Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Nilla VII
VII
Poczułam, że ktoś chwyta mnie za plecy oraz pod kolana nim zdążyłam uderzyć o twardą podłogę. Ciemność zawładnęła moimi oczyma nie wiem już który raz z kolei, a błogość wiotkiego ciała popychała mnie coraz dalej w sen, z którym nie miałam siły ani ochoty walczyć.
- obudź się- mówi przytłumiony głos ale nie mam pojęcia, z której strony dochodzi.
-no dalej otwórz oczy – słyszę nadal niewyraźnie jak powtarza gdzieś przy mojej głowie.
Czuje lekkie cucenie po policzkach. Zaczynam wdychać nozdrzami coraz intensywniejszy zapach znajomej wody kolońskiej. Po chwili przed oczyma pojawia mi się zamazana twarz…jego twarz. Mrugam kilkukrotnie chcąc wymusić ostrość. Wreszcie udaje mi się dojść do siebie. Kładę odruchowo rękę na twarzy pokrytej plastrami.
- zemdlałam…?- pytam cicho choć znam odpowiedź
- tylko na chwile
- gdzie Matylda?
- nie bój się nie zabiłem jej – roześmiał się bezczelnie despota, po czym wstał podchodząc do komody naprzeciw łózka.
Spojrzałam po sobie i odruchowo okryłam się szczelniej króciutkim szlafrokiem. Trzymając jedną rękę na udzie, a drugą na dekolcie. Leżałam na łóżku prawie naga i bezsilna.
- co tu robisz ?- spytałam rozglądając się za miejscem do ucieczki
- mieszkam. Tak jak i ty – odparł szukając czegoś w szufladzie
- ja tu nie mieszkam, dobrze wiesz.
- wiem…- zaczął powoli - że tu mieszkasz, koniec dyskusji.
Czy on żartował? Serce zaczęło mi bić nierównym tempem, sygnalizując mocne zaniepokojenie. Mój oddech zdecydowanie przyspieszył. Czułam jak robi mi się zimno, a ciałem wstrząsają lekkie dreszcze. Raz jeszcze rozejrzałam się za możliwym wyjściem ewakuacyjnym. Spojrzałam na jego plecy próbując znaleźć na nich odpowiedzi do atakujących mnie pytań. Rości sobie prawa do moich decyzji? Do mojego życia? DO MNIE?!
- weź- powiedział nagle zjawiając się przy moim ramieniu wytrącając mnie z przerażających wniosków
- co to? tabletka gwałtu?- zakpiłam
- tak, specjalnie na ciebie w potrójnej dawce.
Otworzyłam szerzej oczy by móc wyczytać cokolwiek z jego niewzruszonej miny ale na próżno. Wzięłam zatem z wielkiej łapy coś na wygląd dropsa i zaczęłam pomału rozpakowywać patrząc podejrzliwie na mężczyznę.
- to glukoza. Szybciej postawi cię na nogi. Ssij powoli, nie połykaj od razu- zaśmiał się sam ze swojej wypowiedzi.
- palant…- szepnęłam pod nosem śledząc oddalającego się wielkoluda
- słyszałem! - odkrzyknął gdy wchodził do łazienki
- to żadna tajemnica!- rzuciłam głośno aby to na pewno do niego dotarło
Wrócił trzymając w jednej ręce ręcznik a w drugiej suszarkę. Spojrzał na mnie pytająco unosząc czarne gęste brwi.
- jedno i drugie- odparłam nie miłym tonem
Usiadłam wygodnie na łóżku wpełzając pod pościel, szczelnie zakrywając się kołdrą po samą szyję. Przypatrywał mi się badawczo, co doprowadzało mnie do coraz większej irytacji. Jeśli dupek myśli, że może zrobić sobie ze mnie swoją lalkę, trzymać ją w szklanej gablotce, tylko po to by gapić się na nią dzień w dzień to się grubo myli. „Fiut!, „pierdolony huj!, jebany tyran!”- pomyślałam, ciskając w niego mało wyszukanymi epitetami oraz gromami z oczu. Przez te, a także inne nieprzyzwoite obelgi, które mrowiły mnie na języku, zwężałam usta w coraz cieńsza linię. Widząc moją reakcję, nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu.
- nie schlebiaj sobie jeśli myślisz że się ciebie boje, jest mi zimno- rzuciłam pogardliwe, ale niekoniecznie prawdziwe stwierdzenie.
Podszedł do mnie podając mi obie rzeczy. Chwyciłam najpierw ręcznik owijając go wokół włosów, z których kapała wciąż nie wyciśnięta woda. Siedziałam tak chwile oparta o poduszkę, a on stał tuż na de mną. Nie wiedziałam co mam powiedzieć więc milczałam. Naciągnęłam jeszcze wyżej kołdrę. W końcu kucnął obok łózka, chwycił mój podbródek i delikatnie przekręcił go w swoją stronę.
- wiesz, trochę mnie poniosło… -zaczął cicho. Jak dla mnie za cicho. – jestem porywczy…
- no nie gadaj – wyparowałam przerywając mu. Jego spojrzenie zrobiło się zimne jak lód a moim ciałem coś wzdrygnęło. Zmrużył czarne oczy.
- jestem porywczy – kontynuował – ale to wynika z mojej pozycji, poniekąd też charakteru, oraz sytuacji w której się znalazłem, w której wszyscy się znaleźliśmy…
Słuchałam nie wierząc własnym uszom. Czy on mnie oskarża że to niby moja wina? To oni mnie porwali, to oni mnie tu przetrzymują, a teraz to ja jestem winna? Zaraz nie wytrzymam i wybuchnę znowu, co za ewenement!
- …dlatego waż słowa, zanim coś powiesz. – dokończył
Strzepnęłam jego rękę natychmiast a źrenice wypełniły mi się po brzegi złością. Chwyciłam za leżącą przede mną suszarkę i zamachnęłam się celując w pyszałka. Nagle zatrzymałam ją tuż przed jego policzkiem. Syknęłam z zaciśniętymi zębami :
- podłącz mi ją!
Mężczyzna nawet nie mrugnął, jego usta wygięły się tak, jak by walczył z uśmiechem. Patrzył mi prosto w oczy jakiś czas, próbując rozwikłać w swojej głowie niewątpliwie jakąś zagadkę. Wziął w końcu kabel czarno złotej suszarki po czym schylił się w poszukiwaniu kontaktu. Włączyłam piękne błyszczące urządzenie by wreszcie móc zająć się mokrymi włosami. Tym czasem on usadowił się wygodnie na dużym fotelu zakładając luźno jedną nogę na drugą, przytrzymując się za kostkę. Czułam, że obserwuje każdy mój ruch.
- jesteś piękna- powiedział kiedy miałam schyloną głowę w dół. Udałam ze tego nie słyszę zajmując się sobą
- masz śliczne włosy – dodał po chwili, podczas gdy ja wciąż grałam głuchą
- będziemy szczęśliwi zobaczysz- kontynuował, a mi na to wyznanie ruszyła gula w szyi i zaczęła nieprzyjemne pulsować. Nic jednak nie dałam po sobie znać wciąż susząc z przesadna dokładnością moje lekko falowane rude włosy.
- w szufladzie masz bieliznę, sam wybierałem- podpuszczał mnie dalej, testując moją cierpliwość
- lubię czarną…
„Jak twoja dusza” – pomyślałam
- twój ojciec żyje – wypalił nagle, a ja wyłączyłam natychmiast urządzenie.
Podniosłam powoli głowę spoglądając na niego. Miałam na twarzy sporo kosmyków, których nie odgarnęłam bo paraliż zablokował mi ręce oraz wszelkie czucie. Siedział beztrosko rozluźniony w wielkim fotelu jak gdyby problemy były mu obce. Patrzył tak zwyczajnie jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Mogłabym przysiąc ,że nawet uśmiechał się do mnie, a jego oczy iskrzyły się bezczelnie. Wszystko wokoło zamarło. Płynący czas, bijące serce i cała atmosfera, która nas otaczała. Ogarnęło mnie wrażenie, iż moje płuca zapomniały nawet jak się oddycha. Zrobiło mi się słabo, a mroczki wyskoczyły na oczy, chwilowo zasłaniając jego dumny obraz. Rozwarte usta drgnęły, pobierając niemrawo wreszcie odrobinę tlenu. Wzrok powrócił by znów obserwować bezwzględnego tyrana grającego rolę mojego ciemiężyciela tu na ziemi.
- powtórz- szepnęłam
- żyje, tyle wiem, ale musze jeszcze ustalić gdzie się znajduje- dodał pomału robiąc złowieszczą minę
- kłamiesz…- odparłam cicho, a jakaś część mnie zaczęła się szklić. Umysł rozpoczął wrzeszczącą gonitwę myśli tak szybką, że słyszałam w nim bębny afrykańskie. Tym czasem on mówił nadal bez ogródek:
- ma jakąś dupę i zaszył się w lisiej noże jak tchórz, ale wypędzę fiuta wcześniej czy później bo mamy sporo do obgadania- zakomunikował nie mrugnąwszy, przejeżdżając palcami po lekkim zaroście
Siedziałam nie ruchomo, wciąż analizując każde pojedyncze słowo, które właśnie usłyszałam. Bębny ucichły, a trybiki w mojej głowie biegały jak zwariowane wpadając na siebie i robiąc bajzel. Tak…- właśnie tak można określić stan mojego umysłu- totalny bajzel, nie… -nawet lepiej!- istny rozpierdol!
- skoro już wysuszyłaś włosy zawołam kogoś niech zmieni mokrą pościel, a doktor podłączy ci co trzeba.
Zatrzymałam się wzrokiem w martwym punkcie na fotelu, z którego on nie wiadomo kiedy wyparował. Jego słowa docierały teraz do mnie nie wyraźnie, bo moja wiedza, którą miałam przez całe życie na temat ojca runęła jak domek z kart. Miałam obawy, że za chwile i ja runę, tylko czy zdołam się podnieść? Ojciec jakiego pamiętam był najlepszym tatą na świecie. Gdy byłam mała graliśmy w piłkę na zielonej trawie, kupował mi ulubione hot- dogi i od małego uczył gardy. Był radosnym, bardzo wysokim brunetem z wąsem. Zawsze nosił głowę wysoko uniesioną, a dumę oraz odwagę miał wymalowaną na twarzy. Silny, nad wyraz wysportowany- dokładnie tego samego wymagał ode mnie. Takiego go zapamiętałam. Zmarł niedługo po moich 12 urodzinach. Wypadek samochodowy odebrał mi jego miłość, a także radość życia jaką wtedy miałam. Matka wychowywała mnie samotnie, ale z moim buntowniczym podejściem do życia nie bardzo sobie radziła. Jednak starała się jak mogła. W końcu nasze drogi się rozeszły. Ja wyjechałam do miasta próbując znaleźć prace i samą siebie, ona zaś została na spokojnej wsi.
Gdy mężczyzna chciał opuścić pokój szybko znalazłam słowa:
- nie wierzę ci! Musiał byś wykopać grób ojca i mi udowodnić że to nie on!
Wielkolud stanął w drzwiach nieruchomo, był odwrócony tyłem, sapnął po cichu po czym spuścił lekko głowę
- już to zrobiłem Aido – odparł jak gdyby nic
Zamarłam jak rażona prądem. Że co on zrobił ? Że jak mnie nazwał?
- co takiego …? – zapytałam ściszonym głosem, miałam wrażenie, że piszczy mi w uszach.
Powoli odwrócił się do mnie bokiem. Spojrzał tak zwyczajnie gdzieś przed siebie w stronę łazienki. Jego mimika nie wyrażała nic, zupełnie nic. Czy on umie okazywać w ogóle uczucia? – zastanawiałam się patrząc na jego wypraną z emocji twarz. Chłód bił od niego na kilometr. Poczułam uderzenie tej fali zimna na własnej skórze, na której gęsia skórka zjeżyła mi wszystkie włoski. Nie. Nie ma sumienia ani skrupułów. Bezwzględny apodyktyczny drań, chcący korzyści tylko dla siebie. Podeptał i zabił by każdego kto stanął by mu na drodze. Jestem pewna, że nawet własną matkę udusił by gołymi rękami, jeśli uznał by to za konieczne.
-wiedz, że jestem człowiekiem czynu. Nie bez powodu noszę takie imię- powiedział nagle, po czym wyszedł zostawiając mnie z ciszą na zewnątrz i burzą w środku.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania