Twoje miejsce, 8. Czy wszyscy zwariowali?

W poniedziałek rano wszyscy nadal żyli wydarzeniem sobotniego wieczoru, kończoncego wrzesień. Pod szafką Harrego stało mnóstwo kwiatów i kartek pamięci. Dyrekcja nie zgodziła się na znicze. Zagrożnie pożarem, czy jakoś tak to tłumaczyli.

Alexis przyjęła to dużo lepiej, niż Katherina się spodziewała. Pewnie powinna pamiętać, że w rodzinie to ona jest histeryczką. Zamiast rozpaczać Alex ubzdurała sobie, że Jason zachowuje się dziwnie i musi dowiedzieć się o co chodzi. Czyli najprawdopodobnie zamierzała go szpiegować.

Katherine weszła rano do szkoły mając w pamięci wczorajszy dzień, który tak cudownie spędziła z Jeremym nad jeziorem. Udała się do swojej szafki,uśmiechając się.

- Coś ty taka wesoła?- spytała pewna blondyneczka, uśmiechając się i kręcą sobie włosy na palcu

- A nie można?- odparowała

- Jak tam było na balu?- spytała z mina niewiniątka Bonnie- Byłas z Jeremym, podobno.

Katherina wywróciła oczami.

- Cóż za subtelność- powiedziała- Tak, byłam z Jeremym. A co to za spotkanie z ojcem miałaś?

Tym razem to Bonnie wywróciła oczami i prychnęła pogardliwie, a następnie skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o szafki.

- Mój ojciec jest skończonym kretynem!- powiedziała- Twierdzi, że moim przeznaczeniem jest walka z siłami zła.

- Brzmi niemal biblijnie- odparła z uśmiechem Kathy

- Prawda?- zakpiła Bonnie

Kathy odgarnęła włosy z czoła, a następnie uśmiechnęła się do koleżanki i zatrzasnęła szafkę.

- A ty co na to?

- Dolałam mu koniaku- odparła, na co Katherina wybuchła śmiechem

Pokręciła rozbawiona głową, a następnie ruszyła w stronę klasy.

- Co ci tak wesoło?- spytał Jeremy, który z nikąd pojawił się tuz przy niej

Kathy podskoczyła, a jej oddech stał się gwałtowniejszy. Wszystkie otwarte szafki szafki zatrzasnęły się z chukiem. Katherine rozglądnęła się do okoła. Ludzie ze zdziwieniem otwierali swoje szafki.

- Przestraszyłeś mnie- powiedziała z wyrzutem

- Wybacz- uśmiechnął się delikatnie

- Bonnie mnie rozbawiła- odpowiedziała z przekąsem i stanęła przed klasą- A co?

Jeremy spóścił głowe i znów się uśmiechnął.

- Nie, nic- powiedział- Byłem ciekawy. Masz piękny uśmiech.

Kathy spóściła wzrok, ale zaraz potem znów spojrzała w jego ciemne brązowe oczy.

- No, no, Jeremy. Co jak co, ale komplementy to ty prawić umiesz- powiedziała w końcu

Ten znów tylko się uśmiechnął, a potem ją pocałować i odszedł pewnym siebie krokiem. Katherina tylko westchnęła, a następnie uprzytomniła sobie, że musi się wrócić jeszcze po książki do szafki, więc na pewno się spóźni na literaturę angielską. Znów tylko weschnęła, a następnie zawróciła. Do szafki dotarła po dzwonku, wyjęła książki i schowała je do torby. Tak to jest, gdy gadasz z Bonnie.

Później znów zmierzyła w stronę klasy, ale postanowiła jeszcze wstąpić do łazienki. Jak już się spóźnić to na całego.

Weszła do niedawno odremontowanej łazienki, gdzie przed lustrem stała Laura i pudrowała twarz.

- Kathy, jak miło cię widzieć- powiedziała ze złośliwym uśmiechem- Jak tam po balu? Jeremy nie znudził się jeszcze tobą?

- Mogłabym ci zadać to samo pytanie jesli chodzi o Maxa- odgryzła się Kathy

- Nie ma potrzeby być nie miłą- powiedziała Laura- W końcu gramy po tej samej stronie, nieprawdaż?

Katherine aż przystanęła z wrażenia.

- Naprawdę?- spytała

- Nasi faceci się przyjaźnią. Rodzina.- wytłumaczyła, tłumacząc jej jak dziecku

- Na zaprzyjaźnionych to oni nie wyglądają- zauważyła Kathy- Poza tym to nie oznacza jeszcze, że... Co ty tu masz?

Podeszła do wysokiej dziewczyny i zsunęła jej szal z zamion. Na śmietankowej skórze było widać sine siniaki. I strupy. Jakby ktoś wbijał jej dość grube igły pod skórę.

- Dobry Boże!- wyszeptała Katherina, zsuwajac z niaj całkowicie szal

- Przestań!- powiedziała rozpaczliwie Laura, próbując utrzymać na sobie szal

Katherina zdarła z jej szyi apaszkę, a później podwinęła jej koszulkę. Przjechała palcem po siniaku i aż zaniemówiła. Oczywiście, bardzo szybko odzyskała mowę.

- To Max?- spytała ostro i odstąpiła od niej na krok

Znała już przeciez odpowiedź, ale i tak zapytała. Wątpiła jednak by Laura powiedziała prawdę. Miała rację.

- Nie, przestań- jęknęła Laura, a w jej oczach pojawiły się łzy

Katherine wyszła z łazienki, trzaskajac drzwiami. Nie pamiętała kiedy była tak wściekła. Chyba wtedy, gdy przyłapała Jasona na braniu dragów. Nie może tak być!

Katherina przez cały dzień nie mogła się skupić. Cudem dotrwała do przerwy na lunch.

- Mówię wam, była cała w siniakach- powiedziała oburzona- Jakby coś ja pogryzło.

- Coś?- Bonnie uniosła brwi

- Ktoś- poprawiła się Kathy, wywracając oczami- Muszę coś z tym zrobić. ten Max robi jej krzywdę.

Blondynka i Afroamerykanka papatrzyły po sobie, krzywiąc się.

- No co?

- Katherine, skarbie...- zaczęła Bonnie niepewnie

- Chodzi o to, że to nie nasza sprawa- powiedziała Vicky- To co oni robią, to ich sprawa.

Kathy nie wierzyła w to co słyszy. Czy to własnie wyszło z ust jej najlepszej przyjaciółki?

- Ale...Vicky!

- Vicky ma rację, kochanie- powiedziała Bonnie- Nie powinnaś się w to mieszać. To sprawa Laury i to ona powinna coś zrobić.

- Poza tym my nie lubimy Laury, pamiętasz?- dodała Vicky- Może należą do sado-maso, czy coś.

- No na prawdę!- powiedziała oburzona- Vicky Bennett, zawiodłam się na tobie!

Wstała od stołu. Wypatrzyła Jeremiego, więc postanowiła jeszcze z nim porozmawiać na ten temat. Podeszła do niego szybkim krokiem i wzięła, go za rękę, by następnie zaprowadzić na bok.

- Jeremy, mam... Jest problem.- powiedziała

- Co się stało, Kathy?- spytał i przyjrzał jej się zaniepokojony

Katherine uważnie patrzyła w jego ciemnobrązowe oczy. Wzięła głęboki oddech, po czym zaczęła mówić dalej:

- Ten Max... On, Jeremy... Chodzi o to, że Laura jest cała posiniaczona. Wygląda jakby ją coś pogryzło, a wiesz mi, że do Laury Brown żadne dzikie zwierze nie podejdzie. Wystraszyłby je sam jej wygląd.- powiedziała z nutką sarkazmu- Nie podoba mi się to, Jer. Ona autentycznie była cała w siniakach! I bała się. Powinnam iść z tym na policję.

Jeremy przez chwilę milczał jakby coś rozważał. Jak zawsze przyjął wszystko ze spokojem. Jego rysy twarzy stęrzały, a szczęki zacisnęły się. Był wściekły i niekt teraz nie chciał być w skórze Maxima.

- Wstrzymaj się, Katherine- powiedział po chwili, znów przybierając łagodny wyraz twarzy- Zajmę się tym, dobrze?

Kathy wywróciła oczami, ale kiwnęła głową.

- Niech ci będzie- odparła- Ale obiecujesz?

- Przyżekam, Kathy- powiedział całkowicie poważnie- Poza tym mam coś dla ciebie.

Wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i podał je jej. Kathy otworzyła je z zainteresowaniem. Na białej poduszeczce leżał mosiężny naszyjnik, z zawieszką z jakiegoś szlachetnego kamienia, który można było otworzyć, w kształcie nieznanej Kathy figury geometrycznej.

- Dziękuję- powiedziała z zachwytem, a później spojrzała na Jeremiego- Jest piękny- westchnęła, a później dodała ostrzej- Ale nie myś, ze wywiniesz się z tej sprawy z Maxem.

jeremy uniósł ręce w geście kapitulacji.

- Obiecuję się tym zająć- powiedział, a następnie zapiął naszyjnik na szyi Kathy- Tylko nie rób nic na własną rękę.

Oczywiście, pomyślała Kathy, bo ty się wszystkim zajmiesz.

Katherine specjelnie nie pojechała od razu do domu, tylko zbierała się trochę dłużej niż zwykle. Wiedziała, że w poniedziałki Max przyjeżdża po Laure po szkole. Nie chciała jednak wiedzieć w jakim celu. Odepchnęła się od auta, gdy zauważyła jak Max parkuje swoje auto przed szkołą. Podeszła do samochodu, akurat kiedy Laura również podeszła.

- Max, pogadajmy- powiedziała

Facet chwilę się ociągał, ale później wyszedł z samochodu. Laura wsiadła, a on oparł się o niego.

- Co się stało, Katherine?- spytał z ironicznym uśmieszkiem

- Ty się stałeś, Max- odparła ostro Kathy- Widziałam siniaki Laury, możesz przestać grać.

Rysy twarzy Maxa stężały, ale ironiczny uśmieszek pozostał.

- Nie wiem o czy mówisz, skarbie- powiedział, a każde jego słowo ociekało sarkazmem

- Oczywiście, ty wiecznie jesteś niewinny- prychnęła Katherine- Ale fakt jest taki, że wiem swoje.

- Nic nie wiesz, Kathy- powiedział kpiąco

- Wiem tyle, żeby na ciebe donieść- zdenerwowała się- A policja nie lubi damskich bokserów, wiesz? Co ty sobie do cholery wyobrażasz tak ją traktując?!

-Myślę, że powinnaś już skończyć to swoje płomienne kazanie- powiedział niemal cedząc przez zęby- Zanim powiesz coś czego później pożałujesz!- uśmiechnął się, ale jego oczy były ostrzeżeniem

Kathy zacisnęła dłonie w pięści.

- Nie wiem co ty sobie wyobrażasz na swój temat, ale nie mart się. Oświecę cię. Jesteś draniem. I kretynem. I świnią. I czymś co nie załuguje na miano faceta!

W niebieskich oczach Maxa płonęła furia. Zbliżył się na krok do Kathrine.

- Myślę, że żałujesz tego co powiedziałaś- powiedział, a jego głos stał się nagle głęboki jak ocean- I że chcesz mnie przeprosić. Pocałować.

Nachylił się w jej stronę, ale ta odskoczyła w tył, a następnie go spoliczkowała.

- Nie zbliżaj się do mnie, Vance!- warknęła, a delikatny dotychczas wiatr przybrał na sile

Maxim dotknął swojego policzka i obmacał brodę, a następnie zmrużył oczy.

- Naszyjnik- powiedział, a następnie wzniósł oczy do nieba- No jasne, nasz mały Jeremy nie zostawił by cię bez ochrony!

Kathy doszła do wniosku, że nie rozumie i chyba nawet nie chce zrozumieć tego człowieka.

- Nie krzywdź więcej Laury, bo pójdę z tym na policję!- ostrzegła, a następnie pewnym, szybkim krokiem odeszła od niego i wsiadła do swojego auta, gdzie wybrała numer siostry

Odebrała po trzech sygnałach.

- Czy ty wiesz, że Max Vance chciał mnie pocałować?- pytała

- Skąd mam to niby wiedzieć- odparła Alex- I co do cholery?!

- Chciał mnie pocałować- powtórzyła dobitnie Kathy- Najpierw odkryłam u Laury siniaki. Nie musiałam długo myśleć, aby domyśleć się przez kogo powstały.

- I oczywiście musiałaś się wtrącić- wetschnęła Alexis

Katherine taktownie ją zignorowała i ciągnęła dalej:

- Powiedziałam o tym Jeremiemu, on powiedział, że się tym zajmie...

- Ale i tak działałaś na własną rękę. Rozumiem. Co dalej?

- Dał mi naszyjnik, tak w ogóle. Poszłam, wygarnęłam Maxowi, a ten próbował mnie pocałować. I jeszcze na dodatek bredził, że Jer dając mi naszyjnik, chronił mnie. Kapujesz coś z tego?

- Nic, a nic- stwierdziła Alex

- No właśnie i... Czemu szepczesz?

- Tak jakoś- zakpiła Alex lekko

- Alex... Gdzie ty do cholery jasnej jesteś?- spytała Kathy

- W bibliotece.

Mało brakowało, a Kathy straciłaby panwanie nad kierownicą.

- Żyjesz?

- Ty? W bibliotece! Po co?- spytała Kathy, ignorując wcześniejsze pytanie

- Śledzę Jasona.

I wszystko jasne. Kathy wywróciła oczami, a później zwróciła je ku niebu, jakby prosząc Boga o cierpliwość do swojej siostry.

- Po jaką cholerę?

- Ty wiesz... On się dziwnie zachowuje. A poza tym przeszukuje miejscowe legendy i podania. Czy Jason z własnej, nieprzymuszonej woli czytałby mity i takie tam? Miejscowe na dodatek!

- Może jakieś zadanie domowe- westchnęła Katherine

- Taa...- Kathy słyszała kpinę w głosie siostry- I co jeszcze? A ty zaczniesz znosić jajka?

Kathy parsknęła śmiechem.

- Przesadzasz- stwierdziła

- Wiesz o czym są miejscowe legendy?- spytała Alex, jeszcze bardziej ściszając głos

- No nie- Katherine wywróciła oczami- Oświeć mnie, siostrzyczko.

Przez chwilę panowała cisza, a później Alex powiedziała coś tak cicho, że Kathy nic nie zrozumiała.

- Co? Mów głośniej!

I znów cicho.

- Alex, cholera jasna! Głośniej do cholery!- zirytowała się Kathy

- O CZAROWNICACH, WILKOŁAKACH, ELFACH WAMPIRACH, CHOLERA JASNA!- krzyknęła Alex tak głośno, że Kathy aż podskoczyła i niemal zjechała z drogi

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania