Poprzednie częściNilla

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nilla XXII

XXII

W środku znajdowała się dwuznaczna odpowiedź na moje pytanie. Ogromne pomieszczenie doświetlały kolosalne lampy przyczepione do sufitu. Potężna przestrzeń wypełniona skrzyniami, gablotami, pancernymi szafami i Bóg wie czym jeszcze. Na ścianach wisiały różnego rodzaju karabiny: od myśliwskich, przez wojskowe do maszynowych. Stoły uginały się pod mnóstwem pistoletów: od kieszonkowych po desert eagle 44 magnum. Amunicja, noże i granaty były niemal wszędzie. W skrzyniach dostrzegłam pociski rakietowe.

- dobry Boże…- wyszeptałam w końcu, ogarniając wzrokiem magazyn broni dla połowy świata.

 

Broń była dla mnie niczym wino dla konesera. Zachwycałam się nią, smakowałam oczyma. Kochałam ją pieścić dotykiem, chłonęłam jej zapach. Przyciągała mnie do siebie bardziej niż można to sobie wyobrazić i w zasadzie… nie mam pojęcia dlaczego. Wiem jednak, że w przeciwieństwie do ludzkich przyjaciółek, te metalowe nigdy mnie nie zawiodły, a prekursorem tej fascynacji był ON. Gdy moja przeszłość raz jeszcze zawitała przed oczyma, widziałam siebie, JEGO i swoje kochanki w różnych scenach, w których zawsze tworzyliśmy trójkąt miłosny.

*

Na polu między lasami, kiedy strzelałam do zawieszonych na drzewach puszek. JEGO zapach otulał moją przestrzeń na tyłach. Poprawił mi łokieć i nachylił się szepcąc czułe słówka. Polizał ucho przyciągając w pasie. Skoncentrowana na obu miłościach mojego życia oddawałam tylko celne strzały.

 

W magazynie wielkiego sklepu spożywczego. Zasłonięta plastikową, białą maską, celowałam do leżącego grubego faceta. Tego dnia nieplanowanie spotkaliśmy stróża nocnego utrudniającego nam „ zakupy”.

 

Opierałam się przy szklanej ladzie. Pod nią upchane były samotne przyjaciółki. Dotykałam jednej z nich. Cudownego karabinu z drewnianą rączką, od którego fala przyjemnych wibracji rozchodziła się po całej ręce. Uśmiech sam zagościł na twarzy, zarażając JEGO tuż obok.

 

Stałam na brązowym, pobrudzonym błotem dywanie u Grabowskich. Pilnowałam szczęśliwego emerytowanego małżeństwa, aby nie przyszło im do głowy wzywać policji, podczas wynoszenia drogich sprzętów z ich salonu. Zadowolenie owładnęło twarzą okręconą szalikiem, gdy przechodził obok mnie w czarnej czapce, z której zrobił sobie kominiarkę. Rękę miałam lekką choć trzymała 3 kg cudeńko o nazwie Strasser RS 14, ukradzione ze sklepu z bronią, spod szklanej lady.

*

Przetarłam ucho gdy cos mi po nim spłynęło łaskocząc mi skórę na szyi. Spojrzałam na dłoń. Była we krwi, poczułam pulsowanie i pieczenie na głowie. Nie zważając jednak na to podeszłam do pierwszego stołu, chwyciłam gloka 44 sprawdzając od razu stan naboi. Magazynek był pełny. Zdjęłam szpilki. Postawiłam je na miejscu skąd wzięłam broń oraz kilka zadziwiająco malutkich granatów. Złapałam pudełko z pasującymi nabojami wkładając je za biust. Spojrzałam na moją wizytówkę dla tych bydlaków, żałując że nie będzie mi dane ujrzeć ich głupich min gdy tu wejdą.

 

- pora opuścić te mury- powiedziałam do siebie, a chochlik zapytał: ”na własnych nogach czy w trumnie?” - na własnych nogach i zasadach – odpowiedziałam do wrednego rozumu.

 

Ruszyłam z powrotem do windy. Wyciągnęłam nieprzytomną kobietę i zostawiłam ją na podłodze. Ponownie wybrałam poziom minus jeden, sugerując się najbliższym dojściem do parteru oraz pozbyciem się już jednej małej, wrednej przeszkody. Dźwig stanął, a ja uzbrojona przyczaiłam się gotowa oddać strzał. Wokół panowała martwa cisza. Wyszłam na korytarz, który od razu poprowadził mnie w lewo. Znajdowało się tam kilka par drzwi. Moją uwagę przykuły tylko jedne, zza których dało się słyszeć niewyraźne rozmowy. Dotarłam do nich i przyłożyłam ucho nasłuchując.

 

-Dobra panowie zbieramy dupy. Macie ją znaleźć i tu przyprowadzić. Chce ją żywą bo ma gorzko pożałować buntu wobec Alfy. Wy dwaj na północne skrzydło, dołączycie do grupy „S”, wasza piątka idzie na dach do snajpera. Ty Anton idziesz ze mną.- podsumował Amon

- co z kamerami?- zapytał jakiś głos

- chłopaki działają

- nie ma z nami szans- przechwalał się jeden

- jebana dziwka ma tyle asów w rękawie, że macie się mieć na baczności, zrozumiano?!- huknął Amon uderzając pięścią w stół, na którym kilka rzeczy podskoczyło.

Wzdrygnęłam się, odruchowo cofając o krok. Mężczyźni przytaknęli dowódcy po czym zapadła cisza. Wiedziałam, że jeśli zaraz się nie ruszę, będą mnie mieli podaną na tacy jak pieczeń i nici z ich fatygi. Bezszelestnie pobiegłam dalej ginąc gdzieś w ciemnym korytarzu, chowając się i prawie swoje cycki za futrynę kolejnego drewnianego skrzydła. Potężni, napakowani ochroniarze wyszli z pomieszczenia zmierzając na szczęście w przeciwnym kierunku, ku windzie. Wypuściłam długo wstrzymywany oddech. Miałam zamiar iść na koniec długiego ciemnego korytarza ale odwróciłam się przodem do orzechowego drewna, o które się opierałam i nacisnęłam klamkę po czym weszłam do środka. Przygaszone światło z nocnej lampki oświetlało mi obraz. Pomieszczenie przypominało mieszkanie. Po prawej stronie za łukowatym sklepieniem znajdowały się drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Obok przylegała niewielka kuchnia, przedzielona ścianą. Na lewo widniało kolejne sklepienie i mieściła się tam sypialnia z szafą. Centrum zajmował salon, w którym aktualnie przebywałam. Na wprost mnie w lewym kącie stało łóżko, tyle tylko, że nie było puste. Leżał na nim starszy mężczyzna odwrócony plecami. Nie ruszał się. Spał czy nie żył? Ciekawość wzięła górę więc podeszłam. Położyłam mu rękę na ramieniu, a on się ocknął. Przypominał mi kogoś… ale nie wiedziałam kogo.

- czy to pora na śniadanie ?- zapytał starym słabym głosem

- już prawie- odparłam chowając za siebie broń

- jeszcze bym pospał, jeśli można

- można ale to za chwile

- tak…?- zapytał marszcząc brwi

- jak się pan nazywa?

- ja… ja… nie pamiętam

- a ty ?

- Maja- skłamałam tak jak prostytutkom

- czy to pora na tabletki?- zapytał

- jeszcze nie. Wie pan gdzie się znajduje?

Mężczyzna rozejrzał się po pokoju.

- w szpitalu ?- zapytał niepewnie

- tak, w szpitalu - odparłam wiedząc już, że mi nie pomoże ani też nie zaszkodzi.

Wstałam by opuścić pomieszczenie gdy nagle zatrzymał mnie pytając:

- widziałaś moją żonę?

- pójdę jej poszukać

- kogo?

-pańską żonę

-żonę…żonę...- powtarzał. Wiesz, że zabili mi żonę?

- naprawdę?

Skinął głową

- była taka piękna. Jak anioł!- dodał ekscytując się - jak masz na imię?

- Maja – odparłam po raz drugi

- Alberta- siostra mojej żony, miała takie same włosy jak ty! Są naprawdę rzadkie w rodzinie Nilla, znalem tylko 2 osoby które takie miały.

Stanęłam jak wryta.

- Alberta?

- kto? – zapytał zdziwiony

- pójdę już

- dobrze siostro leki za chwilę wezmę.

 

Mężczyzna z powrotem odwrócił się do ściany, a ja wyszłam, roztrząsając coś w głowie. Szybko jednak pozbyłam się tych myśli wiedząc, że musze się skupić na ważniejszych sprawach. Wciąż podążałam ciemnym, prawie nieoświetlonym korytarzem cała sztywna. W końcu zobaczyłam lekką poświatę wydobywającą się z kolejnego pomieszczenia i już miałam naciskać klamkę gdy usłyszałam:

 

-jest! mamy ją!

 

Cofnęłam się tak szybko, że mało nie upadłam. Ale ku mojemu zaskoczeniu drzwi ani drgnęły. Podeszłam powoli i przyłożyłam ucho.

 

- patrz, patrz, jak zapierdala po tych schodach! Jebana… weszła do windy- jakim cudem…?! Kurwa dzwon do Amona, jak zjedzie na minus czwarte mamy przesrane…

 

Wpadłam do malutkiego pomieszczenia, mając tuż przed sobą plecy jednego byka i po lewej drugiego. Bez ostrzeżenia wzięłam zamach. Z całej siły uderzyłam magazynkiem w głowę tego, który był na wprost mnie. Upadł natychmiast nieprzytomny na podłogę. Drugi, nie wiedząc co się dzieje, okręcił się w mig na krześle twarzą do mnie i podniósł ręce do góry. Celowałam mu właśnie w brązową łepetynę.

- daj mi dobry powód żebym tego nie zrobiła

 

Przerażony milczał.

 

- dam ci jeszcze jedną szanse. Skasuj nagrania na, których jestem. Tylko uważaj będę patrzeć ci na ręce- wycelowałam glokiem w jego prawą dłoń.

 

Zbladł i kiwnął potwierdzająco. Ostrożnie opuścił wielkie łapy i zaczął kasować nagrania po kolei z kamer.

 

- jeszcze z tego korytarza- powiedziałam ostro

- tu nie ma monitoringu. To piętro jest zarezerwowane dla ochrony, nie potrzeba tutaj kamer.

- jak widać...amatorzy… wejść do jaskini lwa, który poluje wszędzie tylko nie tu gdzie powinien- powiedziałam z ironią. - Daj obraz kamer z zewnątrz!

 

Mężczyzna poklikał myszką. Na monitorach wyskoczyło około dwudziestu obrazów z kamer patrolujących okolice. Podeszłam bliżej stając tuż za jego plecami, przykładając mu do nich pistolet. Wyprostował się i zastygł. Przeglądałam wszystkie ekrany skrupulatnie, próbując dostrzec jakąś wyrwę- choćby najmniejszy błąd w ich rozstawieniu. Zagryzłam wnętrze policzka usilnie analizując możliwą drogę ucieczki. Kamery skierowane były tak, żeby jeden obraz zachodził na drugi. Cała posiadłość dosłownie nafaszerowana elektroniką. Obejmowały obszar lasu roztaczającego się z trzech stron, ogród na tyle budynku i główne wejście oraz parking będący moim pierwszym koszmarem. Ponadto kilka kamer padało na sam jebany piętrowiec. „Tylko gdzie były umieszone?” – zachodziłam w głowę. Rozszyfrowałam, że jedna musiała znajdować się na drzewie w oddali, które znajduje się za oknem mojej prywatnej, ekskluzywnej celi. Tego byłam pewna. Co do pozostałych nie mogłam mieć nawet podejrzeń, gdyż nie miałam jeszcze sposobności obejrzeć całościowo wielkiego gmachu z zewnątrz . Do tego dochodziło kilkunastu ochroniarzy uzbrojonych po uszy, patrolujących okolice obskurnego z zewnątrz, monstrualnego obiektu. Obstawa w takiej ilości nie dawała nawet złudnej nadziei, że mogłabym się stąd wyślizgnąć niepostrzeżenie. Czyżbym naprawdę była skazana na tkwienie tutaj do końca świata i jeden dzień dłużej? „Nie. Nie ma mowy! Wydostanę się z tego pierdolonego miejsca, choćby to była ostania rzecz jaką zrobię w życiu!”

 

- kasuj- nakazałam władczo

 

Natychmiast wykonał moje polecenie, a gdy ostatni monitor pokrył się czarnym kolorem skwitowałam z pogardą:

 

- jednak macie brzydkie widoki

 

Bez ostrzeżenia uderzyłam go pistoletem w głowę.

Opadł nieprzytomny na biurko.

„ Kurwa”- pomyślałam gapiąc się na czarny ekran- „nie ma szans”. Wytężyłam wszystkie szaraki w mojej głowie i jedyne co mi przyszło na myśl to przechytrzenie lwa w jego własnej jaskini. Chochlik zemdlał. Szybko chwyciłam z biurka małą samoprzylepną karteczkę i zostawiłam wiadomość dla tych durni:

„ Fajnie mi się z wami bawiło, ale zrobiło się nudno. Wybaczcie, że wyszłam bez pożegnania. Całuję A.”

Następne częściNilla XXIII Nilla XXIV Nilla XXV

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania