Poprzednie częściZapomniane Legendy roz. 000 Prolog

Zapomniane Legendy roz. 004 Tom I

Mijają dni, aż nadchodzi ten dzień, w którym do posiadłości Aarona WilczejŁapy przybywa Blach Władczy. Maya, jak i jej rodzice przygotowali ucztę z tej okazji, choć była ona skromna, głównie dlatego, że domownicy, nie mieli ochoty przyjmować z otwartymi ramionami swojego gościa. Jednakże Rose WilczaŁapa robiła wszystko, by jednak była on przygotowana z rozmachem.

Aaron, Julia, Rose i Maya stali przed swoją posiadłością, czekając na gości, których już z daleka było widać. Maya wciąż powtarzała sobie w myślach, że wszystko się ułoży, że rodzice nie pozwolą jej zabrać temu magnatowi, że zrobią wszystko, by ją ocalić. Ta myśl podtrzymywała ją na duchu.

- Wyprostuj się - Warknęła Rose do Mayi - Nie przystoi córce szlachcica garbić się jak jakiejś wieśniaczce.

- Rose, przestań - rzekł Aaron, po czym dodał do swej córki - Proszę, wytrzymaj to jakoś, my wszystkim się zajmiemy.

Gdy orszak gości dotarł już pod dom, Maya ujrzała potężnego czarno szarego wilka na grzbiecie silnego szarego wierzchowca. Wilk ten był odzianego bogato w skórzane, ciemne szaty z białym futrem na ramionach. Na jego głowie widać było złotą koronę, ozdobioną rubinem na samym środku gniazda. Maya od razu domyśliła się, iż jest to Blach Władczy, ten, który od kilku dni stał się dla niej koszmarem.

Za nim na czarnych, ciężkich koniach pociągowych, jego zbrojni. Z przerażeniem młoda wilczyca dostrzegła, iż nie są to wilki, takie jak magnat, lecz szczurołaki, potężne brązowe stwory, ciemniejsze i jaśniejsze, noszące na sobie stare kolczugi i ciężkie miecze.

- Witam w mych skromnych progach, najjaśniejszy Panie - rzekł Aaron WilczaŁapa, kłaniając się przy tym, a tym samym wyrywając z osłupienia młodą Mayę. Wilczyca wiedziała, że jej ojciec nie jest zachwycony pojawieniem się tego tyrana w swej posiadłości, ale rozumiała, że robi wszystko, by to spotkanie przebiegło w miarę kulturalnie.

- Jesteśmy wielce zaszczyceni twym przybyciem o najpotężniejszy władco Walhalm - Dodała zaraz Rose, kłaniając się w pas, niczym sługa swemu Panu. Blach spojrzał wyniośle na starszą waderę i uśmiechną się z pogardą - Ja myślę - rzekł, po czym zsiadł ze swojego rumaka i ignorując Rose, podszedł do Aarona i spytał wprost - Cieszę się, że przygotowaliście godne mnie powitanie. Liczę, iż reszta mej wizyty, również będzie mnie cieszyć.

Aaron spoglądał na oblicze Blacha Władczego, nie dając po sobie nic znać - Obiecuję, że jesteśmy dobrze przygotowani, o Panie. Proszę, zapraszam do mojego domu - rzekł i poprowadził swojego gościa do środka.

Rose spojrzała szybko na służbę, po czym poleciła - Szybko, zabierzcie konia naszego ukochanego Pana do stajni i zadbajcie też o jego ludzi. No szybko nieroby!

Służba na rozkaz poprowadziła konie do stajni i zaprowadziła także szczurołaki do domu. Julia położyła ręce na ramionach Mayi i rzekł - Choć, musimy już iść, czekają na nas.

Gdy Maya i Julia wchodzą do domu, zaraz za nimi rusza najpotężniejszy z szczurołaków, z czerwonymi jak krew oczyma. Maya przerażona ukradkiem spogląda na potwora, z potężnym mieczem na plecach, który idzie za nimi.

- Spokojnie - szepce do niej jej mama - Jesteś bezpieczna.

Cała trójka w końcu wchodzi do pokoju, gdzie stoi zastawiony stół, z krzesłami dla gości. Aaron i Blach Władczy czekają już na resztę i po chwili jako ostatnia wchodzi Rose.

- Zapraszam do stołu - Oficjalnie oświadcza gospodarz, po czym wszyscy zgromadzeni w pokoju, prócz szczurołaka siadają na swoich miejscach.

Aaron dostrzega, iż szczurołak podchodzi do prawego ramienia Blacha i staje za nim, na baczność, ukazując swoją potężną i silną sylwetkę.

- Czy twój podwładny, mości Panie nie zechciałby usiąść z nami do stołu? - Spytał z grzeczności Aaron.

- On? - Odparł Blach - Hm, To Jack Blackout, mój osobisty strażnik. Musi być gotowy, dlatego też ma obowiązek strzec mnie, nie biesiadować.

Maya spoglądała na stół, lecz strach ciągle zmuszał ją do zerkania na szczura, który gotów był jednym ciosem zabić ją. Młoda wilczyca nie czuła się komfortowo w jego towarzystwie. Domyślała się, że ma on zbudzać strach wśród gospodarzy i musiała przyznać, że takowy zbudzał.

- Służba - rzekł Aaron i po chwili do pokoju wniesiono najróżniejsze dania mięsne, rybne i najprzedniejsze pieczywa oraz dzbany najprzedniejszego wina, które po chwili trafiły na stół.

- Zanim przejdziemy do rozmowy, czy zechciałbyś Panie posilić się naszymi potrawami.

Blach Władczy rozejrzał się po stole i odparł - Owszem, zechcę.

Służący Aarona wycofali się, by nie przeszkadzać w uczcie. Po spożyciu części posiłku, Blach popija go winem z kielicha, po czym odpiera - Widzę, że masz tu dość bogato, szlachetny Aaronie WilczaŁapo. To musi być spory wydatek, by utrzymać tak dużą służbę.

Aaron rzuca krótkie spojrzenie na swą żonę, po czym odpiera - Dziękują za komplement, mości Panie, ale musisz wiedzieć, iż na co dzień, nie korzystamy ze służby. Osoby, które opłaciłem na dzisiejszą uroczystość, zazwyczaj pracują w okolicznych wioskach, nie służą mi na co dzień. A i opłaciłem ich sowicie, za ten dzień.

Blach spoglądał na swojego gospodarza, jak by oceniał to, co przed chwilą usłyszał. Znów pociągnął łyk wina, po czym rzekł - Skoro już posililiśmy się tak wybornymi potrawami, czas przejść do głównego tematu naszego spotkania. Przybyłem w wasze progi, by porozmawiać o ślubie z twą młodą i dość piękną córkę, Mayą WilcząŁapą.

Maya przerwała posiłek, który właśnie powoli jadła, spojrzała przerażona na swoją matkę, po czym na ojca, błagając w duchu, by obronili ją.

Jednak za nim Aaron zdążył odpowiedzieć, Blach kontynuował - Oczywiście, zapewniam, iż wasza córka u mego boku, żyć będzie na najwyższym poziomie, ze służbą, która będzie na jej życzenie o każdej porze dnia i nocy. W luksusie, o którym może marzyć wyłącznie królowa tak potężnego królestwa, jak moje. Niczego jej nie zabraknie, otrzyma wszystko, co tylko sobie zażyczy, jestem dosyć bogaty i przyznaje, że stać mnie na wiele zachcianek każdej damy.

- To wspaniałe warunki, Maya na pewno jest zaszczycona tak hojną propozycją - Wyrywa się Rose, zaskakując Aarona, Julię i Mayę. Blach władczy uśmiecha się, po czym dodaje - Ja myślę, Wiele dam w Walhalm dałoby życie, by otrzymać takową szansę.

Maya chce wstać i zaprotestować, iż nie zgadza się na to, lecz ubiega ją jej ojciec Aaron - Tak, to hojne warunki szlachetny Panie, jednakże...

Jednakże Blach nie daje dokończyć swojemu gospodarzowi, opiera się ciężko prawym łokciem o stół i dodaje - Oczywiście, w zamian żądam, by wasza córka dała mi męskiego potomka, który zapewni mi ciągłość mego rodu, a i zapewniam, że zaopiekuję się także rodziną mej żony. Dla waszego bezpieczeństwa zaopiekuję się waszymi włościami, wezmę je pod me skrzydła i sprawie, że staną się bogatsze, niż nigdy dotąd. Oczywiście, będziecie mogli tu mieszkać i doradzać moim zarządcą, by te ziemie przynosiły duże zyski...

- Dość! - Krzyk Mayi przerywa Blachowi Władczemu w jego wypowiedzi - Nie poślubię takiego potwora, nie zgadzam się!

- Jak ty się odżywasz do naszego najszlachetniejszego Pana! - Krzyczy Rose, widocznie oburzona reakcją młodej Mayi, niźli słowami Blacha Władczego - Natychmiast przeproś naszego władcę, zaraz!

Maya zaskoczona reakcją Rose, patrzy na nią z niedowierzaniem, nie umiejąc zrozumieć, jak jej ciotka może stawać po stronie tego tyrana, a nie po stronie swej rodziny. Młoda wilczyca spogląda na swoich rodziców, którzy także patrzą na nią, lecz w ich oczach rysuje się zrozumienie dla niej, niż oburzenie. Maya ma dość i opuszcza salę gościnną, udając się do swojego pokoju.

- Wybacz jej o szlachetny Panie - szybko odpiera Rose, próbując załagodzić sytuację i przeprosić Blacha Władczego.

- Nie, nie szkodzi - Odpiera spokojnie Blach Władczy - Młodziutka wadera jest jeszcze nie doświadczona, nie wie, jak ma zachować się przy dostojnym gościu, ale u mego boku, szybko przyswoi tę wiedzę.

Aaron powoli wstaje, spogląda porozumiewawczo na swą żonę i odpiera uprzejmie - Wybacz o Panie, iż tak uroczysta okazja, tak się skończyła, ale niestety, muszę odmówić przyjęcia tak "szlachetnej" propozycji, jaką nam tu przedstawiłeś, o Panie Walhalm.

Blach rzuca srogie spojrzenie swemu gospodarzowi, ale to Rose odpiera - Że co?! Odrzucisz tak wspaniałomyślną propozycję, z powodu kaprysów tej młodej pannicy?

- Tak - Odpiera krótko Aaron - Drogi Blach Władczy, obawiam się, że twa wizyta w moim domu dobiegła już końca. Proszę więc Panie, byś opuścił mój dom.

Blach spogląda na swego gospodarza ze spokojem, po czym pyta - Czy jesteś pewien, mości Aaronie, że opłaci ci się odrzucić mą propozycję?

- Tak, jestem pewien, a teraz opuść mój dom, wraz z swoją świtą - naciska Aaron.

Blach wstaje powoli, po czym opiera ciężko łapy na stole i dodaje - Rozumiem wasze emocje, to musi być duży szok, iż takie szczęście się do was uśmiechnęło. Daje wam czas do namysłu, powiedzmy do następnej niedzieli.

- Nie zmienię zdania, twoje warunki Panie, są nie do przyjęcia - Odpiera Aaron, już powoli tracąc cierpliwość.

Szczurołak, który przez cały czas milczał, teraz odchrząknął, dając jakiś znak swemu Panu, lecz Blach Władczy spokojnie zaplata ręce za plecami i oświadcza - Niech i tak będzie, lecz jednak jestem wspaniałomyślny i daję wam ten czas, ale zastanówcie się mości Aaronie WilczaŁapo, czy na prawdę warto odrzucać moje warunki.

Po tych słowach Blach kiwną głową Jackowi Blackout-owi, po czym opuścił salę gościnną. Rose szybko ruszyła do Pana Walhalm, odprowadzając go do drzwi. Tymczasem do Aarona ciężko opierającego się o stół, podchodzi Julia - Jestem z ciebie dumna, kochanie.

Aaron spogląda na swą żonę i odpiera - Nie wyszło to najlepiej, ale dało nam to czas. Obawiam się, że nie będziemy mogli tu zostać.

- wiem - odpowiada Julia i obejmuje swojego męża.

- Julio, idź do May, powiedz jej, że nie poddamy się szantażowi. Poproś ją, by spakowała się i wcześniej położyła spać. Jutro z samego rana musimy opuścić nasz dom.

Juli spogląda przerażona w oblicze swego męża, ale rozumie jego obawy. Porozumiewawczo kiwa głową i udaje się do Mayi.

Julia mija w drzwiach Rose, która nie czeka i od razu jak tylko wchodzi do pokoju, oświadcza - Blach Władczy właśnie odjechał, jest wściekły, jak mogłeś być takim idiotą i odmówić mu! Rozumiem, że ta wasza "córeczka" zachowuje się, jakby jej rozum wyparował, ale wy! Nie rozumiesz, że odmawiając Blachowi Władczemu, narażasz nas wszystkich!

Aaron jednak ignoruje jej oskarżycielski ton i odpiera - Rozumiem. I dlatego jutro z samego rana opuścimy nasz dom. Tobie także radzę, byś udała się z nami do Kalnale, jeśli zależy ci na życiu.

- Mam uchodzić z mojej ojcowizny, bo ty nie umiesz zachować kultury? - odpiera Rose.

- Zachowałem kulturę, droga Rose. Gdybym jej nie zachował, obiłbym mu mordę i wykopał śmiecia za próg mego domu - odparł stanowczo Aaron, spoglądając na swą siostrę z takim gniewem, iż ta nie odważyła się odezwać.

- Dobrze ci radzę, opuść Walhalm - Rzekł Aaron, po czym wyszedł z pokoju.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania