Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Nilla XXIII
XXIII
Wyjrzałam ostrożnie z pomieszczenia rozglądając się za nieprzyjacielem. Panowała kompletna cisza. Wróciłam do starszego pana i stanęłam na środku. Rozejrzałam się skrupulatnie po apartamencie. Wszystko czego potrzebowałam było na miejscu. „Świetnie. Niech sobie gonią za własnym ogonem imbecyle. Ja tym czasem przeczekam tutaj burze”.
Skręciłam do pokoju na lewo. Otworzyłam wielką szafę. Był w niej zapas ręczników, kocy, kołder, poduszek i prześcieradeł. Mnóstwo męskich ubrań, piżam oraz butów. Wyjęłam koc, poduszkę i kołdrę. Rozłożyłam ją pod dużym dwuosobowym łóżkiem i wsunęłam się tam. Nie miałam pojęcia która była godzina, ale musiało być albo bardzo późno albo już bardzo wcześnie, bo sen zmorzył mnie jak tylko odłożyłam naboje, granaty i gloka obok głowy.
Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że powieki podniosły mi się automatycznie. Trybiki w głowie stanęły równo w szeregu. Położyłam rękę na broni i czekałam co się wydarzy.
- dzień dobry- usłyszałam znajomy głos - jak się dzisiaj spało?
- dzień dobry, bolą mnie plecy i chyba się budziłem
- rozumiem, podam panu cos przeciwbólowego
- a mogła by pani?- zapytał ze zdziwieniem mężczyzna
- oczywiście, jestem pielęgniarką- powiedziała z sympatią Matylda- przyniosłam panu śniadanie
- nie jestem głodny
- musi pan jeść żeby mieć siły pójść na spacer
- na spacer?- zapytał zdumiony -bardzo lubię spacery
- to jak pan zje to pójdziemy, dobrze?
- dobrze- przytaknął rozanielony mężczyzna
- pomogę panu usiąść
Słyszę zza ściany jak mężczyzna usadawia się na łóżku
- za chwilkę wrócę, pójdę po leki
- proszę zawołać moją żonę.
- dobrze – odparła pielęgniarka miłym tonem i wyszła, a ja obserwowałam jej buty.
Wysunęłam się spod łóżka i natychmiast stanęłam na przeciwko mężczyzny.
- czy mogę się poczęstować?
- oczywiście- odparł kulturalnie
- dziękuje- chwyciłam 2 bułki, liść sałaty i 2 plastry sera żółtego.- do zobaczenia
- do widzenia.
Schowałam się z powrotem pod łózko i jadłam w ciszy.
Mój chytry plan pozwolił z łatwością przetrwać mi tu kilka dni. Pielęgniarka zaglądała 3 razy dziennie, przynosząc trzy posiłki, kroplówki oraz leki. Pomagała starszemu panu dojść do łazienki i umyć się. Była w niebo wzięta gdy zobaczyła, że z tacy zaczęło ubywać więcej jedzenia. Ja natomiast wynudziłam się potwornie. Zdecydowanie zbyt często, analizowałam sytuację w której się znalazłam, wielki bal, a po nim wielką katastrofę. Na myśl o rodzącym się uczuciu do niego coś zakuło mnie w piersi. Miałam do siebie jakiś niewytłumaczalny żal. Tylko czy chodziło o to że go zabiłam, o to że mnie upokorzył, czy może o to, że serce pokryło się odczuciem jakim nigdy nie powinno do porywacza? Chryste… tym rozterkom nie było końca. Walczyłam z czymś z czym nie miałam szans. Mimo to próbowałam zatuszować najsilniej jak tylko było to możliwe jego obraz w umyśle, sercu i przed oczyma, po raz setny dochodząc do wniosku, że jakby nie było to niewątpliwie jestem twardsza niż myślałam. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że mogę tak desperacko walczyć o życie, kosztem pozbawienia go innej osoby. Alfa miał umrzeć tej nocy otruty, ale czy aby na pewno pozwoliła bym na to...? Okłamał mnie! Uknuł z Radami coś czego nie byłam świadoma, wykorzystał mój stan zdrowia by dopiąć swego! Podpisał za mnie cyrograf! A najgorsze, że rozbierał na moich oczach dziwkę, gdy ja stałam tuż obok! Wbrew wszystkiemu co logiczne rozkochał, oszukał i zdradził! A tego się nie wybacza- nie jeśli się jest mną. Chciał pokazu sił, więc go dostał. Dostał go na oczach wszystkich, a skoro zostałam zmuszona do przetestowania teorii Darwina na własnej skórze, z dumą ogłaszam, że to ja jestem ten silniejszy osobnik! A na domiar tego mogę się chełpić poczuciem tryumfu względem tych idiotów, goniących króliczka we własnym domu. Tak więc, gdy kończyłam wykład po raz kolejny dla mojego JA, wieczorem, wyszłam z ukrycia i z radością rozprostowywałam kości. Godziny dłużyły się okropnie, w dzień zwykle leżałam pod łóżkiem drzemiąc, w nocy przechadzałam się, ćwicząc ścierpnięty kręgosłup i nasłuchując odgłosów dobiegających z korytarza. Czwartego dnia gdy przyszła Matylda zaproponowała starszemu panu, że pomoże mu w jedzeniu. Mężczyzna jednak odmówił.
- wolę jeść z Albertą. – powiedział obrażony
Zamarłam na poł sekundy i szybko wytężyłam wszystkie zmysły, przysłuchując się uważnie rozmowie. Miałam nieodparte wrażenie, że coś, a raczej ktoś, za chwile może zburzyć mój doskonały plan przetrwania w tych murach, a na to zdecydowanie nie mogłam pozwolić i nie ważne jakim kosztem…
-Alberta pojechała przecież do kuzynki
- nie, jest tutaj- zakomunikował ze stanowczością
- rozumiem. A gdzie konkretnie?
Mężczyzna milczał, ja zaś chwyciłam pomału broń i położyłam ją sobie na klatce, która coraz szybciej zaczęła się unosić. Narastająca cisza przypominała nieświadomą sielankę tuż przed nadejściem tsunami. Powietrze było gorące i ciężkie. Miałam nieodparte wrażenie, że niewidzialne słońce zaczyna mnie palić, bo temperatura na moim ciele na pewno wzrosła. Jedno zdanie mogło wydać na mnie wyrok, jeden mały błąd i cała uzbrojona kohorta wkracza tu i teraz. Zacisnęłam dłoń na metalu, który chyba też już zdążył się spocić.
- mówiła coś ? – naciskała Matylda
Coraz bardziej mi się to nie podobało, powodując popłoch w moim wnętrzu.
- tak, że miałaby ochotę na jogurt truskawkowy
- w takim razie jutro przyniosę
- ale co? – zapytał skonfundowany pan
- pójdę już, musze z kim porozmawiać- odparła zaniepokojona Matylda
- a kim pani jest ?
- mam na imię Matylda jestem pielęgniarką
- aha, do widzenia
- do widzenia- odpowiedziała z ciepłym jak zawsze dla siebie uśmiechem
Gdy tylko wyszła, szybko ruszyłam do starszego pana. Stanęłam przed nim próbując powstrzymać emocje.
- dzień dobry to ja Alberta
- witaj moja droga, dawno cię nie było- uradował się
- jest taka sprawa, musisz ją dobrze zapamiętać - powiedziałam bardzo poważnym tonem
- yhy
- nikomu nie wspominaj, że cię odwiedzam, bo jeśli to zrobisz, to więcej nie będę mogła tutaj przyjść.
- to przez twój hazard tak? Znowu chcą cię zabrać- zapytał smutny
- tak, dlatego nie możemy pozwolić, żeby ktoś się dowiedział, prawda?- zapytałam z sercem przy gardle.
- możesz na mnie liczyć Alberto- uśmiechnął się
- wspaniale- skwitowałam mając nadzieję na dalsze skuteczne ukrywanie się
- a teraz podaj mi tą bułkę siostro i zmień kroplówkę
„-O rety”- chochlik pacnął się w czoło, a ja zrobiłam to samo.
Nagle z korytarza dało się słyszeć jakiś gwar, podniesione głosy i ciężkie kroki.
Rzuciłam się w stronę łóżka i schowałam, przytulając kurczowo broń do piersi. Drzwi otworzyły się gwałtownie uderzając o ścianę. Zobaczyłam dwie pary dużych męskich butów. Kropelki potu w mig pokryły moje czoło, zacisnęłam usta w wąską linie. W progu stała Matylda niemalże szepcząc:
- sama nie wiem… nigdy wcześniej nie mówił o zmarłych, a teraz…- urwała
- leki te same? – zapytał ostro
Włosy zjeżyły się na głowie. Usłyszałam przejmujące szmery w uszach oraz szaleńczy galop własnego serca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania