Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
NIlla XVIII
XVIII
Budzę się od razu czując przeszywający ból. Rozglądam się ale nie poznaje pokoju, w którym przebywam. Jest biały, brakuje w nim mebli, telewizora, a co ważniejsze okna. Na jasnym suficie wisi lampa jarzeniowa, która blado rozświetla całe pomieszczenie. Łózko na którym leże jest małe, twarde i niewygodne. Tylko cienki koc okrywa moje poturbowane, obolałe ciało, dając złudne poczucie ciepła. Jedynie drzwi są takie jak zawsze. Wielkie, drewniane z czarną metalową klamką. Słyszę w oddali głos doktora:
- nie da rady
- musi!- warknął ten którego przecież zabiłam
- nie jest w stanie, nie pozwalam
- nie potrzebuje twojej zgody!- warczący głos unosi się coraz bardziej
Leżałam czekając aż stanie przy moim łóżku i dokończy dzieła, które zaczął względem mnie, a któremu ja dostając szanse nie podołałam. Po chwili zza ściany wyłonił się wielki samiec Alfa. Zapinał koszule pod którą przyklejono kolejny gruby opatrunek, dokładnie w miejscu gdzie go dźgnęłam. Nie miałam czasu nawet przeanalizować tego co usłyszałam. Gdy nasze spojrzenia się spotkały od razu skierował słowa w moją w stronę.
- wstawaj!- warknął, a wraz z jego głosem złość uderzyła mi do głowy, działając nadpobudliwie niczym cztery kawy. - Ubieraj się, wychodzimy!
Doktor deptał mu niemal po piętach nerwowym krokiem.
-na prawdę nie powinna…- zaczął
- wynoś się!- huknął do niego byk zatrzymując się gwałtownie, mierząc staruszka wściekłym spojrzeniem
Lekarz spuścił głowę i zamilkł na chwile.
-niech chociaż coś zje… nie będzie miała siły ustać- ponownie tłumaczył cichym głosem
- wytrzyma- powiedział sadysta patrząc na mnie wzrokiem mordercy
Doktor posmutniał po czym ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się na progu, odwrócił spoglądając na mnie pokrzepiająco. Próbował się uśmiechnąć, ale kiepsko mu to wyszło. Wreszcie zniknął zostawiając mnie z diabłem sam na sam. Mężczyzna odpiął mi kroplówkę oraz kable od aparatu monitorującego. Odrzucił ze mnie koc rozkazując:
- zbieraj się!
Wstałam jęcząc po cichu, nie oczekując od niego litości, której i tak bym nie dostała. Czułam jak śledzi każdy mój krok mimo, że nie patrzyłam na niego. Nie miałam pojęcia ile leżałam ale wiedziałam, że zbyt krótko, by choć trochę zregenerować siły. Nogi dygotały mi same, a ja ledwie nimi sunęłam. Miałam na sobie wciąż ten sam ręcznik.
- w łazience masz rzeczy. Nakładaj! – rozkazał. Zgarbiona z bólu posłusznie poszłam. Łazienka była wykończona w kolorach czerni i bieli. Układ był identyczny jak w tej, z której na co dzień korzystałam, ale gabarytowo znacznie odstawała od mojej. Z lewej widniał pojedynczy prysznic, tuż obok brodzika wisiał zlew nad którym właśnie się pochylałam, a po prawej stronie w ścianie znajdował się podwieszany kompakt. Zdjęłam poplamiony moją i najpewniej jego krwią ręcznik, przyglądając się sobie w wielkim lustrze nad umywalką. Byłam tak posiniaczona, że jakby zliczyć wszystkie fioletowe, granatowe oraz bordowe plamy na ciele, było by ich więcej teraz, niż przez całe moje życie. Potargane włosy i poobdzierana spuchnięta twarz odstraszyły by nie jednego potwora. Pod oczami nie wiadomo kiedy pojawiły się fioletowe sińce, współgrając kolorystycznie z innymi wybarwieniami na całym ciele. Ledwie stałam na nogach, a ból wylewający się z klatki był niczym ryczący potwór. Tyle tylko, że nawet nie miałam siły krzyknąć „-ratunku”. Na krześle leżała czarna bielizna i czarna długa zwiewna sukienka. Skojarzył mi się mój pogrzeb. Czy miałam bym coś przeciwko? „- tak” -pokiwał rozum. Z trudem nasunęłam na siebie ubrania. Wzięłam szczotkę do ręki leżącą na blacie aby uczesać włosy, ale gdy tylko uniosłam rękę wyżej, jęknęłam. W tym momencie w drzwiach zjawił się on.
- ja to zrobię- zakomunikował
Odwróciłam wzrok aby na niego nie patrzeć. Podszedł, wyjął mi szczotkę z dłoni, po czym sprawnie bez słowa rozczesał moje rude włosy.
- wychodzimy – powiedział po kilku minutach puszczając mnie przodem.
Doszłam do drzwi. Zatrzymałam się wiedząc że nie dam rady ich otworzyć. On tymczasem zabrał z tacy jogurt do picia, podszedł i nacisnął klamkę otwierając wrota do kolejnych zakamarków w piekle. Szliśmy korytarzem wysadzanym kamieniami po obu stronach. Wyciągnął w moją stronę rękę z jogurtem. Zignorowałam go. Sunęłam dalej, czując ból przy każdym oddechu oraz pokonywanym kroku. W końcu przystanęliśmy przed drzwiami na których wypalono literę „N”. Domyśliłam się że może to być skrót od tego czym są- „Nilla”.
- wejdziesz i staniesz na środku- powiedział krótko.
Wciąż na niego nie patrzyłam. Otworzył drzwi. Ujrzałam kilka osób siedzących za półokrągłym stołem po prawej. Alfa popchnął obolałe plecy bym się ruszyła. Podeszłam kilka kroków, podczas gdy on mnie wyminął i usiadł na wielkim drewnianym krześle z boku. Zerknęłam w końcu na mojego oprawce. Kiwną głową sugerując dalszą drogę na przód . Ruszyłam, a nogi coraz bardziej mi dygotały. Czułam jak powoli tracę resztkę energii, która jedynie tliła się niczym wygasający popiół. Uniosłam głowę na wszystkich obcych mężczyzn zgromadzonych w niemal pustym pokoju bez okien i wzięłam bardzo bolesny wdech. Przy stole siedziało dziewięciu wielkich byków. Jedni patrzyli na mnie beznamiętnie, drudzy z zaciekawieniem, a innym prawie ślina ciekła.
-Aido Roda- odezwał się w końcu jeden z nich ubrany na biało - Zostałaś tu wezwana celem sprawdzenia twojego pochodzenia. Wnioskodawcą jest Alfa. Czy rozumiesz?
Kiwnęłam głową potwierdzająco.
- odpowiadaj- upomniał mnie srogo inny mężczyzna ubrany w jaskrawożółtą togę.
- tak - odparłam ledwie słyszalnym głosem
- a zatem dziś sprawdzimy czy będziesz należeć do rodziny.
Mężczyzna wstał, ruszył w moim kierunku biorąc ze sobą lupę – ujął mój lewy nadgarstek i bacznie przyglądał się bliźnie.
- tak…- powiedział jakby sam do siebie.
Puścił moją rękę, która opadła bezwładnie wzdłuż ciała. Zza stołu wstał kolejny ubrany na brązowo blondyn i podszedł do mnie.
-Wyprostuj się- odparł
Próbowałam go posłuchać lecz nie zdołałam. Syknęłam jedynie przy pierwszej próbie.
- wyprostuj się! - huknął mi w twarz.
Widziałam jak Alfa nerwowo poruszył się na krześle. Zacisnęłam zęby z bólu. Wyprostowałam ciało na siłę, wstrzymując oddech. Wyjął z kieszeni jakieś urządzenie i położył mi je na głowę. Czerwony laser wydobywający się z niego świecił na dwie strony.
- 178cm- powiedział- wypuściłam boleśnie powietrze, garbiąc się na powrót.
- rozbierz się- rozkazał.
Odruchowo zaplotłam ręce na sukience.
- nie… - zaprotestowałam spoglądając na Alfę, któremu nos marszczył się w gniewie. Widziałam jaki był cały spięty, niemal gotowy do ataku. Ale na mnie czy na nich? Każą mi się rozbierać, a ja mam na to przystać tak spokojnie? I on nic nie zrobi ? A może za chwile sam zedrze ze mnie ubrania?
Cofnęłam się krok. Mężczyzna pochwycił mnie brutalnie, odwrócił się w stronę dupka, który wciąż siedział na swoim wielkim drewnianym tronie.
- nie umiesz wychować kobiety?!- syknął z nienawiścią, ściskając coraz mocniej moje przedramię.
Alfa pochylił się do przodu jakby za chwile miał zerwać się do ataku. Oddychał szybciej rozwierając nozdrza. Nie spuszczał przy tym z blondyna wzroku. Klatka falowała mu pospiesznie pod opiętą błękitną koszulą, a twarz nabrała rumieńców.
- Aido…- zwrócił się do mnie lecz wciąż mierzył się z blondynem – zdejmij sukienkę - powiedział przez zaciśniętą szczękę.
Wielki sędzia wreszcie mnie puścił. Spojrzał z góry uśmiechając się obleśnie. Nogi dygotały mi tak bardzo, że cała ja się trzęsłam- nie ze strachu lecz z braku sił. W końcu uległam, ściągnęłam sukienkę zostając w samym staniku i majtkach. Bałam się jedynie usłyszeć za chwile, że to też mam z siebie ściągnąć, ale na szczęście nie padła taka komenda. Facet mierzył długość każdej kości, nawet najmniejszego palca jednak tylko z lewej strony. Gdy kończył pomiary świat zaczął wirować. Podszedł do mnie kolejny mężczyzna po drodze naciągając rękawiczki, niosąc w ręce strzykawkę z igłą oraz stazę.
- krew- powiedział- sprawdzimy szybko i cię wypuścimy
„-Wypuścimy…wypuścimy….wypuścimy….” -te słowa uderzały się echem jedno o drugie. Przed oczyma widziałam już tylko ciemne plamy. A zanim osunęłam się na nogi, poczułam otulające ciepłe ramiona.
- zgódź się – powiedziały te ramiona
„wypuścimy…wypuścimy… wypuścimy…”
- tak…- odrzekłam słabym głosem -wypuście…
Umiłowany sen, który otulił mnie był niczym wybawienie, a ja go potrzebowałam teraz ponad wszystko.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania