Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ I_Mail 17. Czas na zmiany - drugi krok

Wysłano: 30 października, godz. 21:00

Od: betka@weddingparty.com

Do: izabellaa@yellowpub.uk

Temat: Czas na zmiany – krok 2

 

Dobry wieczór :)

Wiem, że kilka dni nie pisałam. Straszne... :P

W odpowiedzi na Twoje spostrzeżenie co do mojego smutku... Tak, pewnie wynika to z przyjaźni, z przeżytych ostatnio wydarzeń, z faktu, że nie będziemy się widzieć przez dłuższy czas. Może też z jego ostatniego komentarza... Nie wiem, nie będę się nad tym rozwodzić... Nie mam to czasu ani chęci. Zwłaszcza, że tyle się dzieje...

Dwa dni temu wybrałam się z Marcinem na kawę... randkę??? Zaprosił mnie do Spodka, naszej najlepszej kawiarni w mieście. Na początku wnerwiło mnie jego załatwianie spraw przez telefon. Okazało się, że ktoś ma mu przekazać książkę, aby z kolei on oddał ją komuś innemu. I przez pierwsze pół godziny naszego spotkania cały czas wisiał na telefonie pomiędzy nadawcą a odbiorcą... W końcu poprosiłam go, żeby załatwił to ostatecznie i wtedy zaczniemy normalnie rozmawiać.

- Masz rację - powiedział, po czym wyszedł na zewnątrz.

Nie było go jakiś kwadrans. Kiedy wrócił, oznajmił, że wszystko jest załatwione i schował telefon. Mogliśmy zacząć cieszyć się naszym spotkaniem, delektować pyszną kawą i rozmawiać. Opowiedział mi, że ksiądz Arek zadzwonił do niego z informacją, że zebrało się sporo chętnych na kursy języka angielskiego dla dorosłych i prawdopodobnie od listopada utworzą się grupy.

- Super - ucieszyłam się szczerze. - Nasza młodzież i wolontariusze będą mogli poszerzyć swój poziom. Zbliżają się Światowe Dni Młodzieży, wcześniej wyjazd na Taizé... Wiele okazji do tego, żeby mówić po angielsku - stwierdziłam.

- To prawda. I nie tylko po angielsku.

- No tak, ci którzy znają kilka języków będą mieli prawdziwe pole do popisu. A ty znasz tylko ten język? - zapytałam.

- Uczyłem się w liceum niemieckiego, ale niewiele z tego pamiętam. Nie sądzę, żebym się dogadał z Niemcem. A Ty?

- Angielski znam w stopniu komunikatywnym i przez dwa lata uczyłam się włoskiego. Ale już sporo zapomniałam. Czasami coś zagadam do Mario, znajomego Włocha, który prowadzi restaurację.

Marcin sięgnął po filiżankę z kawą i upił łyk napoju.

- To ta restauracja, do której tak często chodzicie z Aleksem? – zapytał.

- Nie tak często - zaprzeczyłam ze śmiechem. – Ale oboje uwielbiamy włoską kuchnię więc jest to nasza ulubiona knajpka. Odkryłam ją dwa lata temu szukając włoskiej restauracji na przyjęcie weselne. Mario okazał się świetnym gościem otwartym na współpracę i tak się zaprzyjaźniliśmy. Później zabrałam tam Aleksa i oni się też się zaprzyjaźnili.

Marcin spojrzał na mnie zamyślony.

- Ciekawi mnie jedna rzecz – powiedział. – Przyjaźnicie się z Aleksem tyle lat, widać, że lubicie swoje towarzystwo, często o sobie nawzajem mówicie, troszczycie się o siebie... Dlaczego wy nie jesteście razem?

Tego pytania się nie spodziewałam. Nie od Marcina. W ogóle nie wiem, dlaczego ludzie ostatnio coś mi sugerują. Najpierw Mario, teraz Marcin...

- Bo poza przyjaźnią nic nas nie łączy – odpowiedziałam. – A przyjaciele chyba właśnie troszczą się o siebie nawzajem – stwierdziłam.

- Tak, ale albo stają się dla siebie najważniejsi i wtedy to już jest coś więcej niż przyjaźń albo w pewnym momencie ich drogi muszą się rozejść i muszą ustąpić miejsca, żeby mógł je zająć ktoś ważniejszy. A wtedy to ta osoba powinna być najlepszym przyjacielem. Chyba, że okaże się jakimś draniem to wtedy ingerencja przyjaciół jest usprawiedliwiona – rzekł Marcin. – Chciałabyś, żeby Twój mąż omawiał swoje ważne sprawy z przyjaciółką? – zapytał.

Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Były poważne, jak nigdy.

- Oczywiście, że nie – powiedziałam. – I zgadzam się z tobą w stu procentach – dodałam.

- No to jeżeli, jak twierdzisz, Aleks nie jest tym najważniejszym przyjacielem, to zacznij tworzyć miejsce dla tego właściwego zanim osoba tamtego wszystkich odstraszy. A przy takiej konkurencji wielu może odpaść w przedbiegach.

- Aleks nie jest żadną konkurencją. Miał wiele dziewczyn i nigdy nie był mną zainteresowany – wyjaśniłam.

- A ty ilu miałaś chłopaków? – spytał Marcin.

- Nie miałam – odparłam lekko się rumieniąc i spuszczając wzrok.

- Czyli nie czuł żadnej presji... mógł się wyszumieć.

Popatrzyłam na Marcina z wyrzutem.

- Każdy facet musi się wyszumieć – rzekł uśmiechając się. - W jakikolwiek sposób. Nabrać pewności siebie, podbudować swoje ego. A kiedy w końcu przychodzi czas zabiera się zdobywanie twierdzy z księżniczką. W różny sposób się do tego zabiera, niekiedy te zabiegi są... powiedzmy... żałosne, ale to już zależy od dojrzałości emocjonalnej danego mężczyzny. Aleks chyba właśnie zaczyna się przebudzać. Zobaczył innego rycerza koło wieży...

- I wyjechał na pół roku, żeby mu zostawić pole do popisu – weszłam Marcinowi w słowo zanim się rozpędzi.

- Czasem trzeba na chwilę zejść ze sceny w trakcie sztuki, żeby mieć wielkie wejście w finale.

- Marcin... – zaczęłam i właściwie nie wiedziałam, co dalej powiedzieć.

Ja i Aleks? Razem? Gdyby coś miało być, to już dawno mógł działać.

- Marcin, u mojego boku jest dużo miejsca, a moje serce czeka na prawdziwą miłość – powiedziałam.

Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Nie znałam go od tej strony i właściwie ta strona jego osobowości bardzo mi się spodobała. Muszę mu pokazać, że nie czekam na Aleksa i jestem otwarta na nowe relacje.

Kończę, bo zrobiło się późno.

Pozdrowienia dla Bartka.

B.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania