Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy Szlak, rozdział czterdziesty drugi - Czas Odejść

Gdy następnego dnia Daniel schodził na śniadanie, czuł na sobie wzrok całej Wyzogoty. Kątem oka obserwował reakcję każdego ze swoich współmieszkańców. Rien i jego towarzyszka uśmiechali się z lekkim przestrachem, głuche dzieci wpatrywali się w niego bezczelnie, a Eliot gromił wzrokiem, z niewypowiedzianym oskarżeniem na twarzy. Erina zaś stała z boku, jakby sama jego obecność była dla niej czymś niepożądanym. Uwadze Daniela nie uszło, że nakryła dziś dla niego w innym miejscu. Zazwyczaj jadał tuż przy niej, dziś miał usiąść na drugim końcu stołu.

Tylko Azail nie wydawał się przejawiać żadnych głębszych emocji. Patrzył na Daniela ze swoim zwyczajnym, dobrotliwym uśmiechem, jak gdyby wczorajszy incydent był czymś, z czego powinien się raczej cieszyć.

Daniel zajął miejsce przy stole i spojrzał na zgromadzonych, jakby spodziewał się jakiegoś przemówienia, wszyscy jednak milczeli. Rien podał Danielowi jego miskę, a on zabrał się za jedzenie. Niewypowiedziane pytania wisiały w powietrzu.

Poprzedniej nocy, Azail nie przesłuchiwał ich długo. Ustalił tylko, co i dlaczego tam robili, a że znał już historię ich obu, nie musiał pytać o wiele. Gdy dowiedział się wszystkiego, kazał im wrócić do pokojów, by mógł spokojnie wszystko przemyśleć. Daniel zastanawiał się, czy starzec nie liczył na to, że w nocy uciekną przez okno i nie będzie musiał podejmować wobec nich żadnej decyzji. Jeśli tak, to czekał go zawód.

Daniel spędził noc, raz za razem przeżywając moment, który zaprowadził go w to miejsce. Zastanawiał się, co zrobił, dlaczego to zrobił i co nim kierowało, gdy w swych snach raz za razem wyrywał nóż z dłoni Eriny.

Teraz, siedząc przy stole i apatycznie poruszając łyżką, powtarzał to po raz kolejny, jakby chciał mieć pewność, że podejmuje właściwą decyzję. Niestety, nie widział żadnego innego rozwiązania.

Gdy śniadanie dobiegło końca, Azail uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał na Daniela. Ten, widząc jego szczery uśmiech i dobrotliwe spojrzenie, jeszcze bardziej poczuł, jak trudne będzie to, co zamierzał powiedzieć.

– Powinienem odejść – to słowo padło niczym młot, jakimś sposobem jeszcze pogłębiając ciężką ciszę przy stole. Azail otworzył szerzej oczy, kilka osób westchnęło cicho. Gdyby nadal jedli, ktoś na pewno by się teraz zakrztusił.

– Słucham? – zapytał Azail.

Daniel spuścił wzrok, ale jego głos pozostał opanowany.

– Obiecałem, że dzisiaj odejdę i dzisiaj odchodzę. Zgodnie z obietnicą.

– Dla…

– Myślę, że wiesz dlaczego – odparł szybko Daniel, bojąc się, że zaraz zabraknie mu odwagi. – Dość długo już tutaj siedziałem. Czas, bym wrócił do swoich spraw.

Azail zmarszczył przyprószone siwizną brwi, jakby nie mógł zrozumieć, co właśnie usłyszał.

– Myślałem, że wczorajszy epizod nieco bardziej na ciebie wpłynął.

– Ależ wpłynął. Nawet bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. Raz jeszcze przemyślałem wiele rzeczy i podjął pewne decyzje. Miałeś rację. Zemsta nikogo nie wskrzesi, niczego nie zmieni, ani nawet nie poprawi tego, co można jeszcze zmienić. Może ukoi mój ból, ale i to nie jest coś, za co warto płacić tak wysoką cenę.

– W takim razie, czemu nadal się przy tym upierasz?

Daniel westchnął ciężko. Powtarzał te słowa w głowie sto razy, i był pewien, że są słuszne. A jednak, wypowiedziane na głos, nadal brzmiały jak głupie kłamstwo.

– Muszę. Nie dotarłem tak daleko, by teraz zawrócić. Nie zrobiłem tego wszystkiego po to, by teraz się poddać. Nie wiem, czy to co robię jest słuszne i być może nigdy nie będę tego wiedzieć na pewno, ale muszę tam iść. Taka jest po prostu moja rola.

Azail również westchnął i pokręcił głową.

– A my nie mamy dla ciebie znaczenia?

– Macie. Znaczycie dla mnie bardzo wiele. Ale poprzednia noc pokazała mi, że to jeszcze jeden powód, dla którego powinienem stąd odejść. Wtedy żadne z was nie zostanie już przeze mnie skrzywdzone.

Azail patrzył na niego przez chwilę, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę to usłyszał. Następnie przeciągną dłonią po twarzy i wstał.

– Dobrze. Jeśli taka twoja wola, odejdź. Jesteś wolnym człowiekiem, jak każdy, kogo stworzył Illo. Masz prawo do podejmowania własnych decyzji – tu Azail powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych, zatrzymując się przez chwilę na Erinie. – Ale zanim odejdziesz, chcę, żebyś mi coś obiecał.

– Co takiego?

– Jeśli po przebyciu całej tej drogi, zabiciu Wisenherta i końcu całego tego szaleństwa, nadal będziesz żyć… wróć do nas. Wróć do Wyzogoty i pokaż nam, że naprawdę udało ci się osiągnąć twój szalony cel.

Pod wpływem zdziwienia, Daniel wreszcie podniósł głowę spojrzał Azailowi w oczy. Nie spodziewał się tego, co w nich zobaczył. Popatrzył najpierw na niego, potem na Erinę, Riena, wreszcie na kamienną twarz Eliota. Natychmiast zrozumiał, co starzec miał na myśli.

– Oczywiście. Zrobię to. Ale jeśli ty prosisz mnie o ostatnią przysługę, ja również chciałbym czegoś od ciebie.

– Słucham.

– Oddaj mi moje magiczne przedmioty.

– Słucham?

– Wisiorek i ząb. Oddaj mi je. Nie ma powodu, żebyś to utrudniał.

Azail otworzył usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, zaraz jednak zamknął je ponownie. Wstał, rozchylił poły swojej kurtki i wyjął dwa małe przedmioty z wewnętrznej kieszeni. Podszedł do Daniela i osobiście wręczył mu oba artefakty. Dobrze było znów poczuć w dłoniach słabe, ciepłe mrowienie, jakie niosły z sobą.

– Skąd wiedziałeś, że je mam? – zapytał Azail

– Proste. Powiedziałeś, że zabrał je Wisenhert. Ale jedno z nich miałem zawieszone na szyi, drugie zaś w kieszeni kurtki. Słyszałem już, jakie kary Wisenhert wyznaczał za wykroczenia znacznie mniej poważne, niż atakowanie monarchy. Gdyby miał on okazję przetrząsnąć moje kieszenie, z całą pewnością dopilnowałby, żebym tego nie przeżył.

– Mógł przecież pomyśleć, że już byłeś martwy. Szczerze mówiąc, bardzo niewiele ci brakowało.

– Może. Ale jeśli naprawdę jest taki, jak go opisałeś, to nawet wtedy nie ukradłby artefaktów, które należały do wyznawców Kenbry. Jest Illonistą, tak jak ja. A w przeciwieństwie do mnie, on pozwala, by religia wpływała na jego życiowe decyzje.

– Illonistą? Czekaj, Daniel, to znaczy, że…

Mężczyzna skinął głową.

– Tak. Jest jeszcze coś, co chciałbym, żebyś zrobił, nim stąd odejdę…

* * *

Chrzest Daniela był krótki, skromny i oszczędny w słowach. Cały świat znikł na chwilę, gdy jego głowa została zanurzona w lodowato zimnej wodzie i wrócił, gdy tylko wychylił się z powrotem. Każdy powiedział kilka słów, lecz na tym skończyły się grzeczności. Azail opowiadał mu, jak wystawny i wspaniały chrzest mogliby zrobić dla niego, gdyby tylko dał im znać kilka dni wcześniej, ale on nie był tym zainteresowany. Chciał być Illonistą, ale ani nie potrzebował, ani nie chciał z tego powodu wielkiej imprezy. Chciał tego dla siebie i tyle mu wystarczyło.

– Ale wiesz, że to szaleństwo? – zapytał go Eliot, gdy po raz ostatni ściskali dłonie. – Nie masz broni, prowiantu, nie wiesz dokąd iść. Twój artefakt może uśmierzyć ból, ale nie wspomoże gojenia się ran. Jak zamierzasz przeżyć?

– Będę dobrej myśli.

– Jesteś niesamowity.

Daniel uściskał oddzielnie każdego z nich, nim odszedł po raz ostatni. Niektórzy żegnali go z żalem, inni jedynie z szacunkiem, w oczach wszystkich widział jednak ten sam, autentyczny smutek. Smutek spowodowany faktem, że postanowił wybrać na śmierć.

Otóż nie postanowił. Miał plan.

Gdy pożegnał już wszystkich, nie od razu ruszył poza granice wioski. Najpierw poszedł pewną dobrze mu znaną drogą, prowadzącą na bardzo wyjątkową polanę. Polanę, na której każde marzenie mogło się spełnić. A gdy tam dotarł, odnalazł dokładnie to, czego najbardziej teraz pragnął.

Kosz z chlebem, paczkę owoców, kilka butelek wody i mały, przedwojenny plecak.

Wszystko, czego potrzebował na swoją ostatnią, najbardziej szaloną wyprawę.

Gdy odchodził, skinął jeszcze głową do znaku kielicha z wylewającym się z niego winem i mackami. Mógłby przysiąc, że za granice wioski odprowadzał go jeszcze słaby, odległy śmiech, dochodzący gdzieś z głębi tajemniczego lasu.

Wziął go ręki wisiorek z jednorożcem i spojrzał w kierunku, który wskazywał róg błyskotki. Przed nim była długa, trudna droga, ale nie obawiał się. Zamierzał zakończyć to, co i tak trwało już zbyt długo.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w zabawie. Do 07 września można napisać opowiadanie proza, proza poetycka i wrzucić na główną. ( w razie czego przedlużymy termin)
    Odpowiednio zatytułować i dodać link na Forum do wątku:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
    I wygrać.
    Tematy to:
    Temat pierwszy - „Restart”
    Temat drugi - „Zawierzenie”
    Można. na jeden, można na drugi, można połączyć.
    Czekamy i liczymy na ciebie
    Literkowa
  • Abbadon 07.09.2020
    Dziękuję za zaproszenie. Na tę edycję konkursu raczej się już nie załapę, ale czekam niecierpliwie na następną :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania