Twoje miejsce, 16.Opowieść tysiąca słów i jednego wampira

Oboje przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Żadno z nich się tego nie spodziewało. Nie tego. To wyszło z ich podświadomości. Ich najskrytszych marzeń. Cisza stawała się niezręczna. Przytłaczająca. Katherine koniecznie chciała ją przerwać, ale nie umiała. Nie wiedziała co powiedzieć. Jeremy rozwiązał ten problem.

- Chciałabyś usłyszeć moją historię?- spytał

Katherine nie do końca wiedziała o co mu chodzi, ale kiwnęła głową. Jeremy wziął ją za rękę i zaczęli powoli iść.

- Urodziłem się pierwszego czerwca 1918 roku w Irlandii. Roku w którym skończyła się pierwsza wojna światowa- powiedział po chwili

Oczy Katherine rozszeżyły się w zdziwieniu.Nie przerywała mu jednak, tylko cierpliwie czekała.

- Moja matka była miejscową nauczycielką matematyki, ale fascynowała się okultyzmem. Miejscowa szamanka, choć wątpie by był prawdziwą czarownicą tak jak ty czy Alexis. Mój ojciec, Victor, był żołnierzem. Nigdy nie wrócił z wojny, choć wątpie by zmarł.

Jeremy odczekał chwilę, po czym kontynuował dalej.

- Miałem czwórkę starszego rodzeństwa: trzy siostry, Emily, Jane i Stephanie, oraz jednego brata Thaddeousa. Jane była najstarsza, a, nie licząc oczywiście mnie, Thaddeous najmłodszy.

Czwórka rodzeństwa. Katherine była lekko zszokowana. Jej rodzina była uważana za dużą, a co dopiero taka, która liczyła sobie siedmiu członków. To były inne czasy, napomniała się.

- Moja historia jest krótka i mniej... interesująca niż ta Maxima- powiedział- Tak naprawdę to wszystko zaczęło się w 1936 roku. Miałem wtedy osiemnaście lat i zamierzałem zostać żołnierzem. Tak jak moj ojciec. Mimo, że go nie poznałem byl dla mnie wzroem. Rodzajem bohatera.

Katherine uśmiechnęła się delikatnie. Ona też widziała w swoim niedawno zmarłym ojcu bohatera.

- Jane i Emily były już wtedy mężatkami, a my szykowaliśmy się do śluby Stephanii. Zaczął się marzec. Śniegi powoli schodziły z ziemi. Anne, czyli moja matka, trochę sfiksowała po zniknięciu ojca. Całkiem zatraciła się w tym swoim voodo. Tak na prawdę nigdy nawet nie śmiałem podejrzewać, że kryje się za tym coś prawdziwego.

Zamilkł na chwilę, jakby próbował sobie przypomnieć co było dalej. Katherine była jednak pewna, że pamięta wszystko doskonale.

- Stworzyła eliksir, który sprawia, że wampiry stają się naprawdę niezniszczalne. Nie wiem jak tego dokonała. Podejrzewam, że pomagała jej prawdziwa czarownica, czy ktoś w tym rodzaju. Wieści szybko się rozeszły. Wampiry pragnęły dostać tą miksturę i stać się niepokonane. Nie miałem pojęcia o wampirach, znałem je tylko z legend i podań ludowych, dopóki jeden nie wyssał mojej siostry na moich oczach, gdy przyszedł po miksturę.

Głos mu się załamał i potrzebował chwili by móc kontynuować opowieść.

- Przebiłem go drewnem. Nie wierzyłem w to co widziałem, ale fakty były jakie były. By żaden wampir nie dostał mikstury wykradłem matce przepis, a miksturę zabrałem ze sobą. Przepis spaliłem w ogniu, a miksturę wylałem w ziemię. W tym miejscu znaleziono potem diamenty.

Westchnął, a Katherin obudziła się jakby z transu. Historia ją wciągnęła i chciała wiedzieć co stało się dalej.

- Ale człowiek nie ma szans z wampirem. Złapali mnie i przyzwali swojego mistrza. Zanim przybył dźgnąłem się nożem.

Katherine otworzyła buzię ze zdziwienia, ale szybko się opamiętała i znów ją zamknęła.

- Podali mi swoją krew, by mnie uleczyć. Nie przewidzieli tylko, że ich mistrz zechce złamać mi kark w zemście.

Katherine przstanęła ze zdziwienia i szoku.

- Odrodziłem się jako wampir, choć nigdy tego nie chciałem. Wypiłem jednak ludzką krew, by dopełnić przemiany. Nie mogłem wrócić do rodzinnego domu. Zacząłem podróżować. A przede wszystkim starałem się unikać kłopotów. Później spotkałem wampira, który kazał was uświadomić. Był kimś na wzór władcy wampirów.

Zamilkł. Katherine doszła do wniosku, że skończył.

Nie wiedziała co powiedzieć. Ta opowieść była tak dziwna. Nie normalna. Nie spotykana i smutna przy okazji.

- Ja... Nie wiem co powiedzieć.

- Nie musisz nic mówić- powiedził i stanął- Chcałem się tym z tobą podzielić i podzieliłem. Nie oczekuje, że to zrozumiesz.

- Ja rozumiem, ale nie wiem co o tym powiedzieć- odparła, a później zamrugała żeby odgonić łzy- Wybacz, muszę wracać do domu. Porozmawiać z Jasonem.

Jeremy kiwnął głową, a Katherine wyszła z lasu.

Dojechała do domu nieświadoma swoich czynów. Gdy weszła do środka przywitała ją cisza. Westchnęła i przeszła do kuchni, ale zanim zdążyła się napić ktoś zadzwonił do drzwi.

W progu stała jej blondwłosa przyjaciółka z przejętą miną.

- Bonnie? A co ty tu robisz?

- Musimy porozmawiać- powiedziała Bonnie i weszła do domu

Zaczęło się. Z takich słów nigdy nie wychodzi nic dobrego.

Katherine przyotowła herbatę i razem z Bonnie usiadły w kuchni przy stole.

- Więc, co się stało?- spytała- O czym chciałaś porozmawiać?

Bonnie tylko westchnęła, a następnie odgarnęła blond włosy z twarzy i westchnęła cicho. Kathy była coraz bardziej przestraszona.

- Pamietasz jak mówiłam ci o tych bajkach, które ojciec mi opowiadał?

- O tych obrońcach? No pewnie, że pamiętam.

- To nie bajki - powiedziała Bonnie, a Kathy rozszeżyła oczy ze zdziwienia- To prawda i... Ale posłuchaj mnie do końca!- dodała, gdy Kathy już otowrzyła buzie- Moją babką była Mery Ann, a jej jakaś tam Jane i ... Nie ważne. Chodzi o to, że jestem Obrońcą.

- Czym?

- Obrońcą- powiedziała, jakby to wszystko miało wyjaśnić- Pamiętasz, jak zawsze uczestniczyłam w niezliczonej ilości akcji charytatywnych? I zawsze stawałam w obronie bezbronnych?

Katherine tylko kiwnęła głową, przysłuchując się uważnie i czując, że ten dzień robi się coraz dziwniejszy.

- Mój tata wszystko mi wytłumaczył. Jestem obrońcą. Istotą nadnaturalną żyjącą troche dłużej niż ludzie. I będę dłużej ładnijesza i młodsza niż ty. A więc wiele się nie zmieni- dodała złośliwie się uśmiechając, na co Kathy wywróciła oczami- Jestem takim trochę aniołem stróżem. Powinnam bronić ludzi przed wampirami, wilkołakami... Ty wiesz, że one istnieją?

- Ja... Wiem, Bonnie- wyznałam ze skruchą

Bonnie spojrzała na przyjaciółkę.

- Skąd?

- Jestem czarownicą, Bon- powiedziała

Bonnie rozdziawiła usta ze zdziwnienia.

- Czarownicą? Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!

- Niedawno się dowiedziałam- broniła się Kathy- Poza tym najpierw dowiedziałam się o wampirach, a dopiero później o sobie.

- O wampirach? Poznałaś do cholery jasnej wmapira i ja nic nie wiem? Kto?!

- Jeremy i Max- powiedziała Kathy

Bonnie otowrzyła szeroko oczy i nic już nie powiedziała.

Drzwi do domu trzasnęły, a do kuchni wszedł spocony Jasno. Katherine tego dnia czekała jeszcze jedna trudna rozmowa. Najbardziej dziwna sobota w jej życiu!

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Annie 19.12.2014
    Historia niezbyt oryginalna, jednak opisana lekko. Lubie czytac twoje opowiadania, poniewaz ciekawie piszesz, poza tym trafilas w moj gust, fantasy z watkiem milosnym. Super! Daje 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania