Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ II_Beata_Rozdział I: marzec

CZĘŚĆ II – BEATA

marzec

Wczoraj otrzymałam od Izabeli maila, który mnie wręcz przeraził.

„… na ostatnim badaniu USG, lekarz wykrył, że nasze dziecko ma rozszczep kręgosłupa – pisała Iza. - Czeka mnie operacja. Co tam mnie? Nasze dziecko czeka operacja. Takie malutkie… Wiem, że teraz takie operacje są już na porządku dziennym, ale inaczej jest, kiedy słyszysz o tym, a inaczej kiedy dowiadujesz się, że to dotyczy Ciebie i Twojego dziecka. Jesteśmy pod świetną opieką medyczną (teść nawet uruchomił swoje znajomości i będzie mnie operował jakiś wybitny polski specjalista, który już ma na swoim koncie sporo takich zabiegów) ale i tak jestem przerażona. Pomijając aspekt zdrowotny dochodzi do tego jeszcze stres, jak sobie ze wszystkim sami poradzimy. Jest nas tylko dwoje i do tego mamy ten pub. Nawet mając dobrych pracowników, Bartek i tak musi doglądać wszystkiego, a ja po wyjściu ze szpitala też będę potrzebowała pomocy i opieki. Zastanawialiśmy się nad tym, czy nie rzucić tego wszystkiego i nie wrócić do Polski, ale tam też musimy z czegoś żyć. Nie będziemy całe życie korzystać z pomocy finansowej rodziców zwłaszcza, że moi ledwo wiążą koniec z końcem. I tak razem z teściami bardzo dużo dla nas zrobili, żebyśmy mogli rozkręcić tutaj swoją knajpę. Poza tym w Polsce aktualnie nie mielibyśmy nawet ubezpieczenia. Co prawda możemy zarejestrować się w urzędzie pracy, ale na wizyty u specjalistów i tak trzeba mieć kasę.

Wczoraj Bartek rozmawiał z Aleksem. Za dwa tygodnie wraca do Polski i początkiem kwietnia ma tutaj przylecieć. Powiedział, że zajmie się pubem, żeby Bartek mógł zająć się nami. To miłe z jego strony, ale przecież on też ma swój biznes i nie dość, że dopiero co spędził pół roku za granicą to znów zostawia Sylwka samego. A Sylwek z kolei ma małe dziecko i też pewnie chciałby spędzać więcej czasu z synem a nie zajmować się tylko pracą. Bez sensu to wszystko… Nie wiem, co robić… Muszę to wszystko przemodlić i przemyśleć.

Daj znać, co u Ciebie, żebym mogła chociaż na chwilę oderwać myśli od swoich problemów i poczytać o czymś radosnym… Jak Ci się układa z Marcinem? Jak w pracy? Dajecie radę?...

Przeczytawszy raz jeszcze wiadomość, zamknęłam skrzynkę i zaczęłam myśleć. Gdybym jednak chciała wyjechać do Anglii, co musiałabym tutaj zrobić? Poszukać kogoś do pracy. Najlepiej ze dwie rozgarnięte osoby i zostawić je pod rządami Maurycego. Maurycy musiałby otrzymać wszelkie pełnomocnictwa. Poradziłby sobie, ale nie sam… Musiałam porozmawiać z nim, z Marcinem, z Aleksem…

Drzwi biura otworzyły się i wszedł Maurycy.

- Cześć – przywitał się z uśmiechem.

- Hej – odparłam bez większego entuzjazmu.

Przyjrzał mi się uważniej.

- Co się stało? – zapytał ściągając płaszcz.

- Muszę z tobą pogadać – powiedziałam.

- Ok, zrobię nam herbatę – rzekł i wyszedł na zaplecze kuchenne.

Wrócił po chwili z dwoma kubkami gorącego naparu. Jeden postawił przede mną i trzymając drugi usiadł naprzeciw mnie.

- Mów – rzekł.

Chwyciłam kubek i zaczęłam rysować na nim palcami różne wzory.

- Maurycy, dostałam wczoraj maila od Izy – zaczęłam. – U ich dziecka wykryto rozszczep kręgosłupa i czeka je operacja jeszcze w łonie matki. Oznacza to, że oboje będą potrzebować opieki. Nie wiedzą, co robić… Czy wracać do Polski, czy zostać tam i próbować sobie jakoś dać radę. W Anglii już ułożyli sobie życie. Tutaj musieliby zaczynać wszystko od nowa. Biję się z myślami. Chciałabym tam pojechać na jakiś czas i pomóc im ale sama mam tutaj wielki rozgardiasz, no i sam nie dasz sobie rady.

Spojrzałam na kolegę i dopiero teraz zauważyłam, że zmienił się na twarzy. Wyglądał blado.

- Maurycy? – zaniepokoiłam się.

- Nasza Gosia miała to samo. Obie z Pauliną przeszły operację. Wszystko zakończyło się dobrze, ale najedliśmy się strachu.

Popatrzyłam na niego zdumiona.

- To straszne… - powiedziałam. – Ale po Gosi niczego nie widać.

- Nie. Rozwija się prawidłowo. A Paulina jest osobą, która mogłaby mi tutaj pomóc podczas Twojego wyjazdu. Studiowała to, co ja. Zna się na rzeczy i ma artystyczny zmysł. Musiałbym tylko z nią pogadać i zapytać, czy chciałaby się zaangażować w tę pracę. Zważywszy na fakt, że mamy małe dziecko musielibyśmy jakoś to pogodzić i wziąć jeszcze kogoś do pomocy ale jeśli miałoby to funkcjonować należycie to tylko przy jej udziale. Porozmawiam z nią wieczorem i zobaczymy, co powie.

- Dobrze, dziękuję – powiedziałam. – Cieszę się, że tutaj jesteś. Bardzo dużo mi pomogłeś.

Maurycy uśmiechnął się.

- Po to mnie zatrudniłaś, prawda? Zostałem przemaglowany na wszystkie strony przez twojego przyjaciela, który mam wrażenie, że gdybym nie dał z siebie wszystkiego, sam osobiście pokazałby mi drzwi – rzekł upijając łyk herbaty.

- Bez przesady – powiedziałam. – Pomógł mi podczas rozmów kwalifikacyjnych, ale do mojego zarządzania nie wtrąca się.

- Bo na razie nie czuje potrzeby – roześmiał się Maurycy. – A swoją drogą, jak zareagował na wieść, że masz chłopaka? – zapytał.

- Normalnie. Napisał, że się cieszy i że mi gratuluje – odparłam.

- Po czym okazało się, że projekt zakończył się szybciej a on wraca do Polski we wcześniejszym terminie – dodał Maurycy.

- Nie. To mi oznajmił zanim mu powiedziałam, że mam chłopaka – sprostowałam.

- Myślisz, że tylko ty mogłaś mu o tym powiedzieć?

Następnego dnia Maurycy przyszedł do pracy z Pauliną i Małgosią.

- Rozmawialiśmy wczoraj – rzekł. – Gdybyś chciała wyjechać, to Paulina może z nami popracować. Uwierz mi, że nadaje się do tego i lepiej mieć w zespole kogoś zaufanego – dodał.

- Moje CV nie jest może bardzo imponujące, – powiedziała dziewczyna wyciągając z torebki teczkę z dokumentami i kładąc ją przede mną – ale organizowałam wesele mojej przyjaciółce. Mam kilka kontaktów, dobre pomysły no i myślę, że z Maurycym dalibyśmy radę to ogarnąć. Ja mogłabym wykonywać więcej pracy biurowej, żeby mieć więcej czasu dla małej. No i mogę ogarnąć kilka rzeczy z domu. A co do pozostałego czasu, to rodzice nam pomogą z opieką nad Gosią. Wiem, co przeżywa twoja przyjaciółka i uważam, że jeśli masz taką możliwość, to jak najbardziej powinnaś do niej polecieć i ją wesprzeć. A my będziemy trzymać kciuki, żeby wszystko dobrze się skończyło tak jak u Małgosi.

- I modlić się – dodał Maurycy uśmiechając się.

Odwzajemniłam uśmiech. Sięgnęłam po teczkę Pauliny bardziej z ciekawości niż z potrzeby i przejrzałam pobieżnie jej CV. Studia na tym samym kierunku, co Maurycy, potem dwa lata w pracy jako specjalista do spraw reklamy w jednej ze znanych na lokalnym rynku firm. Potem urlop macierzyński i wychowawczy.

- Ok, - rzekłam z westchnieniem – no to pozostaje mi jeszcze rozmowa z Marcinem. A potem szykowanie się do wylotu.

- Mama, pić – odezwała się Małgorzata.

- Już, kochanie.

Paulina wyjęła z przepastnej torby kubeczek „niekapek” z jakimś kolorowym płynem.

- Proszę.

Podała małej, która chwyciła i zaczęła łapczywie pić. Przez chwilę przyglądałam się jej a potem zerknęłam na Maurycego, który wpatrywał się w dziewczynkę z uwielbieniem typowym dla ojca zakochanego w swojej córce. Pomyślałam, że może stwarzam tej trójce okazję do pobycia razem w większym wymiarze czasu, w dodatku opartego na współpracy i komunikacji. Może to ich do siebie zbliżyć na nowo, albo… rozwalić moją firmę, jak zaczną się kłócić. Uśmiechnęłam się w duchu. Może nie będzie tak źle?

Po południu postanowiłam odezwać się do Aleksa. Stwierdziłam, że sytuacja jest na tyle ważna, że porozmawiam z nim osobiście zamiast pisać maila. W dobie dzisiejszych internetowych komunikatorów rozmowa nie będzie nas kosztować ani grosza.

Udało mi się dodzwonić do niego za pierwszym razem.

- Hej, Beti – odezwał się. – Miło cię słyszeć.

Po chwili uruchomiliśmy kamery.

- I widzieć – dodał uśmiechając się.

- Wzajemnie – odparłam odwzajemniając uśmiech. – Co u ciebie? – spytałam.

- U mnie w porządku. Powoli kończę swoje sprawy a w wolnej chwili załatwiam kwestie wylotu do Anglii.

- No właśnie, ja w tej sprawie dzwonię. Chcę lecieć z tobą.

Aleks spoważniał.

- Co się stało, że zmieniłaś zdanie? – zapytał.

- Jak to co?! – wybuchnęłam. – Przecież w takiej sytuacji nie zostawię mojej najlepszej przyjaciółki bez pomocy i wsparcia.

- Dobra, trochę niefortunnie sformułowałem to pytanie… Chodziło mi o to, jak ci się uda połączyć wszystko: odpowiedzialność za firmę, wylot, związek z Marcinem?

- Znalazłam kogoś, kto pomoże Maurycemu. Właściwie to on znalazł. Matka jego dziecka - Paulina. Zna się na marketingu, poradzą sobie. Może nie puszczą mi firmy z torbami. Największe zlecenie i tak jest na głowie Maurycego.

- A Marcin, co on na to?

- Jeszcze z nim nie rozmawiałam. Ale w tej sytuacji… ja już podjęłam decyzję. Izę znam prawie całe życie, a Marcina zaledwie kilka miesięcy. Póki co, to ona ma pierwszeństwo.

- No jasne.

- Pewnie będę potrzebować jeszcze trochę czasu, żeby pozałatwiać różne dokumenty, pełnomocnictwa i tak dalej… Poczekasz na mnie?

Aleksander roześmiał się.

- Przecież zawsze na ciebie czekam – powiedział. – Zacznę szukać jakiejś okazji cenowej jeśli chodzi o bilety – dodał.

- Ok. To jesteśmy w kontakcie. Muszę kończyć, bo mam jeszcze trochę roboty.

- No to trzymaj się. Do zobaczenia niebawem.

- Pa.

Rozłączyłam się.

Pomyślałam, że póki co, wszystko się układa pomyślnie i sprawnie. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Marcinem i wiedziałam, że tutaj nie pójdzie już tak łatwo. Miałam poczucie, że po tym, jak go starałam się go przekonać, że zależy mi na nim, jak wszystko zaczęło się układać, zawiodę go i zranię. I wszystko tylko dlatego, że lecę tam z Aleksem. A to przecież niczego nie zmienia w uczuciach.

- Niczego nie zmienia?! – grzmiał Marcin wieczorem podczas naszej rozmowy. – Prawda jest taka, że związałaś się ze mną, ale ciągle jestem na ostatnim miejscu.

- Nieprawda… - zaoponowałam. – Po prostu tam jest moja przyjaciółka, którą znam od dziecka i ona mnie potrzebuje. Zrozum, ją i jej dziecko czeka operacja, ona się boi… muszę im pomóc.

- Ale ona ma męża, rodzinę. Czemu oni się nią nie zajmą?

- Zajmą! Ale czasami potrzeba kogoś, kto nie podchodzi do wszystkiego tak… emocjonalnie. Bartek będzie się trzymał przy żonie, ale w środku będzie trząsł się ze strachu. Będzie potrzebował brata. Poza tym będzie potrzebny Izie, a my z Aleksem zajmiemy się ich barem. Jednak oni wszyscy są rodziną, a ja mam szansę stanąć nieco z boku, co też będzie dobre.

Marcin westchnął.

- Ile to wszystko potrwa? – zapytał.

- Nie wiem – odpowiedziałam. – Pewnie zostaniemy tam do rozwiązania.

- Czyli?

- Jakieś pół roku.

- Pół roku? To jest szmat czasu.

- Nieprawda, szybko zleci.

- Dobra, to wszystko i tak jest nieważne. Ty już podjęłaś decyzję i cokolwiek bym nie powiedział i nie zrobił, to jej nie zmienisz. Pozostaje mi tylko prosić cię, żebyś także ode mnie przekazała swojej przyjaciółce, że życzę im wszystkiego najlepszego i wszelkiej pomyślności na czas operacji i rozwiązania.

- Dziękuję, Marcin. Zobaczysz, że wszystko szybko się potoczy, ani się obejrzysz będę z powrotem. W końcu mam tutaj swoją firmę i przyjaciół, za którymi będę tęsknić. Ale tam też są moi przyjaciele, za którymi tęsknię i o których się martwię. Poza tym przecież będziemy w kontakcie.

Marcin spuścił wzrok i przez chwilę milczał. Kiedy znów na mnie spojrzał, miał taki wyraz twarzy jakby właśnie podjął jakąś ważną decyzję.

- Na razie pozostańmy przyjaciółmi – powiedział. – Jak wrócisz i nic się nie zmieni, to wtedy zobaczymy, co będzie dalej.

- Chcesz powiedzieć, że jeśli się nie zakochasz…

- Albo ty.

- Wiesz co? – zirytowałam się. – Może rzeczywiście tak będzie lepiej. Ty cały czas podejrzewasz, że ja jestem zakochana w Aleksie i cały czas nie jesteś mnie pewny. A ja już nie mam siły udowadniać ci, że jest inaczej. Zobaczymy, co będzie za pół roku. Śmiało, nie krępuj się szukać sobie innej dziewczyny – powiedziałam.

- Beata… - Marcin uśmiechnął się i wyciągnął dłonie. – Jesteśmy przyjaciółmi i na pewno będę za tobą tęsknił. Bardzo.

Jego uścisk na pożegnanie był bardzo czuły i trwał długo.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania