Poprzednie częściNilla

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nilla XXVIII

XXVIII

Co on sobie wyobraża? Kim on do cholery jest, żeby się rządził moim życiem?! Jak śmie grozić mi gwałtem?! Stado myśli atakowało mnie zewsząd. Czułam się coraz bardziej osaczona, aparatura do której kolejny raz mnie podpięto zaczęła cicho pikać. Słyszałam ją jedynie gdzieś w tle, bo na pierwszym planie były moje przekonania oraz wielka irytacja, że nie mogę znowu wstać z łóżka. Pomału zaczęłam się uspokajać i właśnie wtedy Matylda zapukała przynosząc mi posiłek. Jadłam nie dlatego, że on mi kazał ale dlatego, że naprawdę byłam głodna. Musiałam nabrać sił by ponownie spróbować opuścić to piekło, nie ważne z jakimi tym razem obrażeniami.

 

Dojście do siebie zajęło mi 5 długich i nudnych dni. W tym czasie Alfa nie pojawił się ani razu. Jakaś część mnie miała nadzieję, że może w końcu coś mu się stało i nie żyje, ale ta pozostała cicho tęskniła za jego czarnym wzrokiem, ciepłym dotykiem i uwodzicielskim zapachem, który właśnie przywołałam. W tej chwili do pokoju wszedł doktor.

-jak się miewasz?

- całkiem nieźle jak na uprowadzoną, panie doktorze- odparłam z ironią, nie patrząc na rozmówce

Wyłączyłam telewizor, który robił za wroga numer jeden nieznośnej ciszy. Niegdyś tak bardzo jej pragnęłam, teraz działa mi na nerwy. Przez nią czas płynie wolniej, a ja ledwie znoszę te przeciągające się tortury. Drażni mnie, a co gorsza zmusza do przemyśleń tak głębokich, że nie powinny mieć miejsca w mojej głowie. Nie powinny sunąć po mojej skórze, udając ciepły dotyk i zdecydowanie nie powinny przywoływać jego zapachu unoszącego się w całym pokoju. Przez nią moja osobowość wystawiana jest na nieustanną szarpaninę. Raz przeciągana w prawo- ku drzwiom wyjściowym, drugi razem w lewo: wsiąka w ich bezwzględny świat stając się ich…no właśnie, czym…? Zabawką? Sprzymierzeńcem? A może jeszcze czymś innym…? Cholerna nieznośna cisza.

- potrzebujesz czegoś?

Ułożyłam wygodniej głowę na poduszce i zamknęłam oczy, zakładając ręce za głowę.

- wolności…broni…- zaczęłam spokojnie wyliczać.

W głowie już układałam majestatyczny plan wystrzelenia ich wszystkich i swojej dożywotniej odsiadki za to. Za kratkami mając mnóstwo czasu, codziennie bym sobie gratulowała tego wyczynu. Zerknęłam jednym okiem w stronę drzwi. Mężczyzna opuścił wzrok na podłogę zamyślając się chwilowo. Nagle zakomunikował odważnym tonem:

- Alfa dzisiaj wraca

- A to on gdzieś wyjechał?- skierowałam zaskoczona spojrzenie na lekarza

- interesy- skwitował krótko - brakowało ci go?- zapytał nieoczekiwanie świdrując moją twarz

- Nie. Nie mam syndromu sztokholmskiego doktorze.

Przytaknął uśmiechając się zbyt wymownie.

Nie uwierzył mi? Dlaczego? Może dlatego, że sama sobie nie wierze... Zmarszczyłam brwi analizując coś przez chwile. Szybko jednak otrząsnęłam się aby wykurzyć z mózgu prawdę.

- gdybyś czegoś potrzebowała będę dwa pokoje dalej

Uniosłam się na łokcie tak szybko, że aż coś mi strzyknęło.

- to znaczy, że mogę wyjść?- wytrzeszczyłam oczy.

Mężczyzna uśmiechnął się ledwie zauważalnie i niespiesznie skinął na komodę.

- tam masz ubranie i buty, Alfa kazał wybrać ten kolor- powiedział spokojnie, po czym tak zwyczajnie wyszedł.

Rzuciłam się w stronę mebla. Wysunęłam pierwszą szufladę, w której zalegała jedynie bielizna. Przetrząsałam ją nerwowymi ruchami szukając większego materiału. Nie znalazłam. Otworzyłam drugą. Moim oczom wreszcie ukazało się coś więcej aniżeli szlafrok i majtki. Chwyciłam idealnie złożoną tkaninę i pobiegłam do łazienki. Gapiłam się w lustro na zwiewną białą sukienkę, z pod której prześwitywała czerwona, koronkowa bielizna. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Miałam ubranie i mogłam wyjść- tylko to się liczyło. Wyskoczyłam z łazienki, chwyciłam zdecydowanie nazbyt eleganckie buty z szuflady, a zakładając je w biegu popędziłam w stronę drzwi zamaszyście je otwierając. Czując smak wolności w płucach, wybiegłam na korytarz skręcając od razu na prawo. Nie zrobiłam kilku kroków gdy nagle stanęłam jak wryta.

- a Ty tu czego?!- powiedziałam do faceta stojącego trzy metry dalej

- rozkaz Alfy- odparł

- dotyczący?

- pilnowania. Mam cię nie spuszczać z oka. Jeśli chcesz wyjść, to tylko ze mną

- noż kurwa…- powiedziałam do siebie.

Czułam jak puls zaczyna mi skakać. Buchające emocje rozciągały mnie w środku, ale nie mogłam pozwolić im wydostać się na zewnątrz, nie teraz. Wzięłam uspokajający oddech. Oparłam dłonie na biodrach przypatrując się jego gabarytom i całemu uzbrojeniu. Nieświadomie przygryzłam wnętrze policzka i podsumowałam swoje szanse. Wyszło mniej więcej zero, zwarzywszy, że nie miałam przy sobie nawet noża do masła.

- dobra. Chce wyjść na zewnątrz.

Skinął głową i usunął się na bok abym mogła go minąć.

- jak się nazywasz?- zrównałam się z karkiem, który szedł za mną

- Airyk. To tłumaczenie od imienia Eryk- wyjaśnił choć nie pytałam

- jestem…

- Aido, wiem. Już wszyscy o tobie zdążyli usłyszeć. Jesteś niezła…

Spojrzałam na niego, nie do końca rozumiejąc co miał na myśli. Widząc moje zdziwienie sprostował:

- to znaczy rozpierdoliłaś system- zaśmiał się, a ja chyba go polubiłam.- Nie wywiń mi tylko numeru bo będę miał przesrane u szefa.

- jasne – odparłam milutko.

Tylko, że rozum już zacierał ręce i zadziornie kręcił głową przecząco śmiejąc się podstępnie.

Po drodze mijaliśmy chyba z dziesięciu ochroniarzy. Każdy jeden ślinił się na mój widok, rozbierając mnie wzrokiem. Olałam ich wszystkich, gdyż mój mózg nakierowany był tylko i wyłącznie na opuszczenie tego budynku. Droga dłużyła mi się potwornie. Z niecierpliwością czekałam aż wreszcie wyjdę z tej plątaniny korytarzy, schodów oraz emocji. Nie miałam nawet pojęcia, na którym możemy znajdować się piętrze. Szłam wiec przed siebie, zapatrzona na swoje białe, markowe szpilki. W końcu stanęliśmy przed drzwiami. Airyk otworzył je kluczem, który wyciągnął z etui na pasku. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

- nigdy nie musieliśmy ich zamykać dopóki nie udowodniłaś, że to konieczne- uśmiechnął się.

Mi natomiast chodziło po głowie co jeszcze może znajdować się w zagadkowych, skórzanych kieszonkach... Odpuściłam ciekawość gdy tylko wrota otworzyły się na oścież. W końcu przekroczyłam próg mojego więzienia. Stanęłam na kamiennym tarasie wciągając powietrze do płuc liczone w kilogramach jak nie w tonach. Rozejrzałam się przeczesując znajomy widok niezbyt krótkiej trawy, dziwnie przekopanego ogrodu i drzew w oddali. Wzięłam ponownie głęboki wdech, sycąc się chwilą pozornej wolności. Spijałam zapach lata nozdrzami, jakbym pierwszy raz miała z nim do czynienia.

Po krótkiej ale sycącej chwili ponownego zapoznania się z pogodą ruszyłam przed siebie, nie zwracając uwagi na mojego towarzysza. Zrobiłam kilka koślawych kroków na trawniku i natychmiast zdjęłam szpilki. Dalej szłam boso ściskając z radości buty w ręce. Przyjemne uczucie łaskotania źdźbłami na bosych stopach wywołało uśmiech na twarzy. Zatrzymałam się kilkadziesiąt metrów od budynku.

Był piękny, ciepły wieczór, a słońce chyliło się ku zachodowi, roztaczając bajeczne kolory na horyzoncie. Tkwiłam tak bez ruchu już jakiś czas. Próbowałam wsłuchać się w lekki wietrzyk, który rozwiewał moją sukienkę, ostatnie ptasie śpiewy tego kończącego się dnia oraz we własne sumienie. I o ile dwie pierwsze rzeczy przychodziły mi z łatwością, o tyle ta ostatnia milczała jak zaklęta. Czy ja naprawdę nie mam sumienia? Czym stałam się będąc tu przez ten czas? I czym stanę się jeśli zostanę jeszcze dłużej? Obawy tłoczyły się w mojej głowie niczym hardo pracujący kocioł na statku parowym. Nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje od tyłu i mocno przytula. Puściłam buty. Usłyszałam głośne zaciąganie się i już wiedziałam kto zanurzył nos w moich włosach.

- pięknie pachniesz

- gdzie byłeś?

- musiałem pojechać po towar

- sam? Nie masz od tego swoich psów? - powiedziałam niezadowolona, zazdrosnym tonem

- aż tak tęskniłaś?

- nie miałam komu grozić

- samorealizacja musi trochę poczekać- odparł prześmiewczo

Parsknęłam. Położyłam swoje ręce na jego i zaczęłam wędrówkę palcami w tą i z powrotem. Staliśmy tak jakiś czas, napawając się zupełną cisza i spokojem. Czułam jednak, że to długo nie potrwa, bo moja niewiedza była jak drzazga pod paznokciem, która co jakiś czas dawała o sobie znać.

- wypuść mnie- powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam

- temat jest zamknięty

Wyrwałam się ze szczelnego ciepłego uścisku stając naprzeciwko. Cofnęłam się o dwa kroki by móc widzieć go w całej okazałości. Dopiero teraz dostrzegłam pęknięty łuk brwiowy, wargę oraz kilka zadrapań na prawym policzku. Był ubrany w biały t- shirt a lewy biceps miał zabandażowany. Patrzył na mnie władczo, roztaczał wokół siebie despotyczną aurę, ale moja nieugiętość też miała coś do powiedzenia.

- nie jeśli żyję. Mam prawo do wolności, a ty nie możesz mi jej zabrać ot tak

- zaślubiny za 2 dni. Naprawdę chcesz pójść na nie z połamanymi żebrami?

- nie zmusisz mnie!

- czyżby? Rozejrzyj się wokoło. Potroiłem ludzi na warcie, założyłem dodatkowy monitoring, już mi nie uciekniesz mała.

- nie jestem mała!- zacisnęłam ze złości pięści

- jeszcze jesteś ale liczę, że to się zmieni, wtedy Rady…

- mam gdzieś wasze Rady i cały ten cyrk, nie jestem jedną z was i nigdy nie będę! – odwróciłam się na pięcie ruszając w stronę z której przyszłam.

- Aido! – krzyknął ostrzegawczo za moimi plecami, ale ja nie chciałam go słuchać, a tym bardziej przebywać w jego towarzystwie.

Dlaczego to musi być takie skomplikowane? W jednej sekundzie czuje, że mi go brak, a w następnej już pałam do niego czystą nienawiścią. Nie zważając na jego groźby, szłam dalej w stronę Aryka, który czekał kilka metrów dalej.

- Ayryk! -krzyknął nagle Alfa -macie godzinę

Następne częściNilla XXIX Nilla XXX Nilla XXXI

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania