Pęknięcia mojego serca - rozdział drugi
Uroczystość mnie nie zawiodła. Grała świetna muzyka, spotkaliśmy naszą rodzinę- bliższą i dalszą- a jedzenie było po prostu przepyszne. Nigdy specjalnie nie przejmowałam się swoją wagą ani liczeniem kalorii; może częściowo przez to, że miałam dobrą przemianę materii i byłam całkiem szczupła. Co oczywiście nie oznaczało, że całe życie siedziałam i jadłam, wręcz przeciwnie: tańczyłam i chodziłam na siłownię. Dzięki temu mogłam jeść dużo i nie tyć. Siedzieliśmy z Peterem z naszym kuzynem, kiedy nagle zauważyłam tego chłopaka. Siedział dwa stoły dalej, pochylony w pozycji świadczącej o tym, że trzyma w dłoniach telefon. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na to, że jest na weselu. Wychyliłam się trochę, by zobaczyć go dokładniej. Istotnie- pisał coś na swoim telefonie, ale nie to chciałam zobaczyć.
Miał podobne włosy jak Peter, z tą tylko różnicą, że u mojego brata były one w jednym kolorze, takim jakby… pospolitym. Ten chłopak miał burzę lekko poskręcanych włosów - dokładnie takich jak moje - w kasztanowym kolorze. Końcówki włosów, lekko skręcone, opadały mu na czoło i tam kosmyki były nieco jaśniejsze. Ogólnie jego fryzura wyglądała tak, jakby nie czesał się od dobrych kilku dni, ale… to właśnie mi się w niej podobało. Celowe, pociągające niedbalstwo. Więcej dojrzeć nie mogłam, bo był za daleko. Twarzy też nie widziałam, ale cała jego postać mnie przyciągała. Nie wiedziałam czemu, ale po prostu czułam jakiś magnes. Musiałam tam podejść. Po prostu musiałam.
- Ej, George – trąciłam kuzyna i wskazałam na tego chłopaka, starając się zrobić to dyskretnie. – Co to za chłopak?
George podążył za moim wzrokiem.
- Ten, który wygląda, jakby się nie czesał od tygodnia?
Stłumiłam śmiech. Jednak w rodzinie nic nie zginie.
- Tak, ten. Znasz go?
- To chyba syn koleżanki naszej panny młodej… ale nie jestem pewny. Nawet nie wiem, jak ma na imię.
Chociaż nie jest moją rodziną, pomyślałam, choć jeszcze nie wiedziałam, czy będzie to miało jakieś znaczenie. Strasznie chciałam podejść do tego chłopaka, ale nagle dopadł mnie potworny wstyd. Nie byłam osobą strachliwą. Obcy nigdy mnie nie przerażali. Ale myśl, że mogłabym zagadać do tego chłopaka napawała mnie dziwnym lękiem. Wierciłam się cały czas na krześle, aż w końcu- łaskawie- Peter i George to dostrzegli i zaczęli dziwnie mi się przyglądać.
- Co? – spytałam, patrząc na nich spod byka.
- Chyba twoja siostra sobie kogoś upatrzyła – zwrócił się George do Petera, poruszając znacząco brwiami.
- Wcale nie – mruknęłam.
- No, to idź zagadać, siostra – rzucił Peter, klepiąc mnie po plecach.
- Wstydzę się!
- Ty się wstydzisz? Zarzuć blaskiem swoich oczu i już masz go w garści.
- Bardzo śmieszne – nadąsałam się. – I co mu niby powiem?
- Cokolwiek – George wzruszył ramionami. – Na przykład: hej, nie chcesz kupić szczotki? Przypadkiem mam ze sobą kilka…
To mnie rozśmieszyło, wyszczerzyłam się i klepnęłam go lekko w głowę.
- Pacan!
- A tak na serio – wtrącił łagodnie Peter. – To powinnaś zagadać, jeśli ci się podoba. W końcu co masz do stracenia?
Racja. Nie miałam nic. No, może oprócz honoru, jeśli ten chłopak kompletnie mnie zignoruje. Ale jeśli tak będzie, to przecież nie jest powiedziane, że jeszcze go kiedyś spotkam, prawda?
- No, dobra. Chyba pójdę – powiedziałam po chwili zastanowienia.
- Leć, kuzynko – George odwdzięczył mi się i też mnie klepnął, tylko że w plecy. – Przecież i tak żaden ci się nie oprze!
Parsknęłam śmiechem, wstałam od stołu i powolnym krokiem skierowałam się w stronę miejsca, gdzie siedział ten chłopak. Starałam się podejść do tego na luzie, jednak w głowie miałam wielka gonitwę myśli, a konkretnie jednej: co ja mu właściwie powiem?
Przybliżyłam się i czułam, jak serce mocno mi bije. Widziałam go już z bardzo bliska. Nadal był pochylony nad telefonem. Krzesło obok niego stało wolne, więc usiadłam na nim- z duszą na ramieniu. Po czym odrobinę się zirytowałam.
Pierwszy raz w życiu ja- Olivia Gonzales- tak się zdenerwowałam z powodu faceta, do którego jeszcze nawet nie otworzyłam ust. A ten chłopak… wyglądający jak marzenie każdej dziewczyny… nawet na mnie nie spojrzał.
Wkurzyłam się. Nie chodziło o to, że byłam jakąś próżną snobką, ale to wyglądało, jakby ten chłopak uczynił właśnie nową gałąź sztuki z ignorowania bliźnich. Myślałam, że jeśli nagle ktoś siada obok ciebie, to automatycznie podnosisz głowę, by zlustrować tę osobę i zweryfikować, czy może to twój przyjaciel, czy jednak potencjalny morderca. Najwyraźniej się myliłam.
Odchrząknęłam. Raz. Drugi. Wciąż brak reakcji. Zaczynałam się już zastanawiać, czy ma problem ze słuchem, czy może niewidzialne słuchawki.
W końcu odezwałam się:
- Hej.
Wreszcie! Podniósł głowę i spojrzał na mnie. A mi… odjęło mowę. Mimo że w jego oczach było widać wyraźne znudzenie, to był tak przystojny… wow. Piękne, cudowne, szare oczy i wydatne usta. No i te cudowne prawie loczki. Naprawdę musiałam się skupić, by przypomnieć sobie, gdzie jestem.
- Cześć – odezwał się głosem, w którym nie było śladu zdziwienia. Starałam się puścić w niepamięć cudowne brzmienie jego głosu, które aż przyprawiło mnie o dreszcze. Ale powiedział to tak, jakby dla niego było normalne, że ktoś nieznajomy nagle koło niego siada i jak gdyby nigdy nic zaczyna rozmowę. Hm.
- Jak się bawisz? – palnęłam bez zastanowienia i od razu skarciłam się w myślach za głupotę. Bardziej banalnego tekstu już nie mogłam wymyślić.
- Tak sobie, szczerze mówiąc – wzruszył ramionami, rzucił telefon na stół i zaczął rozpinać sobie koszulę przy kołnierzyku. – Wolałbym już wrócić na chatę.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Po prostu patrzyłam, jak rozluźnia sobie koszulę przy szyi i coś jeszcze klika na telefonie. Zaczynałam czuć się coraz bardziej zbędna. Już byłam bliska odejścia z powrotem do Petera i George’a, kiedy chłopak porzucił swoje dotychczasowe zajęcia i utkwił we mnie wzrok.
Poczułam się dziwnie. Dopiero co nie chciał na mnie patrzeć, ignorował mnie z pełną świadomością. Ale teraz… jego szare oczy zaczęły się uważnie po mnie przesuwać; czułam się, jakby nagle wyprowadzono mnie na wybieg. Lustrował mnie dokładnie, nie omijając żadnej części mojego ciała. Czułam jego wzrok niemal jak dotyk. Nagle wyszły na jaw wszystkie moje kompleksy i zawstydziłam się. Co ja sobie myślałam, podchodząc do niego?
Już otwierałam usta, by jednak się pożegnać, kiedy nieoczekiwanie zapytał:
- Zatańczymy?
Komentarze (19)
Ten chłopak miał burzę lekko poskręcanych włosów( spacja)- dokładnie takich jak moje(spacja)- w kasztanowym kolorze.
Czekam na kolejną część :) 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania