Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Nilla III
III
Budzę się ponownie i wraca mi świadomość tego że żyję, a za nią potworny ból każdej rany, każdego mięśnia i każdej kości. Zawroty głowy są niemal nie do zniesienia. Podnoszę się z twardego materaca i pierwsze co robię, to trzy razy wymiotuje do postawionego wiadra obok łózka.
Próbuje poskładać myśli w całość chwytając się za okropnie pulsującą czaszkę. Zerkam na swoje ręce. Są pokryte brudem, starą oraz świeżą krwią. Na domiar tego mam założone dziwne pasy na nadgarstkach, z których zwisają łańcuchy. Śledzę je wzrokiem dochodząc do wniosku, że jestem nimi przykuta do ściany. Moje łóżko nie jest zwykłym łóżkiem tylko drewnianą, ohydną pryczą, przyczepioną również łańcuchami do tego samego muru. Wokół roznosi się smród stęchniętego, wilgotnego i lodowatego powietrza.
- co to ma być…- mówię ochrypłym głosem do siebie, a ból wdzierający się do gardła jest niczym lawa, która od razu hamuje kolejne słowa. Przytulam dłoń odruchowo do krtani. Przecieram szyję oraz kark jakby miało mi to w czymś pomóc. Biorę płytki wdech próbując sobie przypomnieć co się stało i jak się tu znalazłam. Na moje nieszczęście okazuje się, że myślenie również boli, ponieważ w trymiga zjawia się potworne pulsowanie, niemalże rozdzierające mi skronie. Zamykam oczy. Robię marszczoną minę, wywołującą szczypanie i pieczenie na całej głowie. Oglądam nadgarstki, analizując jak pozbyć się tego balastu. Próbuje ściągać, rozciągać, uderzać ale nic się nie dzieje prócz roznoszącego się hałasu zgrzytającego metalu. Już miałam dać za wygraną gdyż ten jazgot zaczął rozsadzać mi dynie, gdy nagle wielkie, obrzydliwe drzwi otworzyły się.
- już wstałaś księżniczko? wyspałaś się? Mam nadzieję, że ten pięciogwiazdkowy hotel przypadł ci do gustu, bo od dziś tylko takie widoki będziesz oglądać- zadrwił wielkolud, którego widzę pierwszy raz.
Słysząc te słowa gwałtownie przypomniałam sobie co się wydarzyło, a moja twarz w szybkim czasie zaczęła przybierać coraz bardziej złowrogi wyraz. Tym czasem za drzwiami właśnie rozchodziło się znajome echo ujadania nie mniej wściekłej bestii. Raptownie krew napłynęła mi do głowy. Każdy obolały mięsień w sekundzie napiął się, spychając ból w najdalszy mrok.
- Dziś na obiad serwujemy same wspaniałości - drwił dalej -czyli resztki po psach, do picia polecam to co wydalisz, a na deser…hmmm…, na deser będzie niespodzianka w postaci jednego z nas- zaśmiał się tak głośno, że mało czaszka mi nie eksplodowała.
-A w zasadzie to raczej dla nas ten deser, bo ty przyjemności nie będziesz miała- doprecyzował to co i tak było oczywiste w tej sytuacji.
Podszedł kilka kroków i zaczął rozbierać mnie wzrokiem. Przede mną przelatywało stado myśli:
„Nie kojarzę go. To jest jakiś inny facet, tamtych dwóch bym poznała” – kiwa potakująco mój rozum.
„Gdzie ja jestem?”
„Kim on do cholery jest i co mu zrobiłam?”
„ Chce mnie zabić czy tylko się poznęcać?”
Ponownie skrócił dystans między nami, a dreszcz o nazwie adrenalina przebiegł mi po kręgosłupie. Położył rękę na mojej nodze, na której było więcej dziur w rajstopach niż samego materiału. Dłonią zaczął podążać w górę ku jeansowym, krótkim spodenkom. Milczałam i obserwowałam jak przyczajony tygrys, czekając, aż wielkolud przeniesie ciężar ciała na jedną stopę. Zmrużyłam oczy i w momencie gdy to zrobił, wyskoczyłam w górę rzucając się mu na plecy. Ujadanie przybrało na sile i właśnie cztery łapy wpadły do pomieszczenia. W mgnieniu oka oplotłam długim łańcuchem jego grubą szyję, a on zachwiał się. Raptem polecieliśmy na pryczę robiąc spory hałas. Bezskutecznie usiłował oderwać moje przyklejone ciało. Desperacko starał się pochwycić kobietę- kata, ale przez napakowane mięsnie oraz to, że z każdą sekundą brakowało mu coraz więcej tchu, tracił na to szanse.
- co do cholery?!
Nagle w wejściu zjawił się ten którego pamiętam, miał opuchnięty nos i minę pełną szoku. Gdy nasze spojrzenia zetknęły się wpadłam w istną furię. Zacisnęłam łańcuchy jeszcze mocniej na szyi mojej ofiary, patrząc jednocześnie z satysfakcją na twarz tego gnoja, który mnie pobił. On zaś stał i wciąż oszołomiony obserwował egzekucje. Czułam, że ta obleśna miernota długo nie pociągnie. Machające ręce tłukły powietrze już z nie taką siłą jak na początku. Jego sapanie było coraz bardziej zachłanne, a łysa głowa niemal sina. Raptem w moją stronę rzuciło się dwóch goryli, którzy wyskoczyli zza pleców bydlaka stojącego w drzwiach. Wszyscy wyglądali niemal jak bracia. Łyse czachy, po dwa metry wzrostu, napakowani i wytatuowani- no same przyjemniaczki.
-Panowie też do tańca? – zdążyłam zakpić, nim wszyscy trzej rzucili się na mnie, blokując każdy możliwy ruch. Moja prycza zawieszona na metalowych okuciach nagle runęła z impetem na kamienną podłogę, roztrzaskując się, a łańcuchy z niej zwisające odbiły się od betonu, wydając jedynie głuchy gong skończonej walki.
- będziesz się jemu tłumaczył idioto!- wrzasnął ten, którego kojarzyłam, po czym walnął pięścią w twarz moją prawie martwą ofiarę. Ledwie żyjący „idiota” podniósł się z podłogi jakby cios nie zrobił na nim wrażenia. Trzymając się za szyje, charczał jakiś czas słaniając się na umięśnionych nogach. Wreszcie chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Po chwili zniknął w ciemnym korytarzu, a ja usłyszałam od porywacza:
- KIM, TY, KURWA, JESTEŚ…??? – zapytał, dobitnie akcentując każde pojedyncze słowo. Wlepił we mnie swoje bursztynowe, bezduszne ślepia, którymi chciał wręcz wyssać prawdę z mojej twarzy. Nachylił się na de mną przyglądając nad wyraz badawczo, podczas gdy tamci dwaj krępowali mnie zażarcie. Facet miał może maksymalnie 29 lat, wytatuowane obie ręce łącznie z dłońmi, a ponadto sporo blizn na twarzy, które nieudolnie przysłaniał dwudniowy ciemny zarost. Prawe ucho zdobiła poprzeczna kreska, natomiast na lewym łuku brwiowym - ukośna, za to największa przecinała lewy policzek, żuchwę oraz spory kawałek skóry na olbrzymiej szyi. Przypominał byka w ludzkiej skórze, a najgorsze było to, że o zgrozo… był całkiem przystojny. Jego nos wyglądał jak u zawodowego boksera po kilku walkach, usta miał czerwone i pełne. Z pewnością nie dawno również ucierpiały ponieważ szpecił je spory strup. Brązowe spojrzenie znajdowało się na pograniczu ludzkiego i czegoś, czego nie jestem w stanie zdefiniować. Ciemne krzaczaste brwi, właśnie układały się pytająco nad przymrużonymi zimnymi oczami. Najemnik, morderca, bokser… -kim on był???
-od teraz twoim najgorszym koszmarem!- krzyknęłam odganiając wszystkie myśli i śmiejąc się jak wariatka- A przy okazji co… ? sam nie dałbyś sobie ze mną rady? Potrzebujesz aż dwóch ochroniarzy pizdo?- zadrwiłam
- stary ona musi być naćpana! -powiedział rozbawiony ten, który trzymał moje ręce
-moim zdaniem albo jest z ABW albo zdrowo jebnięta- dodał drugi, który krępował mi nogi.
- no widzicie jak mało wiecie o kobietach imbecyle? ale co się dziwić jak w około same CHUJE!!!- wrzasnęłam opluwając goryla, który wciąż intensywnie mi się przypatrywał.
Kark nie drgnął, patrzył mi prosto w oczy nie przejęty moim wybrykiem. Widziałam niemal jak w jego głowie jedna idea goniła drugą. Zacisnął usta i zmrużył jeszcze dosadniej arktyczne ślepia. Tym czasem we mnie gotował się sam wrzątek. Niestety lodowata ściana, do której mnie przyciskali wcale nie studziła mojej złości i chęci mordu. Goryl wytarł niespiesznie twarz w koszulkę po czym wypuścił głośno powietrze.
-Do drugiej celi z nią- skwitował spokojnie.
Wyciągnął z kieszeni coś na wzór małego pistoleciku i przyłożył mi go do szyi. Domyślałam się co to oznacza. Nie byłam zachwycona, ale w tym momencie nic nie mogłam zrobić. Gdybyśmy byli sam na sam, rozprawiłabym się z nim chętnie, a moja bestia z zachwytem oblizywałaby kości jego trupa. „Tchórz!”- pomyślałam patrząc mu w oczy, rzucając nieme wyzwanie, którego wiedziałam, że nie podejmie.
- trzeba było tak od razu! - warknęłam, po czym tuż po ukłuciu odpłynęłam.
Budzę się. Jest dzień. Promienie z maleńkiego okna otoczonego szczelnie kratą przedzierają się niewielkimi ilościami. Wstrząsa mną dreszcz, zaczynam kaszleć a także kichać. Na ciemnych, starych murach, osadzają się szkliste krople wody. Jest potwornie zimno, boli mnie każda poturbowana komórka, a najbardziej doskwierają żebra oraz głowa. Musze skorzystać z toalety więc podnoszę się. Z trudem schodzę z pryczy wprost na zalaną wodą podłogę. Trampki natychmiast wypełniają się zmarzniętą brudną cieczą. Nie zważając na to, gdy widzę wiadro, natychmiast korzystam. Chwile po tym, zaczynam 4 razy wymiotować do tego samego pojemnika. Siadam na powrót na wilgotnym drewnie, a więzienne ciężkie łańcuchy zgrzytają o siebie. Naciągam porwane rajstopy łudząc się, że choć odrobinę mnie ogrzeją. Rozglądam się po kolejnej celi, do której ci dranie mnie przenieśli. Wygląda identycznie jak poprzednia z tą różnicą, że tam nie było stojącej, śmierdzącej wody na podłodze. Zastanawiam się dlaczego mnie po prostu nie zabiją. Może oni maja taki fetysz- lubią się znęcać oglądając człowieka doprowadzonego do ostateczności? Adrenalina, która kierowała moim instynktem przetrwania, zaczyna odpuszczać. Nie wiem jak długo byłam pod jej wpływem, ale skrajne warunki w jakich się znalazłam, głód i potłuczenia sprawiają, że energia nagle ze mnie uchodzi niczym powietrze z balonu. Kładę się na deskach i czuję degeneracyjne konwulsje. Dosłownie rzuca moim wycieńczonym ciałem, a pot zalewa mnie strumieniami. Łańcuchy coraz głośniej uderzają o siebie oraz drewnianą prycze. Chciwie łapie wilgotne, kłujące powietrze do płuc. Choć wiem co się działo przez ostatnie kilkanaście godzin, w tej chwili nie jestem wstanie zebrać myśli co do tego jak się choćby nazywam. W końcu słyszę znajome skrzypienie drzwi i obcy głos:
- zabrać mi ją stąd!
„Już po mnie…”- pomyślałam zapadając w ten przyjemny sen, który odbiera mi na szczęcie ból ale niestety chęć przetrwania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania