Tkaczka - Część 4 Mroźnej nocy w lesie…

Gdy siedziała teraz samotnie w ciemnej, zimnej izbie starając się odróżnić sen od jawy, z zadumy wyrwało ją przeciągłe wycie wilków. Poczuła mrowienie pod skórą. Noc i wiatr - jej siostry, jak mawiała w myślach - wzywały. Nie zastanawiała się długo. Zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła.

Biegła co sił w nogach, jakby od tego zależało jej własne życie. Czuła we krwi ich bliskość. Przyśpieszony oddech zamieniał się w kłębki pary rozpraszane i ginące we mgle. Szukała gorączkowo miejsca ze snu. Układ: dąb z głęboką na człowieka jamą, księżyc po prawej, kolczasty krzew niczym rozcapierzona ręka wryty miała dokładnie w pamięć. Nocą widziała jeszcze lepiej niż za dnia, mimo to odniosła wrażenie, że zbłądziła. Przystanęła wreszcie poirytowana, by chwilę odpocząć i uspokoić oddech. Rozejrzała się i zaczęła nasłuchiwać. Martwa cisza otaczała ją zewsząd. Las zamarł. Oczekiwał. Dojrzała kątem oka czerwony skrawek materiału na kolczastym krzewie. Wisiał smętnie niczym krwawy drogowskaz. Mrugnięcie okiem później już go tam nie było, ale teraz mogła mieć pewność, że jest na miejscu. Wystarczyło poczekać.

Po chwili dogoniły ją odgłosy. Zbliżały się zaskakująco szybko. Uderzenie adrenaliny wyostrzyło zmysły, wytarła mokre dłonie o odzienie, przyjęła pozycję i czekała.

Pierwszego dostrzegła Fae, poruszał się z nieludzką prędkością, dokładnie jak we śnie. Jego stopy ledwo dotykają gruntu – pomyślała z zaciekawieniem. Obserwowała w życiu już niejedno polowanie, Fae jednak widziała w tych lasach pierwszy raz. Nie zapuszczali się tu od bardzo dawna. Ta przeklęta przez ludzi i Fae kraina nie była dla nich gościnna - konsekwentnie karała śmiercią nieproszonych gości.

Stado było liczniejsze niż zwykle. Ponad tuzin wyrosłych na prawie dwa metry wilkołaków podążało za ofiarą, dysząc ciężko i szczerząc przy tym ociekające śliną przerośnięte kły. Szpony długie i ostre błyskały niczym sztylety, ziemia dudniła pod ich łapami. Przez myśl przeszło jej, że mogłaby przeczekać do chwili, aż wykończą Fae, ale rozsądek podpowiadał, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Las przecież przemówił - westchnęła w duchu.

Na przód pościgu wysunął się największy, najsilniejszy drapieżnik. Był jak olbrzym i najwyraźniej szykował się już do skoku. Oceniła dystans, naciągnęła cięciwę w łuku i wycelowała. Wypuściła pierwszą strzałę w momencie, gdy wybity tylnymi łapami samiec odrywał się od ziemi. Rozwarł w locie potężne szczęki, by zatopić je w karku ofiary. Nie zdążył ich zewrzeć z powrotem - grot strzały, nacinając po drodze lekko czubate ucho Fae, wbił się między wściekłe ślepia.

- Uderz w pasterza, a owce same się rozpierzchną - pomyślała z satysfakcją Ote. Miała cichą nadzieję, że właśnie ubiła przewódcę stada.

Mężczyzna rzucił łuczniczce zaskoczone spojrzenie, dostrzegając wreszcie jej obecność. Kącik ust dziewczyny poszedł nieznacznie do góry.

- A więc Fae też potrafią się dziwić - pomyślała z przekąsem – te prastare, przemądre i idealne w każdym calu…

W jednej chwili obraz, który zapamiętała ze snu Ote uległ zmianie.

Uciekający mężczyzna, jak na komendę, odbił się od najbliższego, napotkanego drzewa i obrócił w locie. Ostrze wyciągniętego błyskawicznie miecza zamigotało w świetle księżyca, na śniegu pojawił się rozbryzg krwi. Przykuwał wzrok pięknem czerwieni, niczym kwiat na tle wyblakłego, mroźnego pejzażu. Fae zaszlachtował szarżującego najbliżej wilkołaka, który najwyraźniej mniej zwrotny przy swojej masie nie miał szans nawet zareagować na błyskawiczny wypad przeciwnika.

Walczył jakby nigdy nic innego nie robił w życiu. Dziewczyna nie miała czasu dokładnie mu się przyglądać, ale to co zaobserwowała kątem oka wprawiało w osłupienie. Wyłapywała uchem ledwo słyszalne stęknięcia mężczyzny, zapewne był już wyczerpany, a jednak ruchy miał zabójczo zwinne i precyzyjne. Pomyślała z niechętnym podziwem, że jego technika przypomina taniec. Nawet z tego musieli uczynić sztukę - prychnęła pogardliwie w myślach – Ze zwykłego zabijania.

Sama naciągała metodycznie cięciwę łuku, celowała cierpliwie i wypuszczała strzałę za strzałą. Rękę już miała zmęczoną i czuła pot cieknący po skroni, lecz nadal nie chybiała. Nie mogła pozwolić sobie na ten luksus. Miała ograniczoną ilość srebrnych strzał w kołczanie. Więc nie, nie dzisiaj, myślała. Nie przy takiej wielkości watahy.

Nagle trzech samców odłączyło się od niewielkiej już grupy atakującej Fae i skierowało biegiem w stronę Ote. Nie tracąc zimnej krwi sięgnęła po ostatnią srebrną 'wilkołaczą' strzałę i ubiła jednego w połowie drogi. Wilkołaki widząc, że odrzuca łuk przyśpieszyły pewne łatwej zdobyczy. Zaklęła szpetnie i wyciągnęła sztylety. Nienawidziła walki wręcz. Zwłaszcza z wilkołakami, bo obłąkane z pragnienia bywały nieprzewidywalne. Waliły na oślep łapami niczym cepami, nieczułe na ból. Pomylić się można było tylko raz.

Rzucili się obaj z rozbiegu, jak na komendę. Wyglądała przy nich niczym zagubione w lesie dziecko. Postanowiła wykorzystać znaczącą różnicę rozmiarów i prędkości. Zrobiła zwinnie unik w ostatniej chwili, mijając się z paszczą wycelowaną w jej krtań i prześliznęła pomiędzy nogami pierwszego samca podcinając mu jednocześnie ścięgna. Zaskoczony zwierz ryknął wściekle, padając wykonał półobrót i lekko drasnął ją pazurami. Nie pozostała mu dłużna – rzuciła sztyletem w ostatniej chwili, po czym odbiła w bok. Nie chybiła, poczuła ciepło krwi na lewym ramieniu. Przez chwilę łudziła się, że to nie jej, lecz zaraz pojawił się piekący ból. Zwierz jednak już się nie podniósł.

Sapiąc ciężko rozejrzała się za drugim drapieżcą. Samiec wydawał z siebie głuchy warkot, wyszczerzone zęby sprawiały wrażenie upiornego uśmiechu. Podświadomie czuła, jak cieszy się już na tak smakowity kąsek. Drobna postura dziewczyny ginęła na tle góry jego mięśni. Ostatni sztylet, który dzierżyła jawił się przy nim zabawką. Krew dudniąca w uszach zagłuszyła wszystkie dźwięki. Towarzyszący jej strach - zniknął – zastąpiła go wszechogarniająca wściekłość. Czerwień przysłoniła świat. Nie, nie zginie z rąk tępego, włochatego stwora. Nie pozwoli na to, ani dzisiaj, ani nigdy.

Co się działo później, pamiętała jak przez mgłę. Samiec nie dał jej czasu do namysłu, zaatakował natychmiast. Pomimo koszmarnego zmęczenia zrobiła kilka uników, udało się też przejechać kilka razy ostrzem po włochatym ciele. Zbyt płytko jednak, by zabić, zbyt wolno, by wyjść z tego bez szwanku. Poharatana i półświadoma, zawzięcie nie ustępowała, wirowała i atakowała. Aż wypatrzyła okazję. Ostatkiem sił skoczyła zwinnie ku pobliskiemu drzewu. Młodemu na tyle, by kopniakiem można było je poruszyć, rozłożystemu wystarczająco, by zalegający na gałęziach, strącony śnieg oślepił samca. Uderzyła ze wszystkich sił i pokryła ich nieskażona biel. Ułamek sekundy wystarczył, by dosięgła zwierza sztyletem; gdy śnieg opadł - zszokowany wciąż patrzył przed siebie, jakby nie mógł uwierzyć, w to, co się stało. Przez uderzenie serca odniosła wrażenie, że to wzrok rozumnej istoty. Nie odsunęła się, gdy wsparł się na niej padając. Po chwili zatonął w zaspie.

Stała chwilę odrętwiała, po czym otrząsnęła się i rozejrzała. Odgłosy walki ucichły. Wypuściła powietrze z płuc.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • wolfie 21.11.2020
    Jak dla mnie, opis walki był jak najbardziej w porządku, czytałam go wręcz z zapartym tchem. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie :)
  • Baba Szora 22.11.2020
    Dzięki.
    Pozdrawiam,
  • Bajkopisarz 22.11.2020
    „jej się dokładnie w pamięć. Nocą widziała jeszcze lepiej niż w dzień, mimo to zdawało jej się”
    2 x jej się
    „Mrugnięcie później już go”
    Mrugnięcie bez dopowiedzenia czym wygląda dziwnie. Jest zrozumiałe, ale dziwne
    „jej, że mogłaby przeczekać do chwili, aż wykończą Fae, ale rozsądek podpowiadał jej,”
    W sumie to oba jej zbędne
    „naciągnęła cięciwę na wcześniej wyciągniętym”
    Naciągnęła – wyciągniętym – zbitka podobnych słów. Może wcześniej przygotowanym
    „grot jej strzały”
    Jej zbędne
    „Fae wbił się między jego wściekłe „
    Bez jego. Jego sugeruje tutaj, że to były ślepia Fae
    „jej zaskoczone spojrzenie, dostrzegając wreszcie jej obecność. Kącik jej”
    3 x jej

    Opis walk jest w porządku. Dynamiczny, nieprzeładowany szczegółami, więc czyta się płynnie. Emocje może nie są szczególnie wielkie – nie ma ani przez sekundę wątpliwości, kto wygra. Życie żadnego z bohaterów nie jest szczególnie zagrożone. Nie jest to jednak wielki problem – to początek opowieści, więc walczą z jakimiś tam wilkostworami, a nie końcowym bossem złodupcem.
    Dla mnie ok.
    Jedyne co bym zaznaczył wyraźniej, to ile, mniej więcej, osobników liczyło stado, żeby się zorientować w skali problemu i ułatwić sobie odliczanie, ilu jeszcze ewentualnie zostało.
  • Baba Szora 22.11.2020
    Dzięki wielkie! Bardzo sobie cenię Twoje uwagi, bo naprawdę pomagają się zorientować co jeszcze jest 'nie teges' :-)
    Szkoda, że nie ma ani jednej tej sekundy wątpliwości, bo chciałam, żeby chociaż jedna była :-)
    Ale przynajmniej wiem na czym stoję.

    Pozdrawiam,
  • Bajkopisarz 22.11.2020
    Baba Szora - tu nie da się zrobić opisu emocjonującego, bo średnio rozgarnięty czytelnik wie, że muszą przeżyć i Fae i Ote ;) Więc wystarczy, że jest dynamicznie ;)
  • Baba Szora 22.11.2020
    Bajkopisarz
    OK Trzymam Cię za słowo :-)
  • Vespera 22.11.2020
    Opis walki udany, zrobiony tak, że nie ma wątpliwości co się dzieje, i kto z kim walczy.
  • Baba Szora 22.11.2020
    No i spoko. Dzięki za opinię.
    Pozdrawiam,
  • Dekaos Dondi 19.12.2020
    Baba Szora↔Jam przerwał czytanie, ale wróciłem i nie żałuje.
    Opis walki wcale nie za długi.
    Proporcje akcji w różnych aspektach – zachowane.
    Kiedy ''widzę'' to co czytam, to nie narzekam.
    Jedynie co mi subiektywnie zawadza, to→37 powtórzeń: się.
    Czytało–się–dobrze:))↔Pozdrawiam jak zawsze:))↔5
  • Baba Szora 19.12.2020
    Się to moja specjalność ;-) Nie tak prędko się pozbędę skoro tak się ukochałam :-) Kochajmy wszyscy się :-)
    Pozdrawiam również jak zawsze i dziękuję za powód do uśmiechu :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania