Pokaż listęUkryj listę

Merks i magiczny medalion: Wyrocznia, Trójkąt Mocy i podstępny czarownik / 4

– Paniczu, władca prosił, abyś natychmiast udał się do Wyroczni. – Wielki orzeł przenosił ciało z nogi na nogę i wcisnął dziób pomiędzy pióra na piersi.

– Daj mi chwilę. Muszę włożyć odzienie, bo właśnie szykowałem się na spoczynek.

Kron wstał z wielkiego, dębowego łoża, minął biurko i stanął przed czarną szafą. Wyjął ciemne okrycie i zarzucił na plecy. Przeszedł kawałek po czerwonym dywanie, pochwycił skórkowe trzewiki i wzuł na bose stopy. Popatrzył dokoła i zatrzymał wzrok na dużym, prostokątnym obrazie, przedstawiającym jelenia pośród drzew. Wzruszył ramionami i omijając czarną komodę, przystanął przed masywnymi drzwiami z wizerunkiem tygrysa na kamieniu. Westchnął, potrzepał rękoma i wyszedł na korytarz.

Dołączył do ptaka i ruszyli najszybciej, jak to było możliwe. Na twarzy chłopca malowała się radość i podniecenie. Szedł równym krokiem i miał wrażenie, jakby ten korytarz nie miał końca.

– Jesteśmy, panie – oznajmił Norek, kiedy stanęli przed drzwiami do komnaty Wyroczni.

– Niech wejdzie – rzucił Horn donośnym głosem.

Kron przeniknął przez przejście i wylądował przed obliczem brata, który podszedł do niego i objął ramieniem. Wyrocznia wyszła zza kotary, a jej powściągliwy wyraz twarzy, zmazał uśmiech z twarzy chłopaka w okamgnieniu. Kiedy napotkał smutny wzrok brata, wiedział już, że poległ i nie przekonał kobiety.

– Podejdź i usiądź obok mnie. – Wyrocznia przywołała go miękkim głosem i wskazała ręką na drewniany fotel. Błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, jakby szukała odpowiednich słów pośród ścian.

Horn zacisnął szczękę i zgrzytnął zębami. Podszedł do skołowanego milczeniem kobiety brata i położył mu dłoń na barku. Zacisnął palce i wypuścił drżący oddech.

Nastała niezręczna cisza. Kron obserwował płomienie na drwach w kominku. Kobieta wyglądała na nieobecną, a Kron wspierał brata bliskością. Żadne z nich nie spieszyło się, aby rozpocząć rozmowę. Po upływie dłuższej chwili Wyrocznia wstała, potarła dłonie i zrobiła kilka głębokich wdechów.

– Wezwałam cię tutaj, ponieważ to, co zobaczyłam w Panelu Podglądu, nie powinno mieć miejsca – przemówiła beznamiętnym głosem, krążąc wokół krzesła, na którym siedział chłopak. Przystanęła obok władcy i dodała: – Nie będę powtarzać tego, o czym zapewne wiesz i powiem wprost. Po raz ostatni odwiedziłeś wioskę i opuściłeś zamek bez niczyjej wiedzy.

– Chodzi o Zernę, prawda? – Kron spojrzał smutnym wzrokiem i wykrzywił usta z niezadowolenia.

Uniósł lekko pośladki, ale natychmiast powrócił do pozycji wyjściowej – Horn nie pozwolił, aby wstał. Serce łomotało mu w piersi, tępy ból ściągał rysy, a oczy się zaszkliły. Ciało zwiotczało, więc wsparł podbródek dłońmi, bo głowa przeważała do przodu.

– Musisz… – zawahała się. – Musisz zakończyć tę znajomość jak najprędzej. Jestem w stanie zrozumieć, co dzieje się teraz w twojej głowie i sercu, ale łamiesz zasady, które wytyczają panujące na zamku reguły – mówiąc to, uśmiechnęła się sztywno, jakby chciała powiedzieć: „To, co wyprawiasz, w ogóle nie jest zabawne”. Pomimo powagi, którą starała się uwydatnić, ściągając usta, od środka płonęła piekielnym ogniem, którego jęzory przybierały na sile.

– Kocham ją i planowaliśmy już nawet wspólną przyszłość – prychnął i przeniósł błagalny wzrok na brata, który stał jak kołek i milczał. – Nie będę już nawet pytał o żadne rozwiązanie, bo wiem, że takowe nie istnieje. – Przeniósł rozbiegane oczy na Wyrocznię i jęknął głośno pod nosem.

Zrobił minę nadąsanego dziecka i klepną otwartą dłonią w kolano. Spuścił oczy i przygryzł wargę. Wzruszył ramionami, jakby miał to gdzieś i zaczął obskubywać paznokcie.

Wyrocznia wytrzeszczyła oczy i uchyliła usta. Oczekiwała lamentu, zgrzytów i krokodylich łez. Bezbronne zachowanie chłopaka sprawiło, że poczuła wewnętrzną ulgę.

– W takim razie wszystko wyjaśnione i aby nie było za łatwo, masz zakaz opuszczania murów zamku do odwołania – dodała oschłym głosem i pogładziła go po drżącym policzku.

Ku zaskoczeniu wszystkich, Kron okazał się przeciwnikiem, który ma opóźniony zapłon i wybucha po czasie.

– Nie możesz mi tego zrobić! – wzniósł protestancki okrzyk, stanął na równe nogi i ruszył zamaszystym krokiem w stronę wyjścia. – Jestem wolnym człowiekiem i będę robił to, co chcę, czy ci się to podoba, czy nie! – Odwrócił głowę i spiorunował kobietę wzrokiem.

To wystarczyło, aby stoicyzm, jakim emanowała, wyparował i ustąpił miejsca furii. Zrobiła srogą minę i wyrzuciła ręce do góry – dygotała z nerwów.

Zamkowe ściany zadrżały, powiało chłodem, a dywan pod stopami Krona ożył i pociągnął zaskoczonego chłopaka pod oblicze Wyroczni. O dziwo ustał na chwiejnej powierzchni, ale kiedy tylko zawiesił wzrok na purpurowej twarzy kobiety, jakaś niewidzialna siła sprawiła, że padł na kolana i pomimo wysiłku, nie był w stanie wstać.

– Jak śmiesz podważać moje zdanie, smarkaczu! – ryknęła i odwróciła wściekły wzrok na Horna, który cały czas uparcie patrzył w podłogę i zagrzmiała: – Co tak stoisz, jak kołek?! Jak mogłeś nie zauważyć, że twój kochany braciszek przenika na stronę wroga?!

– Niby skąd? A ty? – wydukał i przełknął nadmiar śliny. Chciał stawić czoło kobiecie, ale strach wygrał z rozumem. Dygotał jak liść na wietrze, a kolana stroniły, jakby siedział na beczce. Bał się cokolwiek dodać, tym bardziej zasugerować.

– Zawiodłeś! – zrugała go i skupiła uwagę na unieruchomionym Kronie. – Pożałujesz tego – syknęła jadem. Uniosła rękę, pierścień na palcu rozbłysnął, a ciało Krona z wielką siłą uderzyło w ścianę; beknął i jęknął z bólu.

Nad głową chłopca ożyły rogi, które jeszcze do niedawna wisiały leniwie na ścianie i zakleszczyły poobijane ciało w mocnym uścisku – nie mógł poruszać rękoma, ani się bronić. Władca przerażony widokiem ruszył w stronę brata. Zrobił krok i zastygł bez ruchu z rękoma przed sobą. Nie mógł pomóc bratu, chociaż bardzo tego pragnął. Wodził jedynie wzrokiem i krzyczał w duszy.

– Przez takiego tępaka mogło dojść do złamania paktu! – warknęła Kronowi prosto w pergaminową twarz, aż mu się włosy najeżyły u nasady skóry. – Nie dopuszczę do ponownego zbudzenia Hestionów, rozumiesz?! Nie chcę wracać do tego, co było i walczyć z kolejną miłostką! W tamtej straciłam wiele! Zbyt wiele! – Oblizała wysuszone wargi i sapnęła głośno. Gałki oczne patrzyły we wszystkich kierunkach. Nie potrafiła zapanować nad koordynacją widzenia i skupić źrenic na jednym punkcie.

– Zrobię, co zechcę – rzucił Kron łamliwym głosem, walcząc z tworem, który zacieśniał uścisk. – Zrezygnuję z miana księcia, opuszczę zamek i poślubię Zernę – dopowiedział zgryźliwym tonem i posłał kobiecie chłodne spojrzenie spod rzęs. Był zbulwersowany.

– Nie powielisz błędu ojca! Dopilnuję tego! – rzuciła i poczęstowała chłopaka grymasem rozdrażnienia. – Będziesz dumnie stał u boku brata i godnie reprezentował nasze obyczaje, rozumiesz?! Przez tyle lat panowała harmonia i nadal będzie. – Przykucnęła przed skrępowanym chłopakiem i rozciągła usta w krzywym uśmiechu. – Dopóki nie zmienisz zachowania i nastawienia do tego, co masz, będziesz o każdej porze dnia i nocy czuł mój oddech na szyi.

Kron zaprzestał szamotaniny i spotulniał jak baranek. Nie miał szans, aby pokonać poroże rażone urokiem Wyroczni. Z drugiej strony takim zachowaniem demonstrował porażkę i zgodność z jej decyzją. Zacisnął zęby, wziął głęboki oddech, wyprężył to, co mógł i ponowił próbę walki. Im bardziej napierał, tym poroże mocniej zaciskało okowy wokół walczącego ciała. Chciał coś powiedzieć, ale nie umiał wydusić słowa, jakby połknął język.

– Hornie, dopilnuj, aby twój brat nigdy nie opuścił granicy i w twoim interesie leży również, aby związek z chłopką został kategorycznie zakończony. Sanyra zrobi wszystko, aby byli razem – oświadczyła jednym tchem i uwolniła mężczyznę spod uroku paraliżu.

– Złamałaby pakt? – spytał Horn z niedowierzaniem w głosie, po czym podbiegł do brata i próbował rozgiąć pułapkę.

– Zostaw – rzuciła już spokojniejszym tonem i pstryknęła palcami. Rogi rozgięły się i powróciły tam, skąd przybyły, zwracając chłopakowi wolność.

Kron wzniósł ciało z podłogi i próbował dojść do najbliższego krzesła. Niestety nogi nie miały zamiaru współpracować i uciekały na boki. Horn podał mu pomocne ramię i pomógł usiąść.

– Sanyra w takiej sytuacji, nie będzie baczyć na pakt. Już zapomniałeś, jak romansowała z twoim ojcem. Historia zatacza koło – fuknęła. – Nigdy do tego nie dopuszczę, rozumiesz? – Wzruszyła ramionami, po czym odwróciła się do władcy plecami. – Straż!

– Tak, pani – zagadnął jeden z dwóch przybyłych.

– Zaprowadźcie Krona do komnaty i pilnujcie, aby jej nie opuścił. Jutro wydam więcej rozporządzeń.

Obstawili chłopaka, który nie stawiał oporu i opuścili pomieszczenie.

– Muszę to ukryć, muszę – powtarzała Wyrocznia, drepcząc po komnacie.

Horn zerknął na nią spode łba i wykrzywił usta z niesmakiem. Zawsze, gdy tak krążyła, nad Zerytor nadciągały czarne chmury.

– Dlaczego tak panikujesz? – Horn podszedł do niej i otoczył ramieniem. – Chodzi o Hestiony, czy o to, że Kron stwarza problemy?

Położyła maleńką dłoń na jego i ścisnęła delikatnie. Niby mały gest, a wywołał delikatny uśmiech na twarzy mężczyzny. Przywarła do niego, szukając ukojenia, jednak ten chwilowy spadek formy nie trwał długo i już po chwili odstąpiła.

– Hestiony – wydukała. – Nie mam na tyle mocy, aby sobie z nimi poradzić. Nienawidzę tych stworów i dobrze o tym wiesz. – Przygryzła wargę i wsparła ponownie głowę na torsie mężczyzny, obejmując mocno rękoma w pasie. – Pół życia spędziłam w obskurnej jaskini, mając te istoty za jedyne towarzystwo. Wśród artefaktów, które posiadam, nie ma nic, co mogłoby nimi pokierować. Twój ojciec wykradł jedyną rzecz, która panowała nad ich mocami i podarował Sanyrze. Codziennie pluję sobie w brodę, że jakieś licho podkusiło mnie i zdjęłam medalion z szyi. Aron okazał się bystrzejszy, niż myślałam. Jak to mówią, pozory mylą.

– Kto by pomyślał – mruknął i wtulił ukochaną mocniej w ramiona.

Rozkoszował się jej ciepłem i chłonął kobiecy zapach przez szeroko rozwarte przegrody nosowe.

– Idź już – poprosiła cichym głosem. – Muszę pomyśleć w samotności. – Wyswobodziła kruchą posturę z uścisku i zniknęła za kotarą.

Horn zawrócił na pięcie i wyszedł. Kiedy wylądował na korytarzu, ruszył prosto do swojej komnaty – Midor już na niego czekał.

– Dobrze, że jesteś – odcharknął nadmiar śliny i usiadł na skraju łóżka. – Kron został ukarany i nie może opuszczać komnaty bez pozwolenia. Nakaż ludziom, aby go dobrze pilnowali. Wyślij paru strażników do wioski, aby dyskretnie obserwowali Sanyrę. – Pokręcił głową i położył dłoń na zmarszczonym czole; wyglądał na przygnębionego.

– Tak jest, panie.

– Podwój straże na granicy i nakaż wypuścić wszystkie zwierzęta z lewego sektora. Niech twoi ludzie zaczną budowę wysokiego muru po całej długości granicy i pozostawią mały przesmyk w okolicy Tunelu Przejścia, po czym dobrze go zamaskują, rozumiesz? – oznajmiał, patrząc głównemu strażnikowi prosto w czarne oczy.

– Zrozumiałem, panie.

– Co wieczór po kolacji oczekuję od ciebie raportu. Rano udaj się do Wyroczni po dzban widoczności, który umożliwi kontakt ze strażnikami, których wyślesz do wioski. – Zmarszczył brwi i wsparł głowę na rękach.

– Tak jest.

– Przyślij do mnie Norka i nie wpuszczajcie nikogo obcego do zamku bez mojej wiedzy. Możesz odejść – dodał i odprawił słuchacza ruchem nadgarstka.

– Tak jest, panie. Zaraz wydam odpowiednie komendy – rzekł i opuścił pomieszczenie.

***

 

– Wszyscy mieszkańcy wioski już wiedzą o związku Krona z Zerną – rzucił Galar i przycupnął. – Weź to, pani, a ujrzysz wszystko, czego się dowiedziałem.

Nie zwlekając, Wyrocznia pochwyciła w palce sierść, która spoczywała w wyciągniętej łapie pantery, otworzyła Panel Podglądu i wrzuciła w falującą dziurę zwierzęcy kłak.

Obraz rozjaśniał, wyostrzył zarys i zachęcał do oglądania.

– Witaj koteczku – oznajmił Galar i oblizał pyszczek. – Podejdź do mnie.

Czarno-biały kot, gdy tylko zorientował się, kto do niego przemówił, najeżył grzbiet i zaczął uciekać. Niestety czarna pantera była szybsza i zwinniejsza. Pochwyciła futrzaka silnymi łapami i przycisnęła mocno do ziemi.

– Wiem, że należysz do Sanyry, więc opowiesz mi wszystko na temat dziewczyny, która u niej pracuje, zrozumiałeś, sierściuchu?

– Nic ci nie powiem, brutalu – odpyskował kot i znieruchomiał. Przymknął oczy i zaczął drżeć.

– Powiesz! – ryknął Galar i pomerdał ogonem. – Zastanów się dobrze, bo przestanę być miły i nie zostanie z ciebie nawet futerko. – Wytrzeszczył ślepia. – Kim jest ta chłopka?

– La li, la li…

– Przestań i zacznij współpracować, pchlarzu! – warknął, zmarszczył mordkę i obnażył śnieżnobiałe zęby.

– No dobra, już mówię. – Kot wlepił zlęknione spojrzenie w ostre kły napastnika. – To sierota, którą pani przygarnęła, dając kąt i strawę w zamian za pomoc.

– Widziałeś tutaj kiedyś panicza Krona?

– Tak – wydukał cichutko, podrygując ze strachu. – Przychodzi dwa razy w tygodniu od paru miesięcy do naszej kochanej Zerny. Jest bardzo miły i gdybym nie wiedział, nigdy bym nawet nie pomyślał, że może pochodzić z tak zaborczej rodziny.

– O czym rozmawiali? – Galar docisnął kota do podłoża i wystawił ostre pazury. Szybko tracił cierpliwość, kiedy coś nie szło po jego myśli. Kluczący z odpowiedziami pupil Sanyry, podnosił mu ciśnienie.

– Jak to zakochani, o przyszłości, wspólnym życiu i… – przerwał nagle, jakby było coś, o czym nie powinien wspominać.

– I co? – Pantera przybliżyła zębiska bliżej zlęknionej mordki ofiary, a zwierzak przełknął głośno ślinkę.

– Wspólnie z Sanyrą szukali rozwiązania, jak ominąć zapis Wyroczni, o nie mieszaniu królewskiej krwi z pospólstwem – wydukał przez ściśnięte gardło piskliwym głosem.

– Co wymyślili? – Galar oblizał ślinę, która zebrała się na koniuszkach zębów.

– W zasadzie, to nic. Panicz miał porozmawiać z bratem i poprosić Wyrocznię o zgodę na ślub.

– Co było dalej?

Galar potrzepał uszami, bo przyczepiła się do niego mucha i bzyczała, dekoncentrując agresora.

– Gdyby Wyrocznia odmówiła, Sanyra obiecała, że teleportuje zakochanych gdzieś w nieznane, zwłaszcza że Zerna była przy nadziei.

– Dziecko, to niemożliwe! – Galar postawił uszy w sztorc; owad odleciał. – Tak czy siak, w zaistniałych okolicznościach pakt został złamany.

– Jeszcze nie, głupku – fuknęła ofiara. – Nie wzięli ślubu.

Futrzak ewidentnie z niego drwił, a słowa wypowiadał z sarkazmem.

– Nie wnikajmy w szczegóły – rzucił oburzonym tonem i przejechał pazurem po brzuchu schwytanego, który pomrukiwał z niezadowolenia.

– Sanyrze nie zależy na pakcie. – Podjął próbę czmychnięcia spod włochatych i ciężkich łap pantery; bezskutecznie. – Żyznej gleby jest za mało, aby wykarmić żyjących w wiosce ludzi i coraz trudniej zdobyć pożywienie. Teleportuje kobiety, dzieci i starszyznę na inną planetę, a mężczyźni pozostaną, aby walczyć ze złem i chronić tę część krainy przed zgubą i całkowitym zniszczeniem.

– Kiedy ma nastąpić to przeniesienie?

– Z tego, co wiem, już spora grupka mieszkańców została odesłana w nieznane. Zostało parę osób, które mają wątpliwości – odpowiedział i zerknął w rozszerzone źrenice oprawcy. Były czarniejsze od smoły.

Galarem wstrząsnął spazm, a z rozdziawionego pyska zaczęła ściekać ślina, wprost na przestraszonego kota.

– Zaraz… zaraz. – Pantera przymrużyła powieki. – Jakim cudem udało się dokonać teleportacji, skoro Nóż Przenosin spoczywa na spodzie szafy w komnacie Wyroczni? – Podrapał pazurem po głowie, jakby intensywnie rozmyślał nad tym, co usłyszał.

– Skąd ta pewność? – prychnął głośno kot. – Nie wiem, czy wiesz, ale cuda się zdarzają. Kiedy twoja pani ostatnio sprawdzała, czy nóż nadal tam leży, co?

– Jesteś nadzwyczaj pewien siebie i tego, co mówisz. – Galar cofnął łapy i uwolnił ofiarę spod ich ciężaru. Wyszczerzył zęby, ryknął, uskoczył i zniknął za pobliską chatą.

Obraz w Panelu Podglądu zawiesił pracę, po czym zgasł i zniknął w ścianie. Wyrocznia nakazała straży, aby zawołali władcę, po czym usiadła na fotelu i oparła ręce na poręczach. Galar przeciągnął stygnące mięśnie i uwalił cielsko przed kominkiem.

Po chwili do komnaty wkroczył Horn. Był w nieładzie. Koszula niedopięta, spodnie trzymał w garści, a włosy wyglądały, jakby poraził go piorun.

– Co tym razem, że każesz straży wyciągnąć mnie z łóżka i to jeszcze w takim pośpiechu? Zdążyłem zasnąć – rzucił poirytowanym głosem.

Kobieta zaczęła opowiadać, co widziała w Panelu Podglądu. Jej uwadze nie umknął umięśniony i owłosiony tors pana. Wsadziła palec do buzi i spojrzała na niego zalotnie.

– Noża też już nie mamy – prychnął, dopiął pasek i usiadł na krześle.

– Tak, schowek jest pusty. – Pokazała czarną, prostokątną skrzyneczkę i pomachała nią przed nosem pana.

Horn wybuchnął śmiechem z bezsilności, który rozszedł się migiem po komnacie. Wyrocznia usiadła na fotelu i patrzyła na rozbawionego pana.

– Norek! – wrzasnął ile sił w płucach, nie przestając cieszyć buzi. – Przyprowadź Krona, szybko!

***

 

W tym samym czasie Kron krążył po komnacie i rozmyślał, jak uciec z zamczyska, w którym roiło się od strażników – nic nie przychodziło mu jednak do głowy. Opadł bezwładnie na łóżko i próbował zebrać na szybko myśli. Wstał, usiadł przy biurku, pochwycił kartkę, ptasie pióro i mocząc je w czarnej mazi, nakreślił kilka słów, po czym zgiął papier i wsadził do kieszeni spodni.

Olśniło go niespodziewanie, a na posępną twarz powrócił uśmiech. Przypomniał sobie, jak w dzieciństwie śledził ojca, który opuszczał mury zamku, korzystając z ukrytego przejścia w swojej komnacie.

Stanął na równe nogi i podbiegł do drzwi. Uśmiechnął się krzywo, a oczy rozbłysły jak pochodnie. Podskoczył nawet, zanim zabrał głos.

– Muszę iść do komnaty ojca. Nie mam nic do czytania – oznajmił stanowczym tonem; drzwi stanęły otworem.

Ruszył w asyście dwóch strażników – szli tak blisko, że niemal deptali mu po piętach. Po wejściu do środka Kron rozświetlił pomieszczenie świecą wziętą od strażnika i zawiesił wzrok na starej, niedomkniętej szafie, gdzie wisiały jeszcze ubrania ojca. Powiódł źrenicami na przykryte czerwoną narzutą łóżko oraz beżowy dywan, przykrywający całą podłogę. Następnie na kamienne ściany, osłonięte gdzieniegdzie makatami z wizerunkami dzikich kotów. Wzruszył ramionami i podszedł do wielkiego regału, wypełnionego po sufit przeróżnymi księgami. Obok niego była goła ściana, oświetlona blaskiem księżyca.

Wyglądała zwyczajnie, lecz po dokładnym otaksowaniu, można było zauważyć mały, wyłupany odprysk na gładkiej powierzchni. Nie zwlekając dłużej, umieścił tam mały palec, po czym zniknął. Wylądował po drugiej stronie w przewiewnym, ciemnym korytarzu. Odpalił świecę, która zgasła podczas przenosin i stał tak chwilę, pozwalając oczom przywyknąć do innego oświetlenia, po czym ruszył przed siebie ostrożnym krokiem. Drżał z zimna i czuł na plecach podmuchy chłodnego wiatru. Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu Sanyry, aby zobaczyć Zernę. Fakt był jednak taki, że czekała go bardzo długa droga podziemiami.

***

 

– Dlaczego stoicie przed komnatą nieboszczyka Arona? – zagadnął Norek, który człapał właśnie po Krona. Otworzył szeroko dziób i przechylił głowę, ślepiąc oczyma na czerwone postacie, które miał przed sobą.

– Panicz przyszedł po coś do czytania – oznajmił niskim głosem jeden ze strażników.

– Paniczu, brat prosi o szybkie przybycie do Wyroczni! – poinformował Norek i przystawił łebek bliżej drzwi w celu nasłuchiwania.

W komnacie panowała kompletna cisza. Ptak słyszał jedynie swój przyspieszony oddech i jak pchły skaczą pomiędzy piórami.

– Paniczu! – zawołał głośniej, a echo poniosło głos w każdy zakamarek zamkowych korytarzy.

Odpowiedziało mu milczenie, więc uchylił drzwi i wsadził ostrożnie głowę do środka. Wytężył wzrok w poszukiwaniu ludzkiej sylwetki, ale kiedy nie dostrzegł panicza wśród półmroku, wkroczył do środka, a strażnicy podążyli za nim.

Komnata była pusta – ani śladu Krona. Norek nastroszył pióra i zwąchiwał w powietrzu, przemierzając pomieszczenie wzdłuż i wszerz. Nie natrafiwszy na żaden ślad, wybiegł na korytarz i ruszył do komnaty Wyroczni. Po dotarciu, na miejsce i uzyskaniu pozwolenia na wejście, wyjaśnił zaistniałą sytuację. Horn natychmiast wybiegł z pomieszczenia, jakby goniło go stado wściekłych wilków.

Przez całą drogę bełkotał pod nosem i wymachiwał rękoma jak chłop cepem.

Na miejscu zastał strażników, którzy nadal przeszukiwali komnatę. Kiedy zażądał wyjaśnień, wzruszali jedynie ramionami i przewracali oczyma, nie potrafiąc wyjaśnić, jakim cudem panicz zapadł się pod ziemię.

– Tutaj musi być jakieś wyjście. Znajdźcie je! – ryknął i zaczął macać wszystko, co napotkał po drodze. Zaciskał szczękę i wymachiwał rękoma. Uderzył strażnika w głowę i odepchnął, kiedy tamten zaglądał do szafy. – Tutaj już patrzałem! Sprawdź tamten regał!

– Wyjść! – krzyknęła Wyrocznia i przeszła obok grzebiącego w księgach strażnika. Podeszła do władcy i złapała zdenerwowanego mężczyznę za rękę. – To nie ich wina, że uciekł. Zaraz go znajdziemy.

Uniosła dłoń na wysokość brody i zrobiła kółeczko w powietrzu. Pierścień rozświetlił pomieszczenie białym światłem i wystrzelił promień na przeciwległą ścianę. Uśpiła sygnet, popchnęła Horna i razem podeszli do wskazanego miejsca. Przyłożyła palce do gładkiej powierzchni i zaczęła macać. Zatrzymała czynność na małym wgłębieniu i wcisnęła tam palec.

Ściana zafalowała, a kobieta wiedziała już, że ma przed sobą ukryte przejście. Zawołała wygonionych strażników i kazała im iść przed siebie, prosto na ścianę – zniknęli z pola widzenia.

– Tym go zatrzymasz, prędko. – Zdjęła pierścień i włożyła na najmniejszy palec władcy. Poklepała go po ramieniu i patrzyła, jak znika.

Postała jeszcze chwilę i opuściła komnatę.

***

 

Kron szedł od dłuższego czasu ciemnym tunelem, nie zwalniając kroku. Podejrzewał, że prędzej czy później znajdą przejście i podążą za nim. Nie wiedział, gdzie obecnie przebywa i jak daleko jeszcze do wioski. Sapał ze zmęczenia, chłonął łapczywie powietrze i nie mogąc zapanować nad drżącym z zimna ciałem, przystanął na chwilę i usiadł na zimnym piasku. Wsparł plecy o skalną powierzchnię i zamknął oczy. Kiedy chłód i zgrabiałe palce dawały o sobie coraz mocniej znać, wstał i ruszył w dalszą drogę. Rozgrzał dłonie płomieniem ze świecy i z szerokim uśmiechem na ustach zaczął gnać przed siebie ile tchu.

Wąski tunel nie miał końca, a nogi i płuca odmawiały posłuszeństwa. Po bardzo długim czasie dostrzegł blade światło, mieniące się w oddali. Słyszał, jak echo niesie nawoływania strażników i wrzaski brata – byli blisko. Resztką sił dotarł do wylotu i przecisnął sforsowane ciało przez bluszcz i inną winorośl. Zmrużył oczy, bo promienie słońca raziły przywykłe do szarości źrenice. Cała noc zleciała, jak z bata strzelił, ale na szczęście wioska była już niedaleko. Kawałek przed nim na zielonej łące Sanyra zbierała zioła. Kiedy wyłapał jej postać, zaczął biec jeszcze szybciej. Cały czas słyszał odgłos kroków, goniącego go brata – niemal czuł jego lodowaty oddech na szyi i widział wściekłość w oczach.

– Sanyro! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę kobiety. Machał rękoma uniesionymi wysoko nad głową i patrzył pod nogi, aby nie upaść na nierównej powierzchni.

– Gdzie tak pędzisz?! Stało się coś?! – Wyprostowała plecy i obserwowała, jak zbiega ze zbocza z językiem na brodzie. Zachodziła w głowę nad tym pośpiechem, a trawa, którą trzymała w ustach, wypadła, kiedy szerzej rozchyliła wargi.

Kiedy wzniosła wzrok ponad Korna, dojrzała wrzeszczącego i nawołującego brata władcę, oraz dwóch strażników. Od razu zrozumiała, dlaczego tak mknie i ruszyła mu naprzeciw.

– Ukryj to – wydukał, kiedy dotarł do kobiety. Horn wrzeszczał w oddali i wyzywał brata od najgorszych. Ten jednak zbagatelizował groźby i spojrzał staruszce głęboko w oczy, dodając sapliwym głosem:

– Nakreśliłem kilka słów wyjaśnienia i chcę cię prosić, abyś przekazała ten list mojemu dziecku, kiedy skończy czternaście lat, nie wcześniej. Do tego czasu, niech dorasta w przekonaniu, że umarłem. Powiedz Zernie, że bardzo ją kocham, bo jak widzisz, chyba nie zdołam jej tego powiedzieć osobiście. Uciekajcie stąd jak najszybciej. Wyrocznia wie o wszystkim i na pewno ją zgładzić.

– Stój! – ryczał władca. – Nie zdołasz mi uciec! – Był już bardzo blisko celu.

Kron uśmiechnął się krzywo do kobiety i pobiegł dalej. Władca przystanął niedaleko Sanyry, uniósł rękę do góry i wystrzelił z pierścienia białą smugę światła w kierunku uciekającego brata – stanął i zastygł bezruchu.

– Odstąp kobieto i idź, gdzie masz iść! – nakrzyczał na ducha winną Sanyrę i podbiegł do brata. – Jeszcze jej mi tutaj brakowało – zaburczał pod nosem.

Sanyra pochwyciła koszyk wypełniony ziołami i ruszyła szybkim krokiem wprost do wioski. Odwracając od czasu do czasu głowę, widziała, jak strażnicy niosą sparaliżowane ciało Krona i słyszała, jak władca psioczy i wymachuje rękoma. Później nastała cisza. Zniknęli za skałami.

– Zerna! Musimy uciekać! – krzyknęła, gdy była już dość blisko swojej chaty.

– Dlaczego? – spytała, zaskoczona podniesionym głosem staruszki kobieta i wstała ze schodów, na których siedziała.

– Władca złapał Krona, kiedy ten biegł, aby ostrzec nas przed Wyrocznią – oznajmiła jednym tchem, objęła zdębiałą Zernę ramieniem, po czym weszły do chatki. – Jak podejrzewałyśmy, Wyrocznia nie wyraziła zgody na wasz związek, a Kron już raczej nigdy nas nie odwiedzi.

– Co ja mam teraz zrobić? – wybuchła głośnym płaczem i skryła twarz w dłoniach.

– Nie czas teraz na lament, Zerno. – Sanyra objęła zrozpaczoną kobietę. – Musimy zabrać to, co mamy spakowane i jak najszybciej dołączyć do tych, którzy są już bezpieczni na innej planecie.

– Masz racje. – Przestała łkać, otarła łzy i ruszyła za staruszką. Serce krwawiło, rozpacz miażdżyła żebra, ale miała jeszcze dla kogo żyć i postanowiła nie okazywać tego, jak bardzo żałuje, że będzie musiała wychowywać dziecko bez wsparcia i miłości ukochanego.

Pochwyciły cztery, czerwone worki, które czekały na ten właśnie dzień w sieni i nie oglądając się za siebie, ruszyły pod stary, rozłożysty dęb.

– Uciekacie? – zapytał siwowłosy staruszek, wychodząc zza rogu kamiennej uliczki.

Obładowany bochnami chleba mężczyzna zawiesił ciekawskie spojrzenie na bladych twarzach kobiet.

– Musimy, nie mamy wyjścia – Sanyra wsparła ręce na pasie i zaczęła wyrównywać płytki oddech.

– Mogę z wami? Taki stary zniedołężniały i tak się tutaj na nic nie przydam.

– Chodź, tylko szybko – rzuciła i spojrzała w brązowe oczy staruszka spod przymkniętych powiek.

Po krótkim marszu dotarli na miejsce i stanęli w cieniu rzucanym przez olbrzymie drzewo. Sanyra wyjęła zza pazuchy Nóż Przenosin, wbiła w pień, przekręciła w miarę możliwości i cofnęła dłoń. Nóż zaczął drżeć i wnikać coraz głębiej w powierzchnię, co spowodowało pęknięcie i powstanie szczeliny. Z wnętrza rozbłysło zielone światło, tworząc coś na podobieństwo falującej wody. Podmuchy wiatru wzburzyły łagodny nurt i wywołały silną falę, która porwała całą trójkę gapiów w swoje odmęty. Nóż został wyszarpnięty z drzewa i podążył za resztą – przejście zostało zamknięte, a uszkodzony pień powrócił do poprzedniej postaci.

TERAŹNIEJSZOŚĆ

 

– Zaprowadziłeś mojego brata do lochów, jak kazałem? – zagadnął Horn.

– Tak, panie. Zamknięty na cztery spusty – oznajmił Norek i stanął za nim.

– Chodźmy w końcu, zanim córka wpadnie w szał i zepsuje całą imprezę urodzinową. – Zarzucił poła płaszcza i wyszli z komnaty.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • MKP 8 miesięcy temu
    "Dołączył do ptaka" - czytałem 3 razy, ale nie wiem do jakiego on ptaka dołączył...

    "Kron został wciągnięty do wnętrza komnaty, zanim zdążył powiedzieć a." - trzeba to "a" jakoś wyróżnić: może w cudzysłów?

    "prychnął i przeniósł błagalny wzrok na brata, który stał z boku ze spuszczoną głową i milczał." - troszkę ten brat tam się tak nagle pojawia z nikąd. Może warto rzuć wzmiankę przy pierwszym opisie Wyroczni, że ten brat już tam był.

    "Wyswobodziła się z jego uścisku i odstąpiła, robiąc przestrzeń.' - wystarczy samo odstąpiła.

    "pobliżu Tunelu Przejścia pozostawcie małe, dobrze ukryte przejście, rozumiesz?" - wiem, że pierwsze to nazwa ale jakby tak drugie przejście wymienić na przesmyk, szlak itp...

    Przyzwoicie napisane, tylko dialogi trochę - moim zdaniem - drewniane, mało w tym emocji, albo chociaż ich opisu. Taki odczucie; zobaczymy po kilku częściach. 😉
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Dziękuję za szczerą opinię. Przejrzę tekst i poprawię tu i ówdzie. Na początku dialogi rzeczywiście są mało wyraziste, ale wszystko da się naprawić i rozwinąć, właśnie dzięki takim radom. Najdłuższy komentarz jaki dostałam, który uczulił moje oczy na kolejne błędy, które popełniam. Brat był w komnacie, ale jeszcze się upewnię, czy rzeczywiście. Pozdrawiam :)
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Ptak, to ten orzeł - Norek.
  • MKP 8 miesięcy temu
    Ok:)
    Niestety jak się wpadnie na czwartą część, to czasami i głupotę się palnie😉
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Spoko.
  • MKP 8 miesięcy temu
    Tip

    Jak odpisujesz na komentarz to kliknij "odpowiedź" pod komentarzem. Wtedy autor tegoż komentarza ma powiadomienie 😉
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    MKP, Ok, zapamiętam sobie. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania