Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Nilla XXIV
XXIV
„-On żyje!” – wykrzyknął chochlik i schował się pod koc
- tak – przytaknęła nieśmiało kobieta – czy mam zwiększyć?
- na razie się wstrzymaj.
Podszedł do starszego pana. Miałam wrażenie, że to drepta sama śmierć w najdroższych mokasynach.
- co ci się śni?- spytał bez ogródek
- nic
- słyszałem, że apetyt ci ostatnio dopisuje
- tak
-chce to zobaczyć!- zwrócił się w stronę pielęgniarki.
Przełknęłam po cichu ślinę.
- nie wiem czy się zgodzi…- zaczęła
- mam ci przypomnieć kto tu wydaje rozkazy?!- powiedział złowieszczo
- nie, przepraszam – odparła skruszona.
A to bydlak.
- krzesło – odparł i natychmiast drugi mężczyzna poszedł do kuchni.
Gdy Alfa usiadł, czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Słyszałam mlaskanie i dźwięk sztućców. Moje życie właśnie bezgłośnie balansowało na szali.
- chłopaki pytają czy mogą wrócić na stanowiska? Jeden dostał gorączki i prosi o leki. – powiedział mój ulubiony ochroniarz
- a czy wydałem takie rozkazy?
- nie szefie
- gdyby byli zajęci pracą, a nie oglądaniem pornosów, dzisiaj nie było by tego gówna! I tyle w temacie
- tak jest.
-ci nowi, jak im idzie z pamięcią serwera?- zapytał władczo
- wciąż nic
Alfa zaczął głośno oddychać, wiedziałam, że ze względu na starszego pana powstrzymuje się, żeby nie cisnąć kimś o ścianę.
- nie pojmuje jak trzydziestu mężczyzn nie może znaleźć jednej kobiety. Mojej kobiety!- huknął, a na podłogę upadło coś metalowego. -Przynieś drugi widelec i daj mi szklankę wody.
Matylda żwawo podreptała w stronę kuchni i zaraz wróciła. Słyszałam brzęk pigułek oraz popijaną wodę.
- daje wam 2 dni, przetrząśniecie każdy kamień w tych murach, bo jak nie…
- już nie mogę- odezwał się staruszek przerywając groźby
- dobrze, wezmę to. Widzi pan?- szepnęła Matylda- je za dwóch
Na te słowa uniosłam brwi. Widziałam jak ktoś ściąga moje skrępowane ciało, z cienkiej deseczki na statku pirackim. Rekiny odpłynęły, a ja odetchnęłam z ulgą w mojej wyobraźni.
- informuj mnie na bieżąco
- oczywiście- skinęła
Alfa wstał ruszając ku wyjściu, zatrzymał się jednak na progu i zwrócił w stronę mojej kryjówki. Milczał, podczas gdy ja przestałam oddychać. Po chwili zaczął powoli zmierzać do pokoju, w którym się ukryłam. Wstrzymałam oddech chyba jeszcze bardziej. Tymczasem chochlik schowany wciąż pod kocem zaczął śpiewać: „ Anielski orszak niech twą duszę przyjmie…”. Wystającą ręką pociągnął za sznur przytwierdzony do dzwonu, który rozbrzmiał w mojej głowie, zatykając mi jedno ucho. Wielkolud stanął tuż nad moim schronem. Doskonale widziałam z bliska jego piekielnie drogie buty i swoją trumnę. Obydwie te rzeczy świeciły się na wysoki czarny połysk - dokładnie jak jego oczy i piekło, które mi zgotował.
- jeśli dziadkowi się pogorszy, przeniesiesz się tutaj -powiedział bez ogródek
- dobrze proszę pana- przytaknęła Matylda
-ma mieć najlepszą opiekę, jeśli trzeba dwadzieścia cztery na dobę.
- rozumiem
Odszedł o krok od łóżka, ja tymczasem ściskałam broń coraz mocniej, modląc się w duchu, by nie przyszło mu do głowy schylać się.
- gdzie jesteś Aido…?- wyszeptał ledwie słyszalnym głosem, po czym opuścił mieszkanie.
Gdy drzwi zamknęły się, wypuściłam z ulgą nagromadzone powietrze z płuc uzupełniając szybko jego niedobory. Wypełzłam z trudem. Stanęłam przy starszym panu.
- dziękuje- powiedziałam, a on puścił mi oczko, sięgnął po banana i wręczył mi go.
Gdy zjadłam skorzystałam z łazienki, przybory typu pasta, szczoteczka czy ręcznik skrzętnie chowałam pod łózko, a po prysznicu zawsze wycierałam wszystko do sucha.
- wiesz – zaczął starszy pan,- mój wnuk jest nie do zdarcia. Jestem jednocześnie dumny i przerażony.
- to chyba dobrze?
- to bardzo dobrze, jest świetnym liderem, tylko dzięki takim ludziom rodzina trzyma się razem. Ale potrzeba mu kobiety, która go ujarzmi, poprowadzi na sam szczyt. Jak był młody… siostro czy był już obiad?
-jeszcze nie. Jak się stąd wydostać?- zapytałam
-na samym końcu korytarza jest zasłona, a za nią… - siostra z lekami przyszła? Bo mnie tu boli… o tu…- pokazał na boku mężczyzna
- za chwile przyniosę
- Alberto moja droga ! przyszłaś?
- przyszłam się pożegnać
- och nie, nie rób mi tego…!- mężczyzna zaczął niemal szlochać
- ciiśśś..- uspokajałam go gładząc po ręku. - na razie musze wrócić tam skąd przyszłam, ale na pewno się jeszcze spotkamy.
- skoro musisz- podniósł smutny wzrok. Położył się na łóżko i odwrócił do ściany.
Wstałam i przejrzałam jedyną szafę w sypialni. Były tam tylko męskie rzeczy. Wzięłam głęboki oddech. Chochlik kiwał głową przecząco, mając coraz bardziej bledszą i przerażoną minę moim pomysłem.
- uda się – powiedziałam do siebie i wyjęłam co trzeba. Wpełzłam pod łóżko i czekałam do nocy. Gdy Matylda wyszła wieczorem, podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Właśnie wtedy usłyszałam hałas i zamarłam. Coś się święciło i miałam wrażenie, że mój czas jest policzony.
- zbiórka panowie raz raz! – ktoś zakomunikował jakby się paliło. Gdy gwar umilkł wysunęłam się niczym cień i ruszyłam w stronę końca korytarza. Właśnie przeszłam obok drzwi, gdzie ostatnio obezwładniłam dwóch karków z monitoringu, gdy nagle otworzyły się i usłyszałam za plecami :
- ej kolego zbiórka !
Cała zesztywniałam, zatrzymując się. Wskazałam kierunek ręką przed siebie, nie odwracając twarzy. Kaszkietówka z kapturem co prawda zasłaniały moje włosy, ale gdybym musiała kogoś minąć twarzą w twarz, była bym w czarnej dupie. Na moją korzyść działało także oświetlenie, a raczej jego brak. Mój chód i postura nie rzucała się tak w oczy.
- no dobra odlej się, masz 3 minuty
Odetchnęłam i ruszyłam czym prędzej. Dotarłam do zasłony, o której mówił starszy pan, odsunęłam ją i ku mojej radości zobaczyłam drzwi. Pchnęłam je bez namysłu. Przede mną znajdowały się schody pnące się ostro w górę, pofrunęłam niemal po nich, już czując smak wolności. Wyszłam na trawnik nie oglądając się jak zwykle za siebie, świadoma, że zostało mi jakieś pół minuty. Zaczęłam biec w stronę drzew. Nagle ktoś krzyknął w oddali za moimi plecami:
- stój!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania