Pokaż listęUkryj listę

Wszystko ma swój czas - CZĘŚĆ I_Mail 13. After party II

Wysłano: 11 października, godz. 23:00

Od: betka@weddingparty.com

Do: izabellaa@yellowpub.uk

Temat: After party II

 

Witaj ponownie :)

Nie mogę zasnąć. Zbyt dużo emocji kłębi się we mnie. Zdążyłam przeczytać Twojego maila i cóż... przepraszam, że w ogóle nie wspomniałam Ci, w co ja ubrałam się na tą imprezę i w co ubrany był Marcin ;). Od razu zaprzeczam, jakoby wypadł blado przy Aleksie. W granatowych dżinsach i białej koszuli prezentował się bardzo elegancko. Jednocześnie ten strój dodawał mu dużo chłopięcego uroku przy jego blond czuprynie. Ja włożyłam czarne, skórzane legginsy i moją ulubioną szmaragdową tunikę z krótkim rękawem i ściągaczem poniżej bioder. Tę, o której zawsze mówiłaś, że pasuje do takiego rudzielca jak ja.

 

Wracając do głównego tematu, po tamtej wymianie zdań z Marcinem straciłam Aleksandra z oczu. Objawił się ponownie, kiedy siedziałam przy stoliku, sama (Marcin wyszedł do toalety) i piłam wodę. Zdjął kurtkę. Profilowana koszula świetnie podkreślała jego sylwetkę.

- Cześć - przywitał się uśmiechając. - Mogę? - zapytał wskazując puste krzesło obok mnie.

- No pewnie - odparłam. - Fajnie, że przyjechałeś. Jak się czujesz?

- Dobrze, dziękuję.

Zamilkliśmy.

- Pierwszy raz widzę Cię nieogolonego - odezwałam się po chwili. - Do twarzy ci - dodałam z uśmiechem.

Aleksander też się roześmiał.

- Dopadło mnie lenistwo - rzekł. - Co tutaj dobrego dają, co mógłbym zjeść? - spytał przenosząc spojrzenie na stół. - Sałatka... z majonezem, hm... placek z jabłkami. O, to jest dobre - stwierdził biorąc talerzyk i nakładając sobie kawałek ucieranego ciasta. - Smaczne - powiedział po chwili przeżuwając pierwszą porcję, po czym zmarszczył brwi. - Twoje? - spytał patrząc podejrzliwie na mnie.

- Tak - odparłam.

Nie dodałam, że zrobiłam je specjalnie z myślą o nim, żeby jeśli przyjdzie, mógł się poczęstować czymś lekkim. Nasz DJ – Wodzirej puścił kolejną piosenkę. Odruchowo zaczęłam wystukiwać rytm stopą. Miałam wielką ochotę zatańczyć bez ciągłego zmieniania kroku. Piosenka była żywa ale nie miała bardzo szybkiego tempa. Taka pod buta, jak to mówią. Aleks dokończył placek i odstawił talerzyk, po czym wstał i wyciągnął dłoń.

- Zatańczymy? - zapytał.

Zaskoczona podałam mu swoją dłoń, ale wstałam z pewnym wahaniem.

- A to nie będzie dla ciebie męczące? - spytałam. - W końcu...

- Spokojnie - przerwał mi. - Jak się gorzej poczuję to zejdę z parkietu. Obiecuję - dodał widząc moje sceptyczne spojrzenie.

Idąc na drugą salę spotkaliśmy Marcina. Nic nie powiedział tylko uśmiechnął się do mnie. Aleks wziął mnie w ramiona i poprowadził. Uwielbiam, kiedy facet dobrze prowadzi :). Miło było sobie potańczyć tak na luzie. Może powinnam zaproponować Marcinowi jakiś kurs tańca? Może złapie rytm na takich zajęciach?

- Mamy zaległą kolację pożegnalną - rzekł Aleks jednocześnie zgrabnie prowadząc mnie do obrotu.

- Czy my w ogóle musimy się żegnać? - spytałam. - Przecież nie wyjeżdżasz na zawsze. Poza tym będziemy w kontakcie.

- W sumie tak. Myślałem, że po prostu możemy się umówić i zjeść coś razem. Poza tym muszę się pokazać Mario na oczy.

- Mario i jego spaghetti bolognese... mmm... - rozmarzyłam się.

- Albo spaghetti con pomodori e mozzarella.

Spojrzeliśmy na siebie ze zrozumieniem w oczach. Decyzja podjęta. Ruszyliśmy w stronę wieszaka, na którym wisiały nasze kurtki. Właściwie nie miałam powodu, żeby to zrobić, ale podeszłam do Marcina i powiedziałam mu, że wrócę za jakąś godzinę, może półtorej. Aleks już czekał pod drzwiami. Po drodze jeszcze zatrzymał nas ksiądz Arek.

- A wy dokąd? - zapytał.

- Robimy sobie wypad na kolację. Muszę zjeść coś lekkostrawnego - odparł Aleks. - Idzie ksiądz z nami?

Ksiądz Arek zawahał się.

- A gdzie idziecie? - spytał

- Do Mario.

Przez moment na twarzy naszego duszpasterza zagościł wyraz tęsknoty.

- Nie. Nie wypada mi zostawić studentów - rzekł. - Ale wy idźcie i bawcie się dobrze.

- Na pewno?

- Na pewno.

- No to idziemy - stwierdził Aleks, ale w tym samym momencie zatrzymał się i położył dłoń na ramieniu księdza. - Dzięki za modlitwę i wsparcie - powiedział patrząc duszpasterzowi w oczy.

Ksiądz Arek przykrył jego dłoń swoją.

- Nie ma sprawy, Aleks. Tym zawsze mogę służyć - odparł.

 

Mario widząc nas w restauracji (a zwłaszcza całego i zdrowego Aleksa) niezmiernie się ucieszył. Dostaliśmy najlepszy z wolnych stolików i kolację na koszt firmy. Przed tym ostatnim oczywiście wzbranialiśmy się, ale nasz przyjaciel uparł się, żebyśmy byli jego gośćmi. Jedzenie było wyśmienite, jak zwykle zresztą. Ja zamówiłam do picia kieliszek wina, a Aleks wodę. Mario dosiadł się na chwilę do naszego stolika, aby porozmawiać. Kiedy zobaczył, że kończymy główne danie przyniósł nam dwie porcje oryginalnych, robionych według własnego przepisu, lodów.

- Rozpieszczasz nas, Mario - powiedziałam. - To jest pyszne.

- Grazie, amica - odparł Włoch z uśmiechem. - Cieszę się, że wam smakuje.

- Bardzo - potwierdził Aleksander.

- Będzie ci brakowało mojej kuchni w Austrii - rzekł Mario śmiejąc się.

- Z pewnością. W ogóle nie wiem, co ja tam będę jadł - odrzekł Aleks także się śmiejąc.

- Twoja ragazza będzie tęsknić za tobą.

- Ragazza? - zdziwił się Aleks.

- Dziewczyna. Beata.

Aleks spojrzał na mnie z rozbawieniem

- Nie jest moją dziewczyną, ale mam nadzieję, że trochę będzie tęsknić - rzekł.

Zarumieniłam się.

- Jeszcze nie jest - sprostował Mario. - Ale to twoja wina.

Poczułam, że ta rozmowa schodzi na tory, po których niekoniecznie mam ochotę się poruszać.

- Mario, Aleks jest moim przyjacielem. Gdyby coś nas do siebie ciągnęło, to już dawno by przyciągnęło - stwierdziłam.

Włoch posłał mi sceptyczne spojrzenie, po czym wydał z siebie dźwięk podobny do prychnięcia, odwrócił się i poszedł.

Aleks zerknął na zegarek.

- Dochodzi dziesiąta. Wracamy?

Zjadłam ostatnią łyżeczkę deseru i odstawiłam pusty pucharek na stolik.

- Tak - powiedziałam.

Pożegnaliśmy się z Mariem i wyszliśmy z lokalu.

- Odwiozę Cię na imprezę, a potem jadę do domu - oznajmił Aleks, kiedy siedzieliśmy w samochodzie.

- Źle się czujesz? - zaniepokoiłam się.

- Nie, wszystko w porządku. Po prostu jestem zmęczony. Jeszcze nie doszedłem w pełni do siebie.

Spojrzałam na jego twarz uważnie. Pochwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się.

- Naprawdę jestem tylko zmęczony - rzekł.

Nic już nie powiedziałam. Aleks uruchomił samochód, jednocześnie z głośników popłynęła muzyka. Pewien skrzypek grał cover znanego zespołu w wersji instrumentalnej. Oparłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Mogłabym słuchać tego kawałka bez końca. I innych w jego wykonaniu też. Aleks zdawał się prowadzić samochód w rytm tej spokojnej melodii. To wszystko sprawiało, że czułam się błogo. Nastrój jednak szybko przeminął, bo po chwili dojechaliśmy na miejsce.

- Dziękuję za miły wieczór – powiedziałam.

- Ja również – odparł Aleksander uśmiechając się.

- Idę, a ty odpocznij.

- Dobranoc.

Uścisnęliśmy się na pożegnanie po czym wysiadłam z samochodu i poszłam w kierunku sali balowej. Noc była dość ciepła jak na październik. W ogrodzie kilka osób jeszcze piekło kiełbaski rozmawiając o czymś żywo. Z sali dobiegała muzyka, zupełnie inna od tej, którą słuchałam w samochodzie. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam, że wszyscy tańczą w jednym, wielkim kole. Rozglądnęłam się za Marcinem, ale nie dostrzegłam go. Wypatrzyłam za to księdza Arka. Zdjęłam kurtkę i wcisnęłam się obok niego do koła. Zobaczył mnie i uśmiechnął się.

- Jak kolacja? – zapytał próbując przekrzyczeć muzykę.

- Pyszna – odparłam.

- Gdzie Aleksander?

- Pojechał już do domu. Powiedział, że jest zmęczony.

- Aha – skwitował krótko ksiądz.

- Witaj z powrotem!

Usłyszałam jak ktoś z drugiej strony krzyknął mi to do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam Marcina. W tej samej chwili piosenka zmieniła się na wolną, światła przygasły, a ludzie albo dobrali się w pary albo zeszli z parkietu.

- Zatańczysz? – spytał Marcin.

- Tak – odpowiedziałam.

I tak sobie tańczyliśmy już niemal do końca imprezy. A potem Marcin odwiózł mnie do domu i nawet wysiadł z samochodu, otworzył mi drzwi i na pożegnanie, kiedy już stałam obok niego, pocałował w policzek.

Myślisz, że jednak coś z tego będzie?

Kończę. Całuję.

Beti

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania