Twoje miejsce, 23. Nie kończy się tu, inaczej by mnie tu nie było

Katherine otworzyła drzwi i weszła do środka, a następnie przeszła do salonu i usiadła na kanapie, na tyle ile pozwalał jej gorset i sukienka. Max wszedł za nią.

- Boże- westchnęła- Doprawdy nie rozumem jak dziewczyny mogły kiedyś to nosić!

Max przez chwilę nie powiedział nic.

- Urodziłem się, gdy panowała taka moda- powiedział

Katherine wyprostowała się.

- Serio? To ile ty masz lat?- spytała

- W tym roku skończe sto sześćdziesiąt osiem lat.- odpowiedział po chwili

Katherine zaniemówiła na kilka chwil. Później jednak przyjrzała mi się badawczo. Max był jakiś nie swój. Jakby... wytrącony z równowagi? Myślami nie na miejscu.

- Dobra- powiedziała w końcu- Co jest Max? Dzis rano zachowywałeś się normalnie, a jak zobaczyłeś mnie na tym pieprzonym balu to... Zaczęłeś się zachowywać jak nie ty.

Max dopiero wtedy spojrzał na nią i zdawał się ją widzieć w pełni.

- To długa historia- stwierdził, jakby chciał zakończy temat

Niestety nie takie numery z Katherine. Była z natury osobą zbyt wścibską, aby można było ją spławić takim oklepanym tekstem.

- Mamy czas- powiedziała z przymilnym uśmiechem- Opowiedz, proszę.

- Tylko słabi proszą, Katherine- powiedział Max

Kathy uznała, że jest to już bardziej Maxowy tekst.

- Mogę rzucić na ciebie czar i opowiesz mi o tym, nawet nie zdajac sobie z tego sprawy- powiedziała z niewinnym uśmiechem

Max westchnął, a później usiadł obok niej. Katherine podwinęła nogi, na tyle na ile pozwoliła sukienka, i przygotowała się na opowieść.

- Żeby to wyjaśnić musiałbym stać się sentymentalnym durniem i opowiedzieć moją historię- westchnął

- I tak jestes durniem, nie masz nic do stracenia- wywróciła oczami

Max delikatnie się uśmiechnął i oparł , a następnie spojrzał na Katherine.

- Nie kończy się dobrze, inaczej by mnie tu nie było, tylko leżałbym dwadzieścia metrów pod ziemią- powiedział

Kathy nie odpowiedziała. Miała wrażenia, że dla Maxa jest to ciężki kawałek chleba i potrzebuje czasu.

- Urodziłem się 15 listopada 1845 roku w Shady Hills w Virgini Południowej na terenie Stanów Zjednoczonych- zaczął

- Czekaj! Mieszkałeś w Shady Hills?- spytała

- Mój dziadek założył to miejsce- powiedział Max smętnie, a Kathy otworzyła oczy ze zdziwienia

Oczywiście, wiedziała, że rodzina Vanców była jedną z czterech rodzin założycieli, ale jednak wydawało się to takie... Dziwne.

-Moja matka była Włoszką, a ojciec w połowie Anglikiem- ciągnął- Nazwisko Vance cieszyło się szacunkie i dobrą sławą na terenie całych Stanów i zachodniej Europy. Miałem starszą o trzy lata siostrę Rosyline.

Kathy wyobraziła sobie Maxa z siostrą. Efekt był taki, że omało nie wybuchła śmiechem.

- Miałem też młodszego o dwa lata brata Edwarda. W roku w którym zginąłm, zginął też Edward, a Rose miała pierwsze dziecko. Robert był właśnie jej potomkiem.

Katherine w skupeiniu pokiwała głową, całkiem nieświadoma, że ręce jej i Maxima stykały się.

- Mój ojciec Henry Vance był jednym z czterech założycieli Shady Hills. Natomiast moja matka Francesca Vance zmarła, gdy miałem szesnaście lat. Została rozszarpana przez dzikie zwierzę, choć patrząc na... niektórych mieszkańców Shady Hills mógł to być wilkołak.

Katherine zaczerpnęła gałtownie powietrza. Mój Boże!

- Tak naprawdę jakieś konkrety zaczynają się w 1864 roku w październiku. Miałem wtedy niecałe 20 lat i właśnie wróciłem z wojny.

- Walczyłeś na wojnie secesyjnej?- spytała z niedowierzaniem Katherina

- Całe dwa lata- odparł Max- Tak więc wróciłem z wojny, ku ogólnem rozczarowaniu mojego ojca. Ciągle go rozczarowywałem- powiedział to tak lekko, jakby mu to nie przeszkadzało- Rzuciłem Uniwersytet, wróciłem z wojny, zamiast walczyć po stronie Konfederatów. Na dodatek byłem człowiekiem iście rozrywkowym. Lubiłem hazard, potyczki...

Katherine była w stanie to sobie wyobrazić.

- Wróciłem do domu, gdzie trwały wstępne przygotowania do ogłoszenia zaręczyn mojego osiemnastoletniego brata Edwarda z siedemnastoletnią Alice Bennett, przodkiem twojej przyjaciółki Vicky, córką Jonatana Bennetta, jednego z założycieli Shady Hills. W domu nie byłem już jakąś chwilę i od tego czasu zmieniły się dwie rzeczy: ojciec kupił nowego konia i przyjechało do nas rodzeństwo z Europy. Aaron i Evelise byli dziećmi przyjaciela ojca z Anglii. Aaron był dwudziestoparoletnim, wysokim facetem, a Evelise... Evelise była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem. Z wyglądu przypominała nawet troszkę ciebie.

Katherine powinna uznać to za komplement, ale miała mieszane co do tego uczucia.

-Jej cera była jednak dużo jaśniejsza, koloru kości słoniowej. Jej oczy były czarne, a włosy nie były tylko falowane, ale były złotymi, sprężystymi lokami. takimi jak masz dziś, tyle, że jaśniejsze. Jesteście jednak podobnej budowy i macie prawie identyczne rysy twarzy. Jednak charaktery to inna bajka. Ty w porównaniu do niej jesteś niewinna.

Katherine wywróciła oczami, ale Max ją zignorował. Jego opowieść wciągnęła jego samego, przywołując zarówno wesołe, jaki i te smutne wspomnienia.

- Evelise miała dziewiętnaście lat. Znaczy tak mówiła. Aaron był posępny, trzymał się w cieniu. Evelise była jego całkowitym przeciwnieństwem. Panna Summers podbiła serce każdego. Była miła, wesoła, wygadana, urocza. Takie sprawiała wrażenie.

Max westchnął.

- Gdy przyjechałem do Shady Hills byli już tam trzy tygodnie. Bardzo szybko się w niej zakochałem. Mój ojciec był bardzo zadowolony z tego powodu. Stałem się przy niej spokojniejszy. Evelise nie była we mnie ni kszty zakochana. Lubiła być adorowana. Lubiła, gdy zwracano na nią uwagę. Dlatego też nie mogła przeżyć, że Edward przestał poświęcać jej czas i uwagę.

Tu zrobił krótką pauzę.

- Od przybycia rodzeństwa Summers'ów działy się dziwne rzeczy. Ginęły zwierzęta, czasem ludzie. Podejrzewano, że w okolicy pojawiło się dzikie zwierzę. Mój ojciec pochodził z Ameryki, ale dużo czasu spędził w Rumunii. Stolicy wampirów. Wiedział o istnieniu tych nadprzyrodzonych istot, co równało się z tym, że i my wiedzieliśmy W Shady Hills istaniało nawet kilku osobowe, tajne Bractwo do walki z nimi. W połowie października wybrałem się na spacer po lesie. Pamiętam to jakby wydarzyło się wczoraj. Było już ciemno, otaczał mnie mrok. Doszedłem na polanę, a tam dostrzegłem Evelise. Miała na sobie tą samą sukienkę co na kolacji. Pochylała się nad szyją martwego jelenia. Jej skóra była trupioblada, a gdy spojrzała na mnie dosrzegłem, że jej oczy są czerwone. Wstała i nagle pojawiła się przy mnie. W kąciku ust miała krew. Nie bój się, powiedziała, a mój strach odpłynął. Zahipnotyzowała mnie, choć wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Oczywiście, domyśliłem się kim była Evelise i Aaron. Mimo to nadal ją kochałem i jej tajemnica była u mnie bezpieczna. Edward całkowicie stracił zainteresowanie Evelisą, czego nie mogła znieść. Prawdopodobnie zahipnotyzowała go i kazała mu odkochać się w Alice. Dla pewności zabiła ją też, ale podejrzenie znów spadło na dzikie zwierzę. Wtedy bal z okazji założenia miasta odbywał się pod koniec października. Edward przy Evelise bardzo szybko zrzucił żałobny strój. Nie wypadało mu jednka zaprosić Evelisy na bal, dwa tygodnie po śmierci narzeczonej. Ja to zrobiłem. Evelise wyglądała pięknie na owym balu z okazji 50-lecia założenia Shady Hills. Jak bogini w szmaragdowej sukni. Przez cały wieczór Edward rzucał nam mordercze spojrzenia. Po tym balu zaczął się romans pomiędzy mną, a Evelise. Nie wiedziałem, że pomiędzy Edwardem i nią również.

Katherina zaniemówiła z wrażenia.

- Nie byliśmy świdomi, że obaj ją pieprzyliśmy. Prześcigiwaliśmy się w adorowaniu jej, co bardzo jej odpowiadało. Aaron stał z boku i kpił z nas. Chciał też wyjechać, gdyż bractwo Jonatana Bennetta, mojego ojca, Wilhelma DiLaurentisa i Stephana Rackley'a mordowało co raz to więcej wampirów. Evelise się nie zgodziła. W listopadzi ojciec nakazał uczestniczyć Edwardowi i mnie w wielkim przedsięwzięciu przeciwko wampirą. Zgodziliśmy się tylko po to by chronić Evelise. W dzień przedsięwzięcia powiadomiliśmy Evelise i Aarona o tym, że ojciec ich zdemaskował. Eskortowaliśmy ich do lasu, a tam... Tam czekała na nas zasadzka. Ojciec podpuścił nas, byśmy wprowadzili Summers'ów w pułapkę. Wampirom wstrzyknięto wywar z ostrokrzewu, a nam ojciec pogratulował dobrego planu. Nie chciał się przyznać przed resztą, że jego synowie to podli zdrajcy własnego gatunku. Wsadzili Aarona i Evelise do klatki, gdzie mieli czekać na egzekucję. Dzięki charyźmie Edwarda i mojej pomysłowości wydostaliśmy się z pokoju w którym zamknął nas ojciec. Ruszyliśmy na pomoc wampirom.

Katherine słuchała oczarowana. Brzmiało to jak bajka.

- Wydostaliśmy ich z klatki. Później usłyszałem parę strzałów i była ciemność. Obudziłem się martwy. Jako wampir. Piłem krew Evelise podczas wspólnych nocy i umarłem mając ją w organiźmie. By dopełnić przemiany wypiłem krew pierwszej napotkanej śmiertelniczki. Później odkryłem, że mój dom stał w płomieniach, a Edward zniknął. Nie miałem już nic.

Najwyraźniej Max zakończył swoją historię. Kathy otrząsnęła się.

- I ja teraz przypominam ci tą Evelise?- spytała

Max kiwnął głową. Zapanowała cisza, którą przerwał sms. Max zerknął na komórkę.

-Yhym... Jeremy musiał na chwilę wyjechać- powiedział

Kathy zmarszczyła brwi.

- Kłamiesz.

- Okej, masz rację- uśmiechnął się ironicznie- Został zaatakowany, ledwo uszedł z życiem i musi się zregenerować, czyli zapaść w leczniczy sen. Przez jakiś dzień, dwa będzie spał w trumnie.

Katherine rozdziawiła buzię ze zdziwienia. Może strachu.

- Jeśli chcesz możesz wypłakać mi się w ramię- powiedział

Jedno jest pewne: Stary Max ze swoimi tandetnymi tekstami wrócił!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania