Pokaż listęUkryj listę

Pęknięcia mojego serca - rozdział piąty

Ocknęłam się dosyć szybko. Dziwnym trafem od razu mi się przypomniało, jak trafić do sali, w której zostawiłam Tiffany. Odnalazłam ją, całą blada jak prześcieradło, choć światło już wróciło.

- Gdzieś ty była tyle czasu? – wysapała, zbierając swoje rzeczy, po czym podniosła do góry palec. – Nie. Poczekaj. Zaraz mi opowiesz. Muszę stąd wyjść. I potrzebuję dużej dawki cukru.

Uspokoiła się dopiero po zjedzeniu dwóch pączków, kupionych w galerii handlowej.

- To było straszne. Nigdy, nigdy więcej nie idziemy do kina. Co za beznadzieja – jęczała, skrobiąc okruszki pączka. – No to opowiadaj, czemu zostawiłaś mnie samą na tak długi czas?

Jak to niby opowiedzieć?

- Spotkałam tego chłopaka – powiedziałam, najprościej jak się dało. Zadrżałam na samo wspomnienie jego ust. To było niepokojące, niespotykane, cholernie dziwne. Nawet nie znałam imienia tego chłopaka. Widziałam go tylko raz. Czy on mnie śledził? Jakim cudem znaleźliśmy się w tym samym miejscu i czasie? Skąd wiedział, że tu będę? Jakim cudem mnie rozpoznał wśród tych ciemności? I najważniejsze: dlaczego mnie pocałował? Kim on był? Czego ode mnie chciał?

Mogłam te pytania tylko mnożyć. Podzieliłam się nimi z Tiffany, która wytrzeszczyła na mnie oczy.

- Olivia, w co ty się wpakowałaś? – prawie warknęła.

- Ja? W nic – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- W nic? Całuje cię jakiś nieznajomy, w totalnych ciemnościach, a ty uważasz to za normalne?

- Tego nie powiedziałam – mruknęłam. – Oj, Tiff, przecież ja nic nie zrobiłam. Jak mam go unikać, kiedy on pojawia się znikąd?

Przyjaciółka spochmurniała. Uznałam, że zrobiło się zbyt dramatycznie, więc optymistycznie rzuciłam:

- Wyluzuj. Przecież to może być miłość mojego życia.

Zerknęła na mnie sceptycznie.

- Ta. Albo duch-ninja, który cię opęta i porwie ze sobą w ciemność.

 

Wieczorem poszłam na tańce. Chodziłam na nie co tydzień od kilku lat. Taniec był moją pasją od dziecka, ale bałam się - jak to mówili rodzice- „rozwinąć skrzydła”. Proponowano mi już kilkakrotnie wyjazd na konkurs z międzykrajowym finałem, ale zawsze odmawiałam. Lubiłam tańczyć na zajęciach i w domu, po prostu dla siebie. Rodzice i Peter czasem na mnie patrzyli, ale to była jedyna widownia, jaką mogłam znieść. Przed każdą inną osobą dopadał mnie stres i traciłam wiarę w siebie. Tylko na zajęciach się otwierałam. A gdy wychodziłam z budynku, Kopciuszek gubił buta - gdzieś znikało moje natchnienie i pewność siebie. Cały czar ze mnie ulatywał.

Kiedy wykończona wyszłam na żwirowy podjazd, z miłym zaskoczeniem odkryłam, że Peter przyjechał po mnie samochodem, zapewne nie chcąc, bym półprzytomna szła do domu. Byłam mu za to wdzięczna, ponieważ po treningu w ogóle nie czułam nóg.

- Cześć, braciszku – zaświergotałam pieszczotliwie, wsiadając do auta.

- Hej – Peter był mniej wylewny, ale uśmiechnął się do mnie ciepło i pogłaskał po rozgrzanej głowie. – Jak ci minął dzień?

Hm. Biorąc pod uwagę wyczerpujący trening, awarię prądu w kinie i to, co się wydarzyło w ciemnościach…

- Całkiem nieźle – stwierdziłam pogodnie.

Peter tylko skinął głową. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, co w sumie mi nie przeszkadzało. Byłam pogrążone we własnych myślach.

Wszystkie czynności w domu wykonałam niemal automatycznie. Byłam zbyt zmęczona, by zastanawiać się nad każdym ruchem. Dopiero później, leżąc w łóżku, przypomniałam sobie delikatny dotyk Jego ust na moich. Westchnęłam głęboko i ułożyłam się wygodniej na poduszce.

Jutro będzie lepiej.

 

Następnego dnia wstałam całkiem rześka i wypoczęta. Prawie już nie pamiętałam o… o nim. Dzisiaj nie planowałam nigdzie wychodzić: moją trasą była szkoła - dom. Nic więcej.

Jak zwykle do szkoły podwiózł nas tata. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Razem z Tiffany siedziałyśmy w ławkach z pogodnymi minami. Mówiliśmy na lekcji o korozji i właściwie czułam się gotowa do drzemki. Głos nauczyciela był tak usypiający, słońce tak przyjemnie grzało… jednak nagle do klasy wszedł dyrektor.

- Wstać! – huknął nauczyciel. Wszyscy wstaliśmy oczywiście tylko do połowy.

- Witam – odezwał się dyrektor oficjalnym tonem. – Droga klaso, zaszły pewne zmiany, o których nie zostaliście poinformowani wcześniej, ponieważ nie było to nic pewnego. Otóż wasza grupa powiększy się o jedną osobę. Liczę, że znajdziecie w swoich progach miejsce dla nowego ucznia.

Natychmiast się rozbudziłam. Moja wyobraźnia popędziła do przodu. Powoli wariowałam- nagle wszystko zaczęło mi się kojarzyć z tym chłopakiem. Moja podświadomość była już nastawiona na to, że on może pojawić się znikąd w każdej sytuacji i każdym miejscu. Tak było i teraz. Siedziałam z zapartym tchem, czekając, aż wreszcie przedstawi tego nowego ucznia. Nie wiem, czemu ale byłam prawie pewna, że zaraz zobaczę te piękne szare oczy.

Drzwi otworzyły się i… mój entuzjazm natychmiast opadł. Do sali wszedł niski, grubawy chłopak w okularach i z wyglądającym na ciężki plecakiem w ręku. Poczułam gorzkie rozczarowanie. A już byłam taka pewna, że przez drzwi wejdzie mój Piękny Nieznajomy. Jednocześnie nie chciałam tego i chciałam.

- To jest Mark – dyrektor klepnął go po ramieniu. Mark zaczerwienił się, postawiony przed całą klasą. – Mam nadzieję, że będzie mu u was miło.

Siedząca obok mnie Tiffany prychnęła odrobinę za głośno. Dałam jej kuksańca w bok.

Mark usiadł w pierwszej ławce (Tiffany przewróciła oczami). Dyrektor już miał wyjść, kiedy drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich głowa pani wicedyrektor.

- Mamy jeszcze jednego – oznajmiła. Zanim zdążyłam przetworzyć jej słowa, do środka wszedł pewnym krokiem wysoki chłopak. Od razu spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem, a mi zaschło w gardle, kiedy potrząsnął włosami.

Burzą kędzierzawych jasnokasztanowych włosów.

Tiffany natychmiast rąbnęła mnie łokciem w żebra, aż cicho jęknęłam. Nic dziwnego, że go poznała. Opisałam jej jego fizjonomię już na tyle dokładnie, że chyba lepiej ode mnie wiedziała, jak wygląda. A może poznała po moich maślanych oczach. Nie wiem.

- Jeszcze jeden? – zmarszczył brwi dyrektor. – Nic o tym nie wiem.

- Spokojnie, proszę pana – odezwał się chłopak, uśmiechając się lekko kpiąco do dyrektora. – Chyba nie będzie z tym problemu?

- Ależ nie, najmniejszego… siadaj… eee… - dyrektor zerknął w panice na panią wicedyrektor, znikającą już z drzwi. Wymówiła bezgłośnie imię chłopaka, a dzięki mojej zdolności do czytania z ruchu warg poznałam jego tożsamość szybciej, niż pojął ją dyrektor.

- Nate – szepnęłam do siebie cicho, oswajając się z tym, że ten chłopak nie będzie dla mnie dłużej nieznajomym. Usiadł w ostatniej ławce - jedynej, która była wolna - i nie mogłam oprzeć się pokusie, by na niego nie zerknąć. Więc zerknęłam. Spojrzałam na niego ostrożnie spod kurtyny włosów. Od razu złowiłam filuterne spojrzenie szarych oczu. Tak, nie było wątpliwości. To był ten sam chłopak, z którym tańczyłam na weselu i którego wargi czułam na swoich. Odwróciłam wzrok, czując, że policzki palą mnie żywym ogniem. Po chwili zorientowałam się w myślach, że to dopiero druga lekcja dzisiejszego dnia, co oznaczało, że przed nami jeszcze pięć - pięć lekcji, które spędzę teraz z Nate’m, na co kompletnie nie byłam przygotowana.

Zaraz po dzwonku na przerwę wpadłam jak bomba do szkolnej toalety, a za mną Tiffany. Zaczęłam gorączkowo przeglądać się w lustrze. Miałam zarumienione policzki, podejrzanie świecące oczy, rozchylone i suche usta, a włosy w nieładzie. No, pięknie. To niezły musiał mieć widok. Zerknęłam na swoje ciuchy, licząc, że chociaż tu będzie lepsza sytuacja. Sama nie wiedziałam, co o tym sądzić. Miałam na sobie dopasowane ciemne dżinsy i ciemnoróżową bluzę z długimi rękawami i perłowymi guziczkami przy dekolcie, ale nagle wszystko wydawało mi się złe. Wydobyłam z torebki szczotkę do włosów, gorączkowo rozczesałam moje blond kołtuny, przeczesałam grzywkę i zwilżyłam trochę usta. W tym momencie dotarło do mnie, że Tiffany cały czas coś do mnie mówi:

- Boże, ale zbieg okoliczności: najpierw wesele, potem kino, a teraz jest z nami w klasie? Ale jazda! Muszę przyznać, że miałaś rację, jest piekielnie przystojny. Ciekawe, jak to teraz będzie. O rany. Chyba mnie zahipnotyzował tymi oczami. A może to wcale nie był zbieg okoliczności? Może właśnie musiało tak być?

- Chwila, chwila – powstrzymałam jej słowotok, bo widziałam, że się rozpędza. – Czy ty przypadkiem jeszcze niedawno nie sugerowałaś, że jest niebezpiecznym duchem, który mnie opęta i porwie moją duszę?

Wzruszyła niewinnie ramionami.

- Widząc go, zmieniłam zdanie.

Parsknęłam śmiechem. W oddali zadzwonił dzwonek.

- Gotowa? – spytała przyjaciółka, mierząc mnie wzrokiem. – Wyglądasz super. Chodź. Powal go na kolana.

Wyszłam z toalety z duszą na ramieniu. Na lekcji starałam się nie zerkać za często w jego stronę, ale było to niemożliwe. Najbardziej kusiło mnie, by zobaczyć, czy on też się na mnie patrzy, a łapałam go na tym dość często. Miał na sobie dość przylegające dżinsy, odrobinę tylko luźne w kroku i najzwyklejszą cienką białą koszulkę, a i tak wyglądał jak model. To było nie fair. Przypuszczałam, że ja przy nim prezentuję się dosyć miernie.

Nie wiem, jak przeżyłam resztę lekcji. Non stop się czerwieniłam, co było u mnie rzadką cechą, jednak każde jego spojrzenie przyprawiało mnie o rumieńce. Wreszcie zajęcia dobiegły końca i mogłam się skryć w cieniu na korytarzu. Poniekąd odetchnęłam z ulgą. To było naprawdę stresujące. I miałam tak żyć dzień w dzień?

Razem z Tiff doszłyśmy już prawie do wyjścia, kiedy nagle przyjaciółka stanęła jak wryta.

- O rany, zapomniałam!

- Czego? – przeraziłam się, bo powiedziała to z niemałą emfazą w głosie.

Wskazała wymownie na miejsce, gdzie powinien się teraz znajdować jej plecak.

- Zapomniałam plecaka! Poczekaj tu na mnie – odwróciła się i odbiegła, zanim zdążyłam powiedzieć choćby słowo.

Prychnęłam z rozbawieniem, oparłam się o ścianę i wyciągnęłam telefon. Dostałam smsa od mamy z pytaniem, kiedy wracam. Odpisałam jej, zablokowałam ekran, po czym uniosłam głowę i prawie dostałam zawału.

Tiffany chyba miała rację. Ninja. Nate stał przede mną, opierając się o ścianę po drugiej stronie korytarza. Czułam, że dostaję palpitacji na ten widok. O ile ja opierałam się zwyczajnie, plecami, to on przyjął pozę modela - znowu - splótł ręce na klatce piersiowej, przełożył jedną stopę przez drugą i wpatrywał się we mnie z podniesioną głową i tym swoim uśmieszkiem niegrzecznego chłopca - który widziałam już kilka razy, a wciąż mnie tak zachwycał.

Traciłam głowę.

Patrzyliśmy się na siebie kilka sekund w milczeniu. Na korytarzu nikogo nie było, wszyscy poszli już do domu. Wpatrując się w jego twarz rozmyślałam nad tym, co on myśli, kiedy na mnie patrzy. Czy też ma tę dziwną świadomość, że praktycznie się nie znamy, widzieliśmy się tylko dwa razy, a on już zdążył – dziwnie i tajemniczo - pocałować mnie. To była tak dziwna sytuacja, że aż zachciało mi się śmiać i uśmiechnęłam się szeroko. Na ten widok Nate odepchnął się od ściany i podszedł do mnie powolnym krokiem.

- Hej – zagaił, wciąż się uśmiechając. – Czyli wygląda na to, że jesteśmy teraz razem w klasie – wyciągnął do mnie rękę. – Nate.

Znów miałam okazję go dotknąć. Podałam mu swoją dłoń, rozkoszując się w myśli jego dotykiem.

- Olivia.

Nachylił się nieco do mnie, a w moje nozdrza uderzyła fala perfum, które sprawiły, że zapragnęłam natychmiast do niego przylgnąć. Opanowałam się jednak i czekałam, co powie dalej.

- A więc do jutra, Olivia.

Po czym odszedł, zostawiając mnie z tak mocno bijącym sercem, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle tego jutra dożyję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • Kociara 11.05.2016
    ^^ oj rozkręca się rozkręca :D 5
  • candy 11.05.2016
    Dziękuję :D
  • 'Miał na sobie dość przylegające dżinsy, odrobinę tylko luźne w kroku' - pewnie nie ma jaj xD (dawno nie było tu mojego suchara :D )

    Czekam na dalsze części :)
    (Próbowałaś odmieniać jego imię bez apostrofu?)
  • candy 11.05.2016
    haha, właśnie chodziło o to by ich tak nie uwypuklać xD niee, zawsze we wszelkich książkach takie imiona są odmieniane z apostrofem i się przyzwyczaiłam, zresztą nie wiem czy bez tego jakoś by to brzmiało...
  • candy, ja spotkałam się z odmienianiem imion typu 'harry' gdzie w polskiej odmianie przeszkadza to 'y', nie wiem czy tutaj są jakies zasady :/
  • candy 11.05.2016
    marcepanowypotwor też nie mam pojęcia :C
  • Lotta 11.05.2016
    Cudnie :D 5
  • candy 11.05.2016
    Dziękuję :D
  • candy 11.05.2016
    Oooo, anonimowa pała! tęskniłam xD
  • Anonimowi hejterzy nie śpią (:
  • Ginny 11.05.2016
    Hm, sądząc... nie sądząc, no dobrze, dobrze xD On nie jest człowiekiem! Zgadłam? :D
  • candy 11.05.2016
    Haha, (niestety) jest :D
  • Ginny 11.05.2016
    O nie...
  • nagisa-chan 11.05.2016
    Haha na początku raczej candy będzie nam ten jego wygląd opisywać że będzie dla nas vampają albo robotem albo jeszcze lepiej wilkołakiem xD
  • nagisa-chan 11.05.2016
    Ale cudnie *w* a myślałam że skończy się na grubaska a tu takie zdziwko
  • nagisa-chan 11.05.2016
    *Grubasku
  • candy 11.05.2016
    nagisa-chan czyli udał mi się element zaskoczenia :D
  • NataliaO 12.05.2016
    W końcu dopadłam do opowiadania. Tytuł był bardzo zachęcający, spodobał mi się, a kiedy zajrzałam do historii urzekła mnie. Bohaterka jest bardzo fajna, prosta zwykła dziewczyna, która chyba ma ochotę na miłość ;) Historia coraz lepiej się rozwija. Przyjemnie się czyta, piszesz bardzo ładnie; wszędzie dałam 5:)
  • candy 12.05.2016
    Ooo, bardzo dziękuję :)
  • KarolaKorman 14.05.2016
    A ja resztę nadrobię jutro przez dzień, 5 :)
  • candy 14.05.2016
    dziękuję :)
  • Billie 26.05.2016
    Genialnie opisujesz jej stan, jest taki rzeczywisty :) wczuwam się totalnie 5 :)
  • candy 26.05.2016
    Miło mi bardzo :D dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania