Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy Szlak - Epilog

Bitwa była niezwykle krwawa, lecz Danielowi nie było dane polec w niej bohatersko. Najwyraźniej Illo miał co do niego inne plany.

Gdy stracił przytomność, osadnicy zaciągnęli go do małej kamiennej chatki, gdzie spędził jeszcze wiele miesięcy, powoli dochodząc do siebie. Ostatni ocalały szaleniec cały czas czuwał nad nim, dotrzymując mu towarzystwa. Jego obecność umilała mu długie dni, podczas których leżał bez ruchu, zdjęty niewyobrażalnym bólem.

W czasie swojej kuracji, Daniel tylko raz wykorzystał jeszcze swój szmaragdowy ząb. Poprosił wtedy jednego z miejscowych, by przekazał lokalnemu przywódcy jego życzenie. Chciał, by wszyscy mówili, że poległ w czasie bitwy, a zabójstwo Wisenherta przypisali komukolwiek innemu, na przykład właśnie wodzowi. Nietrudno było pozyskać na to zgodę.

Potem nie musiał już robić nic. Spędził kilka miesięcy w wiosce, powoli dochodząc do siebie, a gdy już się wykurował, zabrał swojego szaleńca i ruszył dalej. Na południu żegnano go jak bohatera, na północy uznano zapewne za potwora. O tym drugim się już nie przekonał.

Dostał od miejscowych kilka prezentów, jako część łupów z wyprawy - koninę, amulety i zachowane dla niego uzbrojenie z bitwy. Na całej swojej misji zyskał więc dwa pancerze, dobrą kuszę, puginał, pistolet, którego nie umiał załadować, dwa magazynki oraz dwa artefakty. A także pytania, blizny i wspomnienia, które miały nigdy go już nie opuścić.

Stracił za to wszystko inne. Wszystko, co kiedykolwiek było mu drogie.

Dotrzymał słowa danego Azailowi. Nie wrócił już do Wyzogoty, ani na północ w ogóle. Zamiast tego wyruszył na wschód, jedyny kierunek, którego jeszcze nie zbadał. Niech jego kochana Erina śni o nim po nocach, płacząc nad jego losem. Niech wierzy, że przypłacił swoją szaloną wyprawę życiem, a Wisenherta zabił jakiś inny człowiek, którego imienia nawet nie znała. Niech dorośnie przekonana, że głupia zemsta zaprowadziła go nad grób, zostawiając ją bez nikogo. Niech uwierzy, że ta ścieżka donikąd nie prowadzi.

Tak będzie lepiej.

Nigdy więcej nie spotkał ani Binny, ani żadnego członka jego dawnej osady. Nie dowiedział się, czy jego pozbawiona ręki matka odnalazła poszukiwanego przez siebie lekarza, ani czy poradziła sobie z zadaną jej raną. Chciał myśleć, że wybaczyła mu to, co zrobił jej i jej ludziom, ale nie potrafił w to uwierzyć. Nie po tym wszystkim.

Jednorożec na jego szyi długo wskazywał mu północ, z czasem jednak to pragnienie umarło, a wisiorek obrócił w nowym kierunku. Podążając za nim, Daniel natrafił na innych ludzi i inne osady. Żadna z nich nie była nawet ułamkiem Nowej Macedonii, ale w każdej odnalazł ciepły kąt i nieco jedzenia. Z czasem zaczął żyć, zabijając za pieniądze. Na początku tylko potwory, potem także ludzi. Ale tylko tych potwornych, tych którzy zasłużyli na śmierć. Tak przynajmniej starał się to pamiętać.

Z biegiem lat stracił ostatniego szalonego przyjaciela, nauczył się lepiej walczyć, został sam. Czasem dochodziły go wieści o tragediach i okrutnych wojnach na zachodzie, ale nie mógł mieć pewności, czy były one jego zasługą. Nie mógł nawet wiedzieć, czy wydarzyły się naprawdę.

Zresztą, to nie miało znaczenia. Ten rozdział został zamknięty. Tę opowieść zakończono.

A dziś Daniel siedzi w małej chatce na piętrze karczmy. Zatęchłej i śmierdzącej, ale wciąż jednej z lepszych w okolicy. Zabijanie potworów nadal jest bardzo opłacalne, choć niejeden raz omal nie przypłacił swej wieczerzy życiem. W ciągu czterech dni opisał całą swoją historię. Całą część, która coś znaczyła.

Chciałby, żebyście wybaczyli mu przesadnie ubarwienia i figury retoryczne. Bądź co bądź, zawsze był marzycielem i nic co go spotkało, nie mogło tego zmienić. Starał się też opisać wszystko tak dokładnie, jak tylko mógł, lecz po tylu latach wiele wspomnieć zdążyło się zatrzeć.

Dokonałem okrutnych czynów i zdecydowałem się na straszne kroki, lecz nie mam zamiaru za to przepraszać. Zrobiłem to, co uznałem za najlepsze. Za słuszne.

Owszem, żałuję. Ale będę prosił nikogo o wybaczenie. Zrobiłem, co musiałem. A jeśli historia ta dotrze do opuchniętych oczu mojej matki, przed poparzoną twarz Graice, lub do kogoś, kto odczyta ją Erinie, niech przyjmą one moje serdeczne wyrazy współczucia. Ran, jakie im zadałem można było uniknąć. Przeżywałem tę historię tysiąc razy i teraz widzę, jak wiele można było zrobić inaczej. Niestety, wtedy byłem dzieckiem. A dzieci nigdy nie potrafią tyle, ile próbują osiągnąć.

Ale to wy ocenicie moje poczynania. Ja mam już dosyć rozpamiętywania przeszłości.

Drogi Marku, Szanowny Kenbro, Panie Wisenhercie, to była spowiedź człowieka, który pożegnał całą waszą trójkę. Mój osąd pozostawiam siłą wyższym.

Uszanowanie.

Daniel, dzisiaj zwany Markiem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania