Pokaż listęUkryj listę

Pęknięcia mojego serca - rozdział czterdziesty siódmy

Nie mogłam znaleźć Nate’a. To dziwne, ale ostatnio zawsze był w pobliżu, a teraz nagle rozpłynął się w jednej chwili. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale bez skutku. Zaraz, gdzie widziałam go ostatnio? Wytężyłam pamięć. Tak, to było wtedy. Rozmawialiśmy o jego rodzicach i bracie, a potem zasnął obok mnie. Gdzie on był?

Wyszłam z łóżka i zaczęłam przechadzać się po domu. Rodzice spali. A gdzie był Peter? Zapukałam do jego pokoju, ale nikt nie odpowiadał. Co się działo? A, no tak. Zapomniałam. Przecież Peter nie żyje.

Gdzie, do cholery, jest Nate?

Nie wiedziałam, czy powiedziałam to na głos, czy nie, ale nagle usłyszałam śmiech. Głośny. Złośliwy. Nie mogłam zlokalizować, do kogo należał. Nikogo nie było obok mnie. Ten śmiech wydobywał się z każdej ściany, każdego okna, każdych drzwi.

- Gdzie on jest?! – krzyknęłam. Śmiech był coraz głośniejszy. - Gdzie jest Nate?!

- To ty nie wiesz? – spytał ktoś nagle zimnym, wysokim głosem. – Przecież on nie żyje.

Obudziłam się z krzykiem i ze łzami na policzkach. Byłam tak roztrzęsiona, że obudziłam Nate’a śpiącego obok mnie.

- Olivia? Co się stało?

Zdałam sobie sprawę, że to był tylko sen. Zaczęłam głęboko oddychać, by wyzwolić się z objęć koszmaru.

- Zły sen. Przepraszam.

Przytuliłam się do niego mocno.

- Nie mogę cię stracić – powiedziałam cicho i zapłakałam. – Po prostu nie mogę.

- Nie stracisz – obiecał mi.

Ale skąd miałam to wiedzieć?

 

Starałam się jakoś żyć. Jakoś - to było dobre słowo. Żyłam, ale jakość tego życia była marna. W końcu wróciłam do szkoły, ale czułam się, jakbym była tam z innej planety. Wiele starych znajomych teraz nagle nie chciało - bądź nie wiedziało jak - ze mną rozmawiać. Odwracali głowy, szeptali za moimi plecami, posyłali współczujące spojrzenia, ale nikt nic nie mówił wprost. U swojego boku miałam tylko Nate’a i Marka.

Moje oceny nie uległy znacznej zmianie, może dlatego, że wykorzystywałam naukę jako ucieczkę od myśli. Uczyłam się jednak wszystkiego w domu, ponieważ na lekcjach w szkole nie potrafiłam się skupić. Nauczyciele przymykali oko na moje roztargnienie, a ja siedziałam i choć starałam się nie myśleć - to myślałam. Monotonny głos nauczyciela prześlizgiwał mi się między myślami, ale ja stopniowo się wyciszałam i przestawałam odbierać bodźce. Jedyny, jaki jeszcze czułam, to była ręka Nate’a kreśląca delikatnie na mojej przeróżne kształty.

Jego wyznanie na nowo nas zbliżyło. Nie wiedziałam jednak, jak mam określić naszą aktualną relację, ale szczerze mówiąc już mnie to nie obchodziło. Przynajmniej na razie. Nie miałam głowy do oficjalnych określeń. Zresztą to się nie liczyło - liczyło się to, że Nate cały czas był przy mnie.

Kochałam go, oczywiście, że tak. I wiedziałam, że on czuł to samo do mnie, ale na razie nie wiedziałam, co z tym zrobić i czy pójdziemy dalej. Ciężko było ogarnąć to wszystko. Wciąż czułam pustkę po Peterze i wciąż miałam żal do Boga, że nam go zabrał. Byłam wierząca, ale nie widziałam w tym sensu. Pewnie jakiś był, ale ja nie umiałam go dostrzec. Bez mojego brata byłam jak zagubiona owca w obcym stadzie.

Mając na względzie opowieść Nate’a, starałam się nie odrzucać rodziców, choć oczywiście często bywały takie momenty, że chciałam być sama. Wiedziałam jednak, że to byłoby najgorsze rozwiązanie z możliwych, dlatego starałam się spędzać z mamą i tatą jak najwięcej czasu. Poza tym wiedziałam, że ostatnią rzeczą, której Peter by chciał, to żebyśmy doprowadzili do autodestrukcji naszej rodziny.

Często chodziłam na cmentarz na grób Petera i po cichu z nim rozmawiałam. Opowiadałam mu, jak minął mi dzień, co słychać u Amy i jak bardzo za nim tęsknimy. Tak zrobiłam i teraz. Poprosiłam Nate’a, żeby wrócił do domu i nie czekał na mnie, a sama wspięłam się na wąską dróżkę prowadzącą do cmentarza. Teraz grób Petera umiałam już szybko odnaleźć.

Po raz kolejny, ale wcale nie mniej szokujący, spojrzałam na zdjęcie na marmurowym nagrobku i kolejny raz uświadomiłam sobie, jak bardzo tęsknię. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę zmuszona się tak czuć. A najgorsze, że nie mogłam z tym nic zrobić.

Wyrzuciłam stare kwiaty, które zdążyły już uschnąć i wsunęłam do wazonu nowe. Strzepnęłam kilka liści, które spadły z drzew i zapaliłam nowy znicz. Potem usiadłam na ławce i zaczęłam rozmowę.

- Cześć, braciszku. Przyszłam. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam… - urwałam. Tak naprawdę, to czasem już nie wiedziałam, co mówię. Jak mogłam mu przeszkadzać? Niby w czym? – To był okropny dzień. Na korytarzu wpadłam na Tiffany. Niewiarygodne, że słyszała o tym, co się stało i nawet w żaden sposób nie powiedziała, że jej przykro, czy cokolwiek… nie wiem, jak mogłam się z nią przyjaźnić – zawiał zimniejszy powiew wiatru i zadrżałam. – Brakuje mi tego, jak mnie budziłeś rano. Przez to już kilka razy zaspałam do szkoły. No i teraz nie wiem, w co się ubierać. Byłeś genialnym stylistą. Zabawne - w końcu to ja jestem dziewczyną i powinnam znać te wszystkie triki i najnowsze krzyki mody. Ale mimo wszystko ty byłeś w tym niezastąpiony – uśmiechnęłam się przez łzy i pogładziłam marmurowe zdjęcie, na którym uśmiech brata zastygł na wieczność. – Tak… bardzo… za tobą tęsknię…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Ginny 10.06.2016
    Taki rozdział o niczym, dlatego chcę jeszcze jeden :)
  • candy 10.06.2016
    Dodany :)
  • Zgadzam się z Ginny. Poza tym, Cukiereczku, zmieniasz się w cebulę ._.
  • candy 10.06.2016
    Coooo? Dlaczego? ;_;
  • candy, wyciskasz łzy
  • candy 10.06.2016
    marcepanowypotwor przepraszam :c
  • Lotta 10.06.2016
    Nom, płakać się chce... 5 :'(
  • nagisa-chan 10.06.2016
    ;'Ć
  • KarolaKorman 10.06.2016
    wzruszająca ta rozmowa z Peterem, ach :( Dodałam swoją piąteczkę :)
  • Billie 18.06.2016
    Popłakałam się... :( wrócę później
  • candy 18.06.2016
    :((
  • Teska 16.08.2016
    Czytam to po raz drugi i znowu płacze... :(
    To opowiadanie jest takie... realistyczne

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania