Tak blisko - Rozdział 6
Na wstępie chciałam podziękować wszystkim osobom, które skomentowały poprzedni rozdział. Gdyby nie Wy pewnie nie wrzuciłabym kolejnej części (miałam dzisiaj bardzo zakręcony dzień i ledwo dobrałam się do komputera). Jeszcze raz dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania :D.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poszliśmy w ciszy w stronę jego domu. Żadne z nas nie potrafiło rozpocząć tematu. To milczenie nie było krępujące. Po prostu szłam i oglądałam kamienice. Były z tak zwanej „wyższej półki”. Nie chodziłam w te rejony Krakowa. Rzadko miałam czas na takie spacery. Albo byłam w szkole albo się uczyłam albo pracowałam. Nie było to po drodze do żadnych z tych miejsc.
W pewnym momencie Adam wyciągnął klucze z plecaka i zaczął otwierać bramę. Miałam teraz czas na przyjrzenie się budynkowi, pod którym się zatrzymaliśmy. Jest ogromny! Pamiętam, jak jeden z czwórki chłopaków, którzy mnie prześladowali, powiedział do Adama, żeby szedł do swojej willi. Nie podejrzewałam, że mówił serio, ale ten dom naprawdę można było nazwać tym mianem.
Zewnętrzne ściany były kremowe. Farba wyglądała na świeżą. Bez zacieków czy brudnych plam. Brązowe dachówki bardzo ładnie się z nimi komponowały. Przed domem rozciągał się ogród, a w nim huśtawka z drewna w kolorze ścian. By zapewnić odrobinę prywatności, całość otoczona była wysokim żywopłotem.
Przeszliśmy przez bramę i udaliśmy się ścieżką do domu. Chłopak otworzył drzwi i moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń. Sufit był bardzo wysoko, dlatego pomieszczenia sprawiały wrażenie dużych. Dom chyba był pusty. Jakby czytają mi w myślach, Adam powiedział:
- Rodziców nie ma w domu. Pracują do późna.
- Jesteś jedynakiem?
- Niestety tak – odrzekł i uśmiechnął się – chciałabyś się czegoś napić?
- Poproszę wodę.
Chłopak wziął szklanki i poszliśmy na górę do jego pokoju. Był bardzo sterylny. Wyglądał tak, jakby nikt w nim nie mieszkał. Miał niebieskie ściany i białe meble: białe biurko, krzesło, szafa, łóżko, sofa, półki, lampa i nawet laptop oraz pościel były tego koloru. Usiedliśmy na kanapie i wyciągnęliśmy książki do matematyki.
- Z czym masz największy problem? – spytał Adam.
- Chyba ze wszystkim.
- Nie dalibyśmy rady dzisiaj wszystkiego omówić. A nawet jeśli, to mało byś zapamiętała. Od czego chciałabyś zacząć?
- Hmmm… Może na początek równania?
- W porządku – uśmiechnął się. Jak dalej się będzie tak nieziemsko uśmiechał, to na pewno nic nie zapamiętam. Skup się, Veronica.
Przez dwie godziny wyjaśniał mi algebrę. Z całej siły starałam się uważać na to, co mówi. Nawet mi wychodziło. Muszę przyznać, że bardzo dobrze tłumaczy. Na sprawdzianie z tego działu na pewno pójdzie mi dobrze.
- Widzisz, to wcale nie jest takie trudne – powiedział na koniec.
- Jak się ma dobrego nauczyciela…
- Możemy się tak uczyć zawsze przed sprawdzianami z matematyki – zaproponował.
- Byłoby super. Chyba muszę się zbierać – nie chciało mi się wychodzić, ale nie mogłam na pierwszym spotkaniu nadużyć gościnności Adama.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba. Pójdę głównymi ulicami, naprawdę.
- A ja to sprawdzę – uśmiechnął się łobuzersko.
Komentarze (9)
- Z czym masz największy problem? – spytał Adam.
- Chyba ze wszystkim.
To tak jakbym słyszała samą siebie :) Czekam na kolejne części i zostawiam 5 :)
Podoba mi się postać Adama. Szkoda tylko, że jest taki... pospolity. Bogaty, przystojny... jak w większości romansideł :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania