Pokaż listęUkryj listę

Pęknięcia mojego serca - rozdział dwudziesty trzeci

- Serio?

Nate usilnie próbował powstrzymać się od śmiechu, ale zerknął na moją twarz wyrażającą kompletny brak zrozumienia i w końcu parsknął z rozbawieniem.

- No co? – mruknęłam, patrząc na niego spod byka.

- Takiej miny jeszcze u ciebie nie widziałem – powiedział, dalej się śmiejąc.

- Hej, a czego się spodziewałeś? Nigdy w to nie grałam.

Nate wymyślił, że pogramy na jakiejś konsoli zwanej Wii, której nigdy nawet nie widziałam na oczy. Pieczołowicie zapiął mi sznureczek od pilota na nadgarstku, a ja stałam naprzeciwko telewizora i nie miałam pojęcia, co dalej.

- No i co niby mam robić? – zapytałam, zbierając włosy na lewą stronę. Żałowałam, że nie zabrałam gumki do włosów.

- To zależy, w co chcesz grać.

- A co mam do wyboru?

Nate wyświetlił mi listę gier i zastanawiałam się przez chwilę, jaki wybór będzie najrozsądniejszy. Po czym zdecydowałam się na najmniej kobiecy sport:

- Chcę się poboksować – oznajmiłam z poważną miną. Na moje słowa Nate wręczył mi kolejny dodatek do pilota i sam zaczął to zakładać na ręce.

- To poboksujemy się razem – uśmiechnął się do mnie. – To łatwe. Po prostu trzymasz piloty w pionie i bijesz.

Puścił mi jeszcze krótki instruktaż, podczas którego wykonałam kilka ciosów, po czym zarzucił włosami i spytał:

- Gotowa?

- Tak! – aż podskoczyłam, bo zaczęło mi się to podobać.

Boksowaliśmy się przez kilka minut, aż w końcu opadłam na fotel, lekko dysząc. Może i miałam kondycję, ale do biegania i tańczenia, a nie bijatyk. Pierwszą rundę wygrał Nate, który stał nade mną z triumfalnym uśmiechem.

- No, co jest, Olivia? Już wymiękasz? – zaczął mi dogryzać.

- Wcale nie! – zaprotestowałam z oburzeniem.

- Jasne. Już przegrałaś. Nie masz ze mną szans – udał, że napina bicepsy.

O nie. Chciał się z kogoś ponabijać? Nie ze mną takie numery. Szybko się poderwałam z fotela i stanęłam obok niego, po czym jak szalona zaczęłam wymachiwać pilotem - cud, że nie walnęłam przy tym Nate’a.

- Odpalaj ten boks! Już ja ci pokażę, jak to należy robić! – zawołałam, zmotywowana do dalszej walki. Po chwili zorientowałam się, że Nate nawet się nie poruszył, tylko patrzył na mnie z dziwnym ciepłym uśmiechem.

- Co jest? – spytałam, nieco zaskoczona. Nate dalej nic nie mówił, jedynie na mnie patrzył. Po chwili jakby się otrząsnął i powiedział:

- Nic takiego, Olivia.

Po czym z powrotem włączył płytę. Wzruszyłam ramionami. Powinnam się już przyzwyczaić. W końcu to Nate… z nim nigdy nie było normalnie. Ale przez to było szalenie ciekawie.

Tego wieczoru pokazałam mu, kto tu rządzi.

 

- Olivia – usłyszałam szept i lekkie szturchnięcie.

- Cicho – mruknęłam i odwróciłam się tyłem.

Za mną rozległ się cichy śmiech.

- Olivia, wstań. Muszę cię odwieźć do domu. Chyba, że zostajesz tutaj?

- Chcę spać – mruknęłam ponownie.

Znów ten słodki śmiech, po czym poczułam, jak unoszę się w powietrze. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam, że Nate zanosi mnie do samochodu. Położył mnie delikatnie na tylnym siedzeniu i nakrył jakimś kocem. Wtedy się odrobinę rozbudziłam, z żalem odnotowując, że zniknęły jego ciepłe ramiona. Po chwili przymknęłam powieki. Byłam wykończona. Moja kondycja zdała się na nic, kiedy postawiłam sobie za cel udowodnienie Nate’owi, że pobiję go w kwestii sportów na konsoli. Wymachiwałam pilotami jak szalona, śmiałam się wniebogłosy i w końcu padłam na kanapie. Ostatnio słabo sypiałam, bo cały mój świat kręcił się wokół chłopaka, który z dziewczynami tylko sypiał, a mnie, owiniętą kocem, właśnie odwoził do domu.

 

Niedzielę spędziłam pod kołdrą, rozpamiętując ciągle to cudowne uczucie, które wypełniało mnie, gdy Nate otaczał mnie ramionami. Dumałam nad tym z kubkiem herbaty w ręku, kiedy na Facebooku wyskoczyła mi wiadomość od Marka.

Mark: Cześć, moja motywatorko

Olivia: Cześć, mój niestrudzony siłaczu :)

Mark: Możemy przełożyć nasze siłowe spotkania na poniedziałek wieczór?

Olivia: Jasne. Coś się stało?

Mark: Układam sobie nowy harmonogram życia

Olivia: :)

W tej samej chwili czat zadźwięczał ponownie.

Tiffany: Hejka!

Olivia: Hej

Tiffany: Co robisz? Wyjdziemy gdzieś?

Olivia: Dziś zamulam… może w środę?

Tiffany: A co się stało z poniedziałkiem i wtorkiem?

Olivia: Poniedziałek - siłownia z Markiem, wtorek - tańce.

Tiffany: Znowu ten Mark…

Olivia: Tiff…

Tiffany: Tylko głośno myślę. Chyba nie wymieniasz MNIE na NIEGO?

Olivia: Wyluzuj

Prawdę mówiąc, Mark ostatnio był dla mnie lepszym wsparciem, niż Tiffany, ale wciąż wierzyłam, że to przejściowe. Już miałam zamknąć laptopa, kiedy czat odezwał się ponownie.

Nate: Już Ci lepiej? :)

Olivia: Tak. Dziękuję za odwiezienie.

Nate: Nie ma sprawy. Myślałem, że masz dobrą kondycję.

Olivia: Widocznie trzeba ją jeszcze poprawić…

Nate: A co, chcesz poćwiczyć ze mną? :)

Postanowiłam udawać, że wcale nie miał na myśli tego, co wiedziałam, że miał.

Olivia: Chciałbyś. Już mam swojego prywatnego trenera.

Nate: ???

Olivia: Idziemy jutro z Markiem na siłownię. Będziemy się rzeźbić.

Nate: Może pójdę z wami?

To mnie nieźle zaskoczyło. Proponował mi spotkanie? Znów?

Olivia: Pytasz serio?

Nate: Tak, a czemu nie? Masz coś przeciwko?

Olivia: Siłownia to miejsce publiczne… raczej Ci nie zabronię przyjść, prawda?

Nate: Wiesz, że Twoje słowo jest dla mnie rozkazem :)

Parsknęłam z irytacją i zamknęłam laptopa, nie mogąc jednak pozbyć się rodzących się właśnie motylków w moim brzuchu. Nate, Nate… co ty ze mną robisz?

 

 

Lećcie od razu do następnego rozdziału :D

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania