Niebezpieczny układ [2]

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Droga do domu minęła im dość szybko, nie zdążyły nawet bardzo zmarznąć. Wchodząc na klatkę schodową, minęły sąsiadkę mieszkającą piętro niżej od nich. Powiedziały dzień dobry i chciały, jak najszybciej pójść do swojego mieszkania.

-Patrzcie, kto wraca do domu — kobieta posłała im pogardliwe spojrzenie — matka chciała męża zatrzymać i dorobiła sobie trzeciego bachora.

Nie było tajemnicą, że większość sąsiadów ich nie lubiła i gdyby nie czynsz płacony w terminie, już dawno by ich stąd wyrzucili.

-Co my takiego pani zrobiłyśmy? - zapytała, mocniej ściskając rękę siostry.

Wciąż czuła na sobie nienawistne spojrzenie i coraz gorzej się z tym czuła. Za każdym razem, gdy mijała któregokolwiek z sąsiadów, próbowała wtopić się w tło, chciała być niewidzialna, by nie dać im kolejnego tematu do plotek.

-Najlepiej robić z siebie ofiarę — zadrwiła — wynoście się stąd. Nikt was tutaj nie chce.

Nie wiedziała, czym sobie zasłużyła na takie traktowanie, ale najbardziej bolał ją fakt, że musiała słuchać tego jej siostra.

Proszę — zebrała się na odwagę — odczepić się od nas.

Zanim kobieta zdążyła coś odpowiedzieć, pociągnęła dziewczynkę za rękę. Nigdy nie była mistrzynią ciętej riposty, ba nawet nie pyskowała. Jej wrażliwość i dobry charakter powoli stawały się wadami.

-Gdzie wy byłyście — Miłosz od progu naskoczył na nie — jestem głodny.

Pod jego groźnym spojrzeniem skuliła się w sobie. Do tej pory nigdy jej nie uderzył, ale zawsze mógłby być ten pierwszy raz. Gdy wracał pod wpływem alkoholu, tak jak dziś, starała się trzymać Marcelinę z dala od niego i sama również nie wchodziła mu w drogę.

-Z rana — powiedziała cicho — ugotowałam zupę. Czemu sobie nie odgrzałeś?

Usłyszała głośne przekleństwo i od razu pożałowała swoich słów. Był w znacznie gorszym nastroju niż zazwyczaj.

-Ja mam sobie odgrzewać? - zaśmiał się i zrobił krok w jej stronę — w jakimś celu, jeszcze tutaj mieszkasz.

Przy kolejnym kroku zatoczył się i wpadł na ścianę. Miała nadzieję, by wiszące lustro nie spadło i nie stłukło się, bo to by oznaczało siedem lat nieszczęścia, a ona chciała być w końcu szczęśliwa.

-Marcysiu — poprosiła swoją młodszą siostrę — idź do siebie i się pobaw, a ja zawołam cię do jedzenia i później pójdziemy do Pauliny. Dobrze?

Na całe szczęście mała od razu posłuchała i bez słowa odeszła w kierunku pokoju.

-Długo jeszcze? - usłyszała groźny ton — daj mi jeść.

Nie mówiąc już nic w obawie przed awanturą, którą i tak pewnie, by przegrała, poszła do kuchni. Wiedziała, że tam nie wejdzie. Od roku unikał tego pomieszczenia — jak ognia, jakby się bał, że wchodząc tam, zobaczy mamę leżącą na podłodze w kałuży krwi, otwartą i prawie pustą butelkę whisky oraz tatę, trzymającego ciało swojej żony w ramionach i krzyczącego „coś ty zrobiła najlepszego”. Tak, jej matka podcięła sobie żyły i wybrała to miejsce właśnie kuchnię. Lekarze w późniejszych rozmowach sugerowali im depresję poporodową i brak wsparcia ze strony najbliższych, ale nie umiała się z tym zgodzić. Jej matka zawsze mogła przyjść do niej i porozmawiać. Z drugiej jednak strony, ona nigdy nie pytała, jak się czuje, tylko udawała, że nic nie widzi.

Po krótkiej chwili zaniosła wazę z gorącą zupą do salonu i zawołała rodzeństwo do jedzenia. Zrobiło jej się miło, gdy zobaczyła, z jakim apetytem opróżniają talerze, tylko ona sama nic nie mogła przełknąć — wszystko stawało jej w gardle.

-Zjadłam — Marcelina odsunęła od siebie pusty talerz — idziemy?

Zerknęła w kierunku milczącego Miłosza. Jadł bez słowa, nawet na nie, nie patrząc — jakby w ogóle nie istniały.

-Jasne — odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie — ubierz się, a ja zadzwonię i uprzedzę, że będziemy.

Bezszelestnie wstały od stołu. Ania wyjęła ze swojej skórzanej torebki, którą dostała na siedemnaste urodziny od mamy, komórkę podarowaną przez ojca, by miał jak się z nimi skontaktować i wybrała numer przyjaciółki. Długo nie musiała czekać na połączenie.

-Cześć — przywitał ją wesoły głos Pauliny — tylko nie gadaj, że wpadasz.

Uśmiechnęła się i odpowiedziała.

-Razem z młodą, bo chce pobawić się z Jagodą.

Usłyszała, jak przyjaciółka woła swoją siostrę i mówi, że będą miały gości.

-Moja — Paulina odchrząknęła — mama, robi gołąbki. Czeka nas wyżerka.

Wiedziała, że słowo „mama” z trudem przechodziło jej przez gardło, ale druga żona jej ojca nie zasługiwała na określenie „macocha”. Starała się jak nikt inny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Komes 20.09.2017
    Takie zyciowe. Mysle ze jest wiele osob lubiacych taka literature.Akurat stoje obok polki z gazetami i sa tam ksiazki Fleszarowej-Muskat. Cos w ten desen nie?
  • Lady_Makbet 20.09.2017
    No troszkę tak ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania