Poprzednie częściNiebezpieczny układ [2]

Niebezpieczny układ [7]

Ciche pukanie w szybę obudziło go. Podniósł z trudem głowę do góry, otworzył jedno oko i przetarł szybę, która była zaparowana i utrudniała mu widzenie przez nią. Po drugiej stronie zobaczył kandydatkę na swoją przyszłą żonę.

-Słucham - odsunął szybę - potrzebuje pani czegoś?

Przecząco pokręciła głową i uśmiechnęła się słabo. Była blada i miała podkrążone, zaczerwienione oczy. Wyglądała tak, jakby przez pół nocy płakała. Zrobiło mu się jej cholernie żal.

-Spędził pan - zaczęła nieśmiało - tutaj całą noc. Na pewno, coś gorącego dobrze by panu zrobiło.

Czy miał to potraktować jak zaproszenie do mieszkania? Cóż, tym razem opłacało się spędzić noc w samochodzie, ale wiedział, że długo by tak nie pociągnął. W końcu zatęskniłby za swoim ogromnym małżeńskim łożem i satynową pościelą.

-Tak - mruknął, czekając na to, co powie mu za chwilę - proszę kontynuować.

Musiał się cholernie pilnować, by to, co mówił, nie brzmiało, jak polecenia służbowe. Dyrygowanie ludźmi i mówienie im, co mają robić, weszło mu w krew - zupełnie jak nałóg nikotynowy.

-Chciałam się zapytać - założyła włosy za ucho - czy nie napiłby się pan ze mną kawy lub herbaty. Spanie w samochodzie, o tej porze roku grozi zapaleniem płuc.

Wzruszył ramionami i otworzył drzwi od samochodu. Kiedyś, ktoś bardzo mądry powiedział raz, że cierpliwość popłaca i zostaje wynagrodzona - teraz już wiedział, że nie była to tylko głupia gadka.

-Dziękuję - mruknął i posłał jej promienny uśmiech - kawa dobrze mi zrobi.

 

ROZDZIAŁ CZWARTY

 

ANIA

 

Prowadziła go do swojego mieszkania na miękkich nogach, bała się jego reakcji, gdy zobaczy warunki, w jakich mieszka. Domyślała się, że był przyzwyczajony do znacznie wyższego standardu, ale na to nie mogła nic mu poradzić. Gdy wchodzili na klatkę schodową, natknęli się na sąsiadkę z piętra niżej.

-Już nawet - wysyczała - gachów zaczynasz sobie sprowadzać? Wstydziłabyś się.

Spuściła głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. Nie rozumiała, co jej takiego zrobiła, że darzyła ją taką nienawiścią. Za każdym razem, gdy na siebie wpadały, musiała powiedzieć jej coś takiego, po czym miała ochotę uciekać jak najdalej. Nikomu nie życzyła, takiego traktowania.

-Przepraszam - powiedziała, prawie szeptem - chcemy przejść.

Kobieta nic sobie nie zrobiła z jej prośby, tylko stała i mierzyła ją spojrzeniem. Dziewczyna przymknęła oczy, by ukryć napływające do nich łzy.

-Takie marne coś - kobieta mierzyła w nią palcem - nie zasługuje na nic.

To zabolało. Niczym nie zasłużyła sobie na takie słowa. Przecież nie włóczyła się wieczorami, nie siedziała na murku tuż przy bloku z puszką piwa i nie sprowadzała sobie na noc nikogo do domu.

-A pani - mężczyzna stojący za jej plecami podniósł głos - niech się liczy ze słowami. Chcieliśmy tylko przejść.

Kobieta spojrzała na niego pogardliwym wzrokiem, ale odsunęła się, już nic więcej nie mówiąc. Dobrze, że był przy niej. W innym przypadku pewnie stałyby na tej klatce schodowej jeszcze, a ona na końcu wybuchnęłaby płaczem.

-Dziękuję ci - szepnęła - ona nienawidzi mnie, mojego brata i naszej siostry.

W odpowiedzi mężczyzna skinął tylko głową i poczekał, aż drżącą z nerwów dłonią uda się jej w końcu otworzyć zamek w drzwiach.

-Daj - po kilku minutach, wyciągnął jej klucze z dłoni - ja spróbuję.

Podała mu je, uważając przy tym, by nie dotknąć jego dłoni. Gdy w restauracji, dotknął jej dłoni, prąd przeszył całe jej ciało, a ona długo nie mogła o tym zapomnieć. Bała się tego, co poczuła. Nawet gdy mówił jej, że mu się podoba, nie chciała w to wierzyć. Facet, taki jak on, mógł mieć każdą, a wybrał akurat ją.

Wczoraj, gdy przez okno zobaczyła, jak stoi przy samochodzie i patrzy w jej okna, miała ochotę zejść na dół i poprosić go, by odjechał. Nie potrzebowała problemów, Miłosz od razu wiedziałby co powiedzieć. Dlatego dzisiaj, gdy zaprowadziła Marcelinę do szkoły i wiedziała, że w domu nie ma już nikogo, odważyła się podejść do samochodu i zaprosić go na kawę.

 

Siedzieli w kuchni - jedynym pomieszczeniu, gdzie było w miarę czysto i pili kawę w milczeniu. Od czasu, do czasu zerkając na siebie. Nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować. Było jej miło, że to właśnie przez nią tak się poświęcił i spał w samochodzie, ale teraz, gdy był świadkiem okropnego zachowania jej sąsiadki, miała ochotę zapaść się pod ziemią.

-Gdzie są twoi rodzice? - zapytał po dłuższej chwili - mówiłaś, że ta jędza nie lubi cię, twojego brata i siostry. A co z rodzicami? Nic z tym nie robią?

Spojrzała się na niego i od razu spuściła wzrok. Tak bardzo żałowała, że nie umie kłamać.

-Mama nie żyje - odpowiedziała, ledwo słyszalnie - a tata raz w miesiącu robi przelew na moje konto i tyle.

Zastanawiała się, czy spojrzeć na niego. Każdy, kto słyszał jej smutną historię, od razu uciekał i kontakt się urywał. Może to właściwie dobrze? Dzięki temu on już więcej tutaj nie przyjdzie, a ona nie będzie musiała się tłumaczyć Miłoszowi z tej relacji.

-I mieszkacie sami? - kolejne rzeczowe pytanie - ile lat ma twoje rodzeństwo?

Bawiła się pustą filiżanką i mocno przygryzała wargę. Dlaczego po prostu nie wstanie i nie wyjdzie jak większość ludzi?

-Miłosz - coś ścisnęło ją za gardło - dwadzieścia trzy, a Marcelina siedem. Ja mam dziewiętnaście.

Była pewna, że gdy powie mu, ile ma lat, tak naprawdę, od razu da sobie z nią spokój. Było w końcu między nimi dziesięć lat różnicy, pochodzili z dwóch różnych światów i znajdowali się na zupełnie różnych etapach życia. Nawet jeśli mówił prawdę i podobała mu się, to ta znajomość na dłuższą metę, nie miała żadnych szans. Na samą myśl, że nie spotka go już więcej, od razu zrobiło jej się jakoś smutno. Był pierwszym mężczyzną, który wyraził nią jakieś zainteresowanie.

-Wiek - powiedział, szukając jej wzroku - nie ma znaczenia. Nie odpuszczę sobie ciebie.

Spojrzała na niego zaskoczona i w tym momencie usłyszała otwierające się drzwi. Świetnie, jeszcze tego było jej potrzeba, żeby Miłosz wrócił i zastał ich razem w kuchni.

-Anka - zawołał - muszę spadać na jakiś czas.

Od razu zerwała się ze swojego krzesła i poszła w kierunku pokoju Miłosza, gdzie wrzucał w pośpiechu swoje ubrania do torby, nie obdarzając jej nawet jednym spojrzeniem.

-Jak to spadać? - zapytała - coś ty znowu zrobił?

Chłopak wzruszył ramionami i kontynuował pakowanie.

-Przeliczyłem się - mruknął - zadowolona? Jakby ktoś przyszedł, nie widziałaś mnie.

Czy była zadowolona? Oczywiście, że nie. Znów zostawiał ją z problem. Na samą myśl, że będzie musiała zadzwonić do ojca i uprzedzić go o kolejnych wyczynach jego syna robiło jej się słabo. Mogła się założyć, że pewnie zaraz przyjedzie tutaj i zamiast umoralniać jego, będzie umoralniał ją. Kolejny raz zagrozi zabraniem Marceliny do siebie, po czym wycofa wszystko, co mówił i po prostu wyjdzie. Tak często to przerabiała, że znała już na pamięć.

-Dorośnij w końcu - mruknęła, totalnie załamana - pamiętasz, co obiecałeś tacie?

W odpowiedzi wskazał jej ręką drzwi i z hukiem zamknął szafkę.

-Daj mi spokój - podniósł głos - spadam. Nara.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zniknął. Tak po prostu. Nie powiedział, nawet kiedy wróci i czy w ogóle wróci. To wszystko zaczynało ją przerastać.

-To był twój brat? - usłyszała, tuż za swoimi plecami - całkiem nieźle.

Odwróciła się do niego i spojrzała obolałym spojrzeniem. Właśnie dlatego nie chciała się z nikim wiązać. Nie potrzebowała litości. Jakoś poradzi sobie ze wszystkim.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Elorence 23.09.2017
    Mam lekką ochotę mordu, albo nie, jest całkiem silna, ale z powodu pogody, jeszcze nie zaciskam zębów ze złości. Te moherowe sąsiadki to po prostu... ja nie wiem, ich życie jest do dupy - to zrozumiałe, bo taka jędza raczej szczęśliwa nie jest - ale po jaką cholerę wtrąca się do innych i wypowiada się za innych?
    Już teraz mam pewność, że Anka zgodzi się na propozycję Przemka... Boże, ile to trzeba wycierpieć w życiu, żeby mieć choćby iluzję szczęścia...
  • Lady_Makbet 23.09.2017
    Sama się nad tym zastanawiam... Tylko, żeby ta iluzja nie okazała się za chwilę koszmarem...
    :)
  • Caroline 23.09.2017
    Powiem ci szczerze, że nie lubie tego Patryka :/
    Pomiędzy moimi dziadkami też było 10 lat różnicy i przeżyli razem szczęśliwe 50 lat :)
  • karina 23.09.2017
    On sie nazywa Patryk czy Przemek ?
  • Lady_Makbet 23.09.2017
    Przemek:) Już poprawiłam.
  • Lady_Makbet 23.09.2017
    Dlaczego? Przecież, jeszcze nie dał się poznać od swojej najgorszej strony, droga Caroline :)
  • Kobra 23.09.2017
    Może powiem tak czytam, czytam i czytam, boże jak ja nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Z każdym rozdziałem czuję taki niedosyt ;-) Zostawiłam na każdej stronie mega 5 :-*
  • Lady_Makbet 23.09.2017
    Dziękuję :) naprawdę szczerze, bo to ogromnie wiele dla mnie znaczy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania