Poprzednie częściZapomniane Legendy roz. 000 Prolog

Zapomniane Legendy roz. 010 Tom I

Maya z trudem otwiera oczy, przypomina sobie liska, który znalazł ją w lesie, bezsilną, by móc w ogóle się bronić. Jednak ku jej zagubieniu, zamiast lasu i krzewów, które rosły przed nią, gdy ostatnio straciła przytomność, dostrzega sklepienie z drzewa, które wisi nad nią nieruchomo.

Maya próbuje rozejrzeć się wokoło i dopiero teraz zauważa, że leży w łóżku, w dziwnym pomieszczeniu, wyglądającym, jakby wnętrze wręcz gigantycznego drzewa. Na ścianie zauważa okrągły otwór, przypominający okno, a pod nim półki z księgami i małą skrzynkę, zrobioną również z drewna.

Po odwróceniu głowy, po drugiej stronie pomieszczenia dostrzega stolik i krzesło, również z drzewa, a na stoliku dostrzega miskę z owocami i butelkę, do połowy pełną.

Maya próbuje się podnieś, ale brakuje jej sił, to też poddaje się i postanawia odpocząć, by nabrać choć trochę sił. Miękkie łóżko, w którym się znajduje, powoduje, że szybko zapada w miły i spokojny sen, zapominając o trudach ostatnich dni.

Po jakimś czasie, do uszu wilczycy dochodzi dźwięk szczekania lisa, który od razu budzi ją. Dźwięk ten dobiega, jakby z pokoju, w którym młoda wilczyca śpi.

Mając już dość sił, Maya podnosi się i zajmuje pozycję siedzącą, opierając się rękoma za plecami o łóżko. Wilczyca dostrzega na podłodze małego liska, siedzącego na podłodze przy łóżku Mayi. Wilczyca rozpoznaje go, jest to ten sam mały rudzielec, którego widziała w lesie.

Maya patrzy na niego, a ten na nią, zaciekawiony co jakiś czas przechylając główkę raz to na prawo, raz na lewo.

- Skąd tu się wziąłeś? - Spytała Maya - Skąd ja się tu wzięłam? - dodała, po czym odkryła kołdrę, która ją przykrywała, dostrzegając, iż ma na sobie jakąś długą koszulę nocną, miękką i delikatną w dotyku. Wilczyca nie mogła się powstrzymać i chwyciła za materiał koszuli i delikatnie przytuliła je do swojego pyszczka. Poczuła kojący zapach lasu i poczuła się bezpiecznie, jak by ostatnie wydarzenia w jej życiu, nie miały miejsca.

Ale przecież miały. Maya rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając możliwości ucieczki z miejsca, do którego trafiła, nie wiedząc nawet, jakim cudem. Wilczyca dostrzegła otwór w ścianie, na którym wisiała jakaś zielona zasłona. Wilczyca powoli wstała z łóżka i podeszła do niego, delikatnie odsłaniając ją, by zajrzeć, co kryje się za nią.

Wilczyca dostrzegła za nią, kolejny pokój, pełen półek na ścianie z książkami, stół, jakiś dziwny mebel i zioła, które wisiały nad drewnianym sklepieniem. Mały lisek, który siedział przy łóżku wilczycy, teraz stał już za nią, wciąż obserwując ją uważnie. Wilczyca, nie widząc nikogo, powoli weszła do większego pomieszczenia, by sprawdzić, gdzie jest. Nagle zaskoczył ją czyiś spokojny i łagodny głos - Powinnaś odpoczywać, młoda wilczyco.

Maya szybko odwróciła się ku dziwnemu meblowi, który jak teraz zauważyła, nie był meblem, lecz zakapturzoną istotą, siedzącą tyłem do jej drzwi. Wilczyca szybko cofnęła się, nieomal nadepnie wszy na małego liska, który w porę uskoczył spod jej łap.

- Kim... Kim jesteś - spytała zachrypniętym głosem Maya - Czego chcesz?

- Czego chcę? - Spytał tajemniczy osobnik, po czym powoli wstał i odwrócił się ku wilczycy, spoglądając na waderę. Maya poza kapturem zarzuconym na jego głowie, nie dostrzegła nawet blasku jego oczu - Chcę ci pomóc - odparł po chwili.

- Dlaczego? - spytała wilczyca - kim jesteś?

Tajemniczy osobnik spoglądał chwilę na wilczycę, po czym odparł - Nazywam się Moran, jestem opiekunem tego lasu, jak i zwierząt, które tu mieszkają. A pomogłem ci, gdyż pomocy potrzebowałaś.

Maya nie umiała oderwać wzroku od potężnego tajemniczego osobnika. Nie wiedziała, kim tak właściwie jest ta istota. Czy to człowiek, istoty, które nie raz widywała, gdy jej tata Aaron przyjmował różnych gości, czy był to zwierzołak, podobny do niej? A może inna istota, elf, ork... Jednego była pewna, nie był to krasnolud, gdyż był za duży jak na tę rasę. Tajemniczy osobnik górował nad nią niczym olbrzym.

- Gdzie jestem, skąd się tu wzięłam? - pytała wilczyca, choć nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.

Moran odłożył książkę, którą dopiero teraz wilczyca zauważyła w jego dłoniach, które zresztą zakrywały rękawice. Wilczyca dostrzegła, iż ma on pięć palców, co wykluczało go z ras zwierzo-podobnych.

- Jesteś w moim domu, młoda wilczyco. Przyniosłem cię tu z lasu, gdy mój mały przyjaciel, wytropił cię.

Maya spojrzała zaraz na małego liska, który radośnie zaszczekał za jej plecami.

Wilczyca spojrzała znowu na tajemniczego osobnika, po czym spytała - Twój dom... Wygląda osobliwie, czy...

- Nie - odparł Moran, nie dając szansy dokończenia wilczycy - Nie jestem elfem, choć prawda, korzystam z ich wytworu. Ten cud natury, stworzyły elfy, wiele wieków temu, lecz od dawna nie widziano w tych lasach ich rasy.

Maya spoglądała na Morana, po czym zaryzykowała - Jesteś człowiekiem?

Moran spojrzał na okno w swoim domu, po czym odparł - Nie, nie jestem. Trudno to zdefiniować, ale nie należę do żadnych ze znanych w naszym świecie ras.

Wilczyca nie wiedziała, co ma myśleć o swoim opiekunie, bała się go, ale czuła w głębi siebie, że tak naprawdę, nie jest zły.

- A kim ty jesteś, młoda wilczyco? - Spytał nagle Moran.

- Ja? - Zachłysnęła się Maya, zaskoczona nagle pytaniem opiekuna - Ja... Zwą mnie M... - Przerwała, przypominając sobie, iż przecież jest ścigana, za zabójstwo Blacha Władczego. Nie mogła się przedstawić swoim prawdziwym imieniem, gdyż Moran mógł być na służbie u Władczego, a to by skończyło się powrotem na zamek Walhalm.

Nagle Maya przypomniała sobie imię swej ukochanej klaczy, którą dostała od swojego ojca, Aarona.

- Mercedes, mam na imię Mercedes...

Moran spojrzał na wilczycę, po czym rzekł - Rozumiem. A więc witaj Mercedes w moim domu, w lasach Kalnale.

- Kalnale? - Spytała mimowolnie wilczyca, zaskoczona, iż udało jej się, opuściła królestwo Walhalm i była w bezpiecznym miejscu, poza zasięgiem łap Waltera Władczego.

- Tak, Kalnale - Dodał Moran - Po twoim stanie i ubraniu, domyśliłem się, iż zmuszona byłaś opuścić Walhalm. Tutaj tyrania Blacha już nie sięgała. Miejmy też nadzieję, że Walter nie podąży śladem swojego poprzednika.

Maya spojrzała na Morana, nie wiedząc, czy ten wie, co zaszło między nią a Blachem, to też pyta specjalnie - Poprzednika? Waltera? Przecież w Walhalm rządzi Blach Władczy.

Moran rzuca spojrzenie ku wilczycy, po czym odpiera - Rządził, ale kilka dni temu, ktoś ukrócił jego tyranię. Podobno ktoś, kto został przez niego strasznie skrzywdzony. Od tego czasu, w Walhalm poszukuje się młodej wadery, która najprawdopodobniej zabiła go. Masz szczęście, młoda wilczyco, iż nikt cię za nią nie uznał. Gdybyś wpadła w ręce zbrojnych Waltera, zapewne już byś nie żyła.

Wilczyca spojrzała na Morana, przerażona. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że on wie, kim ona jest, ale nie miała pewności, gdyż nie powiedział tego wprost. Wilczyca, chcąc odsunąć od siebie wszelkie domysły, odparła - Tak, mam szczęście. Nie chciałabym odpowiadać za to, że ktoś zamordował tego... - Ugryzła się w język, by nie użyć brzydkiego słowa, po czym kontynuowała - Znaczy króla Walhalm. Dość wycierpiałam pod jego rządów, ale teraz na szczęście jestem z dala od tego wszystkiego.

Moran Przyglądał się dalej młodej wilczycy, po czym rzekł - Wróć lepiej do łóżka, Mercedes. Jeszcze nie odzyskałaś pełni sił. Gdy odzyskasz wszystkie siły, będziesz mogła udać się, gdzie będziesz chciała.

 

***

 

Maya pod nowym imieniem Mercedes spędziła więc kilka dni w domu tajemniczego osobnika imieniem Moran. Przez ten czas, młoda wilczyca głównie odpoczywała i dochodziła do zdrowia.

Choć Mercedes miała kompana do zajmowania czasu, w postaci małego liska, który uwielbiał biegać za kulką mchu, którą rzucała mu młoda wilczyca, to jednak najwięcej czasu zajmowało młodej waderze czytanie książek, które znajdowały się na półce na ścianie przy jej łóżku. Większość z nich zajmowały się zielarstwem, lecznictwem i zbiorem najróżniejszych chorób, które opisano.

Wilczyca studiowała dokładnie każdą z książek, gdyż oprócz tych zajęć, nie miała nic do roboty. Jednak oprócz odpoczynku, Mercedes zastanawiała się, co ma teraz z sobą począć. Straciła rodzinę, dom, całe dawne życie. Co gorsza, choć kochała dalej Leona Redfoksa, nie miała już ochoty wiązać się z nim. Straciła zaufanie do mężczyzn, myśl, by pozwolić komukolwiek z nich dotknąć się, zbudzała w niej odrazę. Jak więc mogłaby być z kimkolwiek, nawet z ukochanym Leonem.

Zrozumiała, że jej życie jest już zniszczone, a miłość do Leona, powodowała, że nie chciała i jemu je niszczyć. Uznała, że lepiej będzie, jeśli ten będzie wierzył, że Maya WilczaŁapa nie żyje.

Ale jej myśli zaprzątał też inny problem. Co ma teraz z sobą począć. Gdy dojdzie do zdrowia, w końcu będzie musiała odejść z tego azylu i udać się do najbliższej wioski w Kalnale. Czym się tam zajmie? Co będzie robić? Z czego będzie żyć? Nie umiała pracować, nie szkoliła się w żadnych z prac. Jaki los czekać ją będzie, jeśli ta nie znajdzie żadnego zatrudnienia...

Nie chciała być żebraczką, czy tym bardziej oddawać się samcom, by zarobić na chleb. Lepiej byłoby jej umrzeć w tym lesie, niźli tak żyć. Mercedes spojrzała na małego liska, który właśnie rozszarpał kulkę z mchu. Przez chwilę zapragnęła znów być dzieckiem, żyć bez większych trosk, wiedząc, że ktoś nad nią czuwa, że nie pozwoli jej skrzywdzić.

Smutek i melancholia straconego beztroskiego życia ścisnął ją za serce. Spojrzała wtedy na książki, które już raz przeczytała i znowu podjęła jedną z nich. Otworzyła na ślepo pierwszy lepszy rozdział i natrafiła na rozdział o leczeniu ran. Przyglądając się różnym rysunkom poglądowym, wpadł jej do głowy pewien pomysł. A gdyby tu została u Morana i rozpoczęła nauki jako medyk...

Nie była to jej wymarzona przyszłość, ale lepsza taka, niźli głód i poświęcanie się, by zdobyć, choć resztki jedzenia. W końcu Mercedes postanowiła, że woli w ten sposób pomagać innym, niż bezczynnie czekać na swój koniec.

 

Wieczorem, gdy Moran wrócił do swego domu, Mercedes siedziała przy stole, nosem w książce i wciąż czytała je. Gospodarz spojrzał na swego gościa i spytał - Widzę, że powoli dochodzisz do zdrowia. Nawet się nie nudzisz.

Mercedes spojrzała na swojego dobroczyńcę i odparła - Tak, czuje się już lepiej, dziękuję za pomoc.

- Cieszę się, że ci się polepszyło, panienko.

- Przepraszam, że się odwarze spytać - Zaczęła wilczyca - Ale, czy zechciał być mnie przyjąć do siebie, jako czeladnika?

Moran odłożył torbę, którą przyniósł z ziołami, po czym spojrzał na młodą waderę - Czeladniczkę? A czego byś chciała się uczyć?

Mercedes spojrzała zdziwiona, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi Moranowi - No... Chciała bym zostać twoją uczennicą tak, jak ty zbierać zioła, leczyć rannych, pomagać.

Moran zaciągnął kaptur mocniej na swe oblicze, jakby stwierdził, że wilczyca dojrzałaby jego oblicze, po czym odparł - Mam o wiele większy zakres obowiązków, młoda panienko, ale jeśli chcesz zostać medykiem, czy zielarką, mogę ci w tym pomóc, ale pamiętaj, ta profesja, to ciężki kawałek chleba. Same książki, które tyle dni studiowałaś, to za ledwie ułamek wiedzy, którą musisz posiąść, by móc pomagać innym. Zastanów się, czy jesteś gotowa na poświęcenie i ciężką, wręcz ponad twe siły pracę, by walczyć o życie tych, którzy uwierzą w ciebie, że będziesz w stanie ich leczyć, czy nawet ratować ich życie. Czy będziesz na to gotowa?

Mercedes spojrzała na Morana, zaskoczona. Wiedziała, że ta profesja, nie jest lekka, ale słowa gospodarza, brzmiały, jak by ten nałożył na nią obowiązki, które być może nie podoła ich unieś. Przez chwilę zwątpiła, czy podoła tak wielkiemu ciężarowi. Ale po chwili pomyślała, że lepiej walczyć o to, by pomagać innym, niż pozwolić znowu traktować się jak śmiecia, które doświadczyła w łapach Blacha Władczego. Ta myśl dodała jej sił.

- Tak - odparła stanowczo - Będę. Nie chcę po prostu stać z boku i przyglądać się, jak cierpią inni. Chcę poczuć się potrzebna, nieś pomoc, najlepiej, jak tylko się da.

Moran podniósł głowę, spoglądając z góry na wilczycę. Jego kaptur wciąż zasłaniał jego oblicze. Nawet w świetle dnia, wilczyca nie umiała przebić ciemności, skrywające jego oblicze.

- Niech i tak będzie - odparł Moran - Od jutra, rozpoczniemy naukę. Nie będzie ona łatwa, panienko, ale mam nadzieję, że wytrwasz w swym postanowieniu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania