali? Miałbyś u nich bardzo dobrze – Zdamir polecił swoich uśmiechając się.

- Wolę Czębirę – odparła dziewczynka. – Ona jest moją drugą mamą i nie chcę już innej.

Młoda kobieta poczuła wzruszenie i dumę, ale nie dała tego po sobie poznać. Pogłaskała córkę po głowie.

- No dobrze. Popytamy się też o twojego brata. Może się gdzieś znajdzie po drodze – Zdamir również pogłaskał dziewczynkę.

- Wiesz co? – rzekł do Czębiry. – Poczekam z egzekucją aż odjedziecie. Nie chcę, by mała to oglądała. Zresztą, powiesimy ich gdzieś w odludnym miejscu. W wiosce jest dużo dzieciaków. Tymczasem wróć do gospody. Przecież chyba wciąż jesteście głodne. Trzeba się najeść i wypocząć. Do Witczyna jeszcze jest sporo drogi. Weźmiesz jednego z koni po żołnierzach. To skróci wam znacznie podróż. Poczekajmy chwilę, niech wyniosą trupy z gospody i przywrócą tam porządek. Nie będziemy przecież posilać się przy nieboszczykach.

Zdamir i Niesiebor pomogli oberżyście wynieść trupy za gospodę. Bygost postanowił je później pochować. Uściwoj i Miłobor pozostali pilnować więźniów. Czębira pomogła żonie oberżysty w zaprowadzeniu porządku. Gdy karczma została doprowadzona do porządku, Czębira i Tomira mogły w końcu porządnie się najeść.

 

Radomił i Niestek jechali powoli na koniu. Za nimi szedł Samon, bo Radomił postanowił nie obciążać za bardzo wierzchowca. Opuścili puszczę i ich oczy mogły podziwiać łąkę. Niestek spojrzał na lecącego bociana. To znak, że w pobliżu były jakieś zabudowania.

Chłopczyk zastanawiał się, co miałby zrobić, by Radomił był z niego dumny. Jadący z nim mężczyzna imponował mu, a Niestek chciałby w przyszłości mu dorównać.

- Zostawimy Samona w wiosce, będziemy mogli wtedy się rozpędzić – Radomił usprawiedliwił powolną jazdę.

- Nauczysz mnie walczyć? – spytał się go Niestek. Zawsze chciał dorosnąć i zostać wojownikiem. Jednak dla jego opiekuna to nie był dobry pomysł.

- Chyba wiesz, że całe życie będziesz dzieckiem. Tak jak twoja siostra. Dwadzieścia lat minęło i wyglądacie wciąż tak samo. Tak samo ja, nie zmieniłem się przez ten czas. Nigdy nie wygrasz z dorosłym, nawet jak będziesz najlepiej władać mieczem. Brakuje ci siły, zawsze będziesz przegrywał.

Radomił zauważył zawiedzioną minę chłopca. Może mógł to delikatniej powiedzieć, ale z drugiej strony nie chciał owijać w bawełnę. Wolał, by Niestek od razu sobie to uświadomił.

- Wiem, że zawsze będę mały. Ale możesz mnie pouczyć. A może kiedyś się przyda? – chłopiec nie dawał za wygraną. Radomił poczochrał go po głowie i rzekł:

- Mogę cię nauczyć różnych rzeczy, które ci się przydadzą w twoim wieku. Będzie ci łatwiej przetrwać, gdy znajdziesz się w niebezpieczeństwie.

- Mój tata trochę mnie nauczył różnych rzeczy, ale nie znał się na wszystkim.

Radomił przypomniał sobie Niegroda. Zabity sąsiad był brunetem a jego syn miał rude włosy, po matce, jednak Niestek miał duże podobieństwo fizyczne do swojego ojca. Chłopiec potrafił tłumić emocje, jednak Radomił podejrzewał, że jest mu ciężko po stracie rodziców.

- Na pewno ci go bardzo brakuje. I mamy - spytał.

- Żebym tylko mógł się cofnąć do przeszłości. Ale się nie da, prawda? Nikomu się jeszcze nie udało odwrócić przeszłości? Może Damroka umie? – rozmyślał Niestek.

- Podejrzewam, że nikt nie umie. Nawet Damroka – odpowiedział młodzieniec. Jednak i on zaczął się zastanawiać, czy na pewno nie da się odwrócić przeszłości. Może jacyś kapłani potrafią? Albo biskupi chrześcijańscy?

- Najbardziej to się teraz martwię o Tomirę. Potrafisz tropić? Może ją jakoś wytropimy? – myśli chłopca skupiły się teraz na jego siostrze.

Radomiłowi teraz przypomniała się Żywia. Po jej kolorze włosów, z daleka można ja było odróżnić od innych kobiet. Córka odziedziczyła po niej rude włosy i piegi. Zastanowiło go, czy wszyscy Celtowie są rudzi, bo Żywia pochodziła z tej grupy ludności. Spojrzał na chłopca i go pocieszył:

- Znajdziemy twoją siostrę. Znajdziemy Czębirę. A potem pomścimy twoich rodziców.

Polne kwiaty i różnokolorowe motyle stanowiły miłą odmianę, po czasie spędzonym w puszczy. Ich oczom ukazały się w oddali zarysy domostw. Radomił odwrócił się w stronę Samona, który wyglądał na zmęczonego długą pieszą podróżą.

- Już prawie jesteśmy, będziesz mógł sobie odpocząć – rzekł. – Tutaj jest gospoda. Prawie taka sama, jak w Królestwie Franków. Będziesz się mógł poczuć, jak w rodzinnych stronach.

Książę nic nie odpowiedział. Przystanął na chwilę, spojrzał na oddalone domy, odsapnął i ruszył dalej.

Domostwa stawały się coraz bardziej widoczne. Wreszcie znaleźli się w wiosce, czując na sobie ciekawski wzrok miejscowych. Niestek naliczył trzy gniazda bocianów. Patrzył zafascynowany na te ptaki i zastanawiał się, czemu w Witczynie ich nie ma. Radomił nigdy jeszcze nie był w gospodzie. Uznał, że pojawiła się odpowiednia okazja, by tam zawitać. Nie musiał pytać miejscowych, który to budynek. Ogromna karczma wyróżniała się znacznie na tle innych domów. Gdy już dojechał do niej, to nie mógł wyjść ze zdumnienia. Ujrzał stojącego pod karczmą własnego brata.

- Co ty tutaj robisz? – krzyknął do Uściwoja. Ten obejrzał się i radośnie podbiegł do swego brata. Radomił zeskoczył z konia i uścisnął się z Uściwojem.

- Po gospodach się włóczysz? Ciekawe co tata na to powie? – uśmiechnął się. – O, widzę, że Miłobor jest też tutaj.

Podszedł do Miłobora i się z nim przywitał. Zastanawiał się, co oni tutaj porabiają. Przede wszystkim jednak napawała go radość ze spotkania bliskich mu osób.

- Pilnujemy tych czterech tutaj. Będziemy ich wieszać – rzekł Uściwoj wskazując na żołnierzy.

Dopiero teraz Radomił zwrócił uwagę na wojów. Zauważył, że byli wystraszeni, tym co ich czeka.

- Za co chcesz ich wieszać? Napluli ci do piwa? – spytał się.

- Zabili Niegroda i Żywię. Przykro, że ci o tym mówię, ale Niegród i Żywia już nie żyją. To ludzie Samona. Oni ich zabili i muszą ponieść za to konsekwencje.

Radomir spojrzał jeszcze raz na żołnierzy. Potem spojrzał na brata.

- Już wiem, że to się stało. Ale czy śmierć za śmierć jest na pewno czymś sprawiedliwym?

Uściwoj nie miał takich wątpliwości.

- Jak ich zostawimy przy życiu, to skrzywdzą innych. A tak, to uratujemy życie tym, których nie zdążą skrzywdzić.

Radomił nie miał teraz głowy do przemyśleń o sprawiedliwości. Chciał wypocząć. Niestek też wyglądał na zmęczonego.

- Ech, Uściwoj. Sam nie wiem, co o tym sądzić. Muszę wypocząć, przemyśleć to.

- Idź do gospody, odpocznij. Jak nie masz solidów, to ja ci je dam.

Radomił spojrzał na księcia. Nie wiedział, jak do niego mieszkańcy Lipowa są nastawieni. Chciał zostawić go w bezpiecznym miejscu.

- Zaraz. Najpierw muszę się w czymś upewnić - rzekł do brata.

Zwrócił się w stronę mieszkańców, którzy przyglądali się im z oddali i krzyknął:

- Ludzie. Przybył do was książę tych ziem. Książę Samon we własnej osobie.

Wśród ludzi dało się zauważyć poruszenie.

- Nasz książę. Samon, pogromca Serbów. Nasz obrońca – krzyknął ktoś wzruszony.

- Widzisz. Wygląda na to, że cię tutaj lubią. Nic ci tutaj nie grozi. Możemy się tutaj pożegnać – rzekł Radomił do księcia.

Samon podniósł w kierunku mieszkańców rękę wykonując gest błogosławienia. Wzruszeni mieszkańcy padli przed nim na kolana.

- To wy pilnujcie jeńców a ja sobie spocznę w gospodzie – zwrócił się Radomił do brata. Ściągnął Niestka z konia i udali się do gospody. Samon także wszedł do karczmy. Wokół budynku zaczęło się gromadzić coraz więcej ludzi. Każdy chciał zobaczyć swego księcia. Mieszkańcy byli bardzo przejęci, że władca osobiście zjawił się w ich wiosce.

W gospodzie Niestek skupił na kimś wzrok. Krzyknął: „Tomira!” i zaczął biec w jej kierunku. Dziewczynka pisnęła z radości i zerwała się z ławy. Padli sobie w objęcia. Radomir patrzył wzruszony na dzieci. To one przykuły jego spojrzenie, nie rozejrzał się jeszcze wokół. Czębira obejrzała się za dziećmi. Uśmiechnęła się na widok rodzeństwa. Wtem ujrzała stojącego przy drzwiach Radomiła. Zanim pomyślała, już biegła do niego, odruchowo. Rzuciła mu się na szyję.

- Czębira? – rzekł zaskoczony Radomił, wciąż niedowierzając. Następnie objął ją i długo całował.

- Gorzko, gorzko – krzyknął wesoło Zdamir klaszcząc.

- Kochanie, tak się o ciebie martwiłam – udało jej się powiedzieć między pocałunkami. – Myślałam, że Samon cię więzi.

Młodzieniec w końcu ją wycałował i spojrzał w jej oczy.

- Ja też się o ciebie martwiłem. Wiedziałem, że uciekłaś z Mikulczic. Nie wiedziałem, czy udało ci się wrócić do Witczyna.

Czębira zaczęła go gładzić po policzkach.

- Już zawsze będziemy razem. A wiesz, że mam dla ciebie niespodziankę? Będziemy mieli córkę.

- Jak to możliwe? – zdziwił się.

- Nie biologiczną. Chodzi mi o Tomirę. Teraz ja będę jej mamą. I Niestka też, jeśli zechce. A ty, chciałbyś być dla nich jak ojciec? Nie naciskam, możesz to sobie przemyśleć.

Radomił zaczął się śmiać. Spojrzał na dzieciaki i rzekł:

- Przecież to ja chciałem cię namówić na to, byś została dla nich mamą. Nie musisz mnie przekonywać.

Podszedł do rodzeństwa i kucnął przy nich.

- Niegrod wspominał, jakie z was są łobuziaki. Miał się z wami. Trudno było was upilnować.

- Będziemy grzeczni. Od dzisiaj jestem bardzo posłuszny – obiecał Niestek.

- Już to widzę – uśmiechnął się Radomił i pogłaskał dzieci po głowach. Następnie wstał i spojrzał na swoich przyjaciół – A wy, co tu robicie? Przyjechaliście tutaj specjalnie wieszać żołnierzy?

- Przyjechaliśmy ratować ciebie i Czębirę – odparł mu Zdamir witając się. Następnie przywitał się Niesiebor. Przyjaciele usiedli do stołu.

– Ratować cię z rąk tego pana, który akurat stoi w tam w kącie – Zdamir dokończył wyjaśnienie.

Czębira odwróciła głowę i spojrzała na Samona. Dopiero teraz go ujrzała. Wolałaby już utopca zobaczyć przed sobą, niż jego.

- Nie chcę tego idioty więcej widzieć na oczy – oznajmiła nagle poważniejąc. – Co on tutaj robi?

Książę na widok dziewczyny, najchętniej by ja przytulił. Z jednej strony cieszył się, ze znów może zobaczyć jej lico, z drugiej smucił, bo wiedział, że nic z jego amorów nie wyszło. Oplótł ją wzrokiem i rzekł:

- Mamy układ z twoim mężem. Razem podróżowaliśmy. Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Od jutra już mnie nie zobaczysz. Pozwól, że jeszcze dzisiaj napatrzę się na ciebie w tej gospodzie.

Niesiebor jeszcze niedawno służył w armii Samona. Teraz patrzył spode łba na swego władcę i zacisnął pięści.

- To władca tych wojaków. Jego też powieśmy – wskazał palcem na księcia.

Radomił obejrzał się zaskoczony na Niesiebora.

- Nie. On jest wolny. Obiecałem mu wolność, dlatego nikt go dzisiaj nie tknie. Zresztą, Niegrod i Żywia nie zginęli z jego rozkazu. On nic o tym nie wiedział – oznajmił.

- Szkoda. Nie wieszałem nigdy księcia.

- Będziesz miał jeszcze nie raz okazję.

Samon przyglądał się znudzony tej konwersacji. W jego brzuchu zaburczało.

- Dziękuję za miłe powitanie. A teraz pozwólcie, że coś zjem, bo też zgłodniałem – powiedział, po czym dosiadł się do sąsiedniego stołu. Kiwnął ręką na oberżystę, następnie zwrócił się do gości:

- Wiecie, co? Jak chcecie ich wieszać, to ich wieszajcie. Ale jak z powrotem oddacie mi ich pod moje rozkazy, to zajmę się Mściwojem. On na pewno uda się do Mikulczic, bo gdzie indziej miałby się udać? Zajmę się nim. Złamał moje rozkazy. Miał się zająć zbójami a nie zabijać podróżnych na gościńcu. Z takimi jak on, ja się nie patyczkuję. A ci żołnierze przydadzą mi się, by chronić mnie w powrotnej drodze. No jak?

- Mam mu wierzyć? – spytał się Zdamir.

- Ja bym mu nie wierzył – odparł Radomił. – Ale zawsze jest jakaś iskierka nadziei, że dotrzyma swego słowa.

Zdamir popatrzył na Samona, zamyślił się i pokiwał głową.

- No dobrze. Możesz ich sobie wziąć – zgodził się. Odwrócił się do przyjaciół.

– Wiesz, Radomił, jak się cholernie cieszę, że cię widzę? Musimy to koniecznie dziś opić. Przez całą noc. Już się dzisiaj nigdzie nie musimy spieszyć, prawda?

Popatrzył swojemu przyjacielowi w oczy. Ten uśmiechnął się i spojrzał na swą żonę.

- Napiję się z tobą, owszem, ale nie całą noc. Tej nocy chciałbym się nacieszyć żoną. Bardzo się za nią stęskniłem.

- Co będziecie robić? – spytał się Zdamir puszczając do Radomiła oczko.

- Takich rzeczy nie mówi się przy dzieciach – odpowiedział Radomił obejmując Czębirę.

- Ty świntuszku, ale ty masz myśli – powiedziała uśmiechając się do męża. – Pamiętaj, trzymam cię za słowo. Ja też się za tobą bardzo stęskniłam. A tymczasem nalejcie mi. Chętnie się z wami napiję.

W gospodzie została opróżniona cała beczka miodu. Miłobor i Uściwoj też ucztowali, bo nie musieli już pilnować więźniów. Dzieci zasnęły na ławach. Radomił z Czębirą przenieśli je na łoże, poczym dalej ucztowali. Tylko Samonowi nie było skoro do weselenia się. Gdy się najadł, to opuścił gospodę, by poszukać sobie jakiegoś miejsca do spania.

 

Kilka dni później Samon dotarł do Mikulczic. Podczas podróży wypytywał żołnierzy o to, co wydarzyło się przy kamiennej wieży. Gdy znalazł się już w swojej siedzibie, to wydał rozkaz, by powiesić tych żołnierzy. Następnie postanowił zając się Mściborem. Kazał rozbroić Mścibora i przyprowadzić go do siebie, pod strażą.

Straże przyprowadzili przestraszonego Mścibora. Ten już się domyślał, dlaczego książę jest na niego wściekły.

- Dobrze cię widzieć, Mściborze – przywitał go książę.

Spojrzał na więźnia. Niegdyś dumny dowódca oddziału, teraz spoglądający błagalnie nieszczęśnik.

– Przypomnij mi, bo mi nieco pamięć siada, jakie ci wydałem rozkazy? – powiedział spokojnie Samon, jednak w jego głosie można było usłyszeć odrobinę pretensji.

Mścibor modlił się w duchu, by dobry los do niego wrócił. Rzekł z opuszczonym wzrokiem:

- Miałem oczyścić drogę ze zbójców, panie.

Książę pokiwał głową.

- A ty co zrobiłeś?

Mścibor milczał z opuszczoną głową. Swój wzrok skierował na palące się drewna w kominku.

- Masz teraz dwie opcje do wyboru – wyjaśnił mu Samon. – Pierwsza: zawiśniesz. Druga: kat skróci cię o głowę. Namyśl się dobrze i powiedz mi, którą opcję wybierasz. Każda opcja ma swoje plusy i minusy, zastanów się, jaka śmierć będzie dla ciebie najkorzystniejsza.

Przerażony ze strachu żołnierz próbował się namyśleć.

- A jakaś trzecia opcja? – spytał się nieśmiało łamiącym się głosem.

- Otóż z to. Dobrze, że spytałeś się o trzecią opcję – ucieszył się Samon. – Bo ostatnio dowiedziałem się, że zawsze są trzy opcje. Jaki jesteś mądry. Jest trzecia opcja. Wieśniacy wieźli dla mnie dwa mieszki złotych solidów. Dla mnie, nie dla ciebie. A ty mnie okradłeś. Musisz mi je oddać.

- Panie, mam tylko jedną sakiewkę. Resztę straciliśmy.

Samon zrobił minę, jakby chciał przekazać, ze rozumie Mścibora.

- Oddasz mi z odsetkami, czyli w sumie cztery mieszki. Jeden dasz mi teraz. Trzy musisz uzbierać. Masz czas do końca roku. Chodzi mi o chrześcijański nowy rok, przypadający pierwszego stycznia. A nie wasz, na Jare Gody. Dodatkowo, jak już kogoś okradniesz, to oddasz mi połowę łupu. Tylko staraj się już nikogo nie zabijać. Tylko w ostateczności. Masz nie tykać kupców. Potrzebny nam import. Nie wolno ich wystraszyć. Zrozumiałeś?

- A czwarta opcja? – spytał Mścibor. Niechętnie chciał się rozstawać z monetami.

Samon zdenerwował się. Walnął mocno pięścią w stół.

- Co ty sobie myślisz? – krzyknął. – Że możesz się ze mną targować? Dałem ci propozycję nie do odrzucenia i musisz się jej trzymać. Nie ma żadnej pieprzonej czwartej opcji!

- Zrozumiałem. Będzie jak postanowiłeś – zgodził się żołnierz.

Samon nieco się uspokoił.

- To dobrze, że zrozumiałeś. Pamiętaj, połowa dla mnie. Jak dowiem się, że coś zataiłeś, a zawsze się dowiem, mam swoje sposoby, to będziesz żałował, że się urodziłeś. A teraz won, nie chcę cię widzieć.

Mścibor wyszedł. Chciał trzasnąć drzwiami, ale się powstrzymał.

Samon nalał sobie wina do kielicha i pomyślał, że czas najwyższy się już ożenić. Ciężko mu było się pogodzić, że nie będzie to Czębira. Sięgnął po chustkę, którą ona nie zabrała ze sobą. Powąchał materiał, jakby chciał poczuć zapach tej dziewczyny, a potem z czułością go głaskał. Po jego policzku ześlizgnęła się łza.

 

Radomił ze swoimi bliskimi wrócił do Witczyna. Ludzie z radością patrzyli na powracających. Podchodzili do jeźdźców i witali się z nimi. Dzieci odebrały powrót z mieszanymi uczuciami. Trudno było im zaakceptować, ze w ich domu rodzinnym nie będzie ich rodziców. Niestek spojrzał na swoją chałupę. Jego wzrok przykuł dach pokryty strzechą. A właściwie, to, co pojawiło się na dachu. Było to świeżo zbudowane gniazdo przez bociana. A w nim siedział biało czarny ptak z czerwonym dziobem. Chłopak uśmiechnął się. W wiosce pojawił się pierwszy bocian i to akurat na jego domu. Musiał to być dobry znak. Pomyślność wracała.

Ludziom minęła radość na wieść o śmierci Niegroda i Żywii. Trudno im było pogodzić się z tym nieszczęściem. Mieszkańcy przytulali Niestka i Tomirę, jakby chcieli dodać im wsparcia i otuchy. I tak dzień radości zamienił się w dzień smutku.

Za wioską był usypany kurhan, w którym składano prochy zmarłych. Zebrała się przy nim cała wioska. Radomił złożył w nim prochy zabitego małżeństwa. Niektórzy obecni płakali, niektórzy w ciszy ocierali łzy. Miejsce, w którym była złożona urna, obsypano kwiatami.

- Na śmierć ich posłaliśmy. Gdybym tylko wiedziała, że tak to się skończy – miała do siebie żal Mojmira. – Dobrze, że chociaż dzieci oszczędzili.

- Nas też chcieli zabić – odpowiedział jej Niestek. – Uratował nas chochlik. Ten sam, którego podmieniłem na licho. Ops…

Niestek nagle złapał się za usta, bo uświadomił sobie, że za dużo powiedział. Biezdar popatrzył uważnie na chłopca i pokiwał głową.

- Wujku Biezdarze, przepraszam. Żal mi było tego biedaka. To był dobry chochlik – tłumaczył się Niestek.

- I taki kochany. I taki śliczny – dodała jego siostra.

- No już. Nie musicie przepraszać – rzekł gospodarz. – W sumie to dobrze się stało. Gdybyście go nie wypuścili, to on nie miałby okazji uratować wam życia. Oj, ale z was urwisy.

Biezdar uśmiechnął się i pogłaskał rodzeństwo po głowie.

- Przyjdźcie dzisiaj do mnie na obiad – zaprosił dzieci. – Czębira i Radomił, was też oczywiście zapraszam.

Pogrzeb zakończył się. Większość mieszkańców rozeszła się, nieliczni zostali na jakiś czas. Biezdar i Mojmira urządzili stypę, na której znaleźli się wszyscy, którzy chcieli uczcić pamięć Żywii i Niegroda.

Wieczorem dzieci znalazły się w domu swoich nowych rodziców.

- Od dzisiaj to też jest wasz dom – rzekła dzieciom Czębira. – Zorganizuję wam miejsce do spania.

Dzieci rozejrzały się po nowym domu. Niestka coś trapiło.

- A możemy dalej mieszkać w naszym domu? – spytał się.

- A nie będziecie się tam bać sami nocować?

- Niestek się niczego nie boi – odparła dziewczynka. – A ja przy nim też się nie boję.

Czębira rozumiała, że dzieci przywiązały się do swoich rodzinnych kątów. Zastanowiła się, czy właściwe będzie, że rodzeństwo będzie same mieszkało. W końcu zadecydowała:

- No dobrze. Zawsze możecie sobie wybrać, w którym domu chcecie przenocować. Ale nie myślcie sobie, że tam będziecie mogli sobie robić, co chcecie. Będę was cały czas doglądała.

- I opowiadała bajki na noc – dodała Tomira.

- Może sobie przypomnę jakąś bajkę na dzisiaj.

- O tym, jak cię porwał bies i Radomił ruszył w długą drogę i zabił biesa. Wujek Miłodziad nam o tym opowiadał.

Czębira pamiętała, że tamta historia wydarzyła się trochę inaczej. Wiedziała też, że dziadek Radomiła lubił bajdurzyć.

- Niezupełnie tak było. Wujek trochę pozmyślał. A teraz chodźmy do domu, w którym się wychowałyście.

Udali się do domu, który pozostał dzieciom po rodzicach. Czębira wyciągnęła balię i nalała do niej wody.

- Pora się wykąpać przed snem. Byliście długo w podróży – oznajmiła.

- Kąpać się? – zdziwił się Niestek. Zawsze rozpierała go energia, ale nigdy do kąpania. – Ale ja jestem czysty. Przez ostatnie dni w ogóle się nie pobrudziłem. No, jak już chcesz, to mogę umyć uszy.

- A ja szyję – dodała jego siostra.

- Ej, brudaski. Brudaski i leniuszki. Macie się dokładnie wykąpać. I to już, już. A potem powiem wam bajkę na dobranoc.

Minęła godzina. Do domu przyszedł Radomił.

- Wszystko w porządku? – spytał żonę, która siedziała przy śpiących już dzieciach.

- Zobacz jak ładnie śpią – rzekła. – Obiecałam przy grobie Żywii, że będzie ze mnie dumna, gdy będę wychowywać jej dzieci. Teraz to też nasze dzieci.

Radomił wiedział, ze odtąd ma nowe obowiązki. Był jednak z tego powodu zadowolony. Rzekł:

- Trzeba będzie je pilnować, by sobie czegoś nie zrobiły. Wszędzie muszą poleźć. Od jutra wezmę je do nauki, niech się nauczą wielu rzeczy. Zobaczysz, będziemy dobrymi rodzicami.

Przytulił Czębirę i patrzyli w ciszy na śpiące dzieci. W dzień urwisy, w nocy, gdy już spały, słodkie niewiniątka.

Tymczasem Biezdar już miał zasnąć, gdy słyszał jakieś skrobanie w spiżarni. Powoli wstał, tak by łóżko nie zaskrzypiało i zakradł się tam po cichutku. Ujrzał chochlika. Tego samego, który kiedyś narobił tyle zmartwień. Zawrócił się i po chwili wrócił z talerzykiem przysmaków. Postawił talerzyk na podłodze.

- Jedz, mój mały przyjacielu – rzekł do chochlika. Po czym poszedł spać. Przytulił się do Mojmiry i zasnął.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 14.04.2020
    Mamy happy-end, ale znalazłam trochę literówek:
    -Głownie - Głównie
    - próbowała mu to przeszkodzić - (w tym) przeszkodzić.
    - Nie chciał też zostawić jej samej w potrzebie. - Nie chciała... (to samo w innym miejscu)
    - Ktoś stał od stołu - Ktoś wstał....
    -widzę ze, że (jeszcze trzeba poprawić w kilku miejscach)
    - rzesz - żeż
    - trzymam cie - trzymam cię
    - nie wypuściły - nie wypuścili
    Samo opowiadanie mnie wciągnęło, nie obrażaj się za poprawki. Serdecznie pozdrawiam!
  • Jerzy Sowiński 15.04.2020
    Poprawiłem. Mam już przemyślaną całą historię do trzeciego rozdziału, który będzie się nazywał "Ponad życie".

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania