Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ II_Beata_Rozdział III: czerwiec - lipiec_koniec cz. II

czerwiec/lipiec

 

Właśnie nalewałam piwo klientowi, kiedy usłyszałam w telefonie dźwięk nadchodzącej wiadomości. W tym samym momencie Aleks stanął w progu między salą a zapleczem ze swoim telefonem.

- Dziewczynka - oznajmił z uśmiechem. - Zdrowa, wszystko jest dobrze.

Niemal podskoczyłam z radości. Oto na świat przyszła córka Izy i Bartka. Byłam ciocią, trochę taką przyszywaną, ale jednak.

Ostatnie dwa miesiące Iza z Bartkiem, mimo udanej operacji maluszka, nadal żyli w lekkim stresie, że dziecko urodzi się za wcześnie, że będą jakieś problemy, ale na szczęście dziewczynka urodziła się prawie w terminie.

Pozostała część pracowników zaczęła bić brawo. Podałam piwo klientowi i sięgnęłam po swój telefon. Zobaczyłam zdjęcie małej istotki w czapeczce, zawiniętej w kocyk. Pod spodem widniał podpis: Beata Maria Drwęcka - Twoja chrzestna córka, bo mam nadzieję, że nie odmówisz ;). Roześmiałam się. No pewnie, że nie. To dla mnie zaszczyt. Gratulacje!! Nie mogę się doczekać, kiedy Was zobaczę - odpisałam.

- Ma na imię Beata i będę jej chrzestną matką - oświadczyłam z uśmiechem pozostałym.

Aleksander roześmiał się.

- No to się świetnie składa, mamusiu, bo ja będę chrzestnym ojcem - odrzekł.

 

Izę i małą Beatkę odwiedziliśmy dopiero następnego dnia. Chcieliśmy dać wypocząć mamie i dziecku po ciężkich przejściach i pozwolić im nacieszyć się sobą. Ja przyniosłam małej śpioszki i kaftanik, a Aleks kupił misia. Teraz stał nad łóżeczkiem i wpatrywał się w swoją bratanicę. Obie z Izą zerknęłyśmy na niego, a przyjaciółka puściła mi oko.

- Aleks, może najwyższa pora pokusić się o własne potomstwo - rzekła.

- Mam nadzieję, że już całkiem niedługo się pokuszę - odparł nie spuszczając wzroku z małej.

Tym razem spojrzałyśmy po sobie z lekkim zaskoczeniem.

- Masz jakąś kandydatkę na oku? - zapytała Izabela.

Teraz popatrzył na bratową.

- Obiecuję, że jak się wszystko poukłada, to pierwsza się o tym dowiesz - rzekł z uśmiechem. - A póki co, porozpieszczam trochę moją chrzestną córkę - dodał znów przenosząc wzrok na dziewczynkę.

Mała właśnie otworzyła oczy i buzię, co oznaczało, że lada moment zacznie się domagać jedzenia. I rzeczywiście rozległ się płacz. Iza zebrała się, żeby wstać.

- Podam ci ją - powiedział Aleks i całkiem wprawnie wziął dziecko na ręce i przekazał je matce.

- Gdzie ty się nauczyłeś tak zajmować noworodkami? - zapytałam ze zdumieniem. - Na swoim bracie nie mogłeś ćwiczyć, bo raczej byś go nie uniósł będąc dwulatkiem.

- Zapomniałaś, że jestem ojcem chrzestnym - odparł mężczyzna z uśmiechem.

Do sali wszedł Bartek. Rozanielonym wzrokiem patrzył jak Iza zaczyna karmić małą. Usiadł przy nich i nie spuszczał z nich wzroku. Aleks ogarnął wzrokiem całą rodzinę, uśmiechnął się i spojrzał na mnie po czym na drzwi. Zrozumiałam jego sugestię, żeby zostawić nową rodzinę samą. Pożegnaliśmy się i mimo protestów świeżo upieczonych rodziców, opuściliśmy szpital.

Ładna pogoda zachęcała do spaceru. Najczęściej korzystaliśmy z tej formy przemieszczania się albo z metro. Był do dyspozycji samochód Bartka, ale Aleks jeszcze nie nabrał wprawy w poruszaniu się drugą stroną jezdni i w godzinach wzmożonego ruchu nie lubił prowadzić. Ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę domu.

- Mam takie wrażenie, jakbym mieszkał tu już od dłuższego czasu - rzekł Aleks. - W ogóle przez ostatnie parę miesięcy nie mieszkałem w swoim domu. Tak sobie myślę, że chyba zostanę tutaj do końca wakacji i wracam do kraju. Dadzą sobie radę bez nas? - zapytał.

- Myślę, że tak - odparłam. - Beatka troszkę podrośnie, Bartek zajmie się pracą, a Iza będzie jej doglądać w domu. Mają świetną ekipę, poukładają sobie to wszystko. Ja też już tęsknię za domem i moją firmą. Chociaż wiem, że Maurycy i Paulina świetnie sobie radzą.

- I co? Zwolnisz ją, jak wrócisz?

- Chciałabym ją zostawić. Muszę to przekalkulować i znaleźć najlepszą opcję. Będę mieć więcej czasu dla siebie. Poza tym praca na nocnej zmianie i ciągłe wdychanie dymu z papierosów też mi się dały we znaki.

- Chodź, zabieram cię na kawę - rzekł Aleks obejmując mnie ramieniem. - Dobra kawa sprawi, że wszystko ci przejdzie.

Roześmialiśmy się oboje.

 

Kilka dni później Iza z Bartkiem i małą Beatką wrócili do domu.

- Postanowiliśmy, że chrzciny zorganizujemy w Polsce - rzekła Iza. - Musimy polecieć do domu na parę dni, pokazać małą dziadkom. Trochę przerwy po tym wszystkim dobrze nam zrobi.

- A kto zostanie w barze? - spytałam.

- Jasiek sobie poradzi. Ogarnie kuchnię, płatności. Zamówieniami zajmie się Magda, jedna z kelnerek. Zresztą to tylko kilka dni - odparł Bartek.

- Kiedy chcecie polecieć? - zapytał Aleks.

- Pod koniec wakacji. Jak mała troszkę podrośnie.

- To się nawet dobrze składa - stwierdził Aleksander, – bo my pod koniec wakacji planujemy wrócić do Polski. Bardzo nam dobrze tutaj z wami, ale czas wrócić do swoich zajęć.

- Pan architekt zatęsknił za garniturem - zaśmiał się Bartek. - Rozumiem, dzięki za pomoc i wsparcie - rzekł już poważnie.

- Spokojnie, Bartek, jeszcze prawie dwie miesiące tu posiedzimy - roześmiałam się.

- No i bardzo dobrze - orzekła Iza, po czym wyszła do sypialni, bo właśnie rozległ się płacz małej Beatki.

 

- Mam propozycję - rzekł wieczorem Jasiek, kiedy mieliśmy chwilę spokoju.

- Jaką? - zapytałam.

- W sobotę odbędzie się u nas speed dating...

- No tak, pamiętamy o tym. I co w związku z tym?

- Może byśmy się zgłosili?

Aleksander roześmiał się.

- Nie, dzięki - rzekł. - Ja nie mam ochoty prezentować się kilkanaście razy przed jakimiś dziewczynami, poza tym i tak wyjeżdżam stąd za jakiś czas więc po co robić komuś złudne nadzieje.

- Ja jestem w tej samej sytuacji - powiedziałam.

- Oj, tam... Wiecie ile tu przychodzi Polaków? - zapytał Jasiek. - Poza tym niektórzy chcą wrócić do kraju tylko nie mają po co. Mieliby motywację.

- Jasiek, śmiało... - powiedział Aleks. - Ale ja się w to nie chcę bawić. Poza tym nie zwiążę się z nikim stąd - dodał.

- Czemu? - spytał Johnny.

- Bo nie - odparł krótko Aleksander i wyszedł na salę.

Jasiek spojrzał znacząco na mnie.

- Ja w pewien sposób jestem zajęta - odrzekłam.

No, bo w sumie w Polsce był Marcin. I nie wiadomo, co się mogło wydarzyć po moim powrocie do kraju.

 

W sobotni wieczór zaczęli schodzić się "randkowicze". Obserwowałam ich z za baru. Skupiłam uwagę głównie na mężczyznach i niektórzy byli całkiem interesujący. Organizatorzy sami przygotowali sobie wcześniej ustawienie stolików w lokalu. My mieliśmy tylko zapewnić przekąski i napoje. Wydarzenie miało rozpocząć się za mniej więcej kwadrans tymczasem niektórzy uczestnicy podchodzili do baru, żeby już wcześniej zamówić sobie coś do picia. Widziałam, że jedni byli dość zestresowani z kolei inni podchodzili do wszystkiego zupełnie na luzie.

- Hej, ślicznotko, a ty jesteś wolna? - zapytał jakiś mężczyzna, który właśnie podszedł do baru. - Jakbyś się ze mną umówiła, to nie musiałbym już tam siadać - wskazał stoliki za swoimi plecami.

Spojrzałam na niego. Był całkiem przystojny. Ciemne włosy, niebieskie oczy, wysoki. Może w innej sytuacji...

- Niestety, ja jestem zajęta - odpowiedziałam. - Co podać?

- Jakiegoś ożywczego drinka bez alkoholu. Zdaję się na ciebie - rzekł.

Przygotowałam jakiś napój, który według mnie miał go orzeźwić i podałam. Próbował jeszcze chwilę mnie bajerować ale w końcu zauważył, że nie trafił na podatny grunt i poszedł. W kolejce za nim ustawił się następny uczestnik. Brytyjczyk z charakterystycznym akcentem. Też zamówił coś do picia. Ze mną, na szczęście, nie chciał się umawiać.

Nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Nawet nie wiem dokładnie, jak do tego doszło. Podeszła do nas organizatorka całego wydarzenia i zaprosiła do udziału. Co ciekawe, chociaż przedtem oboje z Aleksem zarzekaliśmy się, że nie mamy zamiaru brać w tym udziału, nagle jakimś cudem oboje się zgodziliśmy. Nie pomogły żadne tłumaczenia, że wyjeżdżamy, że nie chcemy się z nikim wiązać. Po prostu jakimś cudem zaciągnięto nas do stolików.

Pierwszym kandydatem, który zjawił się przy moim stoliku, był pan od drinka.

- Cześć – rzekł zaskoczony. – Wydawało mi się, że jesteś zajęta – dodał z lekką ironią.

- Hm, no tak… - odparłam lekko zakłopotana. – Nie mogłam zacząć flirtować z tobą zanim zaczęło się spotkanie – wyjaśniłam.

- No tak…

Nie wyglądał na przekonanego ale na szczęście nie ciągnął tematu.

- Jestem Arthur, a ty? – zapytał.

- Beata.

- Pracujesz tutaj?

- Pomagam właścicielce. Na co dzień mieszkam i pracuję w Polsce – odpowiedziałam.

- I zamierzasz tam wrócić?

- Tak.

- Czyli w sumie nie zależy ci na tym, żeby kogoś tutaj poznać?

Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem. Już drugi raz.

- Nie bardzo – przyznałam.

- To co tutaj robisz? – zdziwił się Arthur.

- Sama nie wiem. Ktoś mnie w to wciągnął – roześmiałam się.

- Aha. No nic, zawsze możemy porozmawiać. Czym zajmujesz się w Polsce?

- Pracuję w firmie organizującej wesela.

- Pomagasz pannom na wydaniu uczynić ten szczególny dzień ich wymarzonym dniem?

- Coś w tym rodzaju – odparłam. – A ty czym się zajmujesz? – zapytałam.

- Wykładam filologię angielską na uniwersytecie – odrzekł mężczyzna.

- Tutaj, w Londynie?

- Tutaj też są niezłe uczelnie.

Roześmiał się.

- Nie wątpię – odparłam.

Rozległ się dźwięk sygnalizujący koniec rozmowy i zmianę partnera.

- Dziękuję za rozmowę, miło było poznać – rzekł Arthur wstając.

Ja również podniosłam się i podałam mu dłoń.

- Wzajemnie. Do widzenia – odparłam.

Mężczyzna odszedł do następnego stolika a przy moim usiadł kolejny kandydat. Przywitał się ze mną przez podanie dłoni po czym sięgnął do teczki, którą miał ze sobą i wyjął z niej jakiś plik dokumentów i długopis. Patrzyłam na to z zaciekawieniem. Położył wszystko na stoliku i spojrzał na mnie. Jakoś tak bez wyrazu, bez uśmiechu… obojętnie.

- Cześć, jestem Brian i chciałbym zadać ci kilka pytań – rzekł poważnym tonem. Postanowiłam podjąć tę grę.

- Beata. Słucham – odparłam zachowując powagę chociaż z pewnym trudem.

- Jesteś panną, rozwódką, wdową? – zaczął Brian.

- Panną – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Ile masz lat?

- A masz jakiś przedział wiekowy?

- Nie, chcę konkretnej odpowiedzi.

- Trzydzieści jeden – odrzekłam.

Brian cały czas notował coś w swoich papierach.

- Dzieci?

- Chcę co najmniej pięcioro.

Usłyszałam coś w rodzaju sapnięcia, ale jego twarz pozostała niewzruszona.

- Czym się zajmujesz?

- Mam wolny zawód, jednego miesiąca mam spory dochód, a innego muszę pożyczać na chleb.

Trochę zmyśliłam. Tak źle, na szczęście, nie było.

- Umiesz gotować?

- Tylko wykwintne potrawy.

Spojrzał na mnie podejrzliwie. Wreszcie jakiś wyraz twarzy.

- To znaczy? – spytał.

- Mogę przyrządzić coq au vin, ale nie umiem zrobić naleśników.

- Pranie, prasowanie?

- Jak widzisz, nie mam na sobie nic brudnego ani wymiętego.

Przejechał po mnie wzrokiem. Nawet się schylił, żeby zobaczyć na buty. Prawie parsknęłam śmiechem, ale kiedy się podniósł udało mi się zachować powagę.

- No tak – przyznał. – No dobrze - odchrząknął i odłożył długopis, – szukam żony dla siebie i matki dla moich dzieci. Dzieci wolałyby naleśniki od kurczaka, ale ogólnie nie jest źle. Jeśli jesteś zainteresowana to zaznacz to w formularzu.

Znów rozległ się sygnał końca. Brian wstał.

- Cześć – powiedział i poszedł dalej.

Od następnego potencjalnego kandydata dowiedziałam się, że uwielbia przyrodę i w domu ma wielkie terraria, w których hoduje węże i pająki. Na szczęście nikt nie kazał mi się z nim umawiać. Kolejny miał takiego zeza, że za każdym razem, kiedy patrzył na mnie to nie w oczy, tylko gdzieś obok. Poza tym był nawet całkiem miły. Tylko, że ja nie zamierzałam nikogo odhaczać w formularzu.

Przy kolejnej zmianie na krzesło przy moim stoliku opadł Aleksander. Splótł ramiona, założył nogę na nogę i przyjął pozę wyższości.

- Cześć, jestem Aleksander, jestem architektem. Mam własną firmę i nieźle zarabiam. Poza tym świetnie maluję, gram na różnych instrumentach, doskonale tańczę. Szukam takiej partnerki, która bez problemu mi dorówna i spełni moje wymagania – rzekł tonem dość aroganckim.

Parsknęłam śmiechem.

- Ty tak na serio? – zapytałam.

- Muszę jakoś zniechęcić te wszystkie dziewczyny, żeby którejś nie przyszło do głowy pisać do mnie i prosić mnie o spotkanie – odparł.

- O ile któraś chciałaby – dodałam.

- Gdybym podszedł do tego na poważnie…

- A jakbyś podszedł? – zapytałam kokieteryjnie.

Aleks spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Zmienił pozycję i przysunął krzesło bliżej stolika. Położył ręce na stole i splótł dłonie. Lekko pochylił się w moją stronę.

- Cześć, jestem Aleksander. A ty jak masz na imię? – spytał tym razem tonem uprzejmym i wyrażającym zainteresowanie.

- Beata.

- Beata… Bardzo ładnie – stwierdził uśmiechając się czarująco. – Dobrze się tutaj bawisz, Beato? – zapytał.

- Właściwie tak sobie – odparłam. – Niewielu z tych kandydatów wpadło mi w oko. A tobie jak idzie?

- Może i nawet kilka by się znalazło, tylko widzisz, ja nie jestem zainteresowany.

- Tak? – udałam zdziwienie. – To co w takim razie tutaj robisz?

- Sam nie wiem.

Aleks roześmiał się, ale zaraz spoważniał.

- Jakoś nie mogę dotrzeć do tej jednej, na której naprawdę mi zależy więc stwierdziłem, że może spróbuję o niej zapomnieć – rzekł. – Ale nic z tego. Każdą dziewczynę automatycznie porównuję do tamtej i jakoś blado wypadają w tym porównaniu.

- Dlaczego nie możesz dotrzeć do tamtej? – zapytałam zaintrygowana.

W tym momencie nie wiedziałam, czy Aleks mówi całkiem poważnie czy tylko pozuje.

- Jej się wydaje, że kocha innego – odpowiedział.

- Wydaje się? – powtórzyłam. – Skąd wiesz, że nie kocha go naprawdę?

- Bo nie zachowuje się jak zakochana kobieta.

- A jak twoim zdaniem powinna zachowywać się zakochana kobieta?

Aleks nachylił się jeszcze bardziej w moją stronę.

- Powinna być lekko rozkojarzona i na wspomnienie ukochanego powinny błyszczeć jej oczy, - zaczął patrząc mi prosto w moje - powinna chcieć spędzać z nim jak najwięcej czasu, powinna być lekko tajemnicza i intrygująca, tak aby mężczyzna przez cały czas chciał za nią podążać, powinna z nim flirtować, uwodzić spojrzeniem.

Roześmiałam się.

- Aleks, niezły z ciebie romantyk – stwierdziłam. - I co? Ona się tak nie zachowuje?

- Między nimi wszystko jest takie… stonowane. W dodatku gość wodzi ją za nos i ciągle zmienia zdanie – odparł Aleksander odchylając się do tyłu. Znów splótł ramiona.

Jakaś myśl przemknęła mi głowę. Spojrzałam na Aleksa uważnie, zwłaszcza w jego oczy. Ale niewiele dało się z nich wyczytać. Sygnał zakończył nasze spotkanie. Do końca wieczoru ta myśl nie dawała mi już spokoju. Nie potrafiłam skupić się na kolejnych mężczyznach. W ogóle ku mojemu zdziwieniu przyłapałam się na tym, że nagle porównuję ich wszystkich do… Aleksa. Że gdybym teraz miała zaznaczyć jakiegoś mężczyznę w całym formularzu, z którym chciałabym się umówić kolejny raz to byłby właśnie on.

Domyślałam się, że kiedy mówił o tej dziewczynie, na której mu zależy, miał na myśli mnie. Czy rzeczywiście między mną a Marcinem uczucie było stonowane? Było kilka bardzo romantycznych momentów, ale Aleks nie mógł o nich wiedzieć. W końcu nie było go z nami w tych chwilach. Mimo to miał rację, że Marcin co chwilę zmieniał zdanie. Najpierw długo bał się mi zaufać, potem stwierdził, że jednak jest we mnie zakochany, aby za kilka tygodni oznajmić, że jednak chce tylko przyjaźni, bo nie może zaczekać. Bo nie wierzy, że go kocham. Wychodzi na to, że wszyscy znają mnie lepiej ode mnie samej.

Musiałam jednak przyznać, że czas spędzony tutaj pokazał mi Aleksa od nieco innej strony niż ta, którą kojarzyłam dotychczas. Do czasu, kiedy przyjechaliśmy do Anglii wydawał się nieco zadufany w sobie chociaż sympatyczny, pewny siebie ale jednocześnie taki, który sam nie wie, czego chce. Owszem, imponował mi swoimi talentami, swoim zaangażowaniem w duszpasterstwo, ale gdzieś w tym wszystkim był takim dużym chłopcem. Może trochę inaczej zaczął się zachowywać przed wyjazdem do Austrii, kiedy nagle zrobił się bardziej tajemniczy.

W Londynie, w momencie, kiedy zaczął zajmować się pubem brata i w ogóle stał się na ten czas ostoją rodziny, zaimponował mi totalnie. Okazało się, że ten chłopiec jest jednak prawdziwym mężczyzną, który potrafi odrzucić wszystkie nieistotne kwestie i skupić się na tym, co naprawdę ważne. Potrafi zakasać rękawy i wziąć się do roboty: wyłożyć towar, posprzątać każde miejsce czy spokojnie wyprosić awanturującego się klienta. Nie przeszkadzało mu to, że jego ubranie wiecznie przesiąknięte jest dymem papierosowym i kuchennym olejem. Że nie nosi markowych ciuchów, garniturów, idealnie wyprasowanych koszul i nie pachnie wysokiej jakości wodą kolońską. Wiedziałam, że tęsknił za swoją pracą, za rysowaniem, projektowaniem różnych budynków, konstrukcji ale nie wspomniał ani słowem o tym, że przeszkadza mu praca po nocach w pubie. Pierwszy raz oboje poruszyliśmy tę kwestię przy okazji spaceru w drodze ze szpitala. Dzisiejsza rozmowa z Aleksem dała mi sporo do myślenia, ale póki co musiałam się upewnić, czy pan Drwęcki rzeczywiście mówił o mnie a potem… Uśmiechnęłam się.

 

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania