Opowieści pradawne. Rozdział 2: Wyraj (cz. 5)

W kwietniu, po obsianiu pól, zebrali się uzbrojeni mężczyźni na północy Moraw. Dominowała wśród nich skórzana zbroja, choć co bogatsi mieli na sobie kolczugi i hełmy. Głównym orężem były włócznie i topory. Niektórzy nie mogli się doczekać Serbów, by ich bić. Niektórzy z niepokojem oczekiwali na walkę, bo wiedzieli, że Serbowie mają lepsze wojsko. Biezdar podszedł do Miłobora.

- Jak dojdzie do bitwy, to masz się trzymać blisko Niesiebora albo mnie. Młodyś jeszcze i głupi - poinstruował go.

- Niech tata się nie boi. Poradzę sobie. Wojna to mój żywioł.

- A na ilu już wojnach byłeś? Bo nie pamiętam, byś był choćby na jednej.

- Musi się ojciec mnie czepiać?

Radomił, Niesiebor i Zdamir mieli na sobie zdobyczne awarskie uzbrojenie, które miało dwadzieścia lat, ale było dobrze konserwowane, by nie zardzewiało. Różnili się więc trochę pośród innych wojów. Tak wielkie zbiorowisko ludzi było okazją, by przyjaciele mogli spotkać swoich bliższych i dalszych znajomych i napić się z nimi na zdrowie. Gdy pewnego dnia Radomił wychylał już drugi kufel, ujrzał Samona.

- Tu jesteś. Dobry dzień, Radomile - przywitał się książę. - Chodź, musimy pogadać.

Udali się do jednego z namiotów, które były porozstawiane wzorem Awarów.

- Widzisz, znów się spotykamy. Strasznie się z tego cieszę – Samon uśmiechnął się przyjaźnie. - Mam dla ciebie delikatną misję. Trochę cię poznałem i wiem, że akurat sobie z nią poradzisz. Pojedziesz do Serbów, weźmiesz od nich okup i wrócisz z nim do mnie. Dam ci obstawę, by nikt po drodze nie zagarnął tego okupu.

- Za co Serbowie mieliby tobie płacić okup?

- Wysłałem zaufanych ludzi do Serbów. Udało im się niepostrzeżenie porwać dziesięć dzieci. Nie byle jakich dzieci, tylko synów lokalnych możnowładców. Gdyby nie udało mi się przekupić kilku Serbów, to nie wiem czy takie porwanie byłoby możliwe. Przywieziesz do mnie okup a potem odwieziesz im te dzieci.

- Aż do takich środków się posuwasz? Porywasz dzieci? – w głosie Radomira odczuć było zdziwienie z gniewem.

- W każdym cywilizowanym kraju jest coś takiego, jak oddawanie dzieci, jako zakładników. Zresztą Izbor, do którego jedziesz, też w dzieciństwie był zakładnikiem u Franków. Tam nauczył się czytać i pisać po łacinie.

- Coś mi się zdaje, ze zakładników przekazuje się dobrowolnie a nie porywa.

- To bez znaczenia. Przywieź mi ten okup. Przyda mi się każdy grosz. Taką masę ludzi, która się teraz zebrała, trzeba za coś nakarmić i utrzymać.

 

Radomił pożegnał się ze swoimi bliskimi, znajdującymi się w obozie wojskowym i udał się na północ, przez Sudety, na Dolny Śląsk. Kierował wozem a towarzyszyło mu trzydziestu zbrojnych na koniach. Towarzyszył mu Serbski przewodnik, który pokierował go do grodu, w którym mieszkał Izbor. Po długiej podróży, poprzez słabo przejezdne drogi, dotarł do celu. Wjechali do grodu witani nienawistnymi spojrzeniami. Radomił został zaprowadzony do domu Izbora. Jak na tamte warunki, był to dość duży i przestronny dom, wskazujący na wysoką pozycję gospodarza w serbskiej hierarchii. Izbor był przywódcą jednego z najbardziej znaczących plemion serbskich. Książę Derwan, przywódca Serbów, musiał się liczyć z jego opinią.

- Dobry dzień, przywożę list od księcia Samona - przywitał się młodzieniec, kłaniając się od progu i wyciągając list. - Ciekawy jestem, ile okupu chce ten się nachapać ten dzieciołap.

- Dobry dzień, nie mówisz z szacunkiem o swoim księciu.

- Bo po tym co zrobił, nie mam do niego szacunku.

- Ale jesteś jego wysłannikiem. A na wysłannika wybiera sie osobę, której się ufa i która jest lojalna.

- Uratowałem mu kiedyś życie. Wygląda na to, że mi ufa.

- Jak masz na imię?

- Radomił. Jestem z Moraw.

- Ja jestem Izbor. Frankowe nazywają mnie Draconis, smok po łacinie. Bo bardzo dałem im się we znaki. I dlatego wszyscy tutaj nazywają mnie Izbor Drakonowicz.

Gospodarz odebrał list, odpieczętował go i zaczął czytać.

- Co? Skąd ja wezmę tyle złota? - oburzył się. - Poczekaj na zewnątrz. Sam nie mogę podjąć takiej decyzji. Muszę się naradzić z innymi.

Radomił wyszedł na zewnątrz i usiadł na wozie. W domu Izbora zebrała się starszyzna. Po odgłosach domyślił się, że narada jest bardzo burzliwa. Trwało to dwie godziny. W końcu oburzeni Serbowie zaczęli opuszczać dom Izbora. Kilku z nich nawet pchnęło Radomiła ze złości, przechodząc obok, a jeden z nich splunął na niego. W końcu młody Morawianin został znów wezwany do Izbora. Wszedł do domu. Gospodarz wskazał mu ręką, by usiadł przy stole. Radomił usiadł, Izbor usiadł po drugiej stronie stołu.

- Zapewne jesteś głodny. Zaraz dostaniesz coś do jedzenia – Serb spojrzał na swego gościa.

- Dziękuję, nie spodziewałem się gościny.

Przyniesiono talerze z jadłem i kielichy z winem.

- Nie piłem jeszcze wina. To rzadkość na naszych ziemiach - przyznał się Radomił.

- Stać mnie na wino. Pochodzi z południowej Galii. Częstuj się.

Zaczęli spożywać posiłek.

- Radomile, jak myślisz? Samon na pewno zwróci nam dzieci jak zapłacimy okup? – widać było, że Serba wciąż dręczą wątpliwości.

- Jako wysłannik powinienem zapewne przekonywać cię o tym, jaki Samon jest honorowy. W rzeczywistości jednak praktycznie go nie znam. Nie wiem jak się zachowa.

- To tacy mali chłopcy. Żaden z nich nie miał jeszcze postrzyżyn. W tym dwójka moich synków. Nagle zniknęli - Izborowi zaczął się łamać głos, gdy to mówił. - Zdrajcy ich podstępnie wyprowadzili a następnie zostali porwani przez waszych wojów. Dowiedziałem się, kto zdradził i już się z nimi policzyłem. Teraz Samon żąda za dzieci tyle złota, że nie wiem czy tyle uzbieramy. Usłyszałem od starszyzny, że trudno, trzeba opłakać dzieci i nie płacić, bo okup jest niewspółmiernie wielki. Ale to są moje dzieci, synkowie kochani. Inni gotowi są pogodzić ze stratą synów, ja nie. Spróbuję uzbierać okup, to potrwa. Radomile, obiecaj, że zrobisz wszystko by dzieci dotarły tu całe i zdrowe.

- To, co mogę obiecać, to tylko to, ze postaram się wpłynąć na Samona, by się nie ociągał, gdy otrzyma już okup.

Izbor położył rękę na barku młodzieńca.

- Postaraj się. Potrafię się odwdzięczyć.

- Postaram się. Ale dlatego, że żal mi tych dzieci, nie dla wdzięczności.

- Dobry z ciebie człowiek, Radomile.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania