Pokaż listęUkryj listę

Pęknięcia mojego serca - rozdział pięćdziesiąty pierwszy & epilog

Nate nocował u mnie cały weekend. W poniedziałek rano ledwo zwlekł się z łóżka. Czy raczej: spadł z niego prosto na podłogę. Zachichotałam.

- Bardzo śmieszne – burknął, podnosząc się z podłogi.

- Wcale się nie śmiałam – zapewniłam go, wstając chybotliwie z fotela i przytulając go.

- Wracaj na fotel, bo zaraz się przewrócisz. Ten kolega coraz bardziej ci ciąży – poklepał mnie delikatnie po brzuchu.

- Nie wiemy, czy to chłopiec – przypomniałam mu z uśmiechem.

- Ale ja to czuję – Nate wypiął dumnie pierś. – Samiec zawsze rozpozna samca.

Wybuchłam śmiechem i lekko go trzepnęłam w głowę.

- Dobrze, ty mój samcze. Leć do szkoły.

- Wpadnę po obiedzie – obiecał Nate, pocałował mnie szybko i wypadł z domu jak burza. Ja powlokłam się do kuchni zrobić sobie śniadanie. Czas bez Nate’a okropnie mi się dłużył, dlatego, by się czymś zająć, postanowiłam zrobić sobie maraton filmowy. Rodzice byli w pracy, więc pozwoliłam sobie puścić film nieco głośniej, niż zazwyczaj. Usiadłam wygodnie i ani się obejrzałam, jak minęło kilka godzin. Pochłonięta fabułą, ledwo usłyszałam dzwonek do drzwi. Momentalnie zastopowałam film, podniosłam się niezgrabnie - zaczynałam się istotnie czuć jak słoń w składzie porcelany - i podążyłam do drzwi, zastanawiając się jednocześnie, po jakie licho Nate do nich dzwoni. Zazwyczaj wchodził tu jak do siebie. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Colina. Rozpromieniłam się.

- Cześć! – uśmiechnęłam się, przylegając do niego mocno. Przytulił mnie i cmoknął w policzek.

- Cześć. Skrócili mi dziś lekcje, więc pomyślałem, że wpadnę i się dowiem, jak spędzasz dzień.

- Słabo – wyszczerzyłam zęby. – Oglądam filmy, żeby zabić nudę. Zaczął się już drugi semestr, więc uczę się w domu. To nudniejsze, niż by się wydawało.

- Niektórzy pewnie bardzo ci zazdroszczą.

- Eee, raczej wątpię – machnęłam ręką. – Chcesz się czegoś napić? Rano zrobiłam sok z jabłek i marchewek – pochwaliłam się, prowadząc go do kuchni. – Mama stara się dbać, żebym zdrowo się odżywiała, więc kupiła mi tonę warzyw, owoców i żeby dopełnić całości - sokowirówkę.

Colin uśmiechnął się, a ja przyjrzałam mu się baczniejszym wzrokiem. Był jakiś zdenerwowany.

- No, co jest? – zagadnęłam go przyjaźnie.

- Kiedy przychodzi Nate? – spytał poważnym tonem.

Zerknęłam na zegarek.

- Za godzinę, może półtorej. A co?

Wziął mnie za rękę i poprowadził mnie na kanapę. Usiedliśmy i patrzyłam z lekkim zdziwieniem, jak Colin wyraźnie szykuje się, żeby coś powiedzieć.

- Olivia, wiem, że kochasz Nate’a – zaczął. – Ale mi coraz trudniej milczeć, więc po prostu… będę z tobą szczery, na co zresztą zasługujesz – wziął głęboki oddech. – Bardzo mi na tobie zależy. Tak bardzo, że nawet sobie nie wyobrażasz jak. Nie mogę dłużej patrzeć na to, jak Nate cię krzywdzi. Oczywiście nie żądam od ciebie, żebyś wybierała między nami – spuścił wzrok. – Ale moje uczucia do ciebie są coraz silniejsze. Chciałbym spędzać z tobą każdy dzień. Wspierać cię, być przy tobie, wszystko… byle z tobą. Traktowałbym cię tak, jak na to zasługujesz – uśmiechnął się smutno. – Nie wiem, co ty do mnie czujesz, ale chciałem, żebyś wiedziała o tym, co czuję ja.

- Colin… - zaczęłam, ale on położył mi palec na ustach.

- Powiesz mi, kiedy będziesz już gotowa, dobrze? – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale jednocześnie pełnym nadziei. W sumie miał rację. Nawet nie wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć. – Ja… pójdę już.

Podniósł się szybko i odszedł do drzwi tak szybko, że nie zdążyłam nawet wstać. Za chwilę drzwi wejściowe trzasnęły, a ja siedziałam z mętlikiem w głowie. Colinowi na mnie zależało? Chciał ze mną być? Co to się porobiło… nagle się rozpłakałam. Nie wiedziałam, ile w tym hormonów ciążowych, a ile wydarzeń z życia wziętych, ale traciłam do tego wszystkiego siły.

 

Wieczorem zdecydowałam się położyć wcześniej, niż zwykle. Byłam zmęczona tym wszystkim, co nagle się wydarzyło w moim życiu. Nigdy nie przypuszczałam, że tyle problemów się w nim pojawi. Napisałam Amy, że jestem wykończona i idę się przespać. Zbliżyłyśmy się ostatnio z Amy jeszcze bardziej, ponieważ obie cierpiałyśmy po stracie Petera. Rozumiałyśmy się nawzajem.

Zgasiłam lampkę i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Zasnęłam szybko. Śniły mi się jakieś przerażające rzeczy. W pierwszym śnie krążyłam sama po ciemnym cmentarzu. Szukałam jakiegoś grobu, ale nie mogłam sobie przypomnieć jakiego. Chodziłam w kółko i wciąż miałam wrażenie, że ktoś się ze mnie śmieje. Słyszałam ciche chichoty. Drugi sen miał miejsce w zakładzie pogrzebowym, gdzie również czegoś szukałam. Ale nie grobu - trumny. Zdziwiłam się. Co ja tu robiłam? Po co szukałam trumny? Nagle podszedł do mnie jakiś pan i wręczył mi spore pudełko. Otworzyłam je, a w środku znajdowała się malutka trumienka. Przeraziło mnie to tak, że upuściłam ją na podłogę z ogromnym hukiem. Spojrzałam w dół. Stałam w kałuży krwi.

Obudziłam się gwałtownie, ciężko dysząc. Moja ręka powędrowała do serca, które galopowało jak szalone. Opadłam z powrotem na poduszkę, czując, jak wstrząsają mną dreszcze. Chwilę leżałam, usiłując uspokoić oddech, ale trzęsienie ciała nie ustawało. Zaczęłam masować sobie kark, bo był dziwnie sztywny. Zamknęłam oczy, próbując znowu zasnąć, ale coś nie dawało mi spokoju. Nagle poczułam coś mokrego. Gwałtownie usiadłam, zrzuciłam z siebie kołdrę i zamarłam, wpatrując się w ogromną plamę krwi na prześcieradle.

Poroniłam.

 

Wszystko straciło sens.

Moje dzieciątko umarło, a wraz z nim kolejna część mnie. Nie potrafiłam opisać uczucia, które towarzyszyło mi teraz nieustannie od chwili, gdy zobaczyłam wielką czerwoną plamę na mojej pościeli.

W porównaniu z tym wszystkie poprzednie problemy zdawały się być tylko błahą sprawą. A może to była rozgrzewka przed tym, co zgotował mi los.

Nagle byłam pusta w środku. Nie zależało mi już praktycznie na niczym. Wszystkie inne miłości - te, którymi darzyłam rodzinę i Nate’a - osunęły się na dno. Istniały nadal, ale mnie zajmowała ta miłość, którą czułam do mojego dziecka, a którego już nie było. Ono umarło, a ja razem z nim.

Nie wiedziałam, czy jeszcze kogoś zdołam pokochać. Kogokolwiek. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś będę chciała zajść w ciążę. Nie zniosłabym czegoś podobnego drugi raz. Nawet jeśli oddałabym moje dziecko do adopcji, to mimo wszystko miałoby kochającą go rodzinę. Nie byłoby same.

A teraz… przepadło. Wszystko.

Rodzice wysłali mnie do terapeutki, ale prawie zupełnie zamknęłam się w sobie. Nie rozmawiałam praktycznie z nikim. W niczym nie widziałam ukojenia i nie wiedziałam, co mogłoby mi pomóc, choć wszyscy wokół starali się jak mogli.

Pamiętam, że kiedy to się stało, nocną ciszę przerwał mój krzyk, a później właściwie nie pamiętam już niczego. Nate, gdy się dowiedział, tulił mnie tak długo, aż zasnęłam w jego ramionach. Widziałam, że sam miał w oczach łzy. Chciał o tym porozmawiać, ale wtedy przestałam mówić. Nic już nie miało sensu. Dlaczego to spotkało akurat mnie? Gdzie popełniłam błąd?

Mimo że już nie byłam w ciąży, dostałam przedłużone zwolnienie ze szkoły ze względów psychicznych i emocjonalnych. Właściwie było mi wszystko jedno. Straciłam pojęcie, jak mam dalej żyć.

Pewnego wieczoru nie mogłam już wytrzymać u siebie, więc poszłam do Nate’a. Przytulił mnie mocno i przez chwilę nie wypuszczał z ramion. Po chwili odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie z bólem.

- Musimy porozmawiać. Proszę, wysłuchaj mnie i nie przerywaj.

Przytaknęłam.

Nate wziął głęboki oddech.

- Kocham cię. Naprawdę. Od samego początku tak było. Ale ja nie jestem dla ciebie odpowiedni. Nie zrozum mnie źle, proszę. Nie zrywam z tobą, bo poznałem kogoś innego, czy już nic nie czuję, czy cokolwiek innego… chcę ci dać szansę na normalne życie. Ze mną nie będziesz go miała. Skazałem cię na same problemy – spuścił wzrok ze wstydem. – Kocham cię i nie chcę tego dla ciebie. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Wiem, że Colinowi na tobie zależy. On będzie dla ciebie bardziej odpowiednim chłopakiem, niż ja. Jest inny, jest normalny. Nie ma chorych uzależnień, wie, jak się zachowywać i wiem, że wkrótce pokocha cię jeszcze bardziej, niż teraz. Uszczęśliwi cię, jeśli tylko dasz mu na to szansę. Szansę na szczęście ode mnie już dostajesz. Usunę się z twojego życia, w którym wprowadziłem taki zamęt.

- Nate… - wyszeptałam rozpaczliwie. Nagle poczułam się tak, jakbym tonęła. Nagle ostatni, drżący kawałeczek mojego serca… zniknął. Tak jakby dostał kulkę z pistoletu. Sekunda i już było po nim. Już nic nie unosiło mnie na powierzchni.

Stałam tam, tak jak przed chwilą, ale już się tak nie czułam. Wargi zaczynały mi drżeć, choć w pokoju było ciepło, a on sam wyglądał tak samo, jak przed kilkoma sekundami. Tylko ja czułam się już zupełnie inaczej. Objęłam się ramionami.

- Proszę, powiedz, że żartujesz – odezwałam się.

Patrzył na mnie, w jego spojrzeniu widziałam ból, ale również stanowczość, która raniła mnie bardziej, niż wszystko inne. Próbowałam go przytulić, ale odsuwał się w tył. Wypełniałam się rozpaczą, oczy wypełniały się łzami.

- Więc co? To ostateczna decyzja?

Skinął głową, a mój świat właśnie runął w gruzach. Nie tak, jak poprzednio. Tym razem nieodwołalnie.

 

Siedziałem w kawiarni popijając kawę przy najbardziej wciśniętym w cień stoliku, jaki znalazłem. Posłodziłem ją dwiema łyżeczkami cukru, a i tak była niesamowicie gorzka. Obserwowałem parę siedzącą kilka stolików dalej.

Minęło pięć miesięcy. Wystarczająco dużo czasu, żeby można się było choć trochę otrząsnąć po wszelkich ciężkich przeżyciach. Ja jednak się nie otrząsnąłem, ale widząc ich razem upewniłem się w słuszności swojej decyzji. Patrzyłem na Olivię tak rozpromienioną i szczęśliwą jak wtedy, kiedy ją poznałem. Czułem przez skórę, że na pewno chociaż trochę udaje - przeszła ostatnio więcej, niż ktokolwiek inny - ale powoli odzyskiwała swoją dawną ikrę. Usta jej się śmiały, oczy błyszczały, a policzki miała uroczo zaróżowione. Trzymała Colina za rękę i śmiała się beztrosko, podczas gdy on rysował ołówkiem na serwetce jakieś esy floresy.

Bolało. Bolało bardziej niż kiedykolwiek w moim życiu. Ale jednocześnie cieszyłem się, że wyzwoliłem ją ze swoich własnych objęć. Przy mnie nigdy by nie mogła zaznać takiego szczęścia, jak przy Colinie. Wiedziałem, że on otoczy ją taką opieką, jakiej ja nigdy nie potrafiłbym jej dać.

Przyrzekłem jej, że usunę się z jej życia i tej obietnicy dotrzymałem. Choć wiele razy chciałem do niej napisać, zadzwonić, rzucić się przed nią na kolana… powstrzymywał mnie właśnie taki widok, jaki podziwiałem w tej chwili. Jej szczęście. Była szczęśliwsza beze mnie i nie mogłem teraz tego zaprzepaścić.

Oczywiście wiedziałem, że zawsze będę w jej sercu. Czasem, gdy ją obserwowałem, łapałem przelotne przebłyski smutku w jej oczach. Niekiedy nawet stawałem chwilę pod jej domem i wspominałem te wszystkie chwile z nią spędzone. Teraz znaczyły więcej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Czas wracać do rzeczywistości. Rzuciłem pieniądze na stolik i wyszedłem tylnym wyjściem. Nie mogłem jednak odejść tak po prostu, dlatego stałem jeszcze chwilę za szybą i patrzyłem na nią. Śmiała się. Boże, jak ona pięknie się śmiała. Tylko to się teraz liczyło.

Zerknęła na coś ponad ramieniem Colina i dostrzegła mnie. Oczy jej się rozszerzyły i zamarła na chwilę. Nie zamierzałem się chować ani uciekać; chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Ale nie mogła, więc schowałem ręce głęboko w kieszenie i odszedłem. Wiedziałem, że za parę dni znowu tu wrócę, by na nią popatrzeć.

Bo to było jedyną rzeczą, która mi została. I musiałem z tym żyć.

 

KONIEC

 

No to skończyliśmy. Dziękuję Wam, że ze mną byłyście i czytałyście każdy rozdział :) zakończenie, jak widać, nie należy do najszczęśliwszych. Zrobiłam tak, a nie inaczej, ponieważ uważam, że taki finał jest po prostu bardziej życiowy. Z natury też jestem pesymistką, teraz z domieszką realizmu. Nie zawsze jest kolorowo. Najczęściej kończy się na płaczu i złamanym sercu. Tu skończyło się na jego pęknięciach. Jeszcze raz Wam dziękuję, moje niezmordowane czytelniczki :*

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 13

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (36)

  • Lotta 11.06.2016
    I jeszcze dziecko umarło... :'( zakończenie do najszczęśliwszych nie należy, ale mogło być gorzej. 5 i teraz czekam na nową serię ;p
  • candy 11.06.2016
    Zawsze może być :) dziękuję, ale z nową troszkę się zejdzie...
  • nagisa-chan 11.06.2016
    Miałam rację że poroni !!! :D Szkoda dziecka ale... miałam rację! Oczy mnie w pewnym momencie szczypały jak cholera! typowe życie...
  • xdarcia 11.06.2016
    PISZ NASTEPNE OPOWIADANIE XDDDDDDDDDDD
  • Kociara 11.06.2016
    Szkoda że smutne zakończenie ale czasem tak jest w życiu piąteczki dwie :D teraz pisz o Rose :D
  • candy 12.06.2016
    Kochane moje, piszę, ale coś mi weny brak :(
  • NIka 12.06.2016
    Ok. Miałam sporo na głowie, nie lubię opowiadań, w których odczuwam coś więcej niż kapkę romantycznej, pełnej przeciwieństw historii. Jednak ta pochłonęła mnie niezauważalnie szybko. Dwa dni. Dwa dni przepełnione Twoimi zdaniami. Też jestem realistką, a co za tym idzie - pesymistką. Jednak ta opowieść wywoływała we mnie radość, smutek, a na końcu - pustkę. Taką cholerną pustkę wypełnioną niewiedzą, jak mam to skomentować. Skoro nie mam na to pomysłu, to po prostu powiem, że to, w jaki sposób piszesz jest niesamowicie wciągający, emocjonujący i życiowy. Taki prosty w opisywaniu skomplikowanej rzeczywistości. Na koniec dodam - Dziękuję, że pozwoliłaś mi oderwać się od wszystkiego i współuczestniczyć w swojej podróży po jakże realnej wyobraźni :)
  • candy 12.06.2016
    Wow! To ja dziękuję Tobie, że pochłonęłaś całość w tak krótkim czasie. Jest mi naprawdę strasznie miło, że udało mi się stworzyć coś, co wywołuje tyle emocji. Przeogromnie dziękuję, naprawdę :** Wasze komentarze są często jedynym dla mnie powodem, by pisać dalej :)
  • NIka 12.06.2016
    To znalazłam własnie dla Ciebie kolejny powód, dla którego powinnaś pisać. Taki na stałe - Świetnie Ci to wychodzi :) I z radością będę pochłaniać Twoje kolejne efekty twórczości :)
  • candy 12.06.2016
    NIka nawet nie wiesz, jak Ci dziękuję za te słowa :D
  • Słodko-gorzkie, zupełne inne niż to z Carly i Lucasem, bo tutaj chociaż bohaterowie młodsi, to przeszli więcej i musieli się wykazać większą dojrzałością. Szkoda mi Nate, bo udało Ci się sprawić, że go polubiłam :(
  • candy 12.06.2016
    Ooo, a jednak dokonałam niemożliwego :D no niestety, tak sobie to wszystko zaplanowałam, żeby skończyło się bardziej nieszczęśliwie, niż szczęśliwie.
  • Julsia 12.06.2016
    Kiedy następne opowiadania?
  • candy 12.06.2016
    Julsia nie mam pojęcia... mam niecałe 10 rozdziałów dopiero, a chcę udostępniać w miarę regularnie, więc chyba teraz sobie zrobię małą przerwę na opowi
  • KarolaKorman 12.06.2016
    Dotarłam do końca i muszę Ci pogratulować pięknej serii :) Zostawiam swoją piąteczkę i również czekam na coś nowego od Ciebie :)
  • candy 12.06.2016
    Bardzo dziękuję Karolko :)
  • little girl 12.06.2016
    Mimo iż nie było szczęśliwego zakończenia, nie zawiodłam się. Tak w sumie jest badziej realistycznie i zaskakująco ;) Szkoda mi trochę tego dzidziusia :( Ogólnie cała seria bardzo mi się podobała, sposób w jaki piszesz, trzyma w napięciu :D Z chęcią przeczytam Twoje następne opowiadanie. Tu oczywiście zostawiam wielkie 5 ;D
  • candy 12.06.2016
    Bardzo Ci dziękuję, miło mi, że się podobało :*
  • levi 14.06.2016
    szkoda, że to już koniec, bo super się czytało twoją historie :(
    ale szczeże mówiąc to ciesze się, że Oliwi i Nateowi nie wyszło bardziej kibicowałam drugiemu zestawowi :)
    Jak okazało się, że Oliwia jest w ciąży pierwsza moja myśl była taka, że to dziecko Natea, jakoś nie dopuszczałam do siebie myśli, że to dziecko tego gwałciciela
    Niezabardzo do mnie dalej dociera że uśmierciłaś Petera, po prostu mi się w głowie nie mieści dlaczego to zrobiłaś i po co :P
    Ogólnie całość oceniam na 5 + i nie mam się do czego doczepić
    pozdrawiam i życze dalszej weny :D
  • candy 14.06.2016
    A no właśnie po to,żeby to serce jeszcze bardziej pękło. dziękuję, że Ci się podobało :D
  • muuunie 15.06.2016
    Nie rozumiem jak ona tak po prostu z niego zrezygnowała...
    Takie smutne zakończenie :'( 5
  • candy 15.06.2016
    Nie dał jej wyjścia :( dziękuję ;)
  • Billie 19.06.2016
    Historia ciekawa, mieszałaś jak nie wiem co, przeplatając losy bohaterów :) Żaden z rozdziałów mnie nie znudził, czytałam z przejęciem, mimo że bardzo wolno. Zakończenie... no, nie tego bym się spodziewała, ale zabrzmiało sensownie. :) Szkoda tylko, że dziecko umarło :( Całość oceniam na 5 :) Lubię bardzo twój styl pisania, to już drugie świetne opowiadanie i czekam na następne ;) dobra robota :)
  • candy 19.06.2016
    Baaardzo Ci dziękuję Billie, że mimo wszystko nadgoniłaś całość :) no i dziękuję za ocenę, tylko Wy mnie motywujecie do dalszego pisania :)
  • Ewcia:D 26.06.2016
    Okey, przeczytałam wszystko na raz w ciągu chyba 6h z przerwami. Popłakałam się, a to opowiadanie będzie w mojej pamięci bardzo długo :'( było cudowne
  • candy 26.06.2016
    Ojej! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy :c naprawdę ogromnie Ci dziękuję, że tak wszystko przeczytałaś i za Twoje emocje, jakie to wywołało :** jeszcze niedawno pisałam tylko dla siebie i nikt tego nie czytał, co równało się temu, że traciłam motywację, a każda z Was na nowo mi ją przywraca :)
  • Teska 26.06.2016
    Bożeeeeee Candy jak mogłaś zrobić z teko fajnego opowiadania prawdziwy dramat. Płakałam. Umiesz świetnie pisać.
  • candy 26.06.2016
    To jak dramat, to już niefajne? :( bardzo dziękuję :)
  • Teska 26.06.2016
    Oczywiście że fajne. Żyje w tobie dusza zawodowego pisarza XD
  • candy 26.06.2016
    Teska haha :D miło mi to słyszeć :D
  • Teska 16.08.2016
    candy znowu płaczę!!!!
    Zaraz zwrócę uwagę domowników
    To takie smutne, przerażajace, realistyczne... :(((((((((((
    (͡๏̯͡๏)
  • candy 16.08.2016
    Teska ale mimo wszystko fikcja.. na szczęście :)
  • fjoloP 16.08.2016
    Wzruszające. 4 za zakończenie. Nie mam chusteczek. :)
  • candy 16.08.2016
    Mogę wiedzieć czemu 4? :) dziękuję ;)
  • fjoloP 16.08.2016
    candy Za zakończenie. Przez nie zużyłem wszystkie chusteczki, ale ładnie i spójnie napisane.
  • candy 16.08.2016
    fjoloP haha ;D rozumiem i dziękuję jeszcze raz :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania