Opowieści pradawne. Rozdział 3: Ponad życie (cz. 5)

W Witczynie pojawił się konno duchowny chrześcijański. Od razu wzbudził zainteresowanie, ponieważ większość mieszkańców po raz pierwszy mogła zobaczyć na własne oczy duchownego. Ojciec Dionizy rozpytywał się po słowiańsku o Radomiła. Niedługo zawitał do chaty Radomiła.

- Szczęść Boże, Radomile, możemy porozmawiać? – przywitał się.

Radomił był nieco zdziwiony nietypowym gościem. Odpowiedział na przywitanie:

- Dobry dzień, nieznajomy. Po szacie domyślam się, ze jesteś księdzem.

Czębira również zwróciła uwagę na duchownego.

- Dobry dzień, po akcencie wnioskuję, ze jesteś Frankiem – przywitała się.

- Zgadza się, przybyłem z Królestwa Franków. Nazywam się Dionizy.

- Co cię do nas sprowadza, Dionizy – spytał się Radomił.

Wskazał ręką na ławę. Gość spoczął. Rozejrzał się po izbie i rzekł:

- Przyjechałem prosić cię o pomoc, Radomile. Słyszałem, ze jesteś jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc. Dobrze zapłacę.

- A cóż to za umiejętności wyjątkowe posiadam, że tylko ja jestem w stanie ci pomóc? – rozbawił się Radomił.

- Widzisz jak cię Frankowie doceniają – uśmiechnęła się Czębira.

Dionizy kontynuował:

- Byłem niedawno w Mikulczicach, u Samona. No cóż, muszę przyznać, że zły to człowiek, bezbożnik, nie chce sprzyjać ewangelizacji tych terenów. A tyle razy się modlił na moich mszach, tyle razy chodził do mnie do spowiedzi. Żmija przebiegła.

Radomił pokiwał głową, na znak, że zgadza się, co do oceny księcia. Powiedział:

- Ja też mam podobne uczucia do naszego księcia. Ale z całkiem innych powodów. Mów o co chodzi.

- Zgodziłem się pomóc Samonowi pojechać na misję do Serbów. Nigdy jeszcze nie byłem u nich na Śląsku. Nie znam Serbów.

- Nie lubisz Samona a zgodziłeś się mu pomóc?

- Tak, w zamian za relikwię. To bardzo cenna zapłata, dla nas chrześcijan. Pojechałbyś ze mną? Samon mówił mi, że jesteś jedyną osobą, która ułatwiłaby mi misję. Byłeś tam, znasz ich. Samon mówił, że nie zgodzisz się dla niego pracować.

- To prawda. W tym się obaj z Samonem zgadzamy.

- Ale może mi pomożesz?

Dionizy wyciągnął mieszek solidów.

- To chyba nie jest zła zapłata? – spytał. – Samon wyposażył mnie finansowo na misję.

Radomił wziął mieszek i przeliczył monety.

- To dobra zapłata – odpowiedział. – Co chce Samon od Serbów?

- Chce ich przekonać do współpracy. Przepuści ich i Chorwatów swobodnie przez Morawy, by mogli sobie pójść na Bałkany i tam się osiedlić.

Młodzieniec pomyślał o tym, jakie skutki może przynieść wędrówka Serbów.

- Awarowie nie będą zadowoleni z tego, że Samon przepuści Serbów i Chorwatów – stwierdził. - Kagan się wcieknie na swojego lennika.

- Samon właśnie liczy na to, że jak Serbowie i Chorwaci pobiją się z Awarami, to już nie będzie musiał dalej być lennikiem.

- Sporo ryzykuje. Awarowie wyrwali sobie niedawno Bałkany Cesarstwu i teraz to jest ich teren. Sprowadzili tam sporo Serbów i Chorwatów, do obrony, gdyby Cesarstwo chciało odzyskać z powrotem ten teren. A teraz jak ruszą pozostałe rody serbskie i chorwackie na południe, to wyrwą dla siebie Bałkany od Awarów. Jakby jednak Serbom nie udało się przedrzeć na południe i zostaną pokonani, to kagan Awarów zemści się na Samonie za nielojalność.

- Ale jak się uda im przedrzeć, to Serbowie i Chorwaci zawładną Bałkanami a Morawy i północni Słowianie przestaną być zależni od Awarów. Wciąż macie tutaj awarskie garnizony. W Mikulczicach, na Hradczanach, na Wzgórzu Wawelskim i wielu innych miejscach. Morawy będą całkowicie niepodległe.

Radomiła pokiwał głową. Stwierdził:

- I Samon będzie całkowicie niezależny. Będzie sobie mógł robić, co mu się podoba, bez oglądania się na kagana.

- Tak to sobie wymyślił. Frankowie teraz traktują go, jako urzędnika kagana. Po uzależnieniu się będzie władcą niepodległego państwa.

- Równy królowi Franków?

- No nie. Będzie tylko księciem pogańskiego kraju, nie będzie traktowany jak władca chrześcijański. Ale i tak jego prestiż wzrośnie. Będzie trzeba się z nim bardziej liczyć.

Młodzieniec namyślił się nieco. Jechać czy nie jechać? Spojrzał na sakiewkę i stwierdził:

- No dobrze, pojedziemy tam razem. Ale nie od razu, muszę się przygotować do podróży.

- Znów się nie będziemy widzieć długi przez długi czas – zmartwiła się Czębira.

Podeszła do swego męża i objęła go czule.

- Postaram się wrócić najszybciej, jak się tylko da – zapewnił Radomił. – Postaraj się dopilnować Niestka i Tomirę. Wiem, że to trudne, ale ostatnio na szczęście wygrzecznieli i nie oddalają się już zbytnio. Chyba trochę zmądrzeli.

Wziął sakiewkę i podał ją swojej żonie.

- To sporo pieniędzy. Schowaj je gdzieś dobrze. A ty Dionizy, dopóki nie wyjedziemy, będziesz naszym gościem.

 

Muszelka i Miłobor zamieszkali w domu, w którym niegdyś mieszkali Żywia i Niegród. Mieszkając w Witczynie, Muszelka odczuwała, że mieszkańcy nie traktują ją jak człowieka, tylko jak rusałkę. Ludzie nie odpowiadali na jej powitania, ignorowali ją. Praktycznie mogła tylko porozmawiać z rodziną Miłobora i rodziną Czębiry. Ludzie naśmiewali się, ze Miłobor znalazł sobie rusałkę. Gdy chadzała po wsi, zauważała u niektórych głupie uśmieszki. Ludzie nie zaczepiali jej, ale traktowali jak powietrze. Nie czuła, że ta wioska to jej miejsce. Jednak cieszyła się, że może być razem z Miłoborem.

Nastała Noc Kupały. Muszelka udała się z wiankiem do Czębiry.

- Ładny wianek – pochwaliła ją Czębira. – To prawda, że rusałki robią najpiękniejsze wianki.

- To dla ciebie. Wiem, że dzisiaj puszczacie wianki na wodzie. Czasami wypływałam o zmierzchu nad wodę i obserwowałam z oddali, jak puszczacie wianki.

Czębira uśmiechnęła się. Wyjaśniła:

- Ojej, dziękuję, ale mi się już nie przyda. Mój wianek już wyłowił Radomił. I to tak skutecznie, że nie potrzebuję już więcej puszczać wianków. Już jestem żonata. Może ty byś puściła ten wianek na wodę?

Muszelka zastanowiła się.

- My rusałki nie mamy takich zwyczajów. Ale gdyby Miłobor wyłowił mój wianek, to mógłby wziąć ze mną ślub?

- No pewnie. Już ja bym go przypilnowała, nie miałby wyjścia – Czębira puściło oczko do Muszelki.

Do domu przybiegła Tomira.

- Muszelka, a upleciesz dla mnie wianek? Niestek by go wyłowił – spytała.

- Niestek jest twoim bratem – wyjaśniła jej Czębira.

- To co z tego? Ja też chcę, by mój wianek został wyłowiony – upierała się dziewczynka.

- Sama sobie wyłów- rzekł jej brat wchodząc do domu.

- Mamo, powiedz mu coś – poskarżyła się Tomira. Muszelka wzięła ją za rękę.

- Chodź, pokażę ci jak się plecie wianki. Będziesz miała bardzo piękny wianek.

Powędrowały na łąkę. Tomira obserwowała dokładnie, jak rusałka plecie i robiła to samo. Muszelka co jakiś czas udzielała wskazówek i wkrótce Tomira miała na głowie wianek, w którym było dużo kwiatów. Ucieszona pobiegła pochwalić się swojej nowej mamie. Tymczasem Muszelka udała się do Nieradki.

- Masz już wianek? – spytała się.

- Właściwie, to nie mam dla kogo go zapleść – odparła Nieradka.

- Zobacz na ten. Uplotłam go dla ciebie. Taki wianek na pewno będzie szybko wyłowiony.

- Jej, jaki śliczny – ucieszyła się siostra Miłobora i założyła go na głowę. Popatrzyła na taflę wody w cebrzyku, by zobaczyć jak wygląda w tym wianku. Objęła Muszelkę i pocałowała ją w policzek.

- Dziękuję – podziękowała. – Chciałabym mieć taką siostrę. Nigdy nie miałam siostry. Tylko starszego brata i młodszego brata. A ty, masz siostrę?

- Mam wiele sióstr. Trudno im było zaakceptować, że już nie mieszkam wśród nich. Nigdy tutaj nie przyjdą, za bardzo się boją. Mnie też by tutaj nie było, gdyby nie Miłobor.

- Coś ci powiem. Chciałabym byście byli zawsze razem. Nigdy nie zaakceptuję innej u jego boku. Lubię cię Muszelko, nawet bardzo. Ty też będziesz puszczała wianka?

- Właśnie się zastanawiam.

- To nie zastanawiaj się. Niech Miłobor koniecznie go wyłowi. Ale dzisiaj będzie zabawa. Potańczymy, popijemy. Jak siostra z siostrą, dobrze?

- Dobrze, siostro – uśmiechnęła się Muszelka.

Pod wieczór rozpoczęły się obrzędy Nocy Kupały.

- Chodźmy, już się zaczyna – popędzał Miłobor Muszelkę. Muszelka założyła swój wianek na głowę. Miłobor zauważył jego nietypowy kształt.

- Trochę nieokrągły – stwierdził.

- Bo to wianek w kształcie serca. Kto go wyłowi, zdobędzie moje serce. Już na zawsze.

- Łatwo go będzie odróżnić po ciemku od innych wianków – zauważył.

Udali się nad jezioro, na uroczystości. Muszelka przy Miłoborze i Nieradce mogła zapomnieć o obojętności innych. Bawili się we trójkę. Aż nastał czas puszczania wianków. Rusałka powtykała w swój wianek płonące łuczywka, by się ładnie świecił i puściła go do wody. Niedługo potem kawalerowie powskakiwali do wody. Miłobor też wszedł do jeziora. Jakiś czas go nie było. Wreszcie przyszedł do Muszelki.

- Niestety, nie udało mi się odszukać twego wianka. Chyba ktoś mnie uprzedził – tłumaczył się.

- Trudno – rzekła i posmutniała. Młodzieniec uśmiechnął się i wyciągnął schowany za siebie wianek Muszelki. Muszelka założyła go sobie na głowę.

- Teraz moje serce należy już do ciebie. Na zawsze – oznajmiła. – Jak to jest? Czy jak wyłowiłeś mój wianek to będziemy mogli wziąć ślub? Czy takie są wasze zwyczaje?

- Chciałabyś wziąć ze mną ślub? – zdziwił się Miłobor.

Muszelka zmieszała się.

- Tak się spytałam. Skoro nie chcesz…

Młodzieniec zbliżył się do jej twarzy.

- Muszelka, naprawdę chciałabyś zostać moją żoną? – spytał. – Przecież sobie jeszcze nigdy nie wyznawaliśmy miłości.

- Myślałam, że mnie kochasz, coś czujesz. Nie pytałam się o to, bo tak myślałam. Bo byliśmy razem, mieszkaliśmy razem. Nie wiedziałam, że trzeba zapytać. Nie znam waszych zwyczajów. Chyba głupio wyszło, przepraszam.

- Muszelka, zawsze chciałem byś mnie pokochała. I wyszła za mnie. Bo ja cię kocham. Bałem ci się wyznać miłość, bo nie byłem pewien twoich uczuć do mnie. Bałem się, że chcesz tylko przyjaźni i odejdziesz ode mnie, gdy będę chciał więcej. Muszelka, ty mnie kochasz!

Miłobor z radości przytulił Muszelkę i ja pocałował.

- Kochasz mnie! Kochasz mnie! Kochana moja!

- Bo cię kocham.

- Ustalmy swadźbę jeszcze dzisiaj. Zgadzasz się? Porozmawiamy z kapłanem Domażyrem.

- Tak, kochany.

- Aha, już wiem, jakie będziesz miał imię. Miałem ci nadać imię.

- Jakie?

- Muszelka! To najpiękniejsze imię świata. Nie chcę byś miała jakieś inne.

- Naprawdę ci się podoba?

- Najbardziej, ze wszystkich imion. Chodźmy do Domażyra.

Miłobor wziął Muszelkę za rękę i pobiegli do kapłana, który ucztował przy stole.

- Domażyrze, chcielibyśmy wziąć świadźbę. Możemy ustalić datę? – spytał się Miłobor.

Domażyr popatrzył na nich uważnie.

- Dobrze słyszałem? Chcesz wziąć świadźbę z rusałką? Przecież człowiek może się ożenić tylko z człowiekiem. Poszukaj sobie jakiejś kobiety a nie jakiegoś dziwoląga. Ale masz gust. Może jeszcze chciałbyś ożenić się z utopcem albo z kozą?

Rusałka odwróciła się i odeszła.

- Muszelka! – zawołał Miłobor i pobiegł za nią.

- On dobrze powiedział. Nie jestem człowiekiem. Jestem tylko rusałką, jakimś dziwolągiem – powiedziała przez łzy.

Przytulił ją.

- Nie przejmuj się jakimś idiotą. To nieprawda. Jesteś najwspanialszą kobietą, jaka istnieje na tym świecie. I tak weźmiemy ślub.

- Nie on jeden tak tutaj myśli. Dla ciebie jestem Muszelką, ale dla innych jakimś stworem z jeziora.

- W dupie mam innych. Inni dla mnie nie istnieją. Istniejesz dla mnie tylko ty. Będziemy zawsze razem, we dwoje. Tylko ty i ja. Inni nie są nam potrzebni. Chodźmy do domu. Ta noc będzie dla nas i tylko nasza.

Otarł dłonią jej łzy i popatrzył jej w oczy.

- Cieszę się, że ty też mnie kochasz. Wiesz jak bardzo? – spytał.

- Jak bardzo?

- Bardzo.

- Tylko bardzo? – zaczęła się rozpogadzać.

- Bardzo, bardzo, bardzo i bardzo.

- Ja też.

Poszli do swojego domu. W wiosce panowała cisza, bo wszyscy bawili się nad jeziorem.

- Słyszałam, że zakochani ludzie się całują – powiedziała.

Miłobor pocałował ją namiętnie w usta.

- Masz słodkie usta. Ale nie tylko usta można całować – stwierdził, po czym pocałował ją kilka razy, za każdym razem w inną część ciała. Muszelka zdjęła suknię.

- A tu też się całuje? – spytała rozbawiona pokazując punkt na swoim ciele. Miłobor pocałował ją tam.

- A tutaj? – spytała pokazując inne miejsce. Tam też otrzymała pocałunek.

- Dzisiaj obcałuję cię całą i wypieszczę – stwierdził. – Aż do rana.

Tymczasem Biezdar, chwiejąc się na nogach, próbował dobudzić pijanego Przemęta, potrząsając go energicznie.

- Przemęt, Przemęt, wstawaj – próbował rozbudzić kamrata.

- Kurde, daj spać. Czego chcesz? – Przemęt ledwo co podniósł powieki.

- Wstawaj. Idziemy szukać kwiatu paproci. Jeszcze ktoś przed nami go znajdzie.

- Sam sobie go poszukaj. A jak go znajdziesz to wsadź go sobie w dupę i daj innym spokojnie pospać.

Biezdar machnął ręką i poszedł poszukać Dziwisława. Miał nadzieję, że chociaż ten się jeszcze nie spił.

 

Dwóch konnych jeźdźców przemierzało śląskie lasy.

- Ta kość musi posiadać jakieś cudowne właściwości magiczne, skoro podjąłeś się za nią długą misje? – spytał Radomił Dionizego o relikwię.

- Relikwie nie są magiczne. Ale potrafią zdziałać cuda.

- Samon kupił ją na targu. A ciebie nie było stać?

- Naprawdę uwierzyłeś, że Samon kupił ją sobie na targu? Myślisz ze u nas można sobie na targu kupić dowolne relikwie? Podchodzisz do sprzedawcy i mówisz: „Poproszę żuchwę świętego Nikodema, trzy palce świętej Tekli i sandały świętego Protazego” a sprzedawca na to: „Niech pan weźmie jeszcze chustę świętej Zenaidy z Tarsu, dziś jest w promocyjnej cenie”?

- A nie? Ja czasami też kupuję specyfiki o cudownym działaniu. Garstkę pięciorniku, dwie garstki nawłoci, sakiewkę suszonej kocanki.

- Ach wy poganie, nic nie rozumiecie. Może kiedyś pojmiesz, czym jest relikwia.

- Wasza wiara czasami jest trudna do pojęcia. Na przykład, ktoś mi mówi, że macie jednego Boga, inny że trzech: Bóg, jego syn i jakiś duch.

- Bóg jest jeden, ale w trzech postaciach: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Rozumiesz?

- To w końcu on jest jeden czy jest ich trzech?

Dionizy pokręcił z niesmakiem głową. Radomił zamyślił się. W końcu nagle coś go natchnęło.

- Chyba rozumiem! No tak, wszystko jasne. Najpierw Bóg ukazuje ludziom i mówi: „Jestem Bogiem Ojcem”. Potem przebiera się, ukazuje się i mówi: „Jestem Syn Boży”. A na koniec przebiera się za ducha, ukazuje się i mówi; „Jestem Duch Święty”. Wtedy wszyscy myślą, że jest ich trzech a to wciąż jeden, ten sam Bóg.

Uśmiechnięty popatrzył na duchownego, czekając na akceptację tej teorii. Jednak Dionizy rzekł:

- No nie, ręce opadają, gdy słyszę taką logikę. Już nie będę się starał ci tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumiesz. Przydałoby się tą ziemię natchnąć chrześcijaństwem. Wszyscy nabraliby wiarę w Boga. A i przy okazji poznikałyby różne paskudztwa, takie jak baboki, utopce. U nas czegoś takiego już nie ma.

- Mamy też pożyteczne stwory, które pomagają nam i opiekują się obejściem. Szkoda byłoby je przepędzać.

- Otrzymalibyście w zamian coś ważniejszego niż opiekuńcze stworki. Warto przejść na chrześcijaństwo.

Oczom jeźdźców ukazały się wały chroniące osadę.

- Już dojeżdżamy – rzekł Radomił. – Tutaj mieszka Izbor. To ważna persona wśród Serbów. Zaraz go poznasz.

Dionizy ucieszył się, że niedługo będzie mógł wypocząć po długiej podróży. Dojechali do bramy. Radomił pokazał strażnikom medalik ze smokiem. Zostali przepuszczeni. Wkrótce gościli u Izbora. Serb ucieszył się na widok dawno niewidzianego młodzieńca. Radomił z Dionizym wyjaśnili mu cel wizyty. Ten po wysłuchaniu ich rzekł:

- Nie spodziewałem się ze Samon coś takiego zaproponuje. Pojedziemy wspólnie do księcia Derwana. Niech zadecyduje. Znam Derwana i wiem, ze raczej nie pójdzie na układ z Samonem. Myślę, że jego młodszy brat szybciej poszedłby na taki układ. Ja sam nie wiem, co robić. Bardzo mnie ciągnie na Bałkany, ale na żadne układy z waszym księciem nie mam ochoty. Chętnie bym rozdeptał tą glizdę. Przez niego straciłem swoich synów. Moja żona postradała rozum. Cały czas czeka na nich. Mówiłem jej, że przecież widziała na własne oczy, że nie żyją. Do niej to nie dociera. Uważa, że tylko wyszli do lasu. Codziennie przygotowuje dla nich jedzenie. Bo jak wrócą to na pewno będą głodni. Nie wiem już co robić. Chłopców już nie odzyskam. Ale mogę jeszcze odzyskać żonę, tylko nie wiem jak.

- Będę się modlił do Pana, by jej dusza się uspokoiła – stwierdził Dionizy.

- Ja już się modliłem. I do Peruna i do Welesa i do Swarożyca i nic to nie dało. Może twój Bóg pomoże – rzekł Izbor. Następnie podniósł kielich wina.

- Wasze zdrowie! – wzniósł toast.

 

Miłobor udał się do rodzinnego domu.

- Mamo, tato, zamierzam się ożenić z Muszelką - oznajmił.

- Zaskoczyłeś mnie – rzekł mu ojciec. – Wiem, że lubisz Muszelkę. Ja też ją lubię. Zawsze jest u mnie mile widziana. Czemu jednak nie znajdziesz sobie normalnej dziewczyny? Tak prawdziwa miłość istnieje tylko pomiędzy ludźmi. Rusałkę to można lubić a kobietę kochać i się z nią ożenić. Dobrze rozumuję?

- Tato, nie pleć głupot – wtrąciła się Nieradka. – Miłobor i Muszelka kochają się i powinni się pobrać.

- A ty, co się wtrącasz? – upomniał ją Biezdar. – Może jeszcze usłyszę, że za jakiegoś wodnika chcesz wyjść? Co się teraz porobiło na tym świecie. Za moich czasów nikt się z rusałkami nie zadawał. Dobrze Miłoborze, ze jesteś bezpłodny. Bo inaczej musiałbym odwiedzać moje wnuki w stawie i dokarmiać je kijankami.

- Stary a głupi – stwierdziła Mojmira. – Jak ty się o Muszelce wyrażasz?

- Przecież lubię Muszelkę. To już mówiłem. Krzywdy jej nie dam zrobić – usprawiedliwiał się Biezdar. – Ale jak mój syn zaczyna głupoty gadać, to co mam odpowiedzieć? Mieszkaj sobie dalej z nią, ale zacznij się też wreszcie rozglądać za jakąś dziewczyną.

- I tak będzie swadźba, czy chcesz tego, czy nie – upierał się Miłobor.

- A znajdziesz kogoś, kto wam udzieli swadźby? Ha, może Domażyr? Albo inny kapłan? – uświadomił mu ojciec.

Obrażony młodzieniec chciał już wyjść, gdy do izby wbiegł jego brat.

- Wody już jej odchodzą. Co robić? – krzyknął do swej matki bardzo przejęty.

- Gosława rodzi? Biegnij szybko po Czębirę. Ona niejeden poród już przyjęła – poradziła mu Mojmira.

Niesiebor pobiegł do Czębiry.

- Gosława rodzi! Chodź szybko! – krzyknął do niej i złapał ją za rękę. Młoda kobieta uwolniła się z uścisku.

- Zaraz. Musze najpierw zabrać parę rzeczy. Już idziemy – odpowiedział mu. Spakowała co trzeba i udali się pośpiesznie do jego chaty. Weszli do środka.

- Rób coś szybko! Ona zaraz będzie rodzić! – poganiał ją.

- Wiem, co należy robić – odpowiedziała. Podała jakiś napój Gosławie.

- Weź łyka, będzie cię mniej bolało – rzekła do rodzącej.

- A ty będziesz mi pomagał – zwróciła się do Niesiebora. –Na początek przynieś mi wiaderko z wodą.

Młodzieniec posłusznie wykonywał polecenia. Godzinę później Czębira trzymała w rękach dziewczynkę. Maleństwo płakało. Odcięła pępowinę i podała dziecko Gosławie.

- Jaki piękny dzidziuś – stwierdziła. Świeża mama przytuliła córeczkę. Niesiebor patrzył wzruszony na swoją żonę i dziecko.

- Chcesz ją przytulić? – spytała się Gosława.

- Jest taka drobniutka. Jeszcze jej niechcąco krzywdę zrobię – wydukał.

- Nie bój się – rzekła Czębira podając mu dziewczynkę.

-Moja córeczka kochana – powiedział przytulając dziecko. Miał mokre oczy od łez. Następnie podał dziewczynkę Gosławie i się do nich przytulił.

- Niesiebor, nie poznaję cię. Musiałeś się bardzo wzruszyć – stwierdziła Czębira uśmiechając się.

- Będzie miała na imię Jarmiła. Jak moja mama – rzekła Gosława.

 

Muszelka przestała przechadzać się po Witczynie. Przeważnie przebywała tylko w domu. Czasami odwiedzała Czębirę. Chciała się odizolować od ludzi. Nasłyszała się w wiosce dowcipów o tym, jak rusałki próbują zostać ludźmi i co z tego wynikanie. Albo słyszała słowne zaczepki, na które nie chciała udzielać odpowiedzi. Przytulała się do Miłobora, jakby chciała w jego ramionach schować się przed niegodziwością ludzkiego świata. Coraz bardziej z wytęsknieniem spoglądała w stronę jeziora. Miłobor dostrzegał to, że jego ukochana jest coraz mniej szczęśliwa. Próbował ją pocieszać, ale dawało to krótkotrwały efekt.

Pewnej nocy obudził się. Zauważył, że w łóżku nie ma Muszelki. Wyszedł na zewnątrz. Rusałka stała przed domem. Patrzyła w stronę jeziora.

- Zawsze o tej porze tańczyłam nad brzegiem jeziora z siostrami. One teraz tańczą. Z dala od ludzi, od smutku, od trosk. A mnie tam nie ma. Tam nie byłam kimś gorszym. Ciekawe, czy tęsknią teraz za mną. Niechętnie zgodziły się, bym odeszła od nich. Musiałam je długo przekonywać. Moje siostry kochane.

Zaczęła cichutko nucić jakąś piosenkę w języku rusałek. Z początku stojąc nieruchomo, potem nieśmiało podrygując w rytm piosenki. Coraz głośniej śpiewała piosenkę i coraz odważniej tańczyła. Miłobor patrzył jak zahipnotyzowany na tańczącą i śpiewającą Muszelka w świetle księżyca. Na jej smutny i pełen tęsknoty taniec. Chciałby jej pomóc, by wróciła do niej pełnia szczęścia, lecz nie wiedział jak.

Następnego dnia w jego głowie kłębiły się różne myśli. Zaczął zastanawiać się nad różnymi rozwiązaniami, lecz każde z nich wydawało się złe. W końcu usiadł obok Muszelki i zaczął rozmowę.

- Twoje siostry dobrze mówiły. Tutaj nie jest dobre miejsce dla rusałek. Kocham cię i chcę być przy tobie. Myślę, że bardziej szczęśliwa byłabyś u siebie. Byłoby tak jak dawniej, codziennie przychodziłbym do ciebie. Spędzalibyśmy razem dni, na noc wracałbym do wsi.

- To prawda, że nigdy nie będziemy mogli się pobrać?

- To tylko ceremonia. I tak każdy będzie wiedział, że my jesteśmy razem.

- A może rzeczywiście znalazłbyś sobie kobietę, nie rusałkę? Może ludzie mają rację, że ludzie i rusałki nie powinni być razem?

Miłobor nie chciałby jednak mieć kogoś innego u swego boku.

- Muszelko, co ty gadasz? Przecież jesteś kobietą. Niech sobie ludzie gadają, co chcą, dla mnie jesteś najukochańszą kobietą na świecie.

- Nie dane jest nam zamieszkać razem?

- Może uda mi się wybudować dom nad jeziorem? Zaciągnę się do wojska. Może zarobię trochę? Chyba tak zrobię. Jeszcze się wszystko odmieni. Zobaczysz.

Przytulili się do siebie. I jedno i drugie nie potrafili zatrzymać swoich łez.

 

Radomił, Dionizy i Izbor udali się do księcia Derwana. Przedstawili ofertę od Samona. Rozmowie przysłuchiwał się młodszy brat Derwana, Lederg.

- Podziękujcie Samonowi za ofertę. Nie skorzystam – rzekł Derwan.

- Zastanów się, co mówisz – odparł mu Lederg. – Dostaliśmy teraz szansę swobodnego przejścia przez Morawy. Nie będziemy musieli się zbrojnie przebijać. Zachowamy swoje siły na Awarów.

- Nigdzie nie idziemy. To jest nasza ziemia. Mieszkamy tutaj na Śląsku z dziada pradziada. Nie opuszczę ojcowizny – uparł się Derwan.

- Wielu naszych rodaków jest już na Bałkanach. Mówią, że to co tam zastali a to co jest tutaj, to nie ma nawet tego co porównywać. Tam jest cywilizacja po Cesarstwie. A tutaj jest zadupie. Bo jak nazwać te nieprzebyte, zarośnięte puszcze, z zarośniętymi dróżkami, drewnianymi chałupkami.

- Nie mów tak o swojej ojczyźnie.

- Teraz tam będzie nasza ojczyzna. Z murowanymi domami, ubitymi drogami, łagodnym klimatem, winnicami. Pójdziemy na południe i wydrzemy tą ziemię Awarom. I to nie sami pójdziemy z nimi walczyć. Pójdą razem z nami Chorwaci. Tam jest dość sporo miejsca dla naszych narodów. Ich też tam ciągnie.

- Lederg, tutaj mieszka wiele Serbów, którzy za nic nie opuszczą tych terenów.

- Ale jest jeszcze więcej tych, którzy chcieliby pójść na Bałkany. Jest nas o wiele więcej. Nie zatrzymasz nas Derwan. Dionizy, powiedz Samonowi, że uderzymy na Awarów.

- Ja nigdzie nie idę. Nie będę się bratał ani z Morawianami ani z Chorwatami – oznajmił Derwan. – Izbor, a co ty o tym sądzisz? Pamiętasz, co ci zrobił Samon?

- Pamiętam. Dobrze pamiętam. Myślę, że na Bałkanach będzie nam lepiej. Utwórzmy tam nową Serbię. Tam będziemy mieli lepsze warunki niż tutaj. Tam naszym dzieciom będzie się lepiej żyło. Ja dołączę do Lederga. Ale jak będę przechodził przez Morawy, to pozdrowię tam Samona ode mnie. Oj, jak ja tego sukinsyna pozdrowię. Nic z niego nie zostanie.

- Wtedy układ będzie złamany i Morawianie rzucą się na nas – zauważył Lederg. – Możesz go pozdrowić, ale wtedy jak już wszyscy Serbowie przejdą bezpiecznie Morawy.

- Wtedy już nie będzie okazji – wzruszył ramionami Izbor.

- Przez twoją zemstę może zginąć wiele bezbronnych Serbów. Bo na południe nie podążą tylko zbrojni, ale też ich rodziny z dobytkiem – wyjaśnił Lederg. – Dionizy, powiedz Samonowi, że zgadzamy się.

- Dionizy, powiedz Samonowi, ze nigdzie nie idziemy – rzekł Derwan.

- To co mam w końcu przekazać Samonowi? – zdziwił się Dionizy i popatrzył na Radomiła, jakby szukał u niego odpowiedzi. Radomił bezradnie wzruszył ramionami. Zapowiadał się wieczór gorących dyskusji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 27.04.2020
    Zainteresował mnie wątek serbski w twojej serii. Czyżby naprawdę Serbowie zamieszkiwali na Morawach? Samon jest postacią prawdziwą, ale w jakim zakresie.
    Ciekawy wątek miłości wśród ludzi i rusałek. Oba światy nie dają się pogodzić w realnym świecie. To smutne.
    Jak zakończą się knowania Samona? Zadaję sobie takie i inne pytanie w oczekiwaniu na dalszy ciąg. Pozdrowionka!
  • Jerzy Sowiński 27.04.2020
    Serbowie mieszkali na Dolnym Śląsku. Na zachód od Krakowa mieszkali Chorwaci (ale dokładnie gdzie nie wiadomo). Na Wzgórzu Wawelskim był garnizon awarski. Zapewne do tych czasów nawiązuje legenda o Smoku Wawelskim, który gnębił okolicznych mieszkańców.
    Samon był historycznym władcą pierwszego państwa słowiańskiego. Po jego śmierci państwo rozpadło się. Dla Czechów i Słowaków jest takim odpowiednikiem, może nie Mieszka I ale przynajmniej Piasta Kołodzieja.
    W następnej części wyjaśni się, dlaczego rozdział ma tyki tytuł.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania