Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy Szlak, rozdział czterdziesty pierwszy - Ostatni dzień w Wyzogocie 2/2

Daniel rozejrzał się po pomieszczeniu. Było w nim kilka mocno zdezelowanych mebli, medale walające się na podłodze i stare zdjęcia na stołach. Nad łóżkiem, powieszony na gwoździu, wisiał równie stary, wielokrotnie łatany mundur. Daniel nie znał się na uniformach, ale domyślał się, do jakiej grupy mógł należeć ten konkretny.

Powoli zaczynał kojarzyć fakty. Noc, skradanie się, determinacja Eriny i jej starania, by nikt nie dowiedział się, co się dzieje. A co najważniejsze, zdenerwowanie dziewczyny. Jakby miała właśnie zamiar zrobić coś, czego nigdy nie zapomni.

Przypomniał sobie jej pytanie i zdecydowanie nie podobała mu się konkluzja, do której zmierzał.

Erina przeszła przez pokój i stanęła przy wezgłowiu łóżka. Następnie oparła się o ścianę, tuż obok głowy Riena. Natępnie odwróciła głowę w kierunku Daniela.

– Powiedz mi coś, Daniel – wyszeptała. – Gdy spotkasz wreszcie Wisenherta, co z nim zrobisz?

„Zabiję”.

To było słowo, które omal nie ominęło jego mózgu i nie trafiło bezpośrednio do jego ust. To było oczywiste, że nie powinien tego teraz mówić, ale taka była prawda. Wciąż chciał zabić Wisenherta, mimo wszystkiego co się dotąd wydarzyło. Tego faktu nic nie mogło zmienić.

– Czemu pytasz? – Próbował odpowiedzieć wymijająco, ale Erina nie dała się zwieść.

– Co zrobisz Daniel? Co zrobisz, gdy znów go spotkasz?

Nie chciał tego mówić. Tak cholernie nie chciał mówić na głos tego, o czym nie potrafił przestać myśleć. I choć wypowiedział to słowo, miał wrażenie, że on sam nie bierze udziału w pracy własnych ust.

Erina uśmiechnęła się, choć było w tym grymasie więcej strachu niż radości. Odwróciła się z powrotem do Wiliama i pogładziła go delikatnie po rzadkich, siwych włosach.

– Właśnie. To właśnie zrobisz.

Wyciągnęła coś z kieszeni na piersi swojej marynarki. Daniel nie był nawet zdziwiony, gdy zobaczył nóż, błyszczący w słabym księżycowym świetle. Miał wrażenie, że ogląda dobrze znaną mu scenę, którą zdążył już poznać na pamięć. Tyle że tym razem nie był ani ofiarą, ani agresorem, a jedynie widzem, patrzącym z boku na kolejną odsłonę tego samego, bezsensownego dramatu, za udział w którym znów przyjdzie komuś zapłacić życiem.

– Dlaczego on? – powiedziały jego usta. Miał wrażenie, że te słowa wyszły do jakiegoś innego, nieznanego mu człowieka, fantoma, którego do dawna próbował zepchnąć w niepamięć. On próbował ją spowolnić. Zatrzymać ją i zmusić do opamiętania się, nim zrobi coś, czego już nigdy potem nie będzie mogła cofnąć.

I to zdawało się działać. Bo gdy dziewczyna usłyszała to pytanie, drgnęła na chwilę i zatrzymała nóż, który wznosiła już nad głowę.

– Dlaczego…? – powtórzyła nieprzytomnie. Choć jej głos był cichy, Daniel słyszał zaklęty w nim krzyk. – Dlaczego on?! Czy ty nic nie rozumiesz?! To on…

– To on cię oślepił, prawda? – zapytał, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Miał wrażenie, że wszystko to jest tylko snem. – On zaprowadził cię do piwnicy i próbował wykorzystać. On sprawił, że straciłaś dom i rodzinę. Rozumiem to.

– Więc na co jeszcze czekać?! – krzyknęła, znacznie głośniej, niż obecnie powinna – Czemu nie miałabym… Tutaj… Właśnie teraz…

– Więc na co czekasz?

Erina zastygła w zdziwieniu. Stała, czekając aż powie coś więcej.

– Chcesz to zrobić? – Zapytał, czując jak przepełnia go gniew – Chcesz, żeby on umarł? Mieć jego krew na rękach i życie na sumieniu?! To zrób to, tu i teraz! Popełnij te same błędy, które zaprowadziły mnie aż do tego pierdolonego miejsca!!

Nie potrafiła odpowiedzieć. Widział jej dłonie, trzęsące się tak, że ostrze niemalże już z nich wypadało. Rozumiał już, dlaczego zabrała go ze sobą. Potrzebowała go, by utrzymał ją w przekonaniu, że dobrze postępuje. By usunął jej niepewności tak, jak robił to przez cały ten czas. On jednak podjął inną decyzję.

Podchodząc do Eriny czuł, jakby wewnątrz niego buntowało się całe jego jestestwo. Gdy chwycił ją za ramię, niemal fizycznie odczuł, jak coś wewnątrz niego pęka z trzaskiem. Jego dotyk nie był czuły, ale na więcej po prostu nie było go stać. Chwycił ją jak mógł i zacisnął palce tak mocno, że poczuł krew płynącą ze wciąż świeżych nacięć na dłoniach.

– Nie zrobisz tego – powiedział. – Nie pozwolę ci.

Szarpnęła się, lecz jego uchwyt był silny. Daniel widział panikę, przepełniającą powoli jej ciało. Chciał do niej mówić, ale co miał powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że nie może zabić tego starego, kalekiego człowieka? Że to jej w niczym nie pomoże? Że utrata domu, rodziny i wszystkiego co się kocha to nie jest cena, jaką warto zapłacić za zemstę? I wreszcie, że Rien też jest człowiekiem i nieważne co zrobił, to ona nigdy nie zmyje już z siebie krwi, którą rozleje, jeśli go zabije?

Nie wiedział. Dlatego milczał. Patrzył na tę głupią dziewczynę, która straciła wszystko, a teraz chciała odebrać sobie to, co jeszcze jej zostało. Nie mógł uwierzyć, że omal nie dołączył do jej zbrodni. Chciała zabić kogoś, kto nikomu nie zrobi już krzywdy, by odzyskać coś, co straciła już na zawsze. Nie widział w tym sprawiedliwości. Widział w tym tylko kolejne morderstwo.

– Nie rób tego – wyszeptał. – Nie możesz.

Twarz Eriny wygięła się w grymasie wściekłości. Daniel czuł, że zaraz będzie płakać. Chwycił jej dłoń i siłą zmusił, by rozwarła palce. Nóż upadła na podłogę, a on splótł jej dłoń ze swoją.

Nie rób tego – powtórzył. W połowie jako rozkaz, w połowie jako prośbę.

Ale Erina w ogóle go już nie słuchała. Zaczęła płakać, potem krzyczeć, a wreszcie dostała istnego ataku furii. Wrzeszczała na całe gardło, blada ze wściekłości i oburzenia. Uderzała go, krzyczała, mówiła rzeczy, które nawet dla niej nie były zrozumiałe. Zachowywała się, jakby oszalała do reszty. Ale to było bez znaczenia. Nic już nie miało znaczenia teraz, gdy zawróciła sprzed bram największego błędu, jaki mogła popełnić.

Ludzie, którzy wpadli do pokoju zwabieni jej krzykiem, zobaczyli tam przytuloną parę - stojącego spokojnie mężczyznę i oszalałą dziewczynę, wyrywającą mu się ze wszystkich sił. A także jednorękiego staruszka, patrzącego na to wszystko tak, jakby nie miał pojęcia, co dzieje się w jego własnym pokoju.

Tymczasem przez dawno pęknięte szyby, do pokoju wpadały pierwsze promyki nowego, pięknego poranka.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania