Opowieści pradawne. Rozdział 3: Ponad życie (cz. 2)

Następnego dnia wieczorem Miłobor udał się u Biezuja. Po drodze zerknął na jezioro. Wyglądało pięknie w późnych promieniach Słońca. Przy brzegu pływały dzikie kaczki, na środku jeziora wylądowała para łabędzi. Jednak nie myślał teraz o pięknie przyrody O tej porze nikt się nie kąpał. W Bukowicach też się co nieco rozejrzał. Nieznajomej nie było. Zawiedziony skierował się do chaty Biezuja. Zapukał, wszedł do środka i się przywitał. Gospodarz zaprosił go do stołu i zawołał swoją córkę. Dziewczyna weszła do izby.

- Choć tu córko, trzeba pogadać o weselu – wskazał jej ręką miejsce przy stole.

Gosława spojrzała na swego ojca ze złością. Nie miał zamiaru się dosiadać. Wyszła z izby bez słowa, trzaskając drzwiami.

- Musi teraz nie mieć humoru. Przejdzie jej – wyjaśnił Biezuj.

Popatrzył ponuro w stronę drzwi, ale zaraz wrócił mu uśmiech na twarzy. Nalał do kielichów piwa. Jeden z nich przystawił do młodzieńca a drugi do siebie.

- No, to teraz porozmawiajmy o ślubie. Najlepiej by było, gdyby odbył się jak najszybciej – rzekł.

Miłoborowi jednak ślub nie był w głowie. Chciałby definitywnie zakończyć tą głupią dla niego sytuację. Popatrzył gospodarzowi w oczy i oznajmił:

- Nic z tego, Biezuj. Chcesz ślubu, to odszukaj ojca jej dziecka. Czemu nie chcesz by się pobrali?

Ten jednak nie miał ochoty na dyskusję na temat ojcostwa. Poczerwieniał na twarzy, zacisnął usta i w końcu wykrzyknął:

- Co? Wycofujesz się? Synkowie! Chodźcie ty, szybko!

Do izby wpadło czterech braci Gosławy. Byli starsi, roślejsi i silniejsi od młodzieńca.

- Miłobor chce się wycofać. Trzeba mu pokazać, że tak się nie robi – oznajmił im Biezuj.

Bracia wyciągnęli miecze. Młodzieniec żałował, że nie przyniósł z sobą broni. Zresztą, nawet gdyby coś miał u swego boku, to i tak miałby niewielką szansę wyjść z tego bez szwanku.

- Co wy robicie? – zdziwił się Biezuj, dając znać przy tym rękami, by się zatrzymali. – Schowajcie te miecze. Chcę swego zięcia żywego i całego. Trzeba go tylko trochę obić kijami, by dobrze to sobie wszystko przemyślał.

Miłoborowi, wykorzystując zmieszanie synów gospodarza, wybiegł nagle z chałupy. Biezuj i jego synowie zaopatrzyli się w drągi i ruszyli w pościg. Niektórzy mieszkańcy Bukowic, widząc co się dzieje, dołączyli do grupy pościgowej.

Miłobor uciekał co sił w nogach. Wieczór kończył się i robiło się coraz ciemniej. Dobiegł do jeziora. Zauważył, że został otoczony. Postanowił więc schronić się w przybrzeżnych szuwarach. Wszedł do wody i schylił się wśród szuwarów.

- Gdzieś tutaj musi być! – krzyknął Biezuj.

Zaczęto przeszukiwać brzeg jeziora. Zrobiło się całkiem ciemno a nikt nie miał przy sobie pochodni. Miłobor cofnął się nieco do tyłu, pozostając cały czas w szuwarach i bardziej się schylił, tak, że wystawała tylko jego głowa. Pozostało mu przeczekać w zimnej wodzie, aż ludzie odpuszczą sobie. Nagle coś pochwyciło go za nogi próbowało wciągnąć pod wodę. Miłobor zaczął się szamotać. Odgłosy przyciągnęły uwagę szukających go mężczyzn.

- Tam jest! Utopce go dopadły – zauważył Biezuj, wskazując ręką na jezioro.

Nikt z obecnych jednak nie ruszył na ratunek. Każdy się bał utopców i innych stworów wodnych. Nikt nie chciał się narażać. O tej porze roku jezioro było jeszcze dość niebezpiecznie. Nocy Kupały jeszcze nie było i utopce czuły się dość pewnie.

Miłoborowi nie udało się utrzymać nad wodą. Stwory wciągnęły go pod wodę i zaczęły go ciągnąć na dno. Nad taflą jeziora zaległa cisza.

- Utopiły go – stwierdził zmartwiony Biezuj. – No i chuj. Co ja teraz powiem Biezdarowi?

Ludzie w ciszy, z opuszczonymi głowami, powracali do swoich domów.

Tymczasem Miłobor szamotał się pod wodą, próbując wyszarpać się wodnym stworom i wyciągnąć nóż. Wiedział, że za chwilę zabraknie mu powietrza. Zauważył, że coś podpływa. To była ta dziewczyna, którą wcześniej podejrzał nad jeziorem. Była całkiem naga, tak jak poprzednio i potrafiła oddychać pod wodą. Utopce jakby jej się przestraszyły i przestały szarpać Miłobora. Dziewczyna miał w ręku sztylet. Podpłynęła i dziabnęła nim jednego z wodnych stworów. Było widać, ze utopce wcale nie chcą z nią walczyć, jakby się jej bały. Puściły Miłobora i szybko odpłynęły. Młoda kobieta puściła sztylet, pochwyciła Miłobora i szybko wypłynęła z nim na powierzchnię. Młodzieniec już prawie tracił przytomność. Łyk świeżego powietrza dobrze mu zrobił.

Domyślił się, że dziewczyna była rusałką. Zdziwił się, że go uratowała. Tyle przecież się nasłuchał historii o tym, jak rusałki potopiły ludzi. Zawsze słyszał, że rusałki wykorzystując swą urodę, zwodzą młodych mężczyzn do jeziora, aby ich zdradziecko potem utopić. Ta natomiast jego uratowała. Podpłynęła z Miłoborem do brzegu. Młody mężczyzna czując dno pod nogami, wyszedł z wody.

- Bardzo ci dziękuję. Uratowałaś mi życie – podziękował.

Rusałka uśmiechnęła się do niego i odpłynęła. Miłobor patrzył jak odpływa i nurkuje. Jakiś czas jeszcze spoglądał na jezioro, jakby miał nadzieję, ze ona powróci. Następnie poszedł mokry i zziębnięty do domu.

Po drodze zastanawiał się, dlaczego rusałka go nie zabiła, skoro miała taką okazję. Wiedział, że nikt nie uwierzy, gdy powie, że rusałka go uratowała. Dlatego postanowił te zdarzenie utrzymać w tajemnicy.

Wszedł do domu i zaczął zdejmować z siebie mokre ubrania. To co teraz potrzebował, to wysuszyć się, ogrzać, najeść i wyspać. Zauważył go Biezdar. Zdziwił się widząc go w takim stanie. Spytał:

- Na Welesa, synu, co ci się stało? Kąpałeś się o tej porze roku? Przecież to niebezpieczne.

- Tak, bardzo niebezpieczne. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Utopce mnie wciągnęły.

Biezdar poczuł się tak, jakby mu serce zamarło. Mało komu udaje się uciec utopcom.

- I dałeś radę im uciec?

- Jak widać.

Gospodarz popatrzył na swego syna. Ten wyglądał teraz jak obraz nędzy i rozpaczy, ale żył.

- Synu, jestem z ciebie dumny. Dałeś radę uciec temu plugastwu. Nie każdy to potrafi.

Biezdar przytulił syna i radośnie poklepał go po plecach. Następnie zaszedł z tyłu i mocno kopnął Miłobora w tyłek.

- A to za to, że wlazłeś o tej porze roku do wody. Chcesz bym cię stracił? – poirytował się

Młodzieniec jednak myślał o czymś innym.

- Ślubu nie będzie. Mam w dupie honor rodziny – poinformował.

Takie słowa były dla Biezdara, niczym sztylet wbity w serce.

- Ej, waż swoje słowa. Ja rozumiem, że teraz jesteś jeszcze w szoku. Ogrzej się, wyśpij, przemyśl i jutro rano porozmawiamy.

Całą sytuacje obserwował z boku Niesiebor. Pokręcił z niezadowoleniem głową.

- Ech Miłobor, w coś ty się wplątał? – rzekł. – Dobrze ze masz starszego brata. Nie martw się. Idź spać. Ja jutro się zajmę tą sprawą. Słyszał tata? Daj jutro na jeden dzień Miłoborowi spokój. Dobrze?

Gospodarz nie wiedział, czy zaufać swemu starszemu synowi. Zastanowił się.

- Niech ci będzie – w końcu odparł zrezygnowany.

 

Następnego dnia rano Niesiebor udał się do Bukowic. Niby sprzedawać ryby. Usiadł nieopodal domu Biezuja i rozłożył na tacy trochę ryb. Specjalnie wybrał ten towar, bo akurat ryb tam nikt nie potrzebował. Bukowice były wioską rybacką nad jeziorem. Każdy miał u siebie w domu pełno świeżych ryb. I o to chodziło Niesieborowi. Nie chciał, by koło niego utworzył się tłum kupujących. Ludzie przechodzili obok niego obojętnie, dając mu spokój. Mógł, nie wzbudzając podejrzeń, obserwować obejście Biezuja.

Za jakiś czas zauważył wychodzącą z domu dziewczynę. Po widocznej ciąży domyślił się, że to Gosława. Zostawił ryby i udał się za nią, zachowując pewną odległość. Chciał sprawdzić, czy z kimś się ona nie spotyka. Ciekawiło go, czemu nie może ona się ożenić z ojcem dziecka. Gosława udała się na koniec Bukowa do opuszczonej chatki, stojącej na uboczu. Obejrzała się dookoła, jakby chciała kogoś wypatrzyć. Niesiebor schował się za drzewem. Weszła do chatki zamykając za sobą drzwi. Opuszczony i nieco nadniszczony domek, na skraju wsi, był dobrym miejscem, na potajemne schadzki. Młodzieniec zaczekał chwilę, ciekawy czy ktoś nie przyjdzie. Minęło trochę czasu a nikt nie nadchodził. Niesiebor postanowił więc sprawdzić, czy ktoś już nie czekał wcześniej na Gosławę we wnętrzu chatki. Bezszelestnie podkradł się pod budynek i spojrzał przez szparę w drzwiach. To, co zobaczył, zmroziło go. Był w szoku. Ujrzał, że Gosława powiesiła się. Jeszcze żyła, bo machała nogami nieopodal odkopniętego stołeczka. Wbiegł szybko do chatki, wyciągnął nóż i odciął linę. Dziewczyna runęła na ziemię. Niesiebor poluzował stryczek a następnie ściągnął go z jej szyi. Gosława zaczęła głęboko oddychać.

- Co ty, kurwa, wyprawiasz? – spytał się przerażony.

- Kto ci kazał mnie ratować? – uraziła się. – Czemu wy wszyscy nie pozwolicie mi spokojnie umrzeć?

Odwróciła głowę i rozpłakała się. Niesiebor chwycił ją za plecy i pomógł się jej wyprostować. Następnie przytulił ją.

- Spokojnie, chcę ci pomóc- rzekł. – Czemu targnęłaś się na swoje życie?

- A co cię to obchodzi? Nie twoja sprawa i nie powinno cię to obchodzić.

- Obchodzi mnie to. Jestem bratem Miłobora i wiem, że coś tutaj nie gra.

Dziewczyna popatrzyła Niesieborowi w oczy.

- Wysłał cię by mnie śledzić? Idź do niego i powiedz mu żeby nie płakał. Nie musi się już martwić tą głupią zdzirą z cudzym bachorem w brzuchu. Nikt nie będzie się już musiał się więcej mną martwić. A teraz spierdalaj i daj mi odejść z tego świata w spokoju.

Młody mężczyzna nie chciał jednak zostawiać Gosławy w potrzebie. Widział, w jakim jest ona stanie psychicznym i czuł, że musi jej pomóc.

- Nie mów tak o sobie. Jesteś bardzo wartościową dziewczyną. I bardzo ładną. Zasługujesz na szczęście w życiu. Pomyśl też o dziecku. Nie zabijaj siebie i jego. Masz szczęście, że je masz, bo ja nigdy nie będę mógł mieć dzieci.

- A co ty o mnie wiesz? A co ty w ogóle wiesz, co ja przeszłam? Co ty wiesz o moim życiu? Kim ty jesteś, ze chcesz zadecydować za mnie o moim życiu?

Odsunęła się nieco gwałtownie, dając tym znak, że nie chce być przez niego przytulana. Puścił ją. Wziął głęboki wdech i oznajmił:

- Pomogę ci, czy chcesz tego, czy nie. I w dupie mam, czy ci się to podoba, czy nie. Już mnie się nie pozbędziesz. I nie pozwolę ci umrzeć. Nie chodzi mi już o Miłobora, tylko o ciebie.

- Kurwa – rzekła zrezygnowana Gosława, kierując swój wzrok w daleki kąt izby.

- Kto jest ojcem dziecka? Dlaczego nie pobierzecie się? – spytał się.

- Nie obchodzi cię to. I nikogo nie powinno obchodzić.

- Kochasz go?

- Daj mi spokój.

Ciężko było Niesieborowi cokolwiek się dowiedzieć. Ale był uparty i nie poddawał się. Kontynuował rozmowę:

- To, o czym rozmawiamy, pozostanie tylko pomiędzy nami. Nie powiem o tym nikomu, ani z mojej rodziny ani z twojej. Weź mi w końcu zaufaj. Ależ ty jesteś wkurzająca.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Mam cię obsypać kwiatami za uratowanie mi życia?

- Wiesz, nie zaszkodziło by. Ten ktoś, kto zrobił ci dziecko, to zostawił cię? Olać gnoja, jak jest taki niepoważny. Zasługujesz na kogoś lepszego.

- Na kogo?

- Na kogoś, kto cię szczerze pokocha. Zaopiekuję się tobą i sprawi, byś na zawsze była szczęśliwa.

- Tacy są tylko w bajkach.

- A żebyś się nie zdziwiła. Wiesz przecież, że jesteś bardzo atrakcyjna. Na pewno ktoś się znajdzie.

Gosława w końcu spojrzała na Niesiebora.

- Tak, będzie mnie chciał, razem z nie swoim bachorem. Co ty chrzanisz?

- Pokocha twoje dziecko jak swoje własne. Zobaczysz. Znajdzie się taki. A jak się nie znajdzie, to zawsze we mnie będziesz miała przyjaciela. Zawsze ci chętnie pomogę. I dzieciątku też.

Pokiwała głową, że niby zgadza się z rozmówcą.

- Ależ ty jesteś szlachetny. Lepiej jednak będzie jak dasz mi spokój. Dziękuję za dobre słowa. Może powinieneś już sobie iść? A skoro już tak się dopytujesz, to podam ci do wiadomości, że ojca dziecka nie ma.

Niesiebora trochę to zaskoczyło. Zmieszał się.

- Jak to rozumieć? Umarł? No tak. Przykro mi. Musiałaś go bardzo kochać. Ale to nie powód żegnać się ze swoim życiem. Pomyśl, czy on by chciał tego, żebyś ty i wasze dziecko umarli? Czasami potrafi spaść na nas ogromny cios, ale to nie koniec świata, pomimo, że tak może się wydawać. Jesteś silna i potrafisz z tego wyjść.

Dziewczyna wyciągnęła chusteczkę i zaczęła sobie wycierać twarz. W końcu rzekła:

- Ojciec dziecka żyje i wcale mnie nie porzucił, ale nie mogę za niego wyjść.

- Bo za biedny? Powiedz wreszcie, o co chodzi?

Odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy. Postanowiła mu w końcu wyjaśnić swoją sytuację:

- Czekasz na historię o dziewczynie, która się nieszczęśliwie zakochała? Albo o dziewczynie, co została porzucona? Albo o dziewczynie, której ojciec nie akceptuje narzeczonego? Jakie to piękne i wzruszające. A co powiesz o takiej historii? O dziewczynie, do której przyszedł w nocy pijany ojciec i ją zgwałcił. I gwałcił co noc. Historię o strasznym bólu, tym fizycznym i tym psychicznym. Taki kochany tatuś. Pijany, obleśny, sapiący. I ten jego uśmieszek, gdy widzi, jak krzyczysz z bólu. O dziewczynie, której nikt nie chciał pomóc. O dziewczynie, którą wszyscy zbywali, gdy szukała pomocy. Może, gdyby moja mama żyła, to potoczyłoby się wszystko inaczej.

Z oczu Niesiebora kapały łzy. Miał zaciśnięte pięści. Milczał. Trudno mu było uwierzyć w to, co usłyszał.

- Podoba ci się taka historia? Piękna, co nie? – kontynuowała, a na jej oczy znów zrobiły się mokre. – Pojawił się brzuch. Zawsze chciałam mieć dziecko. Z kimś, kto mnie pokocha. A to jest jego dziecko. Jego! Przestał mnie na razie gwałcić, bo boi się o zdrowie dziecka. Postanowił mnie wydać za mąż, by wstydu nie było. Powiedział, że jak zdradzę, kto jest ojcem dziecka, to mnie zabije. Teraz jest już mi wszystko jedno. Niech mnie zabije. Zniszczył mi całe życie. Nie chcę żyć na takim świecie. I nie chcę też, by moje dziecko miało żyć na takim świecie. A teraz, drogi Niesieborze, może pozwolisz nam spokojnie odejść.

Niesiebor objął ją i przytulił.

- Zabiję tego skurwiela. To twój ojciec, ale skurwiel – wycedził.

- A co to da? Odwróci wszystko w czasie? Stało się. Chcesz mieć życie mojego ojca na swoim sumieniu?

- Nie wrócisz już tam. Zabieram cię do siebie.

- Ty chyba nie wiesz, co ja codziennie czuję. Wiesz, że ja już tego nie wytrzymam ani jednego dnia? Ani jednego dnia dłużej. A ty chcesz mi jeszcze przedłużyć cierpienie o następne dni. Zakończmy to już teraz. To nie ma sensu. Ale mam prośbę, skoro chcesz mi pomóc. Gdy już będę pochowana, chcę byś powiedział ludziom z Bukowic, że nie jestem i nigdy nie byłam taka, jaką teraz tak o mnie myślą. Że zawsze byłam tą samą kochaną Gosławą, tą samą, jak wtedy, gdy byłam dzieckiem i wszyscy mnie wtedy jeszcze kochali.

-Starczy tego – rzekł Niesiebor i zarzucił Gosławę sobie na ramię – Zaniosę cię do mnie.

- Zostaw mnie! Puść! – wyrywała się. Zaczęła walić pięściami po jego plecach.

- Spokojnie! Jesteś w ciąży. Jeszcze coś się dziecku stanie złego. Powiedziałem, że ci pomogę, czy chcesz tego czy nie.

Wyszedł z chatki. Nikogo nie było w pobliżu. Nikt nie zauważył, jak zabiera dziewczynę z wioski. Gosława z początku próbowała się wyrwać, później zrezygnowała z oporu. Niesiebor starał się nieść ją delikatnie, ze względu na ciążę. Przyniósł ją w końcu do swego domu, ku zdziwieniu mijających go mieszkańców Witczyna.

- Mamo, tato, to jest Gosława. Będzie ona teraz z nami mieszkać – przedstawił dziewczynę rodzicom.

Mojmira miała okazję po raz pierwszy zobaczyć Gosławę na własne oczy. Biezdar natomiast był bardzo zdziwiony.

- Ale przecież Miłobor nie wziął jeszcze ślubu? – zauważył.

Niesiebor postawił dziewczynę na podłogę. Odsapnął i rzekł:

- I nie weźmie. Ta sprawa akurat jest załatwiona. Gosława nie może mieszkać już więcej w Bukowicach. Dlaczego? To nie jest ważne. Ważne by czuła się tu bardzo dobrze. Ja będę się nią opiekował i ja utrzymywał. Dopóki nie znajdzie sobie męża. A jak nie znajdzie, to będę się nią opiekował do końca życia.

Biezdar miał mętlik w głowie.

- A co na to jej ojciec? – spytał.

- Biezuj? Na pewno będzie chciał ją odzyskać. I to zbrojnie.

- Na bogów? Chcesz wywołać wojnę między Witczynem a Bukowicami? Odprowadź ją natychmiast do ojca – przeraził się Biezdar.

Na Niesieborze nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia.

- Chwileczkę, zaczekajcie tu na mnie – rzekł i gdzieś zniknął.

Biezdar patrzył na Gosławę kręcąc z niezadowoleniem głową. Mojmira udała się do kuchni, coś przyrządzić, po pomyślała, że dziewczyna może być głodna. Nieradka była zaskoczona nową sytuacją. W końcu podeszła do dziewczyny, uśmiechnęła się i objęła ją przyjaźnie. Wreszcie Niesiebor przyszedł razem ze Zdamirem.

- Zdamir, czy potrafimy razem odeprzeć atak zbrojny z Bukowic? – spytał.

- A ile tam mieszka uzbrojonych mieszkańców? Niech pomyślę. To taka średnia wiocha, nie za duża. Poradzimy sobie, nawet we dwóch – Zdamir uśmiechnął się na myśl, że będzie mógł sobie niedługo powalczyć.

- We trzech. Ja wam pomogę – zaoferował się Miłobor.

- Czy Gosława jest tego warta? – spytała się Nieradka.

- Jest jak najbardziej tego warta – odparł Niesiebor.

Nieradka wzięła Gosławę za rękę.

- W takim razie ona będzie dla mnie jak siostra – oświadczyła.

- Perunie gromowładny, coście narobili? – Biezdar zakrył twarz rękami. – Nawet jak wygramy, to hańba pozostanie. Porwaliśmy ojcu córkę. Wszyscy się od nas odwrócą.

- Mam to w dupie, niech się odwracają. Mi to wszystko jedno – odparł Niesiebor.

- Ale dla mnie to nie wszystko jedno – rzekł zmartwiony jego ojciec.

Zdamir wyszedł z chałupy. Z kuchni wróciła Mojmira z miską ciepłej strawy, którą położyła na stole.

- Masz córciu, jedz- zwróciła się do swego gościa. – Teraz musisz się zdrowo odżywiać.

Popatrzyła uważnie na swego starszego syna.

- Niesiebor, możesz zdradzić, dlaczego właściwie tak chronisz Gosławę? – spytała. – Kochasz ją?

- Zawsze będzie miała we mnie przyjaciela i zawsze będzie miała we mnie wsparcie – oświadczył.

- I to ma być odpowiedź? – zdziwiła się. – A czy ty właściwie zamierzasz się kiedyś ożenić?

- No tak. Mama swoje. Teraz najważniejsze jest skupić się na pomocy dla Gosławy. Bo ona naprawdę nie może już nigdy wrócić do swego rodzinnego domu. I ma ku temu poważne powody, o których nie będę wspominał. Ale musicie mi zaufać, że tak jest.

Do chałupy weszli Dziebor, Radomił i Uściwoj.

- Słyszeliśmy od Zdamira, że szykuje się jakaś wojna. Dopisujemy się.

 

Następnego dnia, po śniadaniu, Niesiebor zaprowadził Gosławę na skraj Witczyna. Była tam polanka, a za nią rozpostrzeniał się las.

- Tutaj jest wolne miejsce. Tutaj wybudujemy ci dom – oznajmił. – Tutaj zamieszkasz z synkiem. Wreszcie będziesz na swoim.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła.

- Skąd wiesz, że to będzie syn? – zapytała.

- A czemu nie? Jak podrośnie, będę go uczył fechtunku.

- A jak będzie córka?

- A jak będzie córka, to będzie tak piękna, jak jej mama. Wszystkie chłopaki będą się za nią oglądały.

Gosława spojrzała na Niesiebora i rzekła:

- Oj, chyba za bardzo wszystko idealizujesz.

Ten jednak zajęty był analizowanie terenu pod zabudowę.

- Uwiniemy się z budową raz, dwa. To będzie porządna chałupa, żadnej fuszerki. Urodzisz już w swoim domu. Nabyłem już kołyskę. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Podszedł do najbliższego krzaczka i wyciągnął spod niego bukiet kwiatów.

- To dla ciebie nazbierałem. Nie znam się na kwiatach, ale wyglądają ładnie.

Podał jej kwiaty. Uśmiechnęła się. Popatrzyła na bukiecik.

- Dziękuję – odpowiedziała. – Pierwszy raz w życiu otrzymałam od kogoś kwiaty. To miłe.

- To będę ci codziennie przynosił kwiaty. Masz już kogoś w wiosce na oku? Może w końcu poznasz kogoś? Może dopadnie cię miłość?

Gosława, z jednej strony była nieco zmęczona nadopiekuńczością Niesiebora. Z drugiej strony odczuła, że wreszcie, po raz pierwszy w jej życiu, ktoś naprawdę się o nią troszczy. Rzekła:

- Nie chcę nikogo.

- Bo jeszcze wszystkich tutaj nie widziałaś. Chodź! – Niesiebor złapał ją za rękę i poprowadził na środek wioski.

- Widzisz ilu tu kawalerów? Może ten ci się spodoba? – spytał, pokazując na kogoś.

- Nie.

- A tamten?

- Nie.

- Naprawdę nie ma żadnego?

Gosława popatrzyła na Niesiebora.

- A może ktoś jest – odpowiedziała.

- Kto?

- Ktoś.

- Ech, z tobą rozmawiać, same tajemnice.

Myśli Gosławy były jednak czymś zajęte. Przerażało ją, że niedługo niektórzy mogą stracić życie i to przez nią.

- Czy naprawdę może dojść tutaj do bitwy? – spytała.

- Biezuj na pewno będzie chciał cię z powrotem. Pokażemy mu, że twoja wola i twoje szczęście są ważniejsze. Dopilnuję, by nikt już nigdy ciebie nie skrzywdził.

- Przeleje się krew z mojego powodu?

- Nie wiem jak to się potoczy.

- I przeze mnie zginą ludzie? Z Witczyna i z Bukowic.

- Może Biezujowi wróci rozum i da się on przekonać bez walki.

Gosława był zasmucona. Nie chciała niczyjej śmierci. Czuła się winna przyszłej tragedii.

- Muszę pójść na bagna, do Damroki – oznajmiła.

- Jak chcesz. Ale o tej porze roku jest jeszcze tam niebezpiecznie. Grasują utopce i wodniki. Pójdę z tobą. Przy mnie będziesz bezpieczna.

Gosława chciał pójść sama, ale przyznała mu w myślach rację. Razem będzie bezpieczniej. Zgodziła się. Udali się na bagna.

- Zostań tutaj. Chcę porozmawiać z Damroką na osobności – rzekła, gdy widać już było chatkę. Niesiebor wzruszył ramionami i usiadł na pieńku. Dziewczyna udała się do chatki.

- Dobry dzień, Damroko – przywitała się.

- Gosława? – odgadła Damroka. – Zdaje się, że jesteś u mnie po raz pierwszy. Co cię sprowadza?

- Kupiłabym u ciebie truciznę, jeśli masz. Najlepiej taką, która sprowadza łagodną śmierć, bym bardzo nie cierpiała.

Damroka przypatrzyła się uważnie dziewczynie.

- Chcesz się truć? Coś mi się zdaje, że potrzeba ci coś innego niż trucizna. Pokaż rękę.

Gosława wystawiła rękę. Zielarka wzięła nić z igłą i pokręciła tą nicią nad dłonią.

- To będzie dziewczynka.

- Naprawdę?

- Nigdy się jeszcze nie pomyliłam. Nie chcesz pozwolić jej się urodzić? Pozwól, że zajrzę ci w duszę.

Damroka zaczęła przenikliwie gapić się w oczy Gosławy.

- Rozumiem, czemu chcesz to zrobić i wcale się nie dziwię. Skrzywdzono cię, ale to już przeszłość. Wiele złego się wydarzyło, ale twoja śmierć może spowodować jeszcze więcej niedobrych rzeczy. Nie dam ci trucizny. Widzę, że ostatnio się nad czymś zastanawiasz, wahasz się. I nie chodzi tutaj o śmierć. Jeśli chcesz odpowiedzi, to ci powiem, że on traktuje cię bardzo poważnie. Możesz mieć w nim wsparcie. Nie bój się przyszłości. Dam ci coś za darmo. Masz co wieczór to zaparzać. To dobre na ciążę.

Damroka podała woreczek z ziołami. Gosława pożegnała się.

- Daj jej się urodzić. Ona będzie cię bardzo kochała – rzekła zielarka na pożegnanie.

Gosława podeszła do Niesiebora. Ten wstał z pieńka. Zastanawiał się o czym była rozmowa w chatce.

- To będzie dziewczynka – poinformowała go.

- Aha – rzekł trochę rozczarowany.

Jednak szybko się uśmiechnął.

- I tak ją nauczę fechtunku. Na pewno to się jej kiedyś przyda.

- Może to ja zadecyduję, co ona będzie robiła? Nauczę ją ładnie wyszywać. Możemy już wracać do wioski.

Wracali z powrotem przez bagna. Gosława potknęła się o konar. Niesiebor natychmiast ją przytrzymał.

- Ostrożnie. W takim stanie powinnaś na siebie uważać – stwierdził. - Podaj mi rękę.

Gosława podała mu rękę. I tak, trzymając się za ręce wrócili do wioski.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania