Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas_CZĘŚĆ III_Oni_Rozdział I: sierpień

sierpień

 

"Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny."1

Ten fragment skojarzył się Aleksowi z ostatnimi wydarzeniami. Oczywiście w Piśmie Świętym chodziło o "zasianie" Słowa Bożego, ale on też posiał swoje ziarno. Chodziło, oczywiście, o lekkie zamieszanie uczuciami Beaty. Nie było to łatwe, bo od roku była zafascynowana Marcinem, ale ostatnie miesiące, kiedy gość zniknął z horyzontu, dały mu pole do popisu. Trochę empatii, czułości, pokazania, że jest się człowiekiem odpowiedzialnym i dziewczynie zaczęły otwierać się oczy. Oczywiście, jego gesty i uczucia były prawdziwe, nie na pokaz. Skąd wiedział, że coś się zmieniło?

Często mówi się, że facetom to trzeba wyłożyć kawę na ławę, bo inaczej się nie domyślą i nie zauważą niczego. Nie do końca się z tym zgadzał. Lubili konkrety, ale nie byli ślepi. Aleks potrafił dostrzec, kiedy dziewczyna była nim zainteresowana. Widział to w jej oczach, w ruchach... I widział, że od jego rozmowy z Beatą podczas speed dating jej spojrzenie i sposób zachowania nieco się zmieniły. Dość subtelnie, bo dziewczyna nie miała stuprocentowej pewności, czy chodzi o nią, ale jednak.

Oczywiście uradowało to jego serce, które aż rwało się do tego, żeby wziąć ją w ramiona, wyściskać i wycałować, ale postanowił jeszcze trochę poczekać. Niedługo mieli wrócić do Polski, tam znowu pojawi się Marcin i nie wiadomo, co na jego widok zrobi Beata. Aleks musiał poczekać aż dziewczyna będzie pewna swoich uczuć. Kiedy w jej oczach pojawi się miłość do niego, będzie wiedział, że pora na konkretne deklaracje. A tymczasem po prostu nie zamierzał pozwolić jej o sobie zapomnieć.

Zamknął Pismo Święte i przez chwilę modlił się prosząc też między innymi o to, żeby ta relacja w niedługim czasie poukładała się korzystnie dla nich obojga. Usłyszał dochodzące z drugiego pokoju kwilenie dziecka. Wstał i poszedł tam. Iza właśnie przewijała córkę. Stanął z boku i z lekkim uśmiechem przyglądał się, jak to robi. Zerknęła na niego kątem oka i też się uśmiechnęła.

- Hej, córcia, zobacz kto do ciebie przyszedł - powiedziała zapinając pieluszkę. - Twój ulubiony wujek.

- Bo jedyny – dodał ze śmiechem.

- To też prawda - odparła Iza i wzięła małą na ręce. - Nakarmiona, przewinięta, teraz możemy się przespać - rzekła czule kołysząc dziewczynkę w ramionach.

Na te słowa Beatka ziewnęła rozkosznie.

- Będzie mi was brakować, kiedy się stąd wyjedziemy – powiedział Aleks podchodząc bliżej. Pogłaskał małą po główce. - Nie będę widzieć, jak Beatka rośnie, jak się śmieje, jak sobie gaworzy, jak zaczyna siadać...

- No nie będziesz - przyznała Iza. - Ale czasami tak się wszystko układa.

- Nie myśleliście o powrocie do Polski? Przecież znaleźlibyście tam pracę.

- Pewnie tak, ale wiesz, że zbieramy na dom. W Polsce zajęłoby nam to wieczność, tutaj idzie trochę szybciej. Mamy grono stałych klientów, dobrych pracowników, pub zarabia sam na siebie. Dzięki temu jakoś łatwiej znieść rozłąkę. Poza tym będziemy przylatywać do Polski przynajmniej ze dwa razy do roku, a ciebie też zapraszamy do nas. Samego albo z jakąś osobą towarzyszącą.

Aleks uśmiechnął się na myśl o możliwej osobie towarzyszącej.

- Kiedy zamierzasz trochę popchnąć akcję do przodu? - spytała Iza przypatrując mu się uważnie.

- Już to zrobiłem - odpowiedział. - Teraz pozostaje mi tylko uzbroić się w cierpliwość.

- Jakbyś już nie był w nią uzbrojony - zaśmiała się bratowa. - Zdradziłeś Beacie swoje uczucia? - zapytała podekscytowana.

- Nie wprost, ale dałem jej do myślenia. Myślę, że wie, co w trawie piszczy.

- I co? Jaka jest jej reakcja? Bo ja, prawdę powiedziawszy, nie zauważyłam żadnych zmian w jej zachowaniu.

- Bo one są tak subtelne, że tylko osoba, która naprawdę dobrze ją obserwuje, potrafi je dostrzec.

Iza odłożyła śpiącą córkę do łóżeczka i spojrzała na Aleksa.

- Kto by przypuszczał, że faceci są aż tak spostrzegawczy - rzekła ironicznie, ale z uśmiechem, który wskazywał na to, że robiła sobie z niego żarty.

- Jestem architektem. Mam oko do szczegółów - odrzekł także się uśmiechając.

- Osobiście uważam, że Beata, oczywiście mam na myśli zacną matkę chrzestną mojej córki, i ty bardzo do siebie pasujecie i już od dawna mam nadzieję, że w końcu będziecie razem - rzekła Iza. - Naprawdę bardzo długo musiałam trzymać język za zębami. Kiedy ona pisała te maile o tobie, pełne zdziwienia z powodu twoich niektórych zachowań, to korciło mnie, żeby wreszcie uświadomić jej, jak wygląda prawda...

- Cieszę się, że tego nie zrobiłaś. Nic by to nie dało dopóki była zakochana w Marcinie, poza tym nie traktowała mnie poważnie i nie widziała we mnie kandydata na męża. Zmiana otoczenia dobrze podziałała na mój wizerunek. Mogłem pokazać jej inną cząstkę siebie.

Iza spoważniała.

- Bartek opowiedział mi o tym, jak modliliście się podczas mojej operacji. To było niesamowite, bo kiedy mnie usypiali czułam taki wewnętrzny spokój i przestałam się bać.

- W końcu wstawiała się za wami nasza najlepsza Matka.

Aleksander uśmiechnął się.

 

Wielkimi krokami zbliżał się koniec londyńskiej przygody Beaty i Aleksa. Oboje powoli zaczynali przygotowywać do powrotu do Polski. Wraz z nimi na odwiedziny rodzinnych stron szykowali się Iza z Bartkiem i córką. Ostatniego wieczoru przed wylotem, Jasiek przygotował pyszną pożegnalną kolację. Tego wieczoru wyjątkowo postanowili otworzyć lokal dla gości nieco później niż zwykle. W przeciwnym razie Iza nie przyszłaby wcale, ponieważ nie chciała narażać Beatki na hałas i różne zapachy.

- Jasiek, przeszedłeś dzisiaj samego siebie - stwierdził Bartek przełykając kolejny kawałek mięsa.

- Starałem się, żeby dzisiaj było bardziej wykwintnie - odrzekł kucharz.

- No i jest - przyznała Beata. - Będę tęsknić za twoją kuchnią - dodała.

- Zapraszam na urlop do Londynu. Zawsze przygotuję ci coś pysznego - rzekł Jasiek.

- Kto wie? Na pewno będę chciała odwiedzać moją chrzestną córkę.

- Chyba, że urodzisz swoja własną - wtrąciła Iza z lekkim sarkazmem i z satysfakcją obserwowała jak przyjaciółka się rumieni a Aleks spuszcza głowę, żeby ukryć uśmiech. Zaczynała żałować, że będzie w Polsce tak krótko. Z chęcią poobserwowałaby rozwój wydarzeń pomiędzy tymi dwojga. Liczyła na szczegółowe sprawozdania mailowe.

 

Beata wysiadła z samolotu i wciągnęła powietrze.

- Nie ma to jak dobry, polski smog - rzekła ze śmiechem.

Pozostali także się roześmiali.

- To co? Szybki obiad, wsiadamy w pociąg i do domu? - spytał Bartek.

- Tak. A ja jeszcze muszę przewinąć i nakarmić małą - odparła Iza i ruszyła do terminalu. Za nią podążył jej mąż.

Beata z Aleksem zostali w tyle.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - rzekł mężczyzna.

- Tak... będę mogła wyspać się we własnym łóżku, zobaczyć co słychać w mojej firmie, poznać w końcu moją bratanicę! Przez te parę miesięcy byłam tak skupiona na tym, co się działo w Londynie, że bardzo zaniedbałam rodzinę. No i pasuje odwiedzić duszpasterstwo - stwierdziła dziewczyna.

- Sam jestem ciekawy, co nowego u nich słychać. No i muszę odwiedzić Kubusia. Rany, ale mamy zaległości.

Aleks jęknął.

- No, byliśmy trochę jakby w innym świecie, a teraz trzeba wrócić na ziemię - odparła Beata.

 

Po przyjeździe do domu, Beata przywitała się z rodziną i zapoznała z jej nowym członkiem, miesięczną bratanicą, Julią. W ramionach cioci spędziła kilka chwil, ale chyba nie było jej najwygodniej, bo zaczęła płakać. Uspokoiła się natychmiast, kiedy na ręce wziął ją tata. Beata przyglądała się chwilę Kindze, swojej bratowej. Zauważyła, że podobnie jak u Izy bije od niej pewien blask. Widać było to nowe doświadczenie, nowe przeżycie i fakt, że jest się w tym momencie za kogoś odpowiedzialnym. Jakiś nowy rodzaj miłości pojawiał się w oczach.

Beata przypomniała sobie Aleksa, kiedy trzymał dziecko w ramionach. Wyobraźnia podsunęła jej scenę, w której oboje spędzają czas w pokoju dziecinnym. Ona odpoczywa w fotelu a Aleks pochyla się nad łóżeczkiem i bierze na ręce ich dziecko. Potem w to miejsce postawiła Marcina. Jakoś jego osoba nie pasowała. Zachciało jej się śmiać chociaż największy ubaw będą mieć wszyscy jej znajomi, łącznie z samym Marcinem. Musiała obmyślić jakąś strategię, żeby wyjść z twarzą z całej tej sytuacji, a jednocześnie zaplanować najpiękniejsze wesele – swoje własne.

 

Aleks wrócił do mieszkania i niemal dosłownie, padł na kanapę w salonie. Godzina zabawy z półrocznym synem chrzestnym wymagała od niego sporej energii. Mały był bardzo żywym dzieckiem i kiedy dopadł "wujka" to już nie chciał zostawić. W związku z tym oglądali różne przedmioty na półkach, gaworzyli sobie, a nawet sprzeczali się o to, co sześciomiesięczne niemowlę może wziąć w rączkę i wyrzucić na podłogę.

Przy okazji Sylwek wdrożył współwłaściciela w bieżącą sytuację firmy. Mieli kilka nowych zleceń. Poza tym Austriacy podesłali im klienta, dla którego musieli przygotować duży projekt. Aleks już nie mógł się doczekać, kiedy weźmie ołówek do ręki i zacznie robić pierwsze szkice. Szczegółowe rysunki tworzył już w programie komputerowym. Obaj z Sylwkiem mieli osobne gabinety, a pomiędzy nimi większy wspólny, żeby w nim przyjmować gości czy klientów lub wykonywać pracę typowo administracyjną. Dzięki temu obaj mogli w spokoju zająć się rysowaniem. Oczywiście do prezentacji gotowych rozwiązań jak również służbowych odpraw służyła doskonale wyposażona sala konferencyjna. W ogóle to, że mogli kierować taką firmą, zawdzięczali przede wszystkim Panu Bogu i temu, że postawił na ich drodze takich ludzi, jak ich pierwszy szef. I ostatni.

Aleks i Sylwek skończyli studia z wyróżnieniem i dostali się na staż do tej samej firmy, która miała już pewną renomę i pozycję na rynku. Chłopaki dawali z siebie wszystko, pracowali po godzinach, żeby zdążyć z wszystkim, czego od nich wymagał szef. On sam szybko przekonał się, że obaj mają duży talent, są dokładni, precyzyjni i pod koniec stażu powierzył im bardzo duży projekt. Oczywiście pod jego ścisłym nadzorem, ponieważ młodzi pracownicy nie mieli jeszcze zdanego egzaminu zawodowego. Młodzi architekci, pełni zapału i zdolności, zabrali się do pracy. Rysowali, poprawiali, szukali nowych rozwiązań w podręcznikach, w Internecie aż w końcu po wielu trudach i nieprzespanych nocach przedstawili gotowy projekt. Spodobał się i nie było do niego większych zastrzeżeń. Parę dni później chłopaki pojechali zdawać egzamin, a kiedy wrócili z bardzo dobrymi wynikami czekała na nich taka niespodzianka, jakiej w życiu by się nie spodziewali. Ich szef wezwał ich do swojego gabinetu, pogratulował zdanego egzaminu i oświadczył, że odchodzi na emeryturę. Ponieważ w swoim szczęśliwym małżeństwie nie doczekał się potomstwa, zdecydował, że chce przekazać firmę w zarządzanie Aleksandrowi i Sylwkowi z możliwością wykupu przez nich większości udziałów, kiedy będą mieć na to środki finansowe. Dodał jeszcze, że poznał ich umiejętności, zapał i chęć do pracy i wierzy, że chłopaki rozszerzą bazę swoich klientów a dzięki nowym technikom i świeżym umysłom dodatkowo ją unowocześnią i podniosą atrakcyjność. On sam pojechał z żoną w podróż dookoła świata. Parę lat później wysłał im wiadomość, że śledzi sytuację firmy na bieżąco i jest bardzo zadowolony z działań swoich byłych pracowników.

Właśnie w tamtym czasie, kiedy młodzi architekci przejmowali firmę, wraz z poprzednim szefem odeszła jego sekretarka i tak w szeregi pracowników wkroczyła Beata a Aleks, który uważał, że jest czasami nawet do przesady perfekcyjny (chociaż nie we wszystkich aspektach życia), przekonał się, że są "gorsi" od niego. Po roku współpracy nawet nie był do końca pewny, kto w tej firmie rządzi pod względem administracji, ale ponieważ dla zapracowanych architektów było to spore ułatwienie więc w ogóle nie przeszkadzał im fakt, że w tej kwestii Beata sporo decyzji podejmuje samodzielnie a konsultuje te, które wymagają decyzji właścicieli. Kiedy wydawało się, że już wszystko stanęło na swoim miejscu, Beata oświadczyła im, że odchodzi z firmy, bo zakłada swoją.

Teraz, z perspektywy czasu, to że pracowali osobno było chyba nawet bardziej korzystne dla nich. Z drugiej strony, jeśli założą kiedyś rodzinę to oboje będą musieli trochę zmienić rytm swojego życia zawodowego. Ale mieli jeszcze trochę czasu, żeby przedyskutować ten temat.

 

Beata, po kilku dniach spędzonych z rodziną, odwiedziła swoją firmę. Zastała w niej tylko Maurycego, ponieważ Paulina była ze swoją klientką na przymiarce sukni.

- No, witaj w domu – rzekł mężczyzna mocno ściskając koleżankę.

- Cześć, Maurycy – odparła odwzajemniając uścisk. – Co u nas słychać?

- Jest dobrze, dajemy radę. Rozdałem chyba z pięćdziesiąt wizytówek na weselu Anety i już kilka osób dzwoniło. Mamy umówione trzy spotkania.

- Super! Klienci tego pokroju to dla nas skarb. A jak wypadło samo wesele?

Maurycy spojrzał na Beatę z westchnieniem.

- Wszystko poszło dobrze, ale ilość pokonanych kilometrów przed tym wydarzeniem wystarczyłaby na maraton – rzekł. – Jednak pani młoda była zadowolona i polecała nas swoim koleżankom. Pan młody wyglądał za to na bardzo zmęczonego. A Marcin... – Maurycy nagle zamilkł z dość zabawną miną.

- Co Marcin? – zapytała.

- To było śmieszne...

- Odpowiadaj – poleciła.

Maurycy przez chwilę się wahał, ale chęć opowiedzenia zabawnej historii jednak zwyciężyła.

- Marcin przyszedł na wesele z osobą towarzyszącą – powiedział. – To była ta włoska tancerka, do której chodzi na lekcje.

- No i?

Maurycy nagle wybuchnął śmiechem.

- Wyszli na parkiet... – wyksztusił – i orkiestra zagrała coś w rytmie ta... tanga... – mężczyzna wył ze śmiechu.

Wyglądał przy tym tak, że i Beata zaczęła się śmiać. Po chwili złapał oddech.

- I ta cała Caterina zaczęła z nim tańczyć to tango – wyrzucił jednym tchem i znów ryknął śmiechem. – A on w ogóle nie złapał rytmu ani kroków – kontynuował po chwili – i tylko biegał za nią po całej sali. W końcu się potknął o jej stopę przez co ona straciła równowagę i tak przebiegli przez parkiet na czterech nogach. Myślałem, że wylądują na podłodze, ale jakoś się utrzymali w pionie. W końcu ta babka zatrzymała się i zaczęła coś krzyczeć po włosku. Powtórzyłbym ci, ale stałem za daleko i nie słyszałem dobrze. On się wkurzył i coś jej odpowiedział po polsku. W ostateczności przywaliła mu w gębę, odwróciła się na pięcie i poszła.

Beata wyobraziła sobie tę scenę i jej śmiech też przybrał na sile.

- I co dalej? – spytała.

- Ludzie mieli ubaw po pachy. Marcin był taki czerwony, że bałem się, czy nie trzeba będzie wzywać pogotowia. Szybko poleciłem obsłudze aby roznieśli lody i w ten sposób zająłem czymś gości.

- Jasny gwint – westchnęła Beata.

- Potem jej przeszło i znów razem tańczyli. Ale już nie tango – dodał kolega. - A co u ciebie? – zapytał. – I u twojej bratowej?

- Wszystko w porządku. I z nią i z dzieckiem. Przylecieli razem z nami. Będą tutaj urządzać chrzciny.

- To świetnie. Bardzo się cieszę. A Aleks jak tam?

Beata zarumieniła się.

- Też w porządku – odpowiedziała.

- A Marcin w ogóle się do Ciebie odzywał?

- Sporadycznie.

- To pan architekt miał pole do działania – mruknął Maurycy.

- I podziałał.

Maurycemu rozbłysły oczy.

- Co podziałał? – zapytał z zainteresowaniem.

Beata opowiedziała mu o tym, jakie zmiany w zachowaniu Aleksa rzuciły się jej w oczy w Anglii i o rozmowie podczas speed dating.

- Nieźle... w końcu wziął się facet do roboty i zrobił to w dobrym stylu – skomentował Maurycy. – Co z tym zrobisz?

- Muszę to przemyśleć i zastanowić się czego chcę. A potem... zobaczymy – odparła dziewczyna. – A jak ci się pracowało z Pauliną? Coś ruszyło między wami?

- Ruszyło – Maurycy uśmiechnął się. – I współpraca też dobrze się układa.

- Muszę wszystko przemyśleć i sprawdzić, czy stać mnie na dwóch pracowników – rzekła Beata. – Może jakieś pół etatu...

- Byłoby super, ale nie martw się tym. Wiem przecież jak wygląda nasza sytuacja.

 

Po powrocie do domu Beata sprawdziła pocztę mailową. Zdziwiła się, kiedy znalazła wiadomość od uczestnika ze speed dating, bo nie zaznaczyła nikogo w formularzu. Mimo to ktoś do niej napisał.

Kliknęła na wiadomość

„Cześć, poznaliśmy się podczas speed dating i bardzo miło rozmawiało mi się z Tobą. Właściwie byłaś jedyną uczestniczką, przy której byłem całkiem szczery. Wiem, że wyjechałaś do Polski, ale tak się składa, że ja też tu aktualnie przebywam. Chciałbym zaprosić Cię na kawę. Czekam na odpowiedź. Pozdrawiam. Aleksander ;)

W pierwszej chwili nie załapała o jakiego Aleksandra chodzi. Dopiero po chwili skontastowała, że to przecież Aleks. „Aleksander” brzmiało tak poważnie. Kliknęła: odpowiedz. „Cześć, Aleksandrze, myślę, że dam się zaprosić na kawę... ;)”

 

1 Fragment z Biblii Tysiąclecia, Ewangelia Mateusza

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • sweetberries 28.03.2018
    Czytam od niedawna Twoje opowiadania, są bardzo wciągające :D Czekam z niecierpliwością na kolejne części :)
  • DieCrivaine 03.04.2018
    Miło mi to słyszeć, czy raczej czytać. Zapraszam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania