Twoje miejsce, 10. Czy ja zwariowałam?
Sobota zaczęła się potwornie i zdawała się być co raz gorsza. Kathy wstała z lekkim bólem głowy i to już było do bani, a później okazało się, że już jedenasta. Zwlekła się z łóżka, mamrocząc pod nosem przekleństwa, a później wyjęła z szafy ciemne jeansy i ciemnoróżową tunikę przepasaną czarnym paskiem. W łazience ogarnięcie się zajęło jej dłużej niż zwykle. Później zeszła do kuchni, gdzie Alex czytała książkę, a ciocia joan robiła sobie kanapki do pracy.
- Proszę, proszę. Kto to wstał?- zakpiła Alex
- Jak się masz?- krzyknęła ciocia
- Głośnije, jeszcze cię w Meksyku nie słyszeli!- powiedziała Kathy z sarkazmem- Nie mam kaca, nie rusza mnie to.
- Szkoda- stwierdziła ciocia Joan, a następnei spakowała kanapki do torby-Będę późno, nie czekajcie na mnie.
I wyszła z kuchni. Katherine zrobiła sobie kanapki i herbatę, a następnie usidała przy stole. Wtedy Alexis odłożyła książkę na bok i spojrzała na siostrę. Kathy już wiedziała, że ma zamiar zacząć kazanie.
- Trzeba coś zrobić z Jasonem. On chyba rzeczywiście bierze. Bo proszę cię, kto normalny się tak zachowuje?- powiedział- Trzeba go jeszcze poobserwować aby mieć pewność. Kathy, to nie jest normalne. On naprawdę dziwnie się zachowuje. Jak jakiś paranoik. Ty wiesz, że on sypia z krzyżem i nożem przy poduszce. Może to schizofrenia, czy coś. Ja dziś nie mogę go obserwować, mam randkę z Tylerem.
- Czy ty prosisz mnie, żebym szpiegowała własnego barat?- spytała Katherine
- Tylko śledziła, gdy gdzieś wyjdzie. Rewizje w jego pokoju już zrobiłam...
- Grzebałaś w jego rzeczach?- syknęła Kathy
- Tylko troszkę!-broniła się Alex
Na chwilę zapadła cisza.
- I co znalazłaś?- spytała Kathy
Alexis uśmiechnęła się.
- Książki, stare podania. Drewno i drewniane kołki. Jakieś butelki z wodą i krzyże. Noże. Żadnych narkotyków.
- No widzisz- uśmiechnęła się Katherine- Ale masz racje, to dziwne.- westchnęła- Niech ci będzie. Ale tylko dzisiaj.
- Jesteś cudowna- powiedziała Alex i posłała jej całusa- A teraz zbieraj się, za dwadzieście minut mamy trening.
Katherine jęknęła.
Jason założył czarną bluze i wyszedł z domu. Kathy siedząca w salonie, wstała i ubrała skórzaną kurtkę oraz trampki i również wyszła z domu, zamykając go na klucz. Jason nałożył kaptur i skierował się ku lasu. Katherine nie nałożyła kapturu, bo go nie miała. Poszła w jego ślady, utrzymując bezpieczną odległosć. Wysłała do Alex sms'a, z wiadomością, że Jason idzie do lasu,a ona za nim. Szli dobre piętnaście minut. Jason szedł szybko, pewny siebie, a ściółka trzeszczała pod jego adidasami. Kathy natomiast szła lekko, strając się nie narobić hałasu, a w myślach przeklinała Alex. Doszli do jakieś polany. Jasona zatrzymał się i gwałtownie obrócił.
- Czemu za mną łazisz, Kathy?- spytał zły
Super, gratulacje, Kathy!
Ta tylko westchnęła i oparła dłonie na biodrach.
- Okej, Jason. Koniec gierek. Pytam w prost: Znów ćpasz?
Jason spojrzał na nią zdziwiony.
- Czy co robię, Kat? Oszalałaś? Nie, nie ćpam. Skąd taki pomysł?- spytał zszokowany
Kathy wierzyła mu. Biła od niego szczerosć. Rozluźniła się trochę.
- O to spytaj swojej drugiej siostry- powiedziała, a później odetchnęła- Całe szczeście. Ale powiedz mi choć po co ci te kołki i po co czytasz legendy?
- Przeszukiwałyście moje rzeczy?- syknął
Katherine bezradnie rozłożyła ręce.
- Wybacz, Jazz.- powiedziała za skruchą- Ale robiłyśmy to dla twojego dobra. Martwimy się. Jesteś naszym malutkim braciszkiem. Jedynym.
Próbowała rozładować napięcie, ale Jason nadal miał poważną minę i wyglądał na obrażnego.
Coś trzasnęło. Katherine podskoczyła.
- Słyszałeś?- spytała cicho
Jason nagle zatkał jej buzię ręką i wskazał drugą ręką w stronę drzew.
Na ściółce klęczała jakaś ciemna postać, a do swoich ust gwałtownie dociskał szamoczące się ciało królika i łapczywie coś przełykał. Kathy nie widziała jego twarzy, ale skóra na rękach była tak blada, że niemal przezroczysta.
Jazz zdjął rękę z jej ust, ale nakazł by była cicho. Kathy nawet oddychać nie mogła, a co dopiero mówić, czy krzyczeć. Jason wyciągnął coś z kieszeni. Krzyż.
Ciemna postać odrzuciła truchło królik na bok i podniosła głowę. Wbiła spojrzenie prosto w Kathy i Jasona. Katherine nie widziała twarz. Tylko jarzące się czerwnienią oczy, które po chwili przybrały ciemnobrązową barwę, która wydawała się Kathy tak znajoma. Później dziewczyna mrugnęła, a wszytsk zniknęło.
- Jason...- wysapała- Do cholery, co to było? Widziałeś te czerwone oczy? A później brązowe? I co się stało z tym zwierzęciem.
Jason podszedł do królika, całkowicie ignorując Katherine. Wyciągnął nóż z kieszeni i coś przeciął, a następnei pooglądał szyje zwierzęcia. Po chwili wstał.
- Wracajmy do domu, Kathy. Robi się zimno.- powiedział i zmierzył ku wyjściu z lasu
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania