Poprzednie częściKrwawy szlak, prolog
Pokaż listęUkryj listę

Krwawy Szlak, rozdział trzydziesty czwarty - Wisenhert, cz. 3/3

- Rozumiem, co chcesz mi przekazać. Próbujesz mi powiedzieć, że nie powinienem się mścić. Że lepiej zrobię, jeżeli odstawię swoje dawne żale w kąt, zapomnę o tym, co było i zacznę tu żyć razem z wami. Albo zamieszkam z mieszkańcami niedalekiej wioski. Chcesz, żebym zaczął hodować marchew lub groch, zawiesił na szyję medalik z czterema kołami, związał się Eriną, ukrył się przed Wisenhertem i zaczął płaszczyć się przed nowym prawem. Każesz mi przyznać, że popełniłem błąd i zaczął pokutować za wszystko, co zrobiłem. Ale tym samym prosisz mnie, żebym zostawił za sobą wszystko co miałem. Chcesz, żebym opuścił swojego ojca, swoją matkę, wszystkich przyjaciół, którzy stracili życie w mojej wyprawie. Mój ojciec i wszyscy polegli tamtego dnia wciąż czekają, aż dokonam tego zamachu. Oni i wszyscy inni, którzy polegli z ręki Wisenherta. Czy to im się nie należy?

- Naprawdę tak myślisz? Naprawdę wierzysz, że twoja zemsta ulży jeszcze w czymś umarłym? Pomoże tym, których już nie ma? Zaprowadzi jakąś sprawiedliwość? Powiem ci coś. Coś, co sam zrozumiałem po wielu dniach leżenia bez życia, w tym samym budynku, w niemalże tym samym pomieszczeniu. Wniosek, na którego osiągnięcie potrzebowałem wielu dni leżenia, rozmyślań i refleksji. Oto mój wniosek: zemsta nie jest dla sprawiedliwości, pokrzywdzonych ani wyrównania rachunku. Nie ma na świecie żadnej obiektywnej, wiecznie ruszającej się, chybotliwej wagi dobra i zła, na której można by powiesić krzywdy jednego i drugiego. Nie ma i nigdy nie mogło być czystej krzywdy, która wyrównałaby inną krzywdę. Odbierają jednemu palec, nie zwrócisz drugiemu oka, zabijając człowieka, nie zwrócisz nikomu dziecka. Waga pozostanie bez równowagi. Zemsta jest ulgą w cierpieniu, ale nie sprawiedliwością w niedoli. To tylko ułuda sprawiedliwości, tak samo jak noszenie pustego kufra to ułuda bogactwa. Nie wyrównasz nim żadnego rachunku ani nikomu nie pomożesz. Taki kufer jest tylko dla pozorów, tak jak zemsta jest tylko dla żywych.

Daniel pojrzał na niego ze swojego łóżka spokojnym, pewnym wzrokiem. Nie martwił się. Wiedział dokładnie, co chce odpowiedzieć.

- Może masz rację. Może naprawdę zemsta nie przyniesie mi jasności, a mój ojciec nie potrzebuje jej do wiecznego spoczynku. Może. Ale nawet jeśli, czy ja na nią nie zasługuję? Nie należy mi się ona? Kilka miesięcy temu, tam u stóp miejsca, które nazywacie Gryfim Klifem, mój ojciec i trzech moich przyjaciół straciło życie, bo jeden człowiek tak chciał. Patrzyłem tam, jak odbierane jest mi wszystko, na czym mi zależy, po czym musiałem obudzić się i żyć z myślą, że on nie żyje i wysłuchać relacji mojej matki z tego, jak umarł, a ona został pognana nago niczym ladacznica. Czy w obliczu czegoś takiego spodziewasz się, że zatrzymam się i nie zrobię nic? Miałem machnąć ręką, powiedzieć, "niech będzie"? Miałem na widok czegoś takiego po prostu iść dalej?

Gdy po raz pierwszy zamknąłem oczy ze świadomością, że on nie żyje, czułem się jakbym miał dziurę w sercu. Czy myślisz, że mógłbym żyć dalej z tą dziurą, gdybym nic z tym nie zrobił? Może masz rację, może zemsta jest tylko dla żywych. Ale czy w takim razie żywi nie powinni mieć do niej prawa? Nie powinni móc zabija tych, których nienawidzą, skoro oni zabijają ich?

Azail patrzył na stół. Myślał gorączkowo nad tym, co powinien odpowiedzieć.

- Ale czy to naprawdę było tego warte? Spójrz gdzie jesteś, co straciłeś. Miałeś rodzinę, klan, ludzi. Teraz nie masz nic. Czy było to warte jednej, przegranej walki?

- Nie. - Daniel zamknął zaczerwienione oko - Nie było. Ale co innego miałem zrobić? Stać bezczynnie niczym bydło? Czekać, aż ktoś zrobi to za mnie? Puścić tego mordercę wolno? Gdy ty znalazłeś mnie, poranionego i ledwie żywego, ocaliłeś mi życie. Czemu ja mam więc nie ocalić życia następnego człowieka, którego on złapie w swoje łapska?

- Wisenhert zabija, by zapanować nad zagrożeniem dla swojego kraju...

- Mój ojciec nie był zagrożeniem!!! - wykrzyknął Daniel, mimo że na wpół zrośnięte żebro rozbłysło przy tym fajerwerkiem bólu. - Jedynym jego grzechem było to, że wyglądał dziwnie i miał ze sobą wielu ludzi! Czy za coś takiego można zabić człowieka? Jeśli w oczach Wisenherta za coś takiego grozi śmierć, to jakie ma on prawo do życia? Zabił go, bo uznał go za zagrożenie. A kogo uzna za zagrożenie następnym razem?

- A kto dał ci prawo, by oceniać jego działania?!

- Nikt. Ktoś jednak musi to robić.

- Więc dalej nie zamierzasz przyznać, że ta decyzja to był błąd?

- Nie był.

- Pomimo tego, że zabiła pięćdziesięciu ludzi?!

- Nie decyzja ich zabiła. Zabiły ich moje działania. Gdybym mógł wybrać jeszcze raz, poprowadziłbym ich inaczej. Lepiej zarządzał przerwami, przechodził pustynię nocą, nie zatrzymywał się w umieralni. Wielu bym w ten sposób ocalił. Ale ruszyłbym znowu. I znowu bym próbował.

Azail pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Nie wierzę w to, co słyszę.

- Rozumiem. Ale powiedz mi coś. Co byś zrobił, gdybyś zastał mnie w innej sytuacji? Gdybym zamiast garstki żołnierzy wiózł pół setki wyposażonych po zęby zbrojnych, konie, skórzane kurtki, pełen metalowych artefaktów wóz, a wraz ze mną była potężna magiczka i rządni zemsty, wierni wojacy? Gdybym całą tą armią ruszył na Wisenherta i zmiażdżył go w proch, gdybym odebrał kurtkę z mojego ojca i pogrzebał ją jak prawdziwy człowiek, czy wtedy wciąż opowiedziałbyś mi te same nauki? Czy wciąż pouczałbyś mnie, że zemsta jest zła? Czy mówiłbyś tak innym? A nawet samemu tak myślał?

Azail bardzo mocno chwycił powietrze.

- Nie wiem. Nie wiem, co powiedziałbym, gdybym zobaczyłbym cię takiego. Ale pomyśl nad tym, jakim cię zastałem zamiast tego. Czy naprawdę nie chcesz w ogóle uznać faktu, że jesteś jedynym żywym członkiem tej wyprawy?

Daniel przez chwilę nie odpowiadał. Popatrzył na swojego opiekuna rosnącymi z przerażenia oczami.

-Nikogo? To znaczy, że...

-Wszyscy. Żaden z atakujących Wisenherta nie przeżył. Tylko ty.

Daniel zamilkł. Azail zakrył go, wziął co było jego i wyszedł, zostawiając Danielowi książeczkę z wypisanymi w niej mądrościami Illo. Ten wziął ją do rąk, pogładził, nawet otworzył, ale nie czytał. Wpatrywał się tylko w nią ślepo, jakby samo to mogło dać mu jakieś ukojenie. Azail tymczasem usiadł przy samych drzwiach i westchnął bardzo ciężko. Obaj mieli teraz wiele do przemyślenia.

A jeszcze więcej trzecia osoba, której słuch był nieskończenie lepszy niż ich, a która czaiła się tuż za ścianą, dowiadując się rzeczy, których nigdy nie miała poznać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania