Poprzednie częściTak blisko - Prolog

Tak blisko - Rozdział 4

Gdy zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję, szybko wyszłam z klasy. Na korytarzu były tylko nieliczne osoby. Opuściłam szkołę i udałam się w kierunku domu. Szłam nieco okrężną drogą –nie spieszyło mi się. Wybierałam te ulice, które były jak najmniej, albo w ogóle niezatłoczone. W pewnym momencie usłyszałam chropowaty głos za moimi plecami:

- Wydaje mi się, że chcesz od nas uciec.

Po tych słowach zaczęłam iść szybciej. Modliłam się w duchu, że nie były one skierowane do mnie. Głosu nie rozpoznałam, chociaż miałam przeczucia, kto mógł to powiedzieć.

- I tak by się jej nie udało – odpowiedział drugi głos i poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstki.

Zaczęłam krzyczeć, ale jeden z nich zakrył mi usta ręką.

- Tędy nikt nie chodzi. Nie usłyszą cię – powiedział.

To byli oni. Feralna czwórka, która uwzięła się na mnie od początku roku szkolnego. Po dzisiejszym dniu myślałam, że sobie odpuścili, ale najwyraźniej myliłam się.

Postawili mnie pod ścianą. Zakryli usta kawałkiem materiału, a ręce skrępowali sznurkiem. Czułam, że zaraz stanie się coś strasznego. Bałam się jak nigdy w życiu. Marzyłam, aby to był tylko sen, ale za bardzo mnie wszystko bolało, żeby to mogło być złudzenie.

Zaczęli się zbliżać. Byli już w takiej odległości, że ledwo oddychałam. Myślałam, że będą chcieli mnie zabić. Chociaż, to by chyba była lepsza opcja. Wtem, według mnie główny dowodzący bandy, zaczął mnie dotykać. Najpierw brzuch, a później jego ręce powędrowały w górę – do piersi. Miał duże, szorstkie ręce. Był coraz bliżej i bliżej. Teraz dzieliły nas od siebie jedynie centymetry. Na jego twarzy widniał błogi uśmiech. Chciałam się bronić. Próbowałam go kopnąć. To na nic. Wręcz przeciwnie – robił to coraz brutalniej. Jego kolega kucnął i zaczął rozpinać mi guziki w spodniach. Już miał je zsunąć, gdy nagle ktoś krzyknął:

- Zostawcie ją! – wydawało mi się, że gdzieś już słyszałam ten głos.

- Obrońca się znalazł. Idź lepiej do swojej willi i zostaw nas z dziewczyną. Nie widzisz, że się dobrze bawimy – powiedział jeden, reszta zaczęła się śmiać.

- Lepiej zrób, co ci każę, bo pożałujesz!

- A co ty mi możesz zrobić lalusiu?!

- Ty już dobrze wiesz, co ci mogę zrobić – teraz się zorientowałam, co się dzieje. Popatrzyłam na chłopaka. To był Adam!

Kapitanowi grupy szybko zmienił się wyraz twarzy. Jego mięśnie się napięły. Szepnął coś do pozostałych i niechętnie poszli.

- I nie waż się jej więcej dotykać! – rzucił chłopak na odchodne.

Zsunęłam się po ścianie. Uświadomiłam sobie, co mogło się stać. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy i zaczęłam płakać, zapominając, że tuż obok stoi Adam. Jednak on się tym nie przejął. Usiadł obok mnie i nic nie mówił. Gdy ochłonęłam, szepnął:

- Wszystko już w porządku? – miał smutny i współczujący wyraz twarzy.

- Tak – skłamałam.

Popatrzył mi głęboko w oczy. Czułam, jakby mnie lustrował od wewnątrz dowiadując się wszystkiego, co czuję.

- Na pewno? – spytał.

Delikatnie pokiwałam głową. Adam oparł głowę na rękach. Myślał, pewnie, o tym, co się stało. Po chwili powiedział:

- Choć. Odprowadzę cię do domu.

Szliśmy w ciszy. Po tym wydarzeniu żadne z nas nie mogło zacząć rozmowy. Byliśmy (a przynajmniej ja) wstrząśnięci, tym co się stało. I to w biały dzień! Niewyobrażalne. Czytałam parę razy w gazetach, że ktoś został zgwałcony, ale zawsze było to daleko. Nie dotyczyło mnie. A teraz… Boję się, co mogłoby się stać, gdyby nie Adam. Przecież oni się dopiero rozkręcali. Równie dobrze mogliby mnie porwać. Gdyby nawet szkoła zauważyła moje zniknięcie, moja mama powiedziałaby, że ona nigdy nie miała dziecka. Ewentualnie, że uciekłam z domu. Ehhh…

- Jak ty się tam w ogóle znalazłaś? – powiedział chłopak, zaczynając rozmowę – przecież tamtędy nikt nie chodzi!

- Nie spieszyło mi się do domu i chciałam wybrać niezatłoczone ulice.

- Ale żeby iść akurat tam?!

- Nie pomyślałam, że mogłoby się stać coś takiego –powiedziałam ze skruchą.

Znów nastało milczenie. Przerwałam je:

- Dziękuję.

- Za co?

- Nie udawaj. Gdyby nie ty, mogliby… nawet nie chcę myśleć o tym, do czego byliby zdolni się posunąć. Byłam głupia udając się tam.

Adam się zatrzymał. Spojrzał na mnie i powiedział:

- Obiecaj, że już nigdy nie będziesz chodziła takimi ulicami.

Popatrzyłam w jego ciemne, brązowe oczy.

- Obiecuję.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Zaskakujące mi się podoba oby tak dalej, zostawiam 5
  • Megi :3 12.02.2015
    Dziękuję :)
  • Amy 21.02.2015
    Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Miłe zaskoczenie. :) Jednak... ja na miejscu głównej bphaterki miałabym do Adama wiele pytań. Co takiego może zrobić tej czwórce? Dlaczego on szedł tą ulicą, skoro powiedział, że prawie nikt z niej nie korzysta? Może jak minie pierwszy szok, Veronica też zacznie się nad tym zastanawiać. :) Czytam dalej ;)
  • Sileth 21.02.2015
    Matko jakie ja mam zaległości... Tak to się kończy jak Internet nie działa >-< Ale co do rozdziału... Idzie ci coraz lepiej ^.^ Muszę cie pochwalić bo powtórzeń nie znalazłam :D zostawiam 5 ;)
  • Neli 30.06.2015
    Choć ---- > chodź
    Jaki kochany ten Adam!
    Ja się, kurde, pytam gdzie tu szacunek do kobiet?jakie bydło! 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania