Poprzednie częściSelekcja

Selekcja rozdział 9

Świece już powoli wygasały, a panna Cornelia wciążoddawała wszelką moc ukochanej Jane. Kobieta zamartwiała się o swoją przybraną wnuczkę. Jej uśmiech od wkroczenia do mieszkania, nie wstąpił na buzię, ani na moment. Wyraz twarzy spowodował, że obca osoba wzięłaby wdowę, za człowieka sfrustrowanego i wiecznie smutnego. Nie do pomyślenia byłoby, że jest pogodna i stale pozytywna.

 

Staruszka musiała poświęcić trochę więcej magii, gdyż oddana ilość nie wystarczała. Postanowiła skorzystać więc z czarnej magii, która choć zakazana, dawała lepsze efekty. Zaklęcie odkryła w książce starej i postrzępionej, sprzed dekady, noszącej tytuł „Źródło ciemności". Pięćdziesięciodziewięcioletnia kobiecina odziedziczyła tę księgę od matki, również czarownicy, skazanej za uprawianie złych czarów. Nosiła ją z sentymentu i tęsknoty do rodzicielki, no i rzecz jasna, pismo zawierało wiele przydatnych i niezawodnych zaklęć uzdrawiających. Fakt, że zabierała moc tysiąca demonów i samego Lucyfera, ani trochę nie powstrzymywał Cornelii. Jeżeli czary działały ze stuprocentową skutecznością, to kto by się przejmował konsekwencjami...

 

Na twarz wiedźmy opadały krople potu z czoła. Zdmuchnęła nieudolnie zakryte czarną farbą pasmo siwych włosów i przystąpiła do czaru. Jej oczy nie były już fioletowe, tęczówka wraz z białkiem zapełniły się czystą, ciemną czernią. Odchyliła głowę i otworzyła usta, jakby chciała krzyczeć, lecz nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Nie minęły dwie minuty, a skóra Jane zaczęła nabierać żywego koloru. Jej twarz stała się pełniejsza, można powiedzieć, że bardziej niż dotychczas. Kości zaczęły wracać do normalnego stanu, nie powodując przy tym bólu. Włosy dziewczyny nie były już koloru platynowego blondu. Ściemniały, podchodziły pod ciemny kasztan. Rzęsy zmieniły odcień na głęboką czerń i wydłużyły się, uwidaczniając piękno oczu, których barwa także uległa przeistoczeniu. Zniknął błękit, a na jego miejsce wstąpił głęboki brąz.

 

Dziewczyna wstała, obrzucając przyjaciół zdezorientowanym spojrzeniem, a obecni w pokoju Sebastien, Alex i Cornelia stali wmurowani w podłogę i wpatrzeni w Jennifer. Zaskoczenie wymalowane na ich twarzach przestraszyło ją. Chłopcom nie udało się ukryć podziwu, jaki wzbudził nowy wygląd Stewartówny.

 

Pobiegła na drugą stronę swojego pokoju i zmierzyła wzrokiem nową siebie w powieszonym na ciemnofioletowej ścianie, lustrze. Dokładnie obejrzała swoje ciało i zmiany, jakie w nim zaszyły. Przeraziła się lekko, choć ten widok przypadł jej do gustu. Musiała przyznać, że to, co odbijało lustro, było całkiem przyjemnym widokiem. Ta wersja okazała się znacznie lepsza. Skóra brunetki nabrała alabastrowego odcienia, co przywiodło jej na myśl, że wygląda jak Selekcjoner, którego zauważyła, śledząc Alexa. Tym samym utwierdziła się w przekonaniu, że, to co miało miejsce dotychczas, nie było ani trochę zwyczajne. Pragnęła wyjaśnień. Odwróciła się do przyjaciół z pytającym wyrazem twarzy i wytrzeszczonymi oczyma. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, nawet Cornelia nie potrafiła powiedzieć, co jest z jej wnuczką, mimo ogromnej wiedzy o istotach magicznych.

 

Po kilku niezmiernie długich chwilach, kiedy wszyscy wyszli z szoku, wynikającego z nieprawdopodobnej sytuacji, Alex podszedł do Jane i mocno ją przytulił. Byłą cała i zdrowa. Inna, ale co z tego? Żyła. Nie ulega wątpliwości, że zagadka jej przemiany będzie musiała jak najszybciej zostać rozwiązana. Mieli już trop. Rebel. Musieli tylko wiedzieć dlaczego.

 

Sebastien stał tylko i przyglądał się, próbując odwracać wzrok, lecz, chcąc nie chcąc, spoglądał kątem oka na parę. Dziewczyna zauważyła jego zachowanie i od razu wyszła z uścisku Alexa, speszona. Pomyślała, że prawdopodobnie czuje coś do obu. W sumie nie miałą pojęcia, co czuje. Wszystko w niej buzowało. Z początku odrzucała sympatię do blondyna. Postanowiła to zaakceptować, lecz nie zdradzać emocji, dopóki nie zdecyduje, który znaczy dla niej więcej. Los jednak postanowił nie ułatwiać jej wyboru. Przyjdzie taki czas, że będzie musiała go dokonać. Nie chciała tego w tej chwili. Karciła się, że myśli o tym w takich okolicznościach, ale nie potrafiła inaczej.

 

— Co się dzieje? — spytała obecnych. — Kim wy tak naprawdę jesteście? — Brązowowłosa nie odpuszczała. — To jest jakiś chory teatrzyk, tak? — uniosła głos. Marszczyła czoło i skakała spojrzeniem po wszystkich obecnych.

 

— Nie wiemy, co się dzieje, kwiatuszku. — Cornelia położyła dłoń na ramieniu Jane, a ta ją zepchnęła, dalej bowiem uważała babcię za kogoś nieszczerego. Powodem tego okazał się stan, w jakim była dziewczyna, przez ostatnie paręnaście godzin. Nie kojarzyła zdarzeń i postaci, więc nie wiedziała, ile pracy włożyła staruszka w jej powrót do zdrowia. Wdowa nie zrozumiała tej reakcji. Nie nalegała jednak na dalszą rozmowę. Zostawiła młodzież, wychodząc z pokoju bez słowa.

 

— Co zrobiła ci Cornelia? — spytał Alex, rozszerzając oczy, ze zdziwienia. — Bardzo nam dziś pomogła.

 

— To, co ty i Karen. — Skrzyżowała ręce, uniosła brwi i zacisnęła usta.Chciała wyjaśnień, ale nie wiedziała, o co pytać. Wiele myśli i rozwiązań krążyło w jej głowie, ale każde miało tuzin niewiadomych.

 

— Nie bardzo rozumiem. — Pokręcił głową z niedowierzaniem. Patrzył na nią, jakby uciekła z placówki dla obłąkanych.

 

— Ukrywaliście przede mną, to co dzieje się w tym mieście... cokolwiek to jest. Od początku jestem oszukiwana przez najbliższych — mówiła jednym tchem. — Ta cała magia, fioletowe oczy, dziwne postacie, ataki na mnie i Elekcja? — Ostatnie słowo podkreśliła najbardziej. — Co to w ogóle jest, hmm?

 

—Selekcja — poprawił ją Alex. — To taki test. Wszystko ci opowiemy w swoim.

 

Sebastien usiadł na łóżko i przyjął pozycję, w której siedział, nie mając zamiaru wypowiedzieć ani jednego słowa. Odwrócił głowę w stronę okna i oddał się ulubionemu zajęciu. Obserwował gwiazdy na ciemnym niebie i zerkając na księżyc, pomyślał o Karen. Przeszło mu przez myśl, czy Josh skuwa ją właśnie w łańcuchy. Nigdy nie oferował pomocy w tej sprawie, ale od zawsze chciał wiedzieć, jak to wygląda.

 

— Nie sądzicie, że teraz jest ten czas, kiedy powinnam wiedzieć? Zwłaszcza, że stałam się brunetką. Wyglądam jak pieprzona Bella Swan... Jestem wampirem? Mam kły? — Zaczęła dotykać swoich zębów. — Wyjaśnicie mi to wszystko, czy dalej będziecie robić ze mnie idiotkę? — Podniosła głos, który na końcu się załamał, nadając jej charakter lekko zdesperowanej.

 

— Jesteś Inną — Alex powiedział cicho i spuścił wzrok, jakby na podłodze miał znaleźć dziurę, przez którą ucieknie od tej rozmowy.

 

— Jestem czym? — spytała trochę piskliwie.

 

Sebastien przewrócił oczami i wstał. Włożył ręce do kieszeni dżinsów. Ze swoją arogancką miną stanął przed nimi i ponownie przewrócił oczami, zanim jeszcze coś powiedział.

 

— Na litość boską, Stewart. Inną jesteś. Magiczną, masz moce i tak dalej. — Machał dłońmi ostentacyjnie. — Przywykniesz — dodał sucho.

 

Znowu wrócił stary Sebastien, pomyślała. Posmutniała w duszy, lecz nie dała po sobie tego poznać. Wzięła głęboki wdech. Nie rozumiała, że blondyn musi zachowywać się „normalnie" przy Alexandrze.

 

— Jak zwykle, takt schowałeś w kieszeni. — Alex pokręcił głową. Przyjaźnił się z Clarkiem już szmat czasu, ale brakowało mu zrozumienia dla jego trudnego charakteru.

 

— Taką Inną z kłami czy futrem? — przerwała napiętą atmosferę swoją wypowiedzią. Chłopcy skwitowali ją śmiechem, co ją zdenerwowało. Skrzyżowała ręce i podniosła brew.

 

— Skąd ty to wzięłaś? — Alex patrzył na nią z politowaniem, siląc się na powagę.

 

— No wiesz, za wiele nie wyciągnęłam od was — odparła z pretensją. — Śledziłam cię wczoraj. — Zwróciła słowa do Alexa, ale spojrzała na Sebastiena, przypominając sobie ich dziwny moment. Po czym wróciła wzrokiem na zdziwionego bruneta. Chłopak był zdumiony, że aż tak uśpił zmysły, iż nie wyczuł Jane. — Połączyłam waszą kłótnię o picie z żyły z opowiadaniami Cornelii z dzieciństwa — mówiła poważnym tonem. — Poza tym, domyślałam się niektórych rzeczy — powiedziała wymijająco, żeby nie wydać Sebastiena. — Chciałam to wyjaśnić z tobą, ale obudziłam się z takim bólem, że na samą myśl mam ciarki. — Zadrżała. Jej wzrok znów ugrzązł w odbiciu lustrzanym. Jestem pieprzoną Bellą Swan, pomyślała. Mam jakieś moce. Mój chłopak ma kły. Czuję coś dziwnego i niezrozumiałego do jego przyjaciela, który też ma kły. Moja przyjaciółka ma futro. Mogę się już obudzić?

 

W pewnym momencie komórka Alexa zaświeciła się. Dostał wiadomość i zaczął spoglądać, to na przyjaciela to na dziewczynę. Następnie zlustrował ponownie ekran.

 

— Jest wiele rzeczy, które chcemy ci wyjaśnić, ale musisz coś wiedzieć. — Brunet podrapał się po karku, nie wiedząc, jak dalej ująć w słowa swoje myśli. Podwinął rękawy czarnej koszuli i założył ręce na boki. — Ktoś czeka na ciebie na dole.— Zmusił się do mówienia, następnie otarł suche kąciki ust.

 

Sebastien stanął na równe nogi, gdyż zdał sobie sprawę z tego, kim jest tajemniczy gość. Pragnął uchronić ukochaną od bólu, jakiego doświadczy przez to spotkanie. Oczywiście, zawsze po burzy wychodzi słońce, ale burza, jaka czekała Jane nie szczędziła piorunów. Sebastien nie miał pomysłu, jak temu zapobiec, dziewczyna i tak prędzej czy później poznałaby prawdę. Z drugiej strony ukrywanie przed nią tego, mogłoby być tak samo bolesne.

 

— Kto? — Jane odzyskała spokojny wyraz twarzy, lecz nadal miała przyspieszony puls, a jej serce waliło jak oszalałe, nie chcąc zwolnić. Mam puls, serce zaraz wyskoczy z mojej klatki. Chyba nie mogę być wampirem, główkowała intensywnie. Dlaczego mnie to spotkało?

 

— Musisz tam zejść. — Jordan zrobił dziwną dla Jane minę i głaszcząc ją po policzku, oznajmił, że wszystko będzie dobrze. Często jej to powtarzał, a prawda była taka, że większość szwankowała. Nic już nie mogło być takie samo.

 

Dziewczyna posłuchała się, powoli wyszła z pomieszczenia i jeszcze wolniej zeszła na dół. Z każdym krokiem traciła równowagę. Tyle wydarzeń miało miejsce w jej życiu w ciągu kilkunastu dni, więc spodziewała się wszystkiego. Gdy była w połowie, wyszli za nią chłopcy. Zstąpiła z ostatniego schodka i przystanęła na moment, aby wziąć głębszy wdech, którego bardzo potrzebowała. Weszła do salonu, a przed nią stała przerażona przyjaciółka. Zapomniała nawet przywitać wyzdrowiałą Jane i o tym, że już dawno powinna być zamknięta na zamku. Nic nie mówiąc, odsłoniła postać mężczyzny, który obserwował krajobraz za wielkim oknem salonu. Gość zdawał się znajomy Jane, nie mogła sobie tylko przypomnieć skąd. Trudno poznać kogoś po plecach. Gdy chłopak ukazał swoją twarz, Jennifer poczuła, że zaraz zemdleje. To był Josh Evan Stewart, jej starszy o dwa lata brat, zmarły prawie sześćdziesiąt miesięcy temu. Stał przed nią piękny, dostojny i nieskazitelny. Posłał jej nonszalancki uśmiech i wsadził ręce do kieszeni jeansów. Zniknęły cienie spod jego niebieskich oczu, lecz uczesania nie zmienił. Jego włosy wyglądały, jakby stale miały do czynienia z wichurą.

 

Rozpoznała go, chociaż jego charakter ewoluował. Josh dorósł. Gdy mieszkali w Bellbrook w Ohio, miał problemy z narkotykami i imprezował codziennie z koleżkami. Wyrzucili go z uczelni i dosyć często rodzice musieli płacić kaucję, a Katherine ze wstydem przed kolegami z pracy, zabierała syna do domu. Pewnego dnia pod wpływem alkoholu wsiadł w samochód i jak to miał w zwyczaju, przekroczył prędkość. Wjechał w czyjś dom, przy okazji zabijając mieszkankę tejże mieściny, próbującą akurat wejść do domu.

 

Rodzeństwo na swój widok odetchnęło z ulgą. Serce Jane nagle wypełniło szczęście. Oboje zaczęli płakać. Brunetka rzuciła się w ramiona bratu i nie puszczała przez dłuższy czas. Po kilku minutach zrozumiała, że to nie sen i uwolniła ściśniętego Josha. Otarła łzy, brudząc pastelową bluzkę, tuszem do rzęs. I tak już była cała we krwi, ponieważ dziewczyna nie zdążyła zmienić ubrań. Próbowała trzymać uczucia na wodzy. Niestety, nie dała rady. Stojąc plecami do przyjaciół, odwróciła tylko głowę i spokojnie zapytała:

 

— Cały czas wiedzieliście o tym, że mój brat żyje?

 

Odpowiedziała jej głucha cisza, a zapytani stali ze spuszczonymi głowami. Nie mogli na nią spojrzeć. Jane czuła jak złość się w niej wzbiera.

 

— Pytam się! — Zdenerwowana z całej siły uderzyła w szafę, w ogóle nie czując bólu. — Wiedziałeś o tym? — Skierowała pytanie do swojego chłopaka, a ten nic nie powiedział. Waliła pięściami w jego klatkę piersiową, gdy zauważyła, iż sprawia mu ból, zmieniła rozmówce. Podeszła do Karen. — A ty?! — Znów cisza. — Ile razy płakałam ci w ramię, że brakuje mi mojego braciszka, ty pewnie śmiałaś mi się w twarz, co?

 

— Wyjdźcie stąd! — rozkazała przyjaciołom, pokazując im drogę ręką. Chcę zostać z Joshem. — Nikt nie protestował i wszyscy posłusznie wyszli. Josh posłał im przepraszające za siostrę spojrzenie. Grupa nie miała za złe jej zachowania. Sebastien do samych drzwi utrzymywał kontakt wzrokowy z Jane.

 

— Dlaczego mi to zrobiłeś? — Spytała już znacznie spokojniej. — Wiesz, jak bardzo tęskniłam? — Oczy jej się zaszkliły, a usta zaczęły drżeć, jakby zaraz miała wybuchnąć wielkim płaczem, czego nie zrobiła, z trudem powstrzymując emocje.

 

— Nie miałem wyboru. Nie mogłem powiedzieć nikomu, że jestem wampirem. Żelazne zasady nie panują tylko w Dallas. Na całym świecie jest surowy zakaz zdradzania, kim jesteśmy. — Ale wiedz, że wiele razy pragnąłem nagiąć zasady — dodał, widząc, jak bardzo jego siostra posmutniała. —Byłem przy tobie niemalże w każdej sytuacji, choć nie powinienem.

 

— Nie mogę mieć do ciebie pretensji, chociaż chciałabym cię obwinić za wszystko, co się stało po twoim wypadku. Chciałabym wykrzyczeć ci w twarz, jak bardzo bolał każdy dzień bez ciebie. Pragnę obwinić cię za każdą próbę samobójczą. Nie mam jednak prawa, wierzę, że miałeś swoje powody — mówiła, cały czas zabierając rękawem, cieknące strumieniem łzy.

 

— Gdzie teraz mieszkasz? — Dziewczyna wolała zmienić temat, niż dalej wylewać łzy, przecież miała już Josha przy sobie.

 

Brat zwierzył się Jane z każdej historii, która miała miejsce w jego życiu, przez te 4 lata. Rodzeństwu zajęło całą noc, aby rozprawiać o dotychczasowych przygodach. Josh ani na moment nie pomyślał o Karen, choć to on ją zamykał i spędzał z nią każdą pełnię, od kiedy się poznali.

 

 

— Jane, proszę, nie obwiniaj swoich przyjaciół, za ukrywanie mojej obecności. Bardzo mi pomogli.

 

— Wiem, źle ich potraktowałam, ale ostatnio nie panuję nad złością. Nie mam pojęcia, czy ma to jakiś związek z tą dziwną przemianą.

 

— Wszystkiego się kiedyś dowiemy. Na tę chwilę masz chyba inny problem. — Widząc zdziwienie rosnące na jej twarzy, dokończył — ten Clark... — Te słowa wystarczyły, aby nastolatka zrozumiała, co miał na myśli Josh. Skoro zauważył dziwną więź między blondynem a Jane, to zaraz Alex to dostrzeże, a Stewartówna nie wiedziała, czy chce, aby do tego doszło.

 

— Ach tak, to... Nie wiem, co robić. — Ziewnęła i ułożyła głowę wygodnie na ramieniu brata.

 

— Słuchaj swojego serca — ściszył głos, widząc, że dziewczyna zasypia.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Violet 03.09.2016
    Niezły cykl, będę obserwować, podoba mi się. 4
  • coeurr 03.09.2016
    Dziękuję :D Liczę, że nie zawiodę haha :D
  • Margerita 08.09.2016
    pięć
  • coeurr 08.09.2016
    Dziękować xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania