Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas - CZĘŚĆ I: Mail_7. O co chodzi?

Wysłano: 25 września, godz. 23:00

Od: betka@weddingparty.com

Do: izabellaa@yellowpub.uk

Temat: ???

 

Cześć,

dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo wyczerpujący, ale mam taki mętlik w głowie, że nie mogę zasnąć. Napiszę do Ciebie, może dzięki temu wszystko mi się trochę poukłada.

Z samego rana zadzwoniła jedna klientka z oświadczeniem, że zespół, który znaleźliśmy jest "nieodpowiedni do danej uroczystości". Dokładnie tak to ujęła. Zapytałam ją zatem, co dokładnie się jej nie podoba i czego oczekuje od takiego zespołu.

- Oni myślą, że jak potrafią zagrać "Konik na biegunach" to są wielkimi muzykami. Tymczasem nie znają żadnego starego szlagieru z lat, powiedzmy sześćdziesiątych. Do czego nasi rodzice mają tańczyć? - oburzała się.

Panna młoda ma dobrze po trzydziestce a jej rodzice są w wieku naszych dziadków.

Skontaktowałam się z muzykami i zapytałam, czy mogą przygotować jakieś piosenki dla starszego pokolenia. Odpowiedzieli, że posłuchają jakichś i nauczą się. Ślub za pół roku. Dałam im dwa miesiące na przygotowanie czegoś. Klientka, na szczęście, trochę się uspokoiła.

Potem wpadł Maurycy ze swoją córką.

- Beata, przepraszam Cię - zaczął na wejściu ze skruszoną miną. - Paulina (mama dziecka) przypomniała sobie w ostatniej chwili, że dzisiaj miała iść do dentysty a jej rodzice wyjechali za miasto. Nie miała z kim zostawić małej. Możemy tutaj zostać przez godzinę? - spytał.

W tej samej chwili mała dziewczynka siedząca na jego ręce uśmiechnęła się do mnie tak słodko, ukazując dołeczki w rumianych policzkach, że z miejsca wyciągnęłam do niej ręce. Maurycy skorzystał z okazji i przekazał mi dziecko.

- Małgosiu, to jest ciocia Beata - przedstawił mnie córce ściągając jej z głowy uroczy, różowy kapelusik i odsłaniając blond loczki. - A to jest Małgosia - dodał patrząc na dziewczynkę z czułością.

Aż się wzruszyłam. Chciałabym, żeby mój przyszły mąż (kimkolwiek będzie) tak patrzył na nasze dziecko.

Małgosia roześmiała się w głos, a my, w tym samym momencie poczuliśmy, pewien charakterystyczny dla małych dzieci zapach. I nie mam na myśli oliwki.

Czułość w oczach Maurycego zmieniła się w rozbawienie.

- Ech, córcia. Musimy popracować nad tym, jak być damą - powiedział sięgając do wielkiej torby zawieszonej jeszcze na swoim ramieniu i wyciągając z niej pieluszkę.

Wziął małą z powrotem na ręce i wyszedł z nią do łazienki. Wróciłam do biurka i zaczęłam przeglądać katalogi z bukietami ślubnymi. Za chwilę miała przyjść druga klientka. Najnormalniejsza z wszystkich trzech. Chciała bukiet z dodatkiem czerwonych róż więc wybrałam kilka najciekawszych kompozycji.

Tymczasem Maurycy wyszedł z córką z łazienki i dziewczynka zaczęła oglądać wszystko w biurze. Odłożyliśmy na bok inne rzeczy i zajęliśmy się pilnowaniem dziecka. Nie dało się nie zauważyć, że poza blond włosami, mała była całkowicie podobna do ojca. Ten sam kolor oczu, uśmiech, nawet sposób w jaki marszczyła czoło.

W końcu po obejściu całego pomieszczenia, dziewczynka usiadła na podłodze w części wypoczynkowej i mięła stare katalogi. Wtedy do biura weszła Kasia, nasza klientka. Dziewczyna miała powyżej dwudziestu lat i jej marzeniem był ślub w stylu retro. Suknia w kolorze ecru z koronkowym trenem. Długi welon również z koronki. Pan młody miał wystąpić w brązowym fraku i cylindrze. Do ślubu chcieli pojechać starym rollsem z lat dwudziestych. Nawet nie pytaj w ile miejsc dzwoniłam, żeby znaleźć taki pojazd.

Kasia przywitała się, po czym odmówiwszy kawy albo herbaty, zaczęła razem ze mną przeglądać katalogi. Za każdym razem coś było nie tak. Za dużo róż, za mało róż, przybranie nieładne, to znów zbyt wyszukane.

Po chwili zaczęłam tracić nadzieję, że coś wybierze, gdy w tym momencie do pokoju wbiegła Małgosia i od razu skierowała się do nowej “cioci” trzymając w wyciągniętej rączce wymiętą kartkę z katalogu bukietów ślubnych. Za nią wpadł wystraszony Maurycy.

- Przepraszam… - zaczął.

Kasia uciszyła go machnięciem ręki i wzięła małą na kolana.

- Jaka śliczna dziewczynka - zachwyciła się. - A jak ty masz na imię? - zwróciła się do niej.

- Goja - odpowiedziała Małgosia i wtuliła twarz w ramiona klientki.

- Gosia - powtórzył Maurycy widząc, że dziewczyna nie do końca zrozumiała wypowiedź małej.

Po chwili jednak dziecko stało się bardziej śmiałe i podało Kasi wymiętą kartkę.

- To dla mnie? - zapytała dziewczyna. - Zobaczmy, co tu mamy.

Powiedziawszy to rozwinęła świstek papieru na stole przed sobą, a naszym oczom ukazało się zdjęcie prześlicznego, niewielkiego bukietu ślubnego wykonanego z jednej czerwonej róży w otoczce białej gipsówki i trawy wzdłuż której wiły się koraliki kryształków.

Spojrzałyśmy na siebie i wiedziałyśmy w tym samym momencie, że to jest to.

- Dziękuję Ci bardzo, Gosiu - powiedziała Kasia do małej i ucałowała ją w policzek, na co ta odpowiedziała radosnym piskiem.

Odhaczyłam na swojej liście bukiet i zadowolona zerknęłam na Maurycego. Uśmiechnął się, po czym zerknął na zegarek.

- Kochanie, - rzekł do córki - idziemy do domu. Mama już na pewno na Ciebie czeka.

- Mama - powtórzyła dziewczynka i zaczęła się wyrywać z objęć Kasi.

Maurycy wziął dziecko na ręce i wyszedł do hallu, aby je ubrać do wyjścia. Po chwili pożegnali się i poszli. Ja zostałam z klientką, aby obgadać jeszcze kilka szczegółów.

Po południu Maurycy umówiony był z Anetą na wybieranie dekoracji na salę więc nie było go w biurze. Zajęłam się zamówieniami. Nagle usłyszałam sygnał otrzymania SMS. Sięgnęłam po telefon i zobaczyłam, że to wiadomość od Aleksa. “Wyjeżdżam do Austrii na pół roku. Odezwę się. Teraz i tak nie mogę rozmawiać.”

Wiecie coś na ten temat???

B.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania