Banalne wierszyki V (ona)
za oknem późna wiosna i zamieć z płatków owocowych
karmnik jest pusty i dziwnie cicho
aż kot osowiał i zwisa nieruchomym ogonem z parapetu
dzieci rosną szybko
robię chleb na drożdżach
młynarz mówi że to ostatnia mąka
w słowach tych jest obleśne puszczenie oka
i poprawienie spodni w kroku
bo pieniądze to nie wszystko
jest jeszcze ich brak
co będzie to prawie zawsze wybór
jak między rosołem a odnalezieniem miejsca
gdzie ta cholerna kura znosi jajka
które i tak nie doczekają wylęgu
dzieci rosną szybko
i jest w tym nadzieja na przyszłość
póki co nadal muszę rozrywać podbrzusze
zakasać kiecę bo rąk do pracy to u nas dostatek
są jeszcze palce do wytykania
i życzliwe serca z kamienia
w których następca Mojżesza
wyrył przykazania i dobre rady
które nigdy nie sycą
tylko karmią pogardą
szczaw i ozimina zielenią się drogą na skróty
i pierwsza koniczyna jak skrzepy wokół mojego łona
czerwona i biała
wracam od młynarza
bo dla chleba powszedniego...
bo dzieci twoje poznają smak łyka
gorzkiej mąki przydrożnych drzew
z których robią krzyże do kapliczek
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania