Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy Szlak, rozdział trzydziesty siódmy - Nocny Wypad 3/3

Cała trójka leżała spokojnie, wsłuchując się we własne myśli i ciche odgłosy lasu. Daniel podniósł nieznacznie głowę i spojrzał raz jeszcze na grupkę drzew, naznaczonych dziwacznym symbolem. Teraz, świetle rzucanym przez księżyc widział i drzewa i wyryty na nich znak bardzo wyraźne. Według Eriny, runa miała oznaczać kielich wina, z wychodzącymi z niego mackami. Cóż, Daniel nie widział w niewyraźnym kształcie ani wina, ani macek, ale mógł uznać, że jakiś kształt kielicha faktycznie się tam znajduje. Przy wyjątkowo dobrej woli i lekkim zmrużeniu oczu.

Panowała cisza. Daniel i Erina leżeli obok siebie, nie odzywając się, nie myśląc i nie dbając o nic. Daniel czuł jej włosy, leżące tuż przy jego dłoni. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że bezwiednie głaszcze je między palcami. Na szczęście Erina, jeśli w ogóle coś czuła, nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Po prostu leżała, wsłuchując się w cichą, piękną noc.

Daniel, nie chcąc wyjść na natrętnego, zabrał rękę z jej włosów i położył wzdłuż swojej nogi. Po chwili nie bez zdziwienia poczuł, jak jej palce odnajdują jego dłoń i splatają się z nią. Stało się to powoli, ale on i tak ze zdziwienia omal zabrał całej ręki. Powstrzymał się w ostatniej chwili, za co dziękował sobie w duchu.

- Widzisz je, co nie? - szepnęła mu do ucha Erina.

- Co?

- Gwiazdy. Możesz je zobaczyć, prawda?

Daniel uśmiechnął się głupio, jakby próbował dać jej do zrozumienia, że wprawia go w zakłopotanie. Spojrzał jednak w górę, na bezkresne, czarne morze nad koronami drzew. Faktycznie, gwiazdy tam były. Setki tysięcy, milionów, może i miliardy małych, białych punktów, świecących jasno nad ich głowami. Miał wrażenie, że wypełniają bez kresu całe niebo. Widział odległe, niesamowite galaktyki, złożone z milionów maleńkich punkcików i niezliczonych innych obiektów, których nazw nie znał.

- Tak. Są tam. Cała masa.

- Opisz mi je – szepnęła mu do ucha, jakby bała się, że Eliot ich usłyszy. - Proszę. Chociaż słowo.

Daniel spojrzał znowu w górę, próbując znaleźć jakieś słowa, którymi mógłby opisać ten obraz. Niestety, w głowie miał pustkę. Jak miał opisać tak niesamowite, olbrzymie skupisko świateł, jakie miał nad głową? Gigantyczne, niezwykłe pola, wyglądające jakby płonęła cała kopuła świata? Nie wiedział. Nie znał słów, które pozwoliłyby mu na wypowiedzenie tych myśli.

- To… Są niesamowite. Białe i złote i… bardzo ładne…

Erina zaśmiała się. Krótko, dźwięcznie i absolutnie szczerze.

- Brzmisz jakbyś miał pięć lat, wiesz?

- No weź! Trudno coś takiego opisać! - obruszył się - Wiesz, jakie to jest wielkie?

- Dobra, dobra, w porządku. Pewnie ja też bym nie umiała. Gwiazdy muszą być niezwykłe. Co nie, Eliot?

- Hm… – stwierdził chłopak, zapewne wdzięczny, że dano mu włączyć się do rozmowy. – Też raczej nie potrafiłbym tego opisać. Chyba nawet nie będę próbować.

- Może i słusznie – stwierdziła Erina.

Krótko po tych słowach Eliot wstał i przeprosił ich na chwilę. Daniel nie był pewien, czy poszedł za potrzebą, czy chciał dać im chwilę samotności; nie wracał jednak na tyle długo, że cisza między dwojgiem zaczynała robić się niezręczna. Dlatego spróbował zabawić siebie i swoją towarzyszkę rozmową.

- Lubisz gwiazdy, prawda?

- Co?

- Gwiazdy. Pewnie nieraz oglądałaś nocne niebo, zanim…

Urwał, zdając sobie sprawę, co mówi. Erina już zapewne zrozumiała, co ma na myśli, ale nie skomentowała tego. Usłyszał jej chichot. Był cichy i nieprzekonujący, ale dawał nadzieję, że wszystko nadal jest w porządku.

- Nie, nie robiłam tego często - odpowiedziała, jakby kompletnie jej nie speszył. - Nocne niebo było niegdyś znacznie mocniej oświetlone niż teraz i było na nim widać tylko kilka małych plamek. To nie było nic ciekawego. A ja i tak byłam zbyt zajęta książkami kucharskimi, żeby interesować się gwiazdami. Nigdy nie widziałam ich tak, jak ty widzisz je teraz.

Mówiła bardzo spokojnie, jednak przy ostatnim zdaniu jej głos zadrżał. Słabo, ale zauważalnie. Daniel domyślał się, co to może oznaczać. Znał ból powracających wspomnień lepiej, niż ktokolwiek na świecie i wiedział, co Erina teraz czuje. Chciał coś powiedzieć, pocieszyć ją jakoś, ale w głowie miał pustkę.

- A ty? - zapytała nagle dziewczyna. Jej głos był tak spokojny, jakby tamto zająknięcie w ogóle nie miało miejsca. – Często w nie patrzysz?

Daniel zamyślił się na moment. Nie wiedział, czy wspomnienia jego szczęśliwych czasów nie zranią dziewczyny jeszcze bardziej. Myślał nad jakimś kłamstwem, ale nie był w stanie wymyślić niczego, czego zaraz by nie przejrzała. Pozostawała mu więc tylko szczerość.

- Tak – wyznał - Dawno temu, gdy byłem jeszcze z moim tatą i mamą, faktycznie lubiliśmy czasem poleżeć i na nie popatrzeć. Wymyślaliśmy własne konstelacje i kierowaliśmy się nimi, przemierzając pustkowia. Po całych dniach marszu, leżenie i wpatrywanie się w niebo było naprawdę miłą odmianą.

Daniel uśmiechnął się, na myśl o dawnych czasach. Przekręcił się na bok, spoglądając teraz nie na gwiazdy, ale na Erinę.

- To były dobre czasy. Każdy dzień wydawał się wtedy odgórnie zaplanowany. Wstać, wykonać ćwiczenia, iść, zmęczyć się, zasnąć. Jak z góry zapisany cykl, który tylko się odtwarza. Prawie nigdy nie napotykaliśmy niczego, czego większość z nas by już nie znała i mało co było dla nas prawdziwą przeszkodą. Mając stu ludzi, co w ogóle może ci zagrozić? Dni spędzaliśmy na łażeniu, noce na zabawach. Nie mieliśmy dużo, ale karty, mięso i opowieści przy ogniskach to dla koczowników więcej niż dosyć. Kiedyś, gdy zatrzymaliśmy się wcześniej na nocleg, ojciec przyszedł do mnie i zaczął opowiadać o gwiazdach. Mówił, że za wiele stuleci…

Daniel tak się rozgadał, że przez jakiś czas nie zauważył nawet urywanego, świszczącego dźwięku, jaki dochodził od jego towarzyszki. W pierwszej chwili przestraszył się, myśląc, że dziewczyna się dławi. Zaraz jednak podniósł się i zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki.

Erina się nie dławiła. Ona płakała.

- Erina? – zapytał niepewnie, patrząc w jej niemogące uronić łez oczy. – Wszystko dobrze?

Nagle poczuł, jak ręce dziewczyny oplatają go mocno, gdy ta niemalże krzycząc, uwalnia z siebie falę szlochu. Chwyciła go, ściskając z całej siły, bezskutecznie próbując płakać. Daniel zacisnął zęby. Też czuł, że łzy zaraz popłyną z jego oczu, wziął jednak głęboki oddech. Nie teraz. Nie, gdy ktoś w końcu, naprawdę go potrzebuje.

Objął mocno dziewczynę.

- W porządku. Już dobrze. Spokojnie. Już wszystko dobrze - powtarzał, przeczesując palcami jej złote włosy. Dookoła raz za razem cichnął i wzmagał się jej cichy, suchy płacz.

- Hyyy… Ja… Ja też… chcę je widzieć…

Delikatnie gładził jej włosy. Powoli, ostrożnie. Niczym skorupkę jajka, gotową pęknąć i nigdy już nie dać się naprawić.

- Wiem Erina. Wiem. Ja także chciałbym, byś mogła. Przepraszam.

Powtarzał to wiele razy, w kółko i kółko. Powolutku. Cierpliwie. Aż wreszcie do niej dotarło. Nie miał żalu o to, że sam był na granicy łez. Niech ona płacze. To się teraz liczy.

Daniel miał wrażenie, że spędził całe godziny, słuchając jej żalów. Płakała i płakała, szepcząc bełkotliwe wyznania i tuląc się do niego, w miarę jak wypływał z niej istny ocean czerni. Gromadziła go zapewne przez całe lata. A on słuchał w skupieniu, nie śmiąc jej przerywać. Słuchał, głaszcząc ją po głowie i szepcząc uspokajające słówka. Tak naprawdę, cieszyła go nieco ta sytuacja. Miał wrażenie, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów robi coś, co naprawdę przynosi komuś korzyść. Bez intryg, walk, knucia spisków ani prowadzenia wojen. Po prostu on i dziewczyna, która wypłukuje żal. Choć raz.

Gdy Erina wreszcie nieco się uspokoiła i zaprzestała niekontrolowanego szlochu, Daniel raz jeszcze pogładził ją po głowie. Była cała czerwona, ciągnęła żałośnie nosem, jej oddech był przyśpieszony, ale wiedział, że czuje się teraz lepiej. Miał wrażenie, że jej ulga jest niemal namacalna, jakby mógł wyczuć ją przez skórę i ubrania.

Wiedział też, że nie powiedziała mu wszystkiego. Mówiła o ciemności, strachu, upokorzeniu, które czuła, ilekroć ktoś pomagał jej z drobnym codziennym zadaniem, ale coś nadal przed nim ukrywała. Coś, na czego wyznanie wciąż nie znali się wystarczająco. Ale to było bez znaczenia. Grunt, że czuła się teraz lepiej.

- Już lepiej? - zapytał tak uprzejmie, jak tylko mógł. Modlił się w duchu, by w jego pytaniu nie przebrzmiała choćby nuta pogardy.

- Tak. O wiele. - odparła Erina, przybliżając się do niego jeszcze odrobinę. - Przepraszam, ja…

Nie dokończyła. Po prostu znów wtuliła się w niego, nie mówiąc ani słowa.

- W porządku. Właściwie cieszę się, że to zrobiłaś. Czujesz się teraz lepiej?

Erina nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się głupio, ale swoje myśli zachowała dla siebie. Daniel nigdy nie pomyślałby, że kobieta z takimi oczami może mieć taki słodki uśmiech.

- Co znaczą te znaki? - zapytał, chcąc skupić jej uwagę na czymś innym. Pytanie zaskoczyło Erinę, ale odpowiedziała niemalże natychmiast, jak gdyby wcale nie płakała.

- To znaki Risuma.

- Dzikiego ducha?

- Dokładnie.

- To już trzeci bóg, o jakim słyszę. Ilu ich właściwie jest?

- Dobre pytanie. Azail twierdzi, że dosyć, by każde drzewo i każdy listek na nim oddzielnego. Może ich być nawet więcej, niż gwiazd.

- Jak udaje się wam zapamiętać ich imiona?

- Nie zapamiętujemy wszystkich. Tylko kilku z pośród nich naprawdę się liczy. Scerra, Illo, może nieco Binja, ewentualnie Karrion, choć z o nim prawie nic nie wiem. A, no i Kenbra, ale on nie ma w naszym kraju nawet jednego wyznawcy. Wszyscy pewnego razu wypielgrzymowali za pustynię, próbując dostać się do jego świętego miasta. Podobno jest to wielka metropolia, w której znajduje się sięgająca nieba świątynia, gdzie ludzie oddają część Kenbrze przez całą dobę, nigdy nie jedząc, nie pijąc ani nie śpiąc. Zaś specjalni kapłani wykuwają tam rzeczy, których my używamy. Ale wiesz, nie można wierzyć każdej plotce.

- No, to w sumie dosyć niezły opis. - burknął pod nosem Daniel, tak by Erina tego nie usłyszała. Usłyszała.

- Co masz na myśli? Byłeś tam?

- Tak… A przynajmniej tak myślę. Byłem w manufakturze kowalskiej położonej za pustynią, w której wykuwali broń dla Wisenherta i czcili boga zwanego Kenbrą. Ale może to była jakaś inna.

- Masz z tym miejscem złe wspomnienia, prawda?

- Skąd wiesz?

- Mówisz o nim ze złością w głosie.

Daniel nie mógł powstrzymać westchnienia.

- To nie było przyjazne miejsce. Ale mniejsza z tym. To było dawno i nie czuję już żalu.

Ze zdziwieniem uświadomił sobie, że to prawda. Gdy zaczynał swoją wyprawę, kierowały nim ból, gniew, poczucie krzywdy i tak dalej. Czuł płomień, tlący się niczym kawałek węgla włożony w serce.

Teraz nie czuł już nic. Żadnej straty, rozpaczy, głodu, niemal żadnej nienawiści. Był jedynie smutny. I bardzo zmęczony.

O Illo, pomyślał. Czy naprawdę aż tak zapomniałem o własnym ojcu, że nawet nie czuję złości, po tym jak ten skurwiel go zamordował? Może nawet mógłbym…

Na tę myśl Daniel omal nie zerwał się z obrzydzenia. Porzucić misję. Zapomnieć cały swój wysiłek i wszystkie poświęcone dusze, bo on chce mieć spokój. A Wisenhert niech sobie dalej zabija, co go to obchodzi? Będzie siedział tu sobie i dbał o własny interes, gdy morderca przemierza te ziemię, odbierając ludziom ich życia i majątki. Przecież to tak, jakby sam dołączył się do jego zbrodni!

Przerażony tą myślą, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że miota się w trawie, podczas gdy Erina „patrzy” właśnie na niego z wyraźną troską i poczuciem winy. Bez wątpienia pomyślała, że to jej pytania wzbudziły w Danielu taką reakcję. Co gorsza, właśnie w tej chwili leżała obok niego bezradnie, nie mając pojęcia, jak go uspokoić. Daniel natychmiast wrócił na ziemię. Natychmiast wrócił też na jedyny temat, jaki wpadł mu do głowy.

- Och, a ten Risum, jego też czcicie w Wyzogocie?

- Co? Nie, oczywiście, że nie. W całej Nowej Macedonii występuje zakaz czczenia jakichkolwiek bogów poza Illem. Nie wolno nawet stawiać ołtarzyków obcym duchom. Wisenhrt boi się, że ludzie mogą zwrócić się do niego o pomoc, by obalić jego rządy.

- Aż tak w niego wierzy?

- On wierzy w każdego boga. I obawia się większości.

- Skoro tak, to czemu to miejsce w ogóle tu jest? Dlaczego Wisenhert nie zabronił czcić tego bóstwa?

- Pewnie zabronił. I jeśli kiedykolwiek dowie się, że to miejsce istnieje, zapewne każe je zniszczyć, a ich twórców spalić w beczce benzyny.

- Spalić?!! Za wycięcie kielicha w drzewie?!

- Yhy.

- Przecież to nienormalne! - wrzasnął Daniel, zrywając się na nogi pod wrażeniem tej wiadomości. - Czemu kurwa ludzie ryzykują spalenie żywcem dla kielicha w drzewie?

Erina wzruszyła ramionami.

- Niektórzy zapewne po prostu nie lubią, gdy się im rozkazuje. Chcą konkretnej rzeczy i jeśli nie mogą jej mieć, buntują się. Trochę jak ty, nieprawdaż?

Daniel popatrzył na dziewczynę ze złością.

- Co? Nieprawda! Ja walczę o coś namacalnego. O coś z realną wartością.

- Pamięć o człowieku martwym od kilku miesięcy?

Na to Daniel nie miał odpowiedzi. Usiadł ciężko, po czym na powrót się położył. Ta odpowiedź wydawała się nie mieścić w jego umyśle.

Akurat w tej chwili, z krzaków nagle wyłonił się Eliot, ściskając w dłoniach kilka szklanych butelek.

- Hej, czołem! Wybaczcie, trochę mnie nie było. Spójrzcie za to, co dla was mam!

Podał Danielowi jedną z butelek, w której przelewał się wodnisty, czarny płyn. Daniel spojrzał na niego podejrzliwie.

- Co to? I skądś to wziąłeś?

- Leżało sobie. Tutaj takie rzeczy się zdarzają. Dalej, spróbuj!

Daniel odkręcił butelkę, której korek ustąpił z cichym sykiem. Przyłożył do niej usta i pociągnął mały łyk. Smaku, który poczuł, nie potrafił właściwie z niczym porównać. Był jak niesamowicie słodka woda, wypełniona milionem ziarenek piasku, obijających się o jego usta. Wbrew pozorom, było to naprawdę przyjemne. Czując piasek przechodzący wzdłuż języka i niesamowitą słodycz w ustach, Daniel zastanawiał się, czy po czymś takim w ogóle będzie kiedyś chciał pić zwykłe napoje.

Pozostali dwaj również otworzyli swoje butelki, po czym Eliot dołączył do nich na trawie. Przez resztę nocy wszyscy siedzieli razem, śmiejąc się, rozmawiając i zostawiając za sobą swe dawne, trudne dzieje. Do pokoi wrócili dopiero wczesnym rankiem, tą samą drogą, którą tu przyszli.

Gdyby nie okrutna wspinaczka z powrotem, uznałby tę noc za absolutnie wspaniałą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania