Tkaczka - Część 13 Zdradzona królowa
Słowo od autora: Zdaję sobie sprawę, że większości się nie spodoba, będzie wywracanie oczami, wdychanie i zniecierpliwienie, ALE ALE postawiłam sobie, że spróbuję wejść do głowy negatywnemu bohaterowi i namęczyłam się okrutnie, żeby nie było infantylnie i egzaltowanie :-) A z jakim skutkiem - no cóż... Poproszę o opinie.
**************************************************************************
Zdradzona królowa. Szalona królowa. Królowa morderczyni.
Nazywali ją różnie.
Zawsze przyciszonymi, zlęknionymi głosami.
Myśleli, że nie słyszy, nie widzi.
Nie mało to jednak żadnego znaczenia.
Szybko przemijały ich życia ulotne, ziarenka piasku w morzu historii.
Ich szepty jak szmery ginące w szumie wzburzonej rzeki.
Ich twarze jak blask gwiazd przy południowym słońcu odbitym w wodzie.
Czuła wstręt.
Gdy bojaźliwie skamlali.
Gdy roztaczali w powietrzu obrzydliwy smród strachu.
Gdy zakłócali jej spokój.
Kazała otwierać okna. Wszystkie. Na oścież. Niezależnie od pory roku czy pogody.
***
Była królową.
Swarri, córka Fjolra Prawiecznego. Wszechwładna Pani na Królestwie Wodnego Księżyca.
Jedyna ocalała z dumnego Wysokiego Rodu Fae.
Ostatnia, która władała prastarą magią czerpaną ze Studni Życia.
Panowała nad wodą. Żywiołem, który dawał życie i je odbierał.
Była powodzią, która pochłaniała wszystko.
Była niewidoczną, ukrytą w skale kroplą.
Widziała wszystko i wszystko wiedziała.
****
Była tą, która przeżyła.
Zagładę ostatnich smoków, wielką wojnę, bratobójcze walki chciwych rodów Fae.
Przetrwała. I zapłaciła swym wrogom za wyrządzone krzywdy.
Trwało to setki lat, lecz miała czas.
Była jak kamienny posąg.
Czekała jak niewzruszona woda zamieniona w lód.
Była zemstą.
***
Nocami dręczyła ją gorączka.
Gniew lepkimi mackami owijał się wokół krtani, nie dawał zaczerpnąć tchu.
Czarna maź nienawiści wlewała się w płuca i przyprawiała o zawroty głowy.
Uczucia wgniatały w łoże niczym w mroczną, śmierdzącą trupem czeluść bez dna.
Miała wrażenie, że spada i zatraca siebie kawałeczek po kawałeczku.
Wyrywała się ostatkiem sił. Uciekała z lochu swej sypialni i błąkała po tonących w ciemności korytarzach szukając ukojenia.
Długie, kręte niczym labirynt prowadziły na wpół przytomną, wpół oszalałą w kierunku tylko z pozoru nieznanym.
Dzikie, lodowate podmuchy północnego wiatru wpadały przez okna niczym bestie, rwąc i niszcząc bez litości rzędy jedwabnych zasłon i firanek.
Nieokiełzany, zwycięski ryk wichru niósł w świat, to co czuła.
Patrzyła urzeczona, gdy delikatne piękno materiału kończyło żywot jako porwana, bezkształtna szmata. Breja bez barwy i wyrazu.
Walka bezlitosnego żywiołu z wytworem elfich rąk.
Tylko wielki potop mógł oczyścić świat.
Pragnęła być falą niosącą śmierć.
***
Każdej bezsennej nocy kończyła tak samo.
Powoli wkraczała do sali tronowej.
Wyginała pogardliwie usta, zadzierała wysoko podbródek. Kryła powiekami szaleństwo czające się w oczach.
Krok za krokiem słyszała coraz więcej.
Po obu stronach, na ścianach, tonęli w złocie i kosztownościach jej przodkowie, oprawieni w ramy.
Rodzina - myślała szyderczo. Fae Wysokiego Rodu z korzeniami sięgającymi tysiącleci.
Stado wilków, gotowe rozszarpać za inność lub słabość.
Stado sępów, czekające tylko na chwilę osłabienia.
Niektórzy w dziwacznych, przestarzałych strojach, oryginalnych fryzurach starali się patrzeć obojętnie.
Skupieni wyłącznie na budowaniu iluzji dostojeństwa.
Przyjmowali dumne pozy, wyniosłe grymasy, zbyt egocentryczni i zadufani, by dostrzegać cokolwiek poza swoim majestatem.
Dalej wisieli ci, których niegdyś znała.
Wydymali usta w pogardzie, ściągali brwi, odwracali zimny wzrok. Ich ponure twarze tężały w wyrazie frustracji i rozczarowania.
Milczeli wymownie.
Albo znowuż szydzili. Drwili, obrażali, wypominali.
Każdy jej uczynek był napiętnowany.
Każda przewina wspomniana.
Jątrzyli i rozdrapywali rany.
Z każdym kolejnym krokiem gniewny syk przybierał na sile, by niczym wodospad zmienić się we wściekły ryk.
Huk rozsadzający czaszkę, odbierający zmysły i oddech.
Nienawidziła ich tak samo, jak oni jej.
Mimo, że zapłacili.
Przychodziła tu każdej bezsennej nocy. Należała do nich. Była więźniem martwych portretów, które przemawiały w myślach.
Byli obsesją. Celem życia. Byli jej częścią.
Skazani na siebie do końca istnienia.
Gdy jednak dochodziła do tronu, obrazy milkły. Patrzyły w niemej grozie, gdy zasiadała.
- To ja wygrałam - mówiła do nich władczym głosem, a piękna skorupa twarzy wykrzywiała się w wilczym grymasie uśmiechu.
Zawstydzeni, pokonani, upokorzeni przez Swarri tracili głosy.
W jej duszy nastawała upragniona cisza.
- Pozostała tylko ona - myślała przymykając oczy, gdy lodowaty wiatr dosięgał jej spoconej twarzy i rozwiewał błyszczące, hebanowe włosy.
- Tylko ona jedna jeszcze nie zapłaciła.
- Tylko ona jedna jeszcze żyje.
- Tkaczka.
Komentarze (12)
Płynnie napisane (nawet- się- prawie nie ma) a wejście do arkan umysłu Królowej,
w opisach towarzyszących, tego gdzie jest, też bardzo na tak.
Poetycko rzekłbym nawet. No i forma, zachęca do czytania.
I zakończenie i ostatnie słowo, co każe czekać, na to co będzie.
Pozdrawiam:)↔5!
Pozdrawiam, też 5 za opinię :-)
Bardzo dziękuję, że zajrzałaś :-)
Pozdrawiam,
Szybko przemijały ich życia ulotne, ziarenka piasku w morzu historii.
Szmery ginące w szumie wzburzonej rzeki.
Blask gwiazd przy południowym słońcu odbitym w wodzie.
Takie powtarzane, ozdobne partie, nieco nużą, powodują, że zapominam o czym właściwie czytam.
Pozdrawiam! :)
W pierwowzorze miałam:
"
Szybko przemijały ich życia ulotne, ziarenka piasku w morzu historii.
Ich głosy jak Szmery ginące w szumie wzburzonej rzeki.
Ich twarze jak Blask gwiazd przy południowym słońcu odbitym w wodzie."
Pozniej to ich glosy i Ich twarze pokasowałam i wyszlo moze rzeczywiscie mydło mydlane czy maslo maslane :-P
Poprawie to w takim razie.
Ale dzieki za szczerość , apropos znuzenia. W pierwszej wersji zawsze mam wszystko za krótke, wiec pozniej katuje, żeby to wydlużyc. Widzę jednak, że czasami przesadzam w drugą stronę. Dobrze, ze napisalas, co myslisz, bo moze nie potrzebnie tyle dumam nad 'ozdobnikami' :-)
Pozdrawiam,
Muszę najwyrażniej odczekac dłuższą chwilę i popatrzec na tekst z dystansu, wtedy sama zobacze, gdzie i czego jest zdecydowanie za duzo :-)
Ten materiał u góry, to fajne wyzwanie. Możesz poskracać tu i tam, raz mocniej, raz słabiej, a dać w jednym miejscu całkowity odlot, cos takiego bardzo poetyckiego, zbudowanego nawet z tych wcześniej odrzuconych cząstek. To byłoby chyba ciekawe.
Teraz popatrzyłam na to:
Przychodziła tu każdej bezsennej nocy. Należała do nich. Była więźniem martwych portretów, które przemawiały w myślach.
Byli obsesją. Celem życia. Byli jej częścią.
Skazani na siebie do końca istnienia.
Gdy jednak dochodziła do tronu, obrazy milkły. Patrzyły w niemej grozie, gdy zasiadała.
Ten akapit skróciłabym mocno, wtedy następne rozbłysną.
"Byli obsesją. Celem życia. Byli jej częścią" - to jest przynudzanie! Ale gdzie indziej może przynudzaniem nie być.
Najpierw pomyślałam o takim skróceniu:
Przychodziła tu każdej bezsennej nocy. Należała do nich. Była więźniem martwych portretów, które przemawiały w myślach.
Byli obsesją.
Gdy jednak dochodziła do tronu, obrazy milkły. Patrzyły w niemej grozie, gdy zasiadała.
Jednak, mimo, że we wcześniejszej, dłuższej partii tekstu piszesz o przodkach, to zdanie "byli obsesją" (przodkowie), po skróceniu nie leży między zdaniami mówiącymi o przodkach, a portretach (zd. wyżej) i "obrazach" (zd. niżej).. Portrety i obrazy to r. nijaki, przodkowie - r. męski. A po takim skróceniu słowo "byli" troszkę odnosi się (chociaż nie jest to właściwe odniesienie, a tylko cień, podświadomość) do słowa "portrety". "Portrety byli"?
Nie.
Pomyślałam więc - trzeba skrócić zdecydowanie, aż tak:
Przychodziła tu każdej bezsennej nocy. Należała do nich. Była więźniem martwych portretów, które przemawiały w myślach.
Gdy jednak dochodziła do tronu, obrazy milkły. Patrzyły w niemej grozie, gdy zasiadała.
A z następnego już niczego nie wywalać.
(To tylko przykład, pokazuję, o co mi chodzi).
Gdy jednak DOCHODZIŁA do tronu, obrazy milkły.
A teraz wyskoczyły te dwa słowa. przychodziła, dochodziła. I trzeba z nimi cos zrobić. można np. zamienić "dochodziła" na "zbliżała się". Każda zmiana, skrócenie tekstu, albo zastąpienie jednego słowa drugim, to też konieczność sprawdzenia całości. Jak to leży z tym, co już jest. bo może "zbliżała się" jest już użyte, może - blisko:)
Haha, mnie łatwo o tym mówić, bo piszę króciutkie tekściki:) Poprosiłaś o opinie, to się odważyłam napisać kilka słów.
Jednak wiedz, Babo Szora, że tak naprawdę Twoją pracę mogę tylko podziwiać Nigdy nie dorównam, pod względem wyobraźni i pracowitości, wiem o tym:)
Bardzo fajnie, ze sie 'odwazylas', bo takie uwagi sa naprawde cenne.
Kazdemu potrzeba swiezego spojrzenia :-)
Czekała jak”
Zamiast powtarzać jak można jedno zrobić: niczym
„Długie, kręte niczym labirynt prowadziły”
Ale co? Pewnie korytarze, nie napisałaś, żeby nie powtarzać? Tylko coś tu trzeba zmienić, może w szyku zdań, bo z tego nie wynikają te korytarze
„Była więźniem martwych portretów, które przemawiały w myślach.
Byli obsesją. Celem życia. Byli jej częścią.”
Tu bym zasugerował nie nadużywać Być
Jest ok. Jeden rozdział, może nawet dwa o motywach działania tego złego to jest bardzo dobre uzupełnienie. Najlepiej właśnie, jak sam zły to mówi i ujawnia, a nie gdy jakiś dziadek w siedzący w przydrożnym rowie opowiada o tym głównemu bohaterowi. Powołam się na przykład Diuny Herberta gdzie jest jeden rozdział o baronie Harkonnenie, opowiadanie z jego perspektywy. Pozwala nieco zrozumieć jego motywy, ale nie sprawa, że jako ten zły przejmuje kontrolę nad powieścią.
U Ciebie też to zagrało i zagra dalej, jeśli nie zaczniesz traktować królowej na równi z Ote. Wtedy stanie się pełnoprawną bohaterką pierwszoplanową, której psychologię będzie trzeba pogłębić i faktycznie przestanie być „tajemnicza”. Innymi słowy może pozostać na wyraźnym drugim planie ?
Dzięki za uwagi, jak zawsze uczą.
Pozdrawiam serdecznie ;-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania