Twoje miejsce, 13. Prawda

Roztrzęsiona Kathy wzięła kluczyki do auta i wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Wsiadła do samochodu i ruszyła z piskiem opon. Droga do dworku Vanc'ów dłużyła się w nieskończoność, więc cały czas dociskała gaz i omało nie spowodowała wypadku. Zatrzymała samochód, a gdy wysiadła dosięgnęły ją zimne krople deszczu. Podeszła do drzwi i zaczęła w nie pukać, a właściwie uderzać pięścią. W końcu ktoś je otworzył, a tym ktosiem był Max.

- Katherine, jak miło cię widzieć- powiedział, uśmiechając się ironicznie

- Czym wy do cholery jesteście?- spytała

Max zamrugał pare razy.

- Ach, te imprezy- powiedział w końcu- Zawołam Jeremiego, niech zawiezie cię do domu.

- Przestań, Max!- warknęła- A może Maximie Vance, synu Henrego Vanca, który pochodzi z dziewiętnastego wieku! Zgubiłeś gdzieś ten szykowny frak, czy inną cholerę?

Maxa zatkało. Odsunął się tylko, by zrobić jej miejsce. Katherine weszła do domu.

- Jeremy! Twoja dziewczyna przyszła i twierdzi, że jestem z dziwewiętnastego wieku!- krzyknął

Nagle przed Kathy pojawił się Jer, choć przed sekundą go jeszcze nie było.

- Kathy.

- Czym jesteście?- wycedziła

- Wampirami, skarbie. Samym mrokiem- powiedział Max i uśmiechnął się ironicznie- Daj jej coś mocniejszego, bo nam tu padnie.

Jeremy rzucił mu mrożące krew w żyłach spojrzenie i otoczył ramieniem Kathy, ale ta odskoczyła od niego. Westchnął tylko i wskazał jej ręką salon. Ta, dumnie unosząc, głowe weszła do pokoju i usiadła na kanapie. Max usiadł na fotelu, założył kostkę na nogę i zaczął jej się przyglądać. Jaremy natomiast podał jej szklankę whisky. Nie wzięła jej. Max napił się natomiast karmazynowego płynu z kryształowej szklanki.

- Jak to jesteście wampirami?- spytała- One nie istnieją.

- Okej... Słyszysz, Jeremy? Nie istniejemy.- powiedział kpiąco Max

Jeremy znów obdarzył go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.

- Przykro mi, Kathy, ale jesteśmy wampirami- powiedział Jer- I...

- I ważniejsze jest jak się domyśliłaś? Oczywiście, nasz cudowny Jeremy miał ci powiedzieć dawno temu, ale coś mu się nie Katherine rzuciła na stół zdjęcie, które znalazła. Max podniósł je, a z jego twarzy zniknął uśmieszek.

- Więc to tak- powiedział

- Miałeś okropne... to coś, w co byłeś ubrany- stwierdziła złośliwie, a później spojrzała na Jeremiego- Pijesz krew?

- Potrzebujemy jej żeby przeżyć. Ale nie koniecznie ludzką. Ja nie zabijam dla pożywienia, żywię się krwią zwierząt. Widziałaś mnie w lesie, choć miałem nadzieję, ze uznasz mnie za zwidy- powiedział

- Ty nie zabijasz- powtórzyła Kathy, a później spojrzała na Maxa- Ty zaatakowałeś Harrego, prawda? Też go zabiłeś?

- Nie, nie zabiłem go- powiedział Max- Ale tych wcześniej tak.

- Max pije teraz krew z torebki.- powiedział szybko Jeremy

- Krzyże na was działają?- spytała

- Nie. Możesz powiedzieć bratu, żeby przestał je przy sobie nosić- wtrącił się Max- I woda święcona też nie.

- A ogień? Odcięcie głowy? Kołek w serce?

- Znasz kogoś, kto by to przeżył?- spytał Jeremy- Niszczy nas światło słoneczne, chyba, że jakaś czarownica nas zaczaruje.

- Czarownica?- powtózyła Katherina, a obraz jej się trochę rozmył- Jesteście silni? Szybcy?

- Mamy wyczulone zmysły i potrafimy hipnotyzować- powiedział Jeremy- Ostrokrzew to roślina, która, jeśli ma ją przy sobie człowiek, uniemożliwia nam zahipnotyzowanie go.

Katherine dotknnęła naszyjnika.

- Tak, w środku jest ostrokrzew- potwierdził Jeremy- Dlatego Maxowi się nie udało- dodał z nutką satysfakcji- Nie musimy oddychać często, mamy zdolność regeneracji. Szybkiej regeneracji.

Katherine poczuła jak kręci jej się w głowie. Wstała z kanapy i lekko sie zatoczyła.

- Trzymajcie się ode mnie z daleka- powiedziała- Od Alex i Jasona też!

Po czym wyszła na zewnątrz i wsiadła do auta, a następnei odjechała z piskiem opon.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania