Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Nilla VI b
- ile?!- zapowietrzyłam się
- odpoczywaj teraz – wyprostował się, po czym wyszedł żwawym krokiem bez słowa pożegnania, a rozum zaczął płatać mi figle.
„112 ? jakim cudem?!”- zachodziłam w głowę.- „nie… nie możliwe...!” Oni wszyscy chcą zrobić ze mnie wariatkę…to jest nie realne, to się nie dzieję naprawdę”.
Piętrzące myśli kotłowały się w mojej głowie, a to sprawiło, że emocje wzięły górę. Serce przyspieszyło tak bardzo, iż miałam wrażenie, że ono jako pierwsze ucieknie z tego pokoju. Usłyszałam pikanie jakiegoś urządzenia gdzieś z boku i zorientowałam się, że to moje parametry szaleją… a może to pika w moje głowie? Nerwowymi ruchami próbowałam powyciągać wszystkie kable, którymi byłam przypięta. Zaplątałam się i wystraszyłam jeszcze bardziej, co od razu zanotował ten już potwornie głośno piszczący ekran. Szamotałam się jak obłąkana mając nadzieje, że uda mi się pozbyć tych rurek i szybko wyskoczyć przez okno zanim ktoś tu przyjdzie. Odpięłam kroplówkę i jeszcze jakieś 2 kable, usiadłam na brzegu materaca, głośno łapiąc chausty ubogo natlenowanego powietrza. Miałam wrażenie, że niewidzialne dłonie zaciskają się na mojej szyi coraz mocniej, wyciskając ze mnie życie. Dusiłam się, panicznie wdychając cienki tlen. Nagle spostrzegłam, że ubrano mnie w cudzą piżamę.” Może należała do poprzedniej kobiety którą tu trzymali? Na pewno ją zabili i zrobią to samo ze mną!” Serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Byłam o krok od zeskoczenia z wysokiego łóżka, gdy raptem na moim ramieniu wylądowała wielka dłoń, która wcisnęła mnie z powrotem na pościel.
- dokądś się wybierasz?!- usłyszałam bardzo niezadowolony ton tuż za sobą
Próbowałam machać rękami aby go odgonić niczym chmarę atakujących pszczół, ale byłam na to zbyt słaba. Chwycił moje ręce i obezwładnił je z tyłu.
- puszczaj!- krzyknęłam z trudem siedząc i walcząc o oddech.
Czułam, że popadam w obłęd, a wszystko dookoła wiruje robiąc mi na złość, śmiejąc się przy tym echem z horroru. Dziwne obrazy pchały się na mnie celowo, atakując całą przestrzeń. Zacietrzewione, uparcie dążyły do bolesnego zderzenia z głową. Osaczona, spięta i przerażona, miałam wrażenie, że coś obcego wdarło się do mojego wnętrza, zdusiło głos oraz rozsądek niczym mokra szmata ogień. Szeroko otwarte, piekące oczy nie były w stanie zanotować niczego normalnego. Krótkie oraz szybkie chausty sugerowały, że coś mnie goni, a ja musze uciekać. Co mnie goni??? Przed czym uciekam??? Nie wiem, ale wiem że muszę i to natychmiast!
- opanuj się !- wdarł się krzyk do ucha. Odchyliłam głowę na ten donośny dźwięk. Charczałam, próbując dogonić własne życie. Serce waliło zbyt mocno, sprawiając, że cała klatka piersiowa tonęła w bólu. Coś twardo trzymało moje ręce w stalowym uścisku. Nie tylko nie miało zamiaru ich puścić, ale wręcz miażdzyło je raz po raz, niczym piekący pręt zaciskający się na skórze.
- oddychaj!- ponowny huk zadźwięczał tuż obok mojej głowy
Wzięłam kilka wdechów próbując posłuchać tego potwornego głosu. Po jakimś nieokreślonym czasie, tętno nieco przyhamowało swoje szaleństwo. Zobaczyłam powoli wyłaniający się obraz pokoju, w którym się znajdowałam.
- ała! to boli! – zawyłam błagalnym jękiem gdy zrozumiałam, że to despota cały czas ściska moje kończyny
- bo ma boleć- odparł stanowczym i nabuzowanym głosem
- puść mnie…!- zaskomlałam prawdziwie pokonana
- uspokoisz się?
-tak… - niemal wyszeptałam ogarniając już świat w miarę normalnie
Oprawca niespiesznie luzował uścisk. W końcu odczułam ulgę, zupełnie jak zwierzyna uwalniana z potrzasku. Pojedynczy organ zdecydowanie zwolnił swój brawurowy pęd, a mózg wreszcie rozpoczął normalne rejestrowanie otoczenia. Nareszcie oddał prawą dłoń. Momentalnie wzięłam nią nieudolny zamach mierząc w we władczą twarz. Wielkolud złapał frunący nadgarstek bez najmniejszego problemu, zaciskając na nim długie, silne palce. Świat przystopował. Ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna zaczął przypatrywać się ręce jak gdyby była jego posiłkiem. Nagle wtopił swój nos zaciągając się zapachem bladej skóry, jakby kosztował najczystrzej kokainy. Szarpnęłam się razi i drugi ale na nic. Podniósł jedynie złowrogie spojrzenie płonące potworną, czarną żądzą. Pytanie tylko czy mordu czy może pożądania…? Przyglądałam się mu uważnie i stwierdziłam, że nie wygląda już jak by sam diabeł go wyrzeźbił- o nie!- On wygląda jak by nim był! Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie choć nie było mi zimno. Oczy zasnuły się przyjemną upajającą chmurką, toteż odruchowo je przymknęłam. W końcu uległam, oddając się tej zachęcającej wibracji. Gdy niespodziewanie poczułam jego oddech na mojej szyi, jęknęłam cicho. Druga wielka dłoń poluzowała uścisk na dotąd trzymanym lewym nadgarstku i nie wiadomo kiedy wypuściła się w podróż wzdłuż moich pleców, na których automatycznie pojawiła się gęsia skórka.
- co robisz…? -Wyjęczałam próbując chwytać się resztek nie tak dawno pozbieranego rozumu
- czytam- odparł cicho sapiąc
- co… - zaczęłam wypowiedź, przepełniona doznaniami
-twoje ciało- wychrypiał
- moje… -szepnęłam zanim objął ustami nagą szyję. Jego język tańczył niesłychane pląsy, a wyposzczone wargi zasysały zbyt wrażliwą skórę.
- mmm….- jęknęłam utopiona w otchłani diabelskiego zapachu.
Cudowne uczucie odprężenia oraz podniecenia zaczęło rozchodzić się po mnie, niczym kolonia wędrujących owadów, łaskocząc przyjemnie skórę. Odchyliłam odruchowo głowę by dać mu lepsze warunki na dotarcie językiem w każdy centymetr mojego dawno niepieszczonego ciała. Oboje zaczęliśmy niemiarowo i głośno oddychać. Przycisnął mnie do siebie tak aby nasze spragnione byty zetknęły się ciasno. Mrowienie kumulowało się między udami, z każdą chwilą przybierając na sile. Zacisnęłam nogi, a także rękę na pościeli próbując utrzymać równowagę ciała i rozsypanej psychiki. Pragnęłam go całą sobą i chciałam więcej. Moja zachłanna głupota wdarła się na najwyższy szczyt w mózgu i dumnie patrzyła na mnie z góry. Co on ma takiego w sobie, że wyrywa z korzeniami mój rozsądek? Gdy jest tak blisko, gdy mnie dotyka… Nie panuje nad tym i nie chce…
Odsunął na milimetr usta, po to by wyszeptać piekielnym tonem wprost w moją skórę:
- jesteś mojaaa…
Otworzyłam boleśnie szeroko oczy i natychmiast spadłam z obłoku, na którym mnie tak przyjemnie kołysało. Miałam wrażenie, że ktoś właśnie oblał mnie wiadrem cholernie zimnej wody. Całe podniecenie uleciało ze mnie niczym powietrze z przebitych płuc. Oderwałam się od niego odtrącając go jak oparzona i spojrzałam zdumiona na zło w czystej postaci.
- twoja?! Nie jestem i nigdy nie będę twoja! Jestem człowiekiem nie zabawką!- wykrzyczałam mu prosto w twarz
Zacisnął żuchwę z taką siłą, że aż mnie zabolało. Rozwarł nozdrza łapczywie pochłaniając tlen, sapiąc niczym rozjuszony byk. Jego oczy pokryły się mrokiem pochodzącym z najgorszej piekielnej otchłani. Uszy poczerwieniały z wściekłości, a na twarzy miał wypisaną zdecydowaną chęć mordu.
- jesteś, moja !!! - ryknął tak głośno iż miałam wrażenie, że ściany w pokoju zatrzęsły się. Odsunęłam się odruchowo, niefortunnie spadając z łózka na dywan. Jednak nie czułam bólu bo wściekłość oraz strach mi go odebrały. Raptem do pokoju wbiegł doktor z dwoma łysymi gorylami. W krótkim czasie zmniejszył dystans między nami, nachylił się nade mną, na co ja niekontrolowanie cofnęłam się, kuląc.
- Zabierzcie go na zewnątrz, niech się przewietrzy- powiedział do osiłków próbując utrzymać opanowanie. Bałam się spojrzeć na despotę, czułam jak w środku wszystko mi drży. Jednakże nie była bym sobą, gdybym dała za wygraną tak łatwo. Kiedy lekarz wyciągnął w moją stronę rękę, tym razem ujęłam ją. Wstałam, choć nieco się chwiałam. Spojrzałam prosto w te duże, czarne, rozwścieczone źrenice. Odparłam spokojnym acz zdecydowanym tonem:
- nigdy.
Mężczyzna nagle poczerwieniał na twarzy, jednym susem rzucając się w moją stronę. Na szczęście ten w białym fartuchu zdążył coś krzyknąć, a dwaj mężczyźni dosłownie w ostatniej chwili objęli diabła w stalowym uścisku, powalając na łóżko. Szarpał się z nimi na wszystkie sposoby i właśnie miał jednemu przyłożyć robiąc wielki zamachach górując nad nim, gdy doktor krzyknął:
- dosyć Alfa!
Wtem wszystko zastygło. Widziałam nieruchome postaci jak na filmie, w którym ktoś wcisnął stop. Nawet powietrze przestało krążyć po pokoju. Wielkolud powoli uniósł wzrok na starca, mrugnął kilka razy jakby oprzytomniał, a mrok wyszedł z jego oczu. Opuścił powoli napiętą wielką rękę. Podniósł się, podając dłonie pozostałym karkom, aby pomóc im wstać. Poklepał ich po plecach po czym wszyscy trzej udali się bez słowa do drzwi. Tymczasem ja stałam sparaliżowana, nie mogąc nic z siebie wydusić. „Co to było..?!”- zapytał trzęsący się rozum
- usiądź moje dziecko- powiedział zwykłym spokojnym tonem lekarz jakby to, że despota usiłował mnie zabić, nie zrobiło na nim wrażenia.
- on mnie zatłucze…-wydukałam w końcu cicho, nie wiedząc czy do siebie czy do mężczyzny, siadając na łóżku
- nie zrobi tego. Na chwile się zapomniał. Wzięły górę nad nim instynkty, to wszystko.
- to wszystko ?!- krzyknęłam wymachując rękoma, gdy rozum wrócił na właściwy tor
- uspokój się, zbadam cię teraz.
Wzięłam głęboki oddech. Po chwili lekko wyprostowałam się. Lekarz przemył rękę, którą zdarłam spadając z łózka po czym mnie osłuchał. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam co począć i jak mogę sobie pomóc w tej beznadziejnej sytuacji. Nie jestem uległą osoba, nigdy nią nie byłam i za cholerę nie będę. Nie znoszę rozkazów, nakazów i zakazów. Tym bardziej jeśli chodzi moje życie. Moje! Nie należę do nikogo, wiec nie mam zamiaru tańczyć jak ten sukinsyn mi zagra. Jestem kobietą niezależną i taką pozostanę, chyba że będzie chodziło o grę pozorów ratującą mnie. Wtedy mogę nawet paradować nago przed jego głupotą, która wcześniej czy później zajęła by miejsce nieustępliwemu charakterowi. Tego rodzaju manipulację ostatecznie brałam pod uwagę. Oby jednak do tego nie doszło... „Odpocznij Ado. Jeszcze trochę.”- podpowiedział mądry rozum. Zamrugałam, z powrotem skupiając wzrok na lekarzu.
- muszę podpiąć cię do aparatury, chce mieć pewność, że wszystko jest w porządku.
Na te słowa spięłam się gwałtownie.
- nic nie jest w porządku! – odparłam wkurzona
- ale będzie, zobaczysz – uspokajał mnie mężczyzna
- musze skorzystać z łazienki- zakomunikowałam
- dobrze. Masz 30 minut, zawołam pielęgniarkę, żeby ci pomogła.
- nie
- wolisz któregoś z nich?
- czy to więzienie, a ja zostałam pozbawiona moich ostatnich praw ?
- ależ skąd, po prostu obawiam się o utratę przytomności. Miałaś wstrząs mózgu, - odchrząknął -potłuczone żebra, bardzo wysoką gorączkę, byłaś odwodniona, do tego hipotermia i …
- dość!- uniosłam rękę na znak protestu. -Nie chce tego słuchać. Niech będzie pielęgniarka, ale tu w pokoju ma czekać, chyba że ją poproszę
Lekarz spuścił głowę kiwając nią lekko. Zastanawiał się dłuższą chwilę. Uniósł wzrok powoli, przypatrując się mojej twarzy uważnie. Ewidentnie analizował mój stan oraz to co ma zamiar powiedzieć. W końcu mina mu złagodniała. Odparł delikatnym, spokojnym tonem:
- dobrze niech będzie. W pokoju.
Wyszedł zamieniając się z kobietą na obecność w moim wielkim, luksusowym areszcie.
Ulżyło mi. Wreszcie mogłam skorzystać jak człowiek z łazienki i zadbać o siebie w normalnych warunkach. Załatwiłam palącą potrzebę, po czym stanęłam nad wielką umywalką, gapiąc się zszokowana w lustro. Wyglądałam okropnie. Moja cera była sto razy bledsza niż na co dzień. Długie niegdyś zaplecione w warkocz włosy, śmiesznie sterczały na czubku głowy i po bokach. Dwa niewielkie strupy szpeciły pełne lecz przesuszone usta. Czoło przyozdabiały trzy zielono- fioletowe siniaki widoczne z pod opadających kosmyków. Na ramionach i nogach miałam odciśnięte palce w postaci zielono -żółtych plam. Lewy policzek był lekko nabrzmiały i nienaturalnie zaczerwieniony. Oczy straciły swój szary blask na konto zmęczonych i smutnych gałek, a opuchnięte powieki nieco je przysłaniały. Pod spodem malowały się ziemiste worki świadczące o pomieszaniu nocy z dniem. Na twarzy przyczepiono mi cztery plastry. Z kolei we włosach wyczułam przynajmniej dwa strupy i kilka spuchniętych miejsc. Opuściłam wzrok na kolana, które również nie były w lepszym stanie. Mój organizm czuł się jakby przejechał po mnie pociąg w tę i z powrotem… gdzieś tak z pięć razy.
„No po prostu cudownie…”- pomyślałam wzdychając powoli. Wyglądałam jak menel, który chlał dzień w dzień przez pół roku, kończąc imprezy w dziwnych miejscach. Potarłam palcami po nosie i pod oczami by jak zwykle magicznie spróbować pozbyć się kilku denerwujących piegów. Wkurzające kropki zostały, a ja nabawiłam się tylko dodatkowo zaczerwienionej skóry. I to by było na tyle z mojej magii. Ech…
W końcu weszłam do wielkiej kabiny, rozkoszując się ciepłym przyjemnym prysznicem. Woda miło koiła moją poobdzieraną i poobijaną skórę, a także chwilowo nerwy.
Matylda- bo tak przedstawiła mi się pielęgniarka, była chyba najmilszą osobą, którą kiedykolwiek poznałam. Nim weszłam do łazienki, oznajmiła, że zajmowała się mną gdy byłam nie przytomna. Umyła mnie wówczas oraz przebrała w czystą piżamę. Niestety nie chciała nic zdradzić o obecnym miejscu oraz o tym kim są ci wszyscy ludzie, stale powtarzając, że nie jest upoważniona. Mając świadomość, sromotnej porażki, w końcu dałam za wygraną.
Gdy skończyłam swoje przemyślenia oraz mycie włosów, chciałam pójść po ręcznik zawieszony przy drzwiach, ale nagle zakręciło mi się w głowie. Chwyciłam tylko szlafrok, który zostawiłam na blacie przy zlewie, po czym niezdarnie włożyłam go na mokre ciało.
- Matylda…-wyjęczałam błagalnie
Drzwi otworzyły się natychmiast, a ja, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, osunęłam się.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania